czwartek, 27 sierpnia 2015

1.20 'Ucieczka'



W pomieszczeniu zapadła cisza zakłócana jedynie charkotem rozwścieczonego smoka oraz trzaskaniem powoli rozkruszanej pod olbrzymimi łapami ściany. Zza wrót słychać było pokrzykiwania żołnierzy; Dannar, nie czekając na reakcję innych, podbiegł do głównych drzwi i zaryglował je, nim kolejni dragoni zdążyli wedrzeć się do sali.
Hakim Hal, widząc to, zmrużył oczy.
– Po czyjej jesteś stronie, synu Landara? – zapytał, ruszając powoli w jego stronę.
– Po stronie zwycięzców – odparł, posyłając magowi przewrotny uśmiech.
– Dobrze więc – odrzekł mężczyzna, opuszczając ręce. – Zginiesz razem z innymi.
Hakim Hal błyskawicznie obrócił się na pięcie i wyrzucił przed siebie dłonie, kierując palce w stronę głowy smoka. Nocna Furia ryknęła ogłuszająco i oderwała łapy od ziemi, rzucając łbem na prawo i lewo. Althea też to poczuła – mag zamierzał ponownie przejąć kontrolę nad zwierzęciem, choć nie szło mu to najlepiej. Czym prędzej zebrała w dłoniach świetlistą, błękitną kulę, po czym posłała w kierunku mężczyzny. Mag w ostatniej chwili zorientował się, że zaraz zostanie zaatakowany, toteż odskoczył na bok. Siła wybuchu zaklęcia sprawiła jednak, że nawet sama czarująca została odrzucona do tyłu. Nocna Furia ponownie ryknęła, opadając na łapy i zanurzając łeb w potężną chmurę kurzu powstałą po zaskakującym ataku elfki.
– Uciekamy stąd! – krzyknął Iluviel do Brona i stojącego nieopodal Dannara, pośpiesznie przejmując dowodzenie.
Podbiegł do podnoszącej się z ziemi Althei, brutalnie złapał ją za ramię i pociągnął do siebie. W tej samej chwili tuż obok niego pojawił się ogromny pysk smoczycy. Elf zamarł, widząc błękitne, zmrużone w furii oko, a także czując odór krwi ulatujący z paszczy. Nigdy nie należał do osób szczególnie oddanych wierze, jednak nagle przypomniał sobie słowa modlitwy, którą zaczął pospiesznie recytować w myśli.
– Nocna Furia musi oczyścić nam drogę do stajni, inaczej możemy nie mieć szans! – zawołał Dannar, a to jakby otrzeźwiło skołowaną Altheę.
Dziewczyna dotknęła czarnych łusek i nieznacznie skinęła głową. To wyraźnie uspokoiło bestię, bo przestała się marszczyć i wyprostowała się, patrząc na grupę z góry. Biła od niej nieufność, jednak ta ostrożność nie obejmowała jej pani. Chwilę później odleciała przy akompaniamencie głośnych rozkazów zestrzelenia wrogiego stwora.
– Jeżeli chcemy mieć jakąś szansę, ruszajmy! – krzyknął zniecierpliwiony Dannar. Wyciągnął rękę w kierunku Althei, ale dziewczyna jedynie zmiażdżyła go wzrokiem i wyprostowała się, nieczule odtrącając oferowane ramię. Wojownik nie skomentował tego; otworzył niewielkie drzwi i ruszył jako pierwszy wgłąb delikatnego półmroku.
Hakim Hal obserwował ich, jak odchodzili. Nie zamierzał ich łapać – jeśli zrobią to za niego dragoni, będzie zadowolony. Jeśli nie, pościg stanie się jeszcze ciekawszy niż sądził. Zresztą nie umiał ukrywać nawet przed sobą, że ta młoda, nierozważna dziewucha ze wsi wraz ze smokiem zaintrygowali go na tyle, by pozostawić tę dwójkę przy życiu odrobinę dłużej.
Mag odwrócił się i spojrzał na wielką dziurę w północnej ścianie – pozostałość po witrażu. Tak, zaprzestanie pościgu to dobra decyzja. Miał tylko nadzieję, że jego nowy obiekt zainteresowania nie umrze zbyt szybko. Moc, która go przepełniała, była zabójcza dla niego, a co dopiero dla tak niedoświadczonej duszyczki.
Mężczyzna usiadł na schodach prowadzących na podwyższenie i czekał na rozwój wydarzeń, zbierając siły na ponowne spotkania – niekoniecznie ze zbiegami i wojskiem.

Korytarz, jakim prowadził ich Dannar, zdawał się nie mieć końca. Pochodnie były przytwierdzone do ścian jedynie gdzieniegdzie, co kazało zbiegom sądzić, że uciekali przejściami dla służby.
Nagle Bron potknął się i upadł z głuchym stęknięciem. Althea czym prędzej przypadła do przyjaciela, by pomóc mu się podnieść, pytając się cicho, czy nic mu się nie stało. Dannar zatrzymał się i odwrócił, machając ręką na młodzieńca, by się zebrał.
– Jeżeli zginiemy przez twoją niedołężność, będę nieźle wkurzony – warknął nieprzyjemnie, zerkając na ciemności rozciągające się za nimi.
Nikt nie zareagował na komentarz Dannara, co wojownika nie zdziwiło zbyt mocno. Podejrzewał, że od teraz ich dialogi zostaną ograniczone do minimum, a jeżeli uda im się zbiec poza mury Hakim Hala, prawdopodobnie spróbują go zabić, tak na zaś, dla zasady.
Już nie mógł się doczekać, aż spróbują.
Po chwili znów biegli wąskim korytarzem. Droga ciągle zakręcała i kluczyła między kolejnymi skrzydłami zamczyska, aż w końcu natrafili na niewielkie drzwi. Prowadzący grupę młodzieniec czym prędzej pchnął skrzydło i wbiegł do pomieszczenia owianego słodkim zapachem siana, końskiego potu oraz skóry.
Mijali w pośpiechu kolejne boksy, aż na końcu, niedaleko wejścia, stały osiodłane konie, nerwowo grzebiące kopytami w ziemi i rżące ze zdenerwowania za każdym razem, gdy z zewnątrz dobiegały je niepokojące dźwięki.
Althea na widok znajomego siwka odetchnęła z ulgą. Na szczęście o zwierzęta nie musieli się martwić – wojsku zawsze dodatkowe grzbiety się przydadzą, a ich konie należały do wytrzymałych ras.
– Nie ma czasu na czułości, musimy ruszać! – krzyknął zdenerwowany Dannar, widząc uśmiechniętą Altheę delikatnie gładzącą czoło ukochanego ogiera.
Elfka zmiażdżyła młodzieńca wzrokiem i wsiadła na siodło. Rozejrzała się po pozostałych, ale prócz ich wybawiciela wszyscy już byli gotowi do drogi.
– A co z tobą? – zapytała Dannara, przytrzymując drepczącego w miejscu Escuduro.
Dannar uśmiechnął się czarująco.
– A więc jednak się mną przejmujesz! – zawołał.
– Najpierw nas ratujesz, a po wszystkim nie jedziesz? To podejrzane – wytknął Bron, przystając obok przyjaciółki i patrząc na Dannara z góry.
– Dołączę do was za chwilę – mruknął. – Mój koń stoi w innej stajni, a służba nie mogła tutaj przyprowadzić Armelliano, bo to wzbudziłoby wątpliwości wśród patrolujących mury dragonów.
Dannar podszedł do wrót i otworzył jedno ze skrzydeł, by wypuścić jeźdźców. Zanim Althea zdążyła wyjechać, wojownik złapał ją za łydkę i delikatnie ścisnął.
– Nie martw się, nie opuszczę cię. – Althea przewróciła na to wyznanie oczami, jednak niczym niezrażony młodzieniec kontynuował, puszczając nogę dziewczyny: – Nigdy nie przepuściłbym okazji, by popatrzeć na porażkę Hakim Hala i mojego ojca.
Althea patrzyła przez dłuższą chwilę na przystojną twarz, jednak nic nie odpowiedziała. Odwróciła wzrok, nim na policzki wstąpił jej rumieniec, i czym prędzej wbiła pięty w boki ogiera, by uciec jak najdalej od oprawcy oraz nienaturalnie hipnotyzujących oczu Dannara.
Przez moment sądzili, że zamczysko opustoszało, a całe wojsko stacjonujące w obrębach muru pobiegło do środka, by bronić swego pana. Jednak niedługo cieszyli się spokojem, gdy wypadli bowiem zza zakrętu, zrozumieli, czemu nikt ich nie zauważył dużo wcześniej.
Nocna Furia siedziała na jednej z wież i syczała wściekle na wrzeszczących do siebie żołnierzy. Obserwowała ludzi grupujących się w drużyny niczym drapieżnik szacujący szanse ofiary w ucieczce. Jej skrzydła lekko wachlowały powietrze, by utrzymać wielkie cielsko w równowadze, natomiast ogon walił zaciekle w kamienne ściany, krusząc je i wyrywając z nich ogromne głazy.
Gdy bestia dostrzegła hamującą panią wraz z towarzyszami, zaryczała ogłuszająco i skoczyła wprost na wyszczerzone w jej stronę piki. W ostatniej chwili uderzyła mocno skrzydłami, zwalając podmuchem z nóg wielu lżej ubranych żołnierzy, natomiast wysuniętymi łapami oraz rozwartą paszczą zgarniała spanikowanych dragonów, łamiąc im kręgosłupy, urywając głowy lub odcinając kończyny.
Smok siał zniszczenie większe, niż Althea mogła przypuszczać. Nie zastanawiała się jednak dłużej, ile złego mogłoby wyrządzić stado rozwścieczonych bestii, dostrzegła bowiem po drugiej stronie zamieszania Dannara machającego ponaglająco w ich stronę.
Ich konie mijały slalomem porozrzucane części ciała, a miejscami wbiegały w kałuże krwi. Althea była w szoku.
– Twoja smoczyca ma styl, to muszę przyznać – odezwał się Dannar, gdy się z nim zrównali i ruszyli w kierunku jednej z bocznych bram.
Nocna Furia ryczała ogłuszająco raz po raz, nurkując między murami, by zębami sięgnąć wroga i rozerwać go na strzępy.
Althea zacisnęła jedną z dłoni w pięść i posłała w kierunku gada uspokajające myśli.
Już wystarczy, poprosiła bestię, gdy Dannar wskazał na nieobsadzone wrota niedaleko nich.
Odpowiedział jej jedynie ryk, jednak zwierzę posłuchało się i wzbiło się wyżej w powietrze, w ostatniej chwili robiąc unik, by uniknąć śmiercionośnych strzał. Gad zawrócił dużym łukiem i z wściekłością zaatakował łuczników, łapiąc ich w łapy i wyrzucając poza obręb bezpiecznych murów. Ich krzyki szybko się urwały, gdy ciała spadły na brukowaną drogę dojazdową do zamczyska.
Dosyć!, wrzasnęła Althea, spinając ogiera do galopu.
Nocna Furia parsknęła, ale odleciała na bezpieczną wysokość, rozkładając szeroko skrzydła, by złapać prądy, które ją uniosą jeszcze wyżej.
– Kierujemy się na północ! – krzyknął Dannar zaraz za bramą, wskazując drogę po swojej prawej stronie. Początkowo Bron chciał zaprotestować, ale nie widząc żadnego sprzeciwu ze strony Iluviela czy Athei, postanowił odpuścić i podążyć za pozostałymi.
Althea wiele razy odwracała głowę, by sprawdzić, czy Hakim Hal wypuścił pogoń, jednak im częściej to robiła, tym mocniej utwierdzała się w przekonaniu, że ich brutalna ucieczka na wolność nie pozostała bez echa wśród morale dragonów.
Nie mogła jednak oprzeć się wrażeniu, że Dannar maczał w tym wszystkim palce.

Konie zaczęły opadać z sił, ich szyje i piersi pokrywała piana, a na całym ciele wystąpiły żyły, jednak nikt nie zamierzał jeszcze zwalniać. Dopiero gdy Escudero nagle przeszedł do kłusa, rżąc w proteście, dziewczyna zarządziła długi marsz stępem. Odwróciła głowę, spoglądając na drogę, którą przyjechali, jednak na horyzoncie nie widać było oznak pogoni. Althea nie zamierzała oddychać z ulgą; wciąż znajdowali się na terenie wroga.
Długi cień spowił ich na chwilę w półmroku, gdy przelatywała nad nimi Nocna Furia. Smok mocno uderzył skrzydłami, nagle zapikował w dół, rozcapierzając przednie łapy. Po chwili ogromne cielsko uderzyło o ziemię, skrzydła wyhamowały siłę rozpędu, a w paszczy znalazł się przerażony jeleń, becząc po pomoc do spłoszonych towarzyszek. Na oczach drużyny smoczyca złamała zwierzęciu kark, zaś długim ogonem zagarnęła uciekającą łanię, łamiąc ofierze kości i zabijając na miejscu. Upadając na ziemię, zwierzęta były już martwe.
– Zaiste nie brak jej subtelności – mruknął Dannar, obserwując polowanie gada.
Odezwał się jako pierwszy, przez co ściągnął na siebie całą uwagę, czego chyba nie miał w zamiarze. Poklepał Armelliano i już chciał się przeciągnąć, gdy nagle poczuł na gardle ostrze elfickiego sztyletu.
Bron, do tej pory nieco zamroczony, ożywił się i uniósł głowę, niemal wytrzeszczając oczy. Nawet nie zauważył, kiedy Iluviel wskoczył na siodło własnej klaczy, po czym przeskoczył na zad ogiera Dannara, kucnął za plecami mężczyzny i przystawił broń do krtani.
– Podaj mi choć jeden powód, dla którego nie powinienem cię teraz zabić – wycedził elf przez zaciśnięte zęby.
Althea zamarła, widząc rozgrywającą się przed nią scenę, jednak po raz pierwszy od początku znajomości z Dannarem nie zamierzała stawać w jego obronie.
Młodzieniec powoli uniósł ręce i westchnął głośno, jakby miał do czynienia z wyjątkowo upierdliwym dzieckiem, a nie z elfickim wojownikiem gotowym go zabić w następnej sekundzie.
– Jeżeli to was jakoś uspokoi, to proszę bardzo – wyciągnął przed siebie dłonie, nadgarstkami do góry, poddając się – zwiążcie mi ręce, jednak nie zmieni to faktu, że uratowałem wam życie i znacząco ułatwiłem wyprawę.
Bron uniósł brew, a Althea, zbyt zmęczona, by analizować wypowiedź, pokręciła głową.
– Oświeć nas – poprosiła cicho – i powiedz, jakim sposobem porwanie, przetrzymywanie w lochu i próba morderstwa miały nam cokolwiek ułatwiać.
Dannar uśmiechnął się i powoli obrócił głowę w kierunku dziewczyny, jednocześnie sprawdzając reakcje elfa. Widząc, że Iluviel nie był skłonny do zabicia go już teraz, mógł spokojnie kontynuować rozmowę:
– Gdy musieliśmy ukrywać się przed dragonami, trudniej nam było o w miarę szybki, bezpieczny przemarsz, długi odpoczynek czy regularne posiłki. Gdy wpadliśmy w ręce Hakim Hala, szliśmy prosto do zamku, dostawaliśmy jedzenie – owszem, może nie najlepszej jakości – ale nie musieliśmy się martwić, że coś się z nami stanie.
– Oszalałeś? – warknął Iluviel, nie umiejąc pojąć ogromu głupoty, jaką próbował im właśnie przekazać Dannar. – Mogli nas zabić w każdej chwili.
– Nie, jeśli w grę wchodzi przekazanie cennej zdobyczy władcy – powiedział Dannar, a widząc, że drużyna wyraźnie nie rozumiała, o co mu chodziło, westchnął ciężko i już miał opuścić głowę, gdy przypomniał sobie o ostrzu nadal przytkniętym do gardła. – Wydostanie was zamku było częścią mojego planu, choć nie sądziłem, że Althea tak znacząco ułatwi mi to zadanie. Teraz musimy dostać się do jednego z portowych miast i mieć nadzieję, że ostał się statek handlowy. Kupimy miejsca na pokładzie i popłyniemy morzem w kierunku lasów elfów. Jak, powiedzcie mi, złapie nas tam Landar i jego wojsko?
Althea wpatrywała się przez dłuższy czas w Dannara, analizując jego słowa. Nie miała pewności czy to, co im powiedział, było prawdą, jednak słyszała o tym, że Landar nie chciał budować floty ze względu na brak potrzeby. Za morzem nie widział żadnych pożądanych lądów, toteż wolał skupić się na budowaniu oddziałów dragonów. Jakkolwiek by to szalenie nie brzmiało, Dannar przedstawił to wyjątkowo sensownie.
 Iluviel wyraźnie został zbity z tropu. Opuścił już sztylet – wytłumaczenie młodzieńca przekonało go, choć nie znaczyło to, że odzyskał nagle zaufanie do dawnego towarzysza podróży. Zeskoczył z zadu Armelliano i schował broń, po czym podszedł do siwej klaczy.  
Takie zbagatelizowanie sprawy nie spodobało się jednak Bronowi.
– I wy mu wierzycie?! – zakrzyknął z oburzeniem, wskazując na Dannara. Młodzieniec obrócił głowę, mierząc się na spojrzenia z oskarżycielem, jednak nic się nie odezwał.
– Mogliśmy przez niego zginąć! Nie możecie tego zignorować po zwykłym wytłumaczeniu, które też może okazać się kłamstwem!
Althea nie zamierzała się z nim kłócić.
– Nie wiem, czy twój plan to prawda, czy kłamstwo wymyślone na poczekaniu – przyznała powoli, przyciągając uwagę wszystkich – ale nie mogę się nie zgodzić z Bronem. Naraziłeś nas na niebezpieczeństwo, nie wspominając nam o swoich zamiarach ani słowa…
– To prawda, lecz wyznaję zasadę, że im mniej osób wie o diabolicznym planie, tym większa szansa, że się powiedzie – oznajmił radosnym tonem Dannar, posyłając elfce uśmiech, jednak dziewczyna zmiażdżyła go wzrokiem za przerwanie jej w połowie zdania.
To skutecznie ostudziło wojownika.
– Iluvielu, zwiąż mu ręce – poprosiła cicho Althea, odwracając wzrok w kierunku posilającej się smoczycy. – Nie próbuj uciekać. Nocna Furia nadal ci nie ufa.
– A gdzie miałbym uciekać? – spytał sceptycznym tonem, posłusznie podając towarzyszowi podróży dłonie.
Powstrzymał syknięcie, gdy elf naumyślnie zawiązał sznur mocniej, niż było to potrzebne, ograniczył się więc jedynie do patrzenia na Iluviela spode łba.
Po chwili ruszyli w stronę smoczycy, co pewien czas zerkając do tyłu, by szukać oznak pogoni.
– Musimy zrobić postój – mruknęła Althea, przecierając oczy. – Nocna Furia na razie nie będzie mogła latać. Tak czy siak, zostaliśmy uziemieni, a ja nie opuszczę jej na terenie wroga, gdy pozostaje bezbronna.
Nikt nie zamierzał protestować, choć Iluviel miał kilka uwag co do umiejscowienia obozu. Przeszli ze smokiem za nieduży zagajnik sosnowy, gdzie wcześniej żyła para młodych jeleni i dopiero tam dziewczyna pozwoliła legnąć gadowi i zapaść w spokojny sen. Zwierzę od czasu niewoli było bardzo niespokojne i dopiero ten posiłek przerwał jej zły humor oraz podenerwowanie.
Po raz pierwszy od dawna żaden członek drużyny nie chciał się odzywać. Althea ciszę powitała z radością, poluzowując popręg Escudero, po czym podeszła do smoczycy i oparła się o jego brzuch. Przymknęła oczy, odcinając się na chwilę od świata, by w spokoju odpocząć oraz zebrać myśli.
Dannar usiadł na ziemi blisko Armelliano i przyjrzał się więzom. Próbował je nieznacznie poluzować, żeby sznur nie ocierał boleśnie skóry, jednak Iluviel najwyraźniej postarał się, by dostał bolesną nauczkę. Ogier spojrzał na skrępowane nadgarstki swojego pana, parsknął z dezaprobatą, po czym zabrał się za skubanie trawy.
– Wiedziałem, że zawsze mogę na ciebie liczyć – mruknął z przekąsem, porzucając daremne próby poprawienia komfortu.
Zmiażdżył Iluviela wzrokiem, o czym elf nie wiedział, kucał bowiem obok Brona i o czymś mu cicho opowiadał. Po chwili złość wojownika gwałtownie opadła. Nie mógł ich winić za to, jak go potraktowali. Każdy normalny pewnie by go zabił przy pierwszej nadarzającej się okazji, drużyna jednak postanowiła zatrzymać go przy życiu.
Dannar westchnął ciężko i zgarbił się, od niechcenia czyszcząc paznokciem brud z butów. Nie wiedział, jak długo zamierzali trzymać go w niewoli, ale wiedział, że jeżeli sprawy przyjmą zły obrót, spróbuje się uwolnić i przemówić dziewczynie do rozsądku. Musiał tylko znów do niej dotrzeć i przekonać, że nie miał złych zamiarów.
Młodzieniec podniósł głowę i przyjrzał się drzemiącej elfce, a na jego usta wkroczył zuchwały uśmiech.
To nie będzie trudne.
Nagle Nocna Furia uniosła łeb i przyjrzała się zachmurzonemu niebu, cicho porykując. Althea natychmiast wstała i dotknęła jej łapy, podążając za wzrokiem zwierzęcia. Iluviel i Bron także przerwali rozmowę, by sprawdzić, co ściągnęło uwagę gada.
Z chmur wynurzyła się czerwona skrzydlata bestia i zanurkowała w kierunku ziemi. Potężny smok rozpostarł skrzydła i wyhamował tuż przy zagajniku, ochoczo rycząc. Nocna Furia z trudem się pdniosła i łapa za łapą wyszła na powitanie towarzyszowi, ćwierkając po swojemu do nowo przybyłych.
Althea nieśmiało postąpiła krok w stronę znajomego smoka, nie będąc pewną, czy powinna się zacząć martwić, czy już nie. Jednak po chwili mogła odetchnąć z ulgą; z grzbietu zsunął się książę Amaondel. Był ubrany w ciepły strój, łudząco przypominający strój do jazdy konnej, jednak elfce rzuciły się w oczy różne klamry oraz ćwieki, których wcześniej następca tronu ze sobą nie miał. A gdy zerknęła w stronę smoka, dostrzegła na jego klatce piersiowej uprząż.
Zanim jednak zdążyła zapytać o cokolwiek, Amaondel dostrzegł siedzącego nieopodal Dannara.
– Ty! – Podszedł kilka kroków do przodu i złapał za rękojeść miecza.
Dannar uniósł związane ręce, po czym posłał elfowi kpiący uśmiech.
– Co on tu robi? – warknął książę w kierunku Iluviela, puszczając broń i podchodząc do przyjaciela.
– Pomógł nam wydostać się z zamku – odpowiedziała Althea, splatając ręce na piersi. – Nawet jeśli miał pokręcony plan, czy ukryte zamiary, bardziej przyda nam się martwy niż żywy.
– Zamierzasz każdego oszczędzić? – zaatakował niespodziewanie Amaondel, podchodząc bliżej elfki. – Na polu bitwy też oszczędzisz wroga? Porzuć sentymenty, dziewczyno, bo zginiesz, zanim dotrzesz do pałacu.
Althea zacisnęła zęby, jednak odezwała się nadzwyczaj spokojnym głosem:
– Jak do tej pory mnie nie zabił, więc mogę uznać, że nie zamierza tego zrobić.
– Nie rozumiem twojej ślepej wiary w jego dobre intencje! – krzyknął, po czym złapał dziewczynę za ramię, najprawdopodobniej po to, by nią potrząsnąć.
Niestety nie zdążył tego zrobić, bo niewidzialna siła odrzuciła go w tył.
Reakcja Ognistego Rubina była natychmiastowa – skoczył w kierunku swego pana, jednocześnie warcząc na Altheę. Nocna Furia także nie pozostała bez odzewu. Przypadła do ziemi i zasłoniła swoim ciałem elfkę, porykując cicho i szczerząc zęby na większego od siebie gada.
Smoki, jeszcze przed chwilą wesoło gaworzące we własnym języku o przygodach, które przeżyły, w następnej sekundzie gotowe były rzucić się sobie do gardeł. Dannar obserwował to zjawisko z zafascynowaniem.
Amaondel podniósł się powoli z ziemi i zapatrzył na dziewczynę, nie mogąc uwierzyć, że obroniła się magią.
– Jak…? – wyjąkał jedynie, odwołując smoka.
Dziewczyna uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami.
– Wiele się zmieniło, odkąd nas opuściłeś, Amaondelu – przyznała. Splotła ręce na piersi, po czym przestąpiła z nogi na nogę i po chwili wahania wskazała na Ognistego Rubina. – Choć widzę, że ty też pozmieniałeś wiele rzeczy.
Elf otrzepał kurtę z kurzu, zerkając na bestię, która powoli zaczęła się uspokajać. Ognisty Rubin wolał odejść na bok od smoczycy, nie chcąc sprowokować kolejnej awantury.
– Nasz wróg i tak wie, z kim ma do czynienia. O wiele wygodniej jest ginąć w smoczym siodle niż na gołej szyi – odpowiedział, podchodząc bliżej gada, by dotknąć skórzanego napierśnika nabijanego ćwiekami.
Althea wymusiła uśmiech, choć wcale nie było jej do śmiechu; doskonale zdawała sobie sprawę, że teraz ich wędrówka będzie o wiele trudniejsza niż wcześniej. Skinęła głową, po czym postąpiła kilka kroków w stronę Nocnej Furii.
– Odpocznijcie trochę, za kilkanaście minut będziemy musieli ruszyć dalej – rzuciła przez ramię i zostawiła towarzyszy samym sobie, rozbiegane myśli na powrót skupiając na podopiecznej.
Dziewczyna przeciągnęła palcami po łuskach, delikatnie wycierając kurz i kawałki zaschniętego błota. Dostrzegła w kilku miejscach rany, zapewne powstałe przy ucieczce i walkach z wojskiem. Nie wyglądały jednak na groźne, więc jedynie je przetarła i zostawiła samym sobie, by się w spokoju zagoiły.
Słysząc ciche pomrukiwanie smoka w odpowiedzi na delikatne pieszczoty, elfka mimowolnie wracała myślami do momentu, w którym obudziła w sobie moc. Pamiętała euforię, jaka jej towarzyszyła, ale też coś, co ją później zaniepokoiło. Czuła w głębi serca narastającą wściekłość – nieokiełznany gniew, jakiemu chciała dać upust. Nie wiedziała, skąd się wziął; siedząc w lochach, odczuwała jedynie strach – złość to ostatnie uczucie, jakim by określiła wtedy swój nastrój. A mimo to pamiętała, że także w wielkiej sali, tuż przed Hakim Halem, zanim znów sięgnęła po nowo odkryte umiejętności, poczuła furię, a umysł zamroczyła jedna myśl: zabić wszystkich, którzy zamierzali jej przeszkodzić. Wtedy utwierdziła się w przekonaniu, że coś było nie tak.
Jeszcze nie do końca wiedziała, jak posługiwać się magią, którą otrzymała, jednak póki co nie chciała sprawdzać, co się za jej mocami kryło. Miała tylko nadzieję, że Amaondel lub Iluviel będą znać odpowiedzi na dręczące jej umysł pytania.
Althea nie zwróciła uwagi na moment, w którym Nocna Furia zasnęła, za bardzo skupiona na prostej czynności, jaką było głaskanie delikatnej skóry podgardla. Nie słyszała cichych rozmów prowadzonych w prowizorycznie utworzonym obozie; oglądała sny smoczycy, które ta nieświadomie wysyłała do niej. Głównie obrazy dotyczyły podniebnych lotów wśród chmur lub udane polowania i doznania, jakich smok doświadczał podczas pikowania czy zaciskania szczęk na małych kruchych ciałach ofiar.
Nie do końca wiedziała, co ją zaalarmowało, ale nagle obróciła się na pięcie i stanęła przed potężną istotą, której nie widziała od dłuższego czasu. Przełknęła ślinę, wpatrując się w orli dziób znajdujący się niebezpiecznie blisko jej twarzy.
Dotąd zamknięte oczy gada nagle się otworzyły. Nocna Furia wyraźnie poczuła zdenerwowanie pani i rozbudziła się, szukając zagrożenia. Podniosła cielsko i zaryczała, ściągając uwagę pozostałych członków drużyny, w tym i Ognistego Rubina.
Gryf zaskrzeczał spłoszony i rozłożył skrzydła, skacząc w bok, by uniknąć szczęk bestii.
Nocna Furio!, wrzasnęła Althea, stając tuż przed pyskiem smoczycy. On nie zrobi nikomu krzywdy!
Gad osiadł na tylnych łapach i złożył skrzydła, ale z głębi gardła nadal dobiegał cichy warkot. Pod grubymi łuskami mięśnie to napinały się, to rozluźniały, jednak rozkaz elfki sprawił, że żądza mordu została stłumiona.
Dziewczyna oderwała wzrok od rozszerzonych źrenic Nocnej Furii i przeniosła go na gryfa. Zwierzę nadal stało z rozłożonymi skrzydłami i na lekko ugiętych łapach, ale powoli zaczęło się uspokajać.
– To jest… – zaczął Bron, jednak zanim zdołał dokończyć, przerwał mu Amaondel stojący nieopodal młodzieńca:
– Gryf. Najprawdziwszy gryf.
Elfy zamarły, nie chcąc zrobić kroku, by nie spłoszyć zwierzęcia. Bron zamrugał, słysząc z ust księcia nazwę rasy, która nie powinna już istnieć od tysięcy lat. Mimo to jej przedstawiciel stał tuż przed nimi, dziobem układając zmierzwione pióro na szyi, jakby nic sobie nie robił z poruszenia powstałego z jego powodu.
Dannar powoli wstał z ziemi; podszedł bliżej, by przyjrzeć się niesamowitemu kolorowi piór i sierści gryfa, jednocześnie powstrzymując zbierający się w gardle chichot. Kto by pomyślał, że ta podróż sprawi tyle niespodzianek!
– Jak to możliwe? – wyszeptał Amaondel bardziej do siebie niż do towarzyszy.
Widać było, że pragnął dotknąć zwierzęcia, podejść bliżej i przyjrzeć się jego budowie, jednak nie odnajdywał odwagi.
Althea westchnęła cicho i powoli dotknęła szyi zwierzęcia, delektując się miękkością piór. Kłąb gryfa był niewiele wyżej niż czubek jej głowy.
– Spotkałam go kilka razy – przyznała powoli, puszczając gęstą pierzastą kryzę zwierzęcia, po czym podeszła bliżej elfów, jednocześnie zachęcając gryfa do postąpienia kilku kroków.
– Dlaczego nam nie powiedziałaś? – zapytał Iluviel, lekko sztywniejąc, gdy gryf nabrał ochoty na powąchanie pozostałych towarzyszy elfki.
Gdy doszedł do Amaondela, cichy warkot dobiegający z gardła czerwonego smoka ostudził zapał stworzenia i nakazał mu się wycofać.
– Raczej byście mi nie uwierzyli bez dowodu, prawda? A on nie chciał się ujawniać.
– Skąd to wiesz?
– Powiedział mi.
Iluviel zapatrzył się na Altheę. Ciężko było mu uwierzyć, że oto stał przed nim mityczny stwór zdolny posługiwać się telepatią równie dobrze, co smoki.
Zwierzę zwróciło oczy na wojownika i znów postąpiło kilka kroków w jego stronę, wyciągając szyję. Elf znieruchomiał, ledwo pozwalając sobie na głębszy oddech. Czuł, jak waliło mu serce i mógłby przysiąc, że stojący obok Bron także słyszał jego bicie.
Gładki dziób dotknął policzka Iluviela, a z gardła wydobyło się ciche ćwierkanie. Nocna Furia zawarczała, ale szybka komenda Althei usadziła smoczycę na miejscu. Gad burknął pod nosem, zdenerwowany, i spuścił łeb, patrząc spod oka na obce stworzenie.
Elf tymczasem postanowił przełamać wewnętrzny opór i powoli wyciągnął dłoń, by dotknąć kolorowych piór. Gryf nie drgnął, pozwalając Iluvielowi na ten śmiały ruch. Przymknął nawet oczy, gdy elf gładził kryzę i przesuwał dłoń na miękką czarną sierść na grzbiecie.
Althea uśmiechnęła się i oparła o łapę smoczycy, obserwując niecodzienne spotkanie. Dannar podszedł do elfki i stanął obok niej.
– Witaj – wyszeptał cicho Iluviel, odsuwając się w końcu od gryfa i spoglądając mu w oczy.
Po chwili na jego ustach zagościł szeroki uśmiech, gdy do umysłu napłynęła spokojna, melodyjna odpowiedź.

27 komentarzy:

  1. Oj, czyżby czytelników wywiało? No to Ascella wysmaży zaraz komentarz, tylko sobie przypomni rozdział 19, bo już trochę czasu minęło odkąd go czytała ;).
    Btw, ja też po pewnym czasie zostałam sama jak palec z moją powieścią. Wielkie perturbacje z recenzentami zaowocowały w końcu samotnością (wyzwalającą poniekąd, ale też trudną). Jednak po namyśle stwierdzam, że tak mi lepiej, jestem w bliższym kontakcie z tym tajemniczym czymś, co napędza moją duszę do pisania.
    Miejmy jednak nadzieję, że ktoś tu się jeszcze pojawi i nie będę sama ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Często tak bywa :P Przyzwyczaiłam się, że nie zawsze odwiedzają mnie tłumy ;)
      Pewnie ktoś jeszcze się tu pojawi, także zapraszam do lektury i zostawiania komciów, będę baaaardzo happy :D

      Usuń
  2. "Nawet jeśli miał pokręcony plan, czy ukryte zamiary, bardziej przyda nam się martwy niż żywy." - chyba powinno być na odwrót. Martwy Dannar raczej w ogóle im się nie przyda :D


    Co do rozdziału to jak zwykle świetny i z niecierpliwością czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za znalezienie błędu, a kolejny najpewniej pojawi się o czasie, czyli 27 września w godzinach popołudniowo-wieczornych! :)

      Usuń
  3. Z góry przepraszam za usunięte komentarze ale dopadła mnie złośliwość rzeczy martwych.

    Co do rozdziału to ogromnie się cieszę że się pojawił. Taka miła niespodzianka na poprawę humoru. :)
    Jak zwykle nie zawiodłaś moich oczekiwań i rozdział mnie oczarował. W dużej mierze to zasługa Dnnara, który już na samym początku skradł mi serce i trzyma je zawzięcie nie chcąc oddać (a ja prawdę mówiąc wcale nie chcę go z powrotem). :D
    Zastanawia mnie ostatnio jego zachowanie ale liczę na to że niedługo zacznie się to wyjaśniać. ;)

    Życzę dużo weny, trochę samolubnie, gdyż nie mogę się doczekać następnego rozdziału, ale mam nadzieję że mi ten egoizm wybaczysz. :)
    Serdecznie pozdrawiam :)
    Ninde

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, jako admin mogę takie komentarze usunięte kasować, żeby nie zaśmiecały, więc nic się nie stało ;)
      Hahaha, Dannar to jedyna super osoba w tej powieści, a jego zachowanie jest, cóż... takie jakie jest :P On jest dziwny, ot co :D Ale myślę, że kiedyś tam wszystko się wyjaśni ;)
      Ach, wena się przyda, a raczej chęci do pisania, bo wena z reguły jest, tylko jakoś samozaparcia czasami brak :P
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  4. Witam
    Bardzo się cieszę że wróciłaś po takiej przerwie. Niestety ten rozdział wydaje mi się trochę gorszy od poprzedniego, tak jakby chaotycznie napisany i ma kilka błędów np.:

    -"Nawet jeśli miał pokręcony plan, czy ukryte zamiary, bardziej przyda nam się martwy niż żywy." skoro przydatniejszy będzie martwy to chyba lepiej jeśli go zabiją ;)

    -"Jak do tej pory mnie nie zabił, więc mogę uznać, że nie zamierza tego zrobić."
    oddanie w niewolę czarnoksiężnikowi, który ich uwięził i poddał torturom, a następnie zamierzał oddać ich największemu wrogowi jest chyba dość bliskie próbie zabójstwa :P

    -czemu wszyscy miażdżą wzrokiem? i czy na Dannara nie ma innego określenia niż "wojownik"?

    -"jednak słyszała o tym, że Landar nie chciał budować floty ze względu na brak potrzeby. Za morzem nie widział żadnych pożądanych lądów, toteż wolał skupić się na budowaniu oddziałów dragonów." Po pierwsze: Co? Wielki wódz który podbił pół świata i przed którym drżą wszyscy władcy wolnego świata nie dostrzega użyteczności floty? A on słyszał o czym takim jak desant lub blokada morska.
    Po drugie oddziałów się chyba nie buduje ale raczej szkoli, tworzy itp.

    -"prawdopodobnie spróbują go zabić, tak na zaś, dla zasady.
    Już nie mógł się doczekać, aż spróbują." Spróbowali i udałoby im się, a Dannar nie był taki cwany z nożem na gardle, więc nie wiem po co było to zdanie :)

    Pozdrawiam i czekam na kolejne rozdziały bo historia ma duży potencjał :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, że po tak długiej przerwie rozdziały z reguły są gorsze, a ten... cóż, w oryginale był o wiele, wiele gorszy :P I myślę, że określenie "troch,ę gorszy" to spoore niedopowiedzenie, haha :P
      Dzięki za znalezienie błędów! Taka pomoc zawsze się przyda :)
      Nowy rozdział pod koniec miesiąca, jak zawsze, a czy jakościowo da radę - zobaczymy :P
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  5. Hmmm, troszeczkę powiało nudą w tym rozdziale, aż westchnęłam widząc, że zanim drużyna dotrze do państwa elfów, będzie musiała przeprawić się przez morze OuO. Ciekawe, ile im to zajmie... 5-6 rozdziałów? Dosyć mocno rozciągasz akcję, zamiast ją kondensować. Czy w kolejnym rozdziale znów czeka nas wędrówka, postoje, polowania w wykonaniu Nocnej Furii i tym podobne wypełniacze? Meh. Don't do this.

    Cieszę się jednak, że pojawił się gryf, smoczy jeździec w pełnym rynsztunku i dosiadający smoka jak Bozia przykazała oraz pewna zmiana w Althei, chłód i większe zdecydowanie względem Dannara. Już nie jest tak w niego ślepo zapatrzona jak wcześniej i naprawdę zaczyna z niej emanować roztropność godna starożytnej rasy. Zauroczenie zauroczeniem, ale takiej kobiecie jak ona miłostki nie powinny chyba przysłaniać trzeźwego oglądu sytuacji. A sytuacja wygląda tak, że Dannar sobie w kulki z nimi leci.

    Oczywiście chłopak nadal wyróżnia się na tle pozostałych postaci - jest jak psotne, ale bardzo czarujące dziecko wśród samych rozsądnych (i nieco nużących) dorosłych. Tylko dwuznaczność jego zachowań i niefrasobliwe odzywki zaczynają już trochę irytować i człowiek zadaje sobie pytanie - kiedy on wreszcie dojrzeje? W sumie sytuacja patowa.

    Co do błędów technicznych, to trochę zauważyłam, głównie zły dobór wyrazów momentami i niezręczna ich kolejność w zdaniu. I mnie też zastanowiło to, że Landar nie chce budować floty. Naciągane to trochę, wydaje się, jakbyś nie chciała puszczać go na morze, coby drużyna mogła spokojnie dopłynąć do kraju elfów. Ja myślę, że Landar to by statki kosmiczne budował, jakby mógł - tyrani są nienasyceni.

    Anyway, będę czytać dalej i mocno kibicuję, żebyś pisała kolejne rozdziały. Daleko już zaszłaś i szkoda byłoby zawracać :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam szczerze, że nie przewiduję jakoś mocnego rozwleczenia podróży na morzu (choć obawiam się, że w wersji właściwej najpewniej rozwlekę, jak już dostanę uwagi od bety, a także Wasze spostrzeżenia), a poza tym zaplanowałam sporo ciekawych rzeczy przy okazji ich podróży, więc myślę, że nawet jeśli nie będą robić niczego innego, jak płynąć, to jednak... będzie ciekawie :P I niee, nie spodziewaj się kolejnych polowań (choć zaplanowałam dwie większe sceny z udziałem smoków) czy postojów - muszę się zmieścić ze wszystkim w 30 rozdziałach! :P A oni jeszcze muszą naprostować parę spraw u elfów, więc spokojnie, spokojnie ;)
      He he, z Dannarem to będzie dosyć zabawnie. I z Altheą tak w sumie. Ale to dopiero... ho ho ho, jak los będzie nam sprzyjał, jakoś w połowie drugiego tomu? :P Więc do tego czasu trzeba będzie jeszcze poczekać, aż się chłopak zdecyduje, a przede wszystkim ona ogarnie (czyt. ja się w końcu ogarnę z pisaniem tej postaci).
      Dannar taki już jest - często tymi odzywkami w ten sposób reaguje na sytuacje stresowe, zresztą próbuje grać kogoś lepszego niż w rzeczywistości jest. Ale to w sumie powinnam zawrzeć w historii, so... stay tuned!
      Hm, Landar jest powalony. Stwierdził, że nie chce floty, ale who knows, może zmieni zdanie ;)
      Och, zawrócić i tak będę musiała, by poprawić wszystko, ale całość zamierzam spisać. Cholera, ta historia siedzi w mojej głowie od 12 roku życia, ileż można?! Trzeba zrobić miejsce na następne historie, które już mam spisane i czekające na swoją kolej :P

      Usuń
    2. Przepraszam, musiałam usunąć komentarz, bo pół zdania mi zjadło.

      Ciekawie by było, jakby Landar twierdził, że nie ma floty, a w rzeczywistości ją miał... i to całkiem liczną i dobrze wyposażoną ;). Po prostu wyciągnąłby ją nagle z rękawa, w najbardziej dogodnym dla siebie momencie... a bohaterom szczęki by opadły ;]

      I tak, koniecznie spisuj dalej tę powieść. Bo musisz się dowiedzieć, o czym ona jest (uważam, że żaden autor nie zna swej powieści, dopóki nie spisze jej do końca). Cofać się i poprawiać będziesz później, na spokojnie. Ja robię tak samo. Mam nadzieję, że wymienimy się kiedyś naszymi książkami, pięknie wydanymi i dopieszczonymi na maksa :).

      Usuń
    3. Jeszcze jedno - największe jaja by były, jakby ferajna się przez przypadek wpakowała na okręt należący do Landara, ale pływający pod jakąś niewinną banderą... huhu, wyobrażam sobie ich miny ;]. Czytelnika można wyrolować na milion sposobów i naprawdę radzę Ci korzystać z tego ;). Twoja powieść tego potrzebuje. Jest bardzo klasyczna, wręcz zachowawcza, dlatego oryginalności musisz szukać w plot twistach, i to takich, które wywołają szok na twarzy czytelnika ;].

      A tak w ogóle to sam Landar, jako tyran i zapewne paranoik, powinien mieć nie tylko flotę, ale i jakiś oddział "powietrzny", podziemne, a może i nawet podwodne miasta (o łodziach podowodnych nie wspomnę, ale jak kapitan Nemo dał radę taką zbudować, to i Landar może - nie musi to być wszak łódź atomowa z nie wiadomo jak opancerzonym kadłubem), jakieś nieznane szerszemu ogółowi technologie, jednym słowem powinien być zabezpieczony ze wszystkich stron i zawsze, ale to zawsze mieć w rękawie jakąś niespodziankę.

      Hakim Hal już okazał się przeciwnikiem "do pokonania". Natomiast w tej chwili osłabiasz Landara. Przez to czytelnik powoli przestaje ich traktować poważnie, a zaczyna ich uważać za mało znaczące zawalidrogi.

      Usuń
    4. Przepraszam że się wtrącę ale jak sobie wyobrażasz ukrycie potężnej floty? Jakby jeszcze chodziło o same statki to jest to jeszcze możliwe ale wielka flota oznacza ogromną ilość marynarzy, szkutników itd. A poza tym flota to nie jest tajna broń, którą trzyma się w ukryciu na specjalną okazję ale raczej coś powszechnego w krajach mających dostęp do morza/oceanu :)

      Usuń
    5. A od czego są zapomniane, niezamieszkane wysepki, jaskinie połączone z morzem i tym podobne miejsca? Bogaty tyran jest w stanie wszystko zorganizować. Poza tym flota może niekoniecznie liczyć tysiące statków, ale może być dość liczna i dobrze wyposażona.

      Poza tym jest jeszcze pomysł na ukrycie niektórych okrętów pod obcą banderą. Przy czym wymaga on dopracowania, bo poziom, nazwijmy to, oszustwa byłby naprawdę bardzo wysoki.

      Usuń
    6. Nie chodzi mi o same okręty ale o ludzi którzy będą najpierw znikać aby budować okręty oraz potem aby na nich pływać. Nie da się takiej ilości osób zmusić do milczenia. Oczywiście można by do tego użyć niewolników albo ludzi którzy nikogo nie będą obchodzić ale byłoby to zbyt pracochłonne i całkowicie zbędne.

      Usuń
    7. Oj, prędko dajesz za wygraną, Galen. Brak Ci fantazji, odwagi, wręcz pewnej zuchwałości ;). Są techniki hipnozy i podmieniania wspomnień... W świecie autorki są też czary... Widzę tutaj naprawdę mnóstwo, mnóstwo fantastycznych możliwości. No, ale jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz. Jaką fabułę sobie stworzysz, taką będziesz mieć ;). Ogranicza Cię tylko Twoja wyobraźnia. Moim zdaniem wszystko da się stworzyć i uzasadnić, trzeba mieć tylko odpowiednią pomysłowość, trochę pokombinować i zrobić dobry risercz.

      Zatem autorka musi przywrócić flotę, bo uczynienie z niej czegoś, co nie istnieje, a zarazem istnieje, jest zbyt trudne ;).

      Usuń
    8. Kwestia oryginalności jest akurat niesamowicie dyskusyjna. Masę pomysłów i oklepanych motywów da się przedstawić świeżo, z postaciami, które wydają się nowe, i w sposób niezwykły, na przykład poprzez oparcie się o uniwersum. Każda historia może być ciekawa, jeśli będzie wydawała się przedstawiona w nowy sposób, jeśli będzie miała żywe postacie i żywe uniwersum. Plot twisty i hinty do nich zawsze dodają smaku, to z pewnością.
      No i każdy świat trzyma się pewnych zasad, każda magia jest ograniczona. Najważniejsze to to, żeby za każde takie uzasadnienie ktoś czymś przypłacał; żeby wszyscy byli ludzcy i żeby każda wielka siła postaci miała odpowiadającą sobie wielką, mszczącą się wadę czy słabość. To znaczy według mnie. Bo jeśli twoja wyobraźnia kieruje cię w kierunku wszechzajebistości, braku logiki psychologicznej itd, to jednak może nie należy zawsze się z nią zgadzać.
      Przyjmując, że magia jest choć minimalnie bolesna i pracochłonna i wymaga wysiłku maga, hipnotyzowanie i podmienianie wspomnień i inne taktyki magiczne na rzecz użycia floty byłyby zbyt skomplikowane i kompletnie niepotrzebne. Ukrywanie floty jest też nielogiczne z punktu widzenia obiektywnego - po co Landar ma udawać, że jej nie ma? To zdecydowanie zmniejsza jego pozycję polityczną, potencjalną siłę, jaką mógłby się pochwalić; zaprasza inne państwa do ataku na siebie i pokazuje im mocny słaby punkt. Potem może wyskoczyć na nie z flotą, jeśli zdecydują się zaatakować, ale to gra niewarta świeczki i naprawdę bezużyteczna, jeśli spojrzeć na to z szerszej perspektywy. Bo co będzie z tego miał, nie licząc tworzenia tego jednego plot twistu dla fabuły? Jest to bardzo ważne zagadnienie, że postacie i świat przede wszystkim mają żyć, a nie bezmyślnie ulegać fabule, i Landar z taką niepotrzebnie ukrytą flotą, w której ukrywanie wkładałby mnóstwo wydatków i/lub wysiłku silnych magów, brzmi kompletnie niedorzecznie z logicznego i politycznego punktu widzenia. "Pracochłonne i całkowicie zbędne" indeed. Tyle że przysłużyłoby się plot twistowi.

      Usuń
    9. Ascello tu nie chodzi o mój brak fantazji czy zuchwałości ale właśnie o to o czym napisała Kohaku (której gratuluję zdolności pisania komentarzy tak długich a zarazem konkretnych i trafnych :) ) , o logikę i podporządkowanie się regułom świata.

      Usuń
  6. Ja chciałabym tylko w związku z flotą.
    Brak floty to kompletna głupota. To nie jest coś, co można wyjaśnić czy sensownie uzasadnić w przypadku gościa, który Przejął Władzę Nad Światem (tudzież nadal tym światem rządzi). Żeby Przejąć Władzę, trzeba myśleć. Przewidywać. Umieć nie tylko zręcznie manipulować ludźmi, ale też rzeczywistością, tym, co się ma. Żadnemu człowiekowi na tej pozycji nie przeszłoby przez myśl - "Hej! A może po prostu nie zrobię floty? Szkoda na to forsy". TO TAK NIE DZIAŁA. Może mieć NIEWIELKĄ flotę, jeśli serio jest na tyle głupi, że nie widzi większego zagrożenia, ale na pewno nie ma opcji, żeby całkiem jej nie miał. Bo machnął sobie na nią ręką.
    To prowadzi do szerszego problemu, bo generalnie są rzeczy, których postać po prostu nie może zrobić, jeśli autor chce, żeby dalej była traktowana poważnie. A villain ma stwarzać zagrożenie, nie mieć nalepkę villaina, a w rzeczywisty sposób być kimś, kto może zagrozić postaciom. Najlepsza iluzja to taka, w której czytelnik wierzy w jego siłę i WIERZY, że jest zagrożeniem, że może zaszkodzić. Nikt nie uwierzy w coś takiego przy gościu, który uznaje, że nie machnie sobie floty, bo po co mu, ON NIE WIDZI NICZEGO ISTOTNEGO ZA MORZEM. To tak nie działa. Rzeczywistość tak nie działa. Ludzie tak nie działają. Tyrani też z pewnością tak nie działają - czy tyrania nie wiąże się przypadkiem z coraz większą, paranoiczną wręcz opresją? Tyran może runąć, jak pozwoli sobie na jeden malutki błąd. I może mu się zdarzyć, jest człowiekiem, ale błąd w stylu "nie zbudowałem floty" nie jest malutki. To błąd wielkości i widoczności - do diabła, aż brakuje mi dobrego określenia. Wielkości i widoczności stada słoni upchniętego jeden na drugim na miejskim rynku. Czy coś. Nie wiem, nie jestem dziś kreatywna, ale nawet te słonie nie są tak widoczne czy rażące, jak tyran, który nie buduje sobie floty, bo po-co-mu. Takie Stany Zjednoczone, państwo demokratyczne jak najbardziej i piejące o wolności na prawo i lewo, siedziało sobie okazjonalnie w izolacji. I nie stwierdzało wtedy nagle, że po cholerę mu flota i wojsko, przecież nie będą się z nikim bić, są w izolacji. Bo to tak nie działa. Bo zawsze jest zagrożenie ewentualną potrzebą. A zwłaszcza jeśli jest się ponoć-groźnym-tyranem.
    Kanada ma flotę. Kanada, państwo do stereotypu kojarzone z niewinnością et cetera, wie, że potrzebuje floty. Bo każde normalne państwo to wie. A szczególnie w sytuacjach kryzysowych - przecież ile forsy ładowały Stany Zjednoczone czy Rosja podczas wyścigu zbrojeń. A Landar jest w sytuacji kryzysowej. Nadal jest tyranem. Nadal wie, że coś mu zagraża.
    I możemy sobie mówić i mówić, że jest superpewny siebie i wisi mu to i nie czuje zagrożenia, ale wtedy w życiu nie znalazłby się na tej pozycji, bo byłby na to zbyt głupi.
    A u podstawy tego wszystkiego problemem jest flota ex machina, bo zamiast się postarać, po prostu stwierdziłaś, że no, do diabła, niech płyną morzem, a Landar nie ma floty, coby im to uprzejmie ułatwić. Mogłoby go nie być, i tak nic nie wnosi, ale generator generic doomsday villains chyba dobrze działał w dniu, w którym go wymyślałaś. Po prostu najtańszy możliwy chwyt, a nawet tańszy niż najtańszy, rażący i sprawiający, że momentalnie nie da się traktować tekstu poważnie.
    Przepraszam. Naprawdę chciałam to po prostu przemilczeć, ale ten mały motyw nie działa na tak wielu poziomach, a ty tak mocno odpychasz to, jak bardzo nie działa. A nie działa. No, brakuje mi innych słów, po prostu nie działa. Nie da się z tym nic zrobić. Trzeba go usunąć, bo to nie jest coś do poprawienia. Trzeba pomyśleć nad innym rozwiązaniem. Nie wiem. Po prostu... nie chciał tworzyć floty? Serio? Chociaż ma państwo nadmorskie i chyba nawet mieszka przy morzu sam, jak pamiętam, ale mogę się mylić? Super, świetny pomysł.
    Mój Boże, przepraszam za ten rant, ale... No, hm, ja bym nie zostawiała tego konceptu.
    Tak czy owak, powodzenia i w ogóle. DD:

    OdpowiedzUsuń
  7. Kohaku, mądra dziewczyna z Ciebie. Twoje uwagi pomagają nawet mi w konstruowaniu plota mojej powieści ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aw, bardzo mi miło. <33 Sama piszę i też dużo myślę o takich bzdurkach, analizuję rzeczy i tak dalej, dużo funu mi to sprawia, więc fajnie wiedzieć, że jeszcze komuś się przydaje taki random komć.

      Usuń
  8. I kiedy kolejny rozdział? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pojawi się w ciągu najbliższych dni (obstawiam 27 października).
      Na pozostałe komentarze także odpowiem w ciągu najbliższych dni. Przepraszam, ostatnio mam chyba doła jesiennego przemieszanego z napiętym grafikiem i paskudnym przeziębieniem.

      Usuń
  9. Hej, dopiero co znalazłam twojego bloga, ale bardzo mi się spodobał. Gratuluję pomysłu! ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. No to kiedy ten rozdział? :) Ja wiem, że czasem ciężko sie przymusić do pisania czy sprawdzenia rozdziału, bo inne rzeczy odrywają, ale wtedy trzeba niestety się przymusić. Życie nie składa się z samych idealnych warunków do tworzenia, wręcz przeciwnie, powiedziałabym ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę nie wiem, kiedy będzie rozdział. Po prostu nie mam czasu - jeżeli wybierzesz z prawie 2000 zdjęć te najlepsze, potem je obrobisz, wrzucisz na moją stronę, a także roześlesz do klientów oraz poumawiasz mi sesje zdjęciowe w dogodnych terminach - wtedy będę mieć czas, by sprawdzić rozdział i go wrzucić ;)
      Aktualnie mam zapieprz zdjęciowy, bo jesteśmy w środku sezonu psich zaprzęgów i praktycznie co weekend wyjeżdżam, a jeśli nie wyjeżdżam, to mam inne zlecenia, zaś w tygodniu robię prace na studia/ obrabiam zdjęcia z weekendów. Serio ciężko mi teraz znaleźć czas na sprawdzenie, a co dopiero na pisanie. Obawiam się, że póki nie skończę aktualnego kierunku studiów, nie będę mieć czasu dla WOD.
      Postaram się do 27 wrzucić rozdział. Ale nie obiecuję. Sorry, nie umiem w życie, inna pasja/praca pochłonęła mi je całkowicie.

      Usuń