Im bliżej
fortecy Hakim Hala, tym świat coraz bardziej pogrążał się w mroku. Ciemne,
gęste chmury szczelnie spowiły niebo, nie przepuszczając żadnego promienia
słońca, a roślinność ustąpiła spalonym, martwym ziemiom. Wszędzie unosił się
pył i duszący kurz; wokół zalegała także cisza, jakby wraz z obumarciem
roślinności odeszły również i wszelkie inne stworzenia.
Althea, znużona
długą wędrówką, nie miała nawet siły, by rozejrzeć się dookoła. Odbierała
jedynie obrazy od rozzłoszczonej Nocnej Furii, choć za zasłoną wściekłości
wyczuła także strach. Może i nie znała się za bardzo na smokach, ale wiedziała
jedno: zestresowane, w dodatku rozzłoszczone zwierzę, gdy stracić nad nim
kontrolę, mogła dokonać ogromnych zniszczeń. Zerknęła w kierunku maga, który
rozkazywał coś swoim dragonom. Jeśli ten szalony mężczyzna przerwie połączenie
z zaklęciem, Nocnej Furii tak naprawdę nie powstrzyma nikt, nawet ona.
Fortecą Hakim
Hala okazał się stary zamek po dawno zapomnianym władcy. Został częściowo
zrujnowany, jednak najważniejsze pomieszczenia zdołały przetrwać, jak stajnie,
baraki dla żołnierzy, czy główna sala tronowa i lochy. W oddali można było
dostrzec wysoką wieżę pozbawioną dachu oraz część murów obronnych. W obejściu
ponadto panował duży bałagan – żołnierze jedynie zepchnęli kamienie zawalonych
ścian na boki, nie przejmując się tym, że większość gruzów przeszkadzała im w
sprawnym przemieszczaniu się wokół budowli.
Hakim Hal i
Dannar zsiedli z koni, natomiast kilku żołnierzy otoczyło więźniów, aby
następnie ruszyć w kierunku bocznych drzwi. Althea po raz ostatni spojrzała na
Dannara i zmarszczyła brwi, widząc niepokój wypisany na jego twarzy, była
jednak zbyt zmęczona, by dłużej się nad tym zastanawiać.
Korytarz
prowadzący na najniższą kondygnację przyprawiał niemal o zawrót głowy; długi,
wąski, o wilgotnych, zimnych ścianach, niedopuszczający ani krzty więcej
światła niż to, co rzucała pochodnia trzymana przez jednego z dragonów. Althea
słyszała za sobą sapanie Brona i miała nadzieję, że chłopak wytrzyma jeszcze
trochę.
Kiedy ciasne
przejście nagle się skończyło, żadne z nich nie miało czasu, by rozejrzeć się
po lochach, żołnierze otworzyli bowiem jedno z wrót i siłą wepchnęli opierającą
się trójkę więźniów. Głośny trzask zamykanego zamka oraz oddalające się kroki
niemal przyprawiły dziewczynę o rozpacz.
Przez bardzo
długi czas nikt się nie odzywał. Iluviel siedział pod ścianą, ze skrzyżowanymi
nogami i zamkniętymi oczami. Wyglądał, jakby spał, ale elfka odnosiła wrażenie,
że jedynie drzemał, czuwając i nasłuchując nieznanych dźwięków. Bron z kolei
nie udawał – leżał na boku, skulony w kłębek, pochrapując cicho i od czasu do
czasu podzwaniając łańcuchami, gdy przesuwał ręce lub się przekręcał do
bardziej wygodnej pozycji.
Althea nie
mogła zasnąć; można powiedzieć, że czuwała. Słyszała szuranie małych łapek na
kamieniu oraz ciche popiskiwania szczurów. Liczyła na to, że jednak nadarzy się
cud i ktoś przyjdzie ich uratować – tutaj do głowy przychodził jej jedynie
Amaondel – ale wiedziała, że nikt nie będzie ryzykować starcia z magiem
uzbrojonym w smoka i czarną, zwodniczą magię.
Gdy usłyszała
pełen wściekłości i żalu ryk, stłumiony przez grube mury oraz kilka metrów
ziemi, straciła wszelką nadzieję na to, że uda im się przeżyć. Przyjdzie im
umrzeć w lochach, z dala od domu i przyjaciół, w godzinie potrzeby świata. Bron
zerwał się jak oparzony i rozejrzał nieprzytomnie dookoła, najwyraźniej
spodziewając się w każdej chwili ataku. Althea spojrzała na niego i zdobyła się
na delikatny uśmiech.
Bron, dostrzegając
przyjaciółkę, ziewnął i podciągnął się, opierając plecy o ścianę naprzeciwko. Gdy
dziewczyna zaczynała wpadać w letarg, walcząc z pokusą kilku godzin snu,
młodzieniec odezwał się, stawiając ją niemal na nogi:
— Pamiętasz,
jak byliśmy dziećmi i bawiliśmy się w rycerzy i złoczyńców?
Elfka spojrzała
na niego z pobłażliwością, chcąc mu z ironią przypomnieć, że to nie był czas na
wspominki, jednak widząc jego poważną minę, szybko zmieniła zdanie i zamiast
tego oznajmiła cicho:
— Zawsze byłam
złoczyńcą. — Zachichotała do własnych myśli. — Młodziutka Khlea grała
księżniczkę w opałach… Miała słabość do Rona i ciągle wybierała jego.
Tym razem to
Bron parsknął rozbawiony.
— Nigdy nie
mogłem zrozumieć, dlaczego chciałaś grać tę złą — wyznał, przenosząc wzrok ze
ściany na twarz Althei.
Dziewczyna
zadźwięczała łańcuchami przy podnoszeniu rąk i syknęła, gdy ciężkie kajdany
przesunęły się po ranach na nadgarstkach. Dotknęła włosów i zatknęła kilka
kosmyków za ucho.
— Bo gdyby
któryś z was grał złoczyńcę, zabawa kończyłaby się zbyt szybko — odpowiedziała,
siląc się na delikatną złośliwość, i, widząc minę przyjaciela, uśmiechnęła się.
— Dobrze wiemy, że ja byłam z was najbardziej zwinna, najszybsza i obierałam
najciekawsze strategie.
— I kompletnie
nie szło ci machanie drewnianym mieczem — dopowiedział, co wywołało kolejną salwę
cichych chichotów, które urwały się zbyt szybko. — Jak myślisz, Ron żyje? —
zapytał nagle Bron, zaskakując tym samym Altheę.
Elfka spojrzała
na przyjaciela i, dostrzegając jego niepewność, zmusiła się do szczerego, pełnego
uśmiechu.
— Oczywiście! —
zapewniła gorąco, lekko przesuwając się do przodu. — Jestem pewna, że nic mu
nie jest, ma się dobrze i planuje wielkie przyjęcie na czas naszego powrotu.
Bron oparł
głowę o zimne kamienie, ignorując wilgoć panującą pod ziemią. Niedługo wszystko
przesiąknie wodą i zimnem.
— Nigdy nie
wrócimy, prawda? — spytał niemal szeptem, wpatrując się w podłogę i łańcuch
leżący między jego nogami. — Zginiemy, próbując.
— A więc
zginiemy! — warknęła rozzłoszczona zachowaniem Brona. Jak nigdy wcześniej
wstąpiły w nią nowe siły. — Przecież nie będziemy siedzieć z założonymi rękoma
i czekać na śmi…
— Cisza! —
przerwał im nagle całkowicie rozbudzony Iluviel.
Althea
zająknęła się zaskoczona, sądząc, że elf naprawdę zasnął, jednak stanął na
równe nogi i wbił wzrok we wnękę położoną w jednym z ciemniejszych kątów celi.
Elfka sądziła, że to wychodek, jednak gdy ujrzała czyjąś rękę kurczowo łapiącą
się kamienia, zrozumiała, że to było przejście do kolejnego pomieszczenia. Wstała
i stanęła w pobliżu Iluviela; Bron poszedł w ich ślady, choć wyglądał mizernie,
jednak nie zamierzał pokazać słabości. Duma mu na to nie pozwalała.
Stali, napięci
jak struny, podczas gdy nieznajomy wkraczał do pomieszczenia wolnym, posuwistym
krokiem. Ciężki oddech i ciche pokasływanie powiedziało przyjaciołom, że nie
powinni się nikogo obawiać, a wkrótce potem ujrzeli starca w brudnych,
poplamionych łachmanach. Iluviel rozluźnił się, Bron odetchnął i oparł ciężko o
ścianę tuż za nim, jednak Althea nadal czekała. Zastanawiała się, co ten
człowiek tutaj robił i dlaczego tak zniszczony przez życie, schorowany człowiek
wylądował w lochach szalonego maga.
I już miała
przerwać ciszę, gdy ubiegł ją Iluviel:
— Delithrar? —
wyszeptał z zaskoczeniem, postępując kilka kroków do przodu. — Czy to ty?
Mężczyzna oparł
się i powoli podniósł głowę, reagując na pytanie elfa. Althea cofnęła się,
widząc paskudną bliznę przebiegającą przez całą twarz nieznajomego oraz spowite
bielmem oczy.
— Zaiste
nadszedł koniec nas wszystkich… — wymamrotał, przesuwając ręką po
nierównościach kamieni. — Skoro słyszę słodki głos elfa, z pewnością nadszedł
mój koniec…
Iluviel
przyskoczył do chwiejącego się starca, złapał go pod ramiona i z lekkością
uniósł, przenosząc na siedzisko we wnęce. Delithrar stęknął, ale z ufnością
dziecka dał sobie pomóc, nie protestując i milcząc, podczas gdy Bron i Althea
obserwowali ze zdziwieniem nagłą troskę elfa.
Kiedy
młodzieniec odsunął się od Delithrara, ten westchnął przeciągle, wbijając
niewidzące oczy w Altheę. Dziewczyna, mocno speszona, cofnęła się kilka kroków.
— Zaiste koniec
to… — powtórzył, gdy wokół niego nastała cisza. — Ale i początek.
Iluviel ukucnął
przed nim i złapał za pomarszczone, powykręcane palce.
— Delithrarze,
co tu robisz? — zapytał cicho, delikatnie ściskając dłoń, by zwrócić na siebie
uwagę. — Wszyscy sądziliśmy, że nie żyjesz.
W końcu
Delithrar zwrócił uwagę na Iluviela – przesunął głowę, a gęsta, szara od brudu
broda nie zdołała ukryć uśmiechu, jaki zagościł na jego twarzy.
— Mój
przyjaciel nie zabija przyjaciół. Trzyma ich jak trofea, by nacieszyć się
zwycięstwem — odpowiedział, zaś Bron zmarszczył brwi i spojrzał na Altheę,
jednak elfka potrząsnęła jedynie głową.
Iluviel
prychnął.
— Trzymał cię
tutaj przez ten cały czas? Dlaczego pozwoliłeś się złapać?
— Kto
powiedział, że nie chciałem się tutaj znaleźć? — odpowiedział pytaniem na
pytanie i odwzajemnił uścisk elfa.
Uśmiech, jaki
zagościł na twarzy staruszka, rozwiał wszelkie wątpliwości Althei względem
Delithrara. Może i nie potrafiła mu zaufać tak jak Iluviel, ale za to ufała
Iluvielowi. Poza tym ciepłe, przyjazne usposobienie starszego mężczyzny w
dziwny, nieokreślony sposób uspokajało.
Staruszek znów
się odezwał:
— Niedługo
zmierzycie się z problemem, który może was przerosnąć. Z pomocą bogów i resztek
mocy, jaka mi pozostała, usunę z waszej drogi przeszkodę, która zawadzi i
przeważy szalę zwycięstwa na stronę wrogów.
— Co to za
przeszkoda? — zapytał skołowany Bron.
— Ona.
Delithrar
wskazał na Altheę, a młodzieńcy natychmiast podążyli wzrokiem za ręką starca,
wbijając zdezorientowane spojrzenia w elfkę. Sama dziewczyna zamrugała,
zupełnie zaskoczona, kompletnie nie wiedząc, co odpowiedzieć na to stwierdzenie.
Nim zebrała
myśli, by spróbować odpowiedzieć na te oskarżenia, Delithrar niezrażony
kontynuował:
— Dawno temu, w
zamierzchłych czasach, gdy ta kraina zmagała się ze zgoła innymi problemami niż
Landar, do niewielkiej wioski, w której służyłem, przybyła młoda kobieta. Była
brzemienna i bez kawałka ziemi, postanowiłem więc ją przyjąć do siebie i pomóc
przy narodzinach. Szybko jednak zorientowałem się, że nieznajoma nie była tym,
za kogo się podawała.
Kiedy nikt nie
zareagował ani nie przerwał, Delithrar podjął przerwaną historię, wpatrując się
niewidzącymi oczami w przestrzeń z taką intensywnością, jakby chciał przywołać
przed oblicze obrazy z przeszłości:
— Była mroczną
elfką, jedną z niewielu tej starej rasy ostałą przy życiu. — Althea drgnęła,
słysząc to, i nadstawiła mocniej uszu. — Uciekała, bała się i wymusiła na mnie
obietnicę, że zajmę się jej dzieckiem, gdy ona będzie musiała po porodzie
odejść, by odciągnąć wroga od potomka.
Oddech Althei
nieznacznie przyspieszył wraz z tempem bicia serca.
— Niedługo po
urodzeniu opuściła wioskę i wszelki słuch o niej zaginął — wymruczał Delithrar,
łapiąc między palce brudny materiał starej, dziurawej szaty okrywającej
wychudłe ciało. — Zanim odeszła, pomogła mi rzucić zaklęcie, które miało
zablokować moce córeczki i ukryć jej prawdziwą tożsamość.
Althea wydała z
siebie dziwny, bliżej nieokreślony dźwięk – coś pomiędzy stłumionym szlochem a
westchnieniem.
— Musimy usunąć
to zaklęcie — zakończył cicho Delithrar. — Inaczej wszyscy zginiecie przed
wschodem kolejnego księżyca.
Zapadła cisza,
którą przerywał jedynie głośny oddech elfki. Iluviel spojrzał w kierunku
dziewczyny. Elfka biła się z myślami, dopadały ją wątpliwości.
— Powiedziałeś,
że kobieta pomogła ci rzucić zaklęcie — odezwał się nagle Iluviel. — Nie
będziesz jej potrzebować do zdjęcia zaklęcia?
Delithrar
pokiwał głową i pogładził się po długiej brodzie.
— Trafne
spostrzeżenie, jednakże każdy czar ma lukę — przyznał powoli. — Gdy rzucaliśmy
zaklęcie, zostawiliśmy dziurę, która sprawi, że do przerwania będę potrzebny
tylko ja. Niestety… są też skutki uboczne.
Althea
podniosła głowę, słysząc te rewelacje. Żadna z nich nie napawała jej zbytnim
optymizmem.
— Jakie? —
odezwała się po raz pierwszy od początku rozmowy z Delithrarem.
Mag
przesunął się tak, by wpatrywać się prosto w Altheę, co napawało ją lekkim
niepokojem. Jego oczy sprawiały, że miała ochotę się schować pod naporem tego
spojrzenia.
— Gdy zdejmę
blokadę, cała moc, która była pod powierzchnią, wybuchnie. W tym samym momencie
Hakim Hal dowie się o tym i nas zabije — odpowiedział.
— Zróbmy to —
powiedziała cicho.
Delithrar
uśmiechnął się lekko, słysząc te słowa.
— Tak ogromna
ilość mocy oraz zmiany, jakie zajdą w twym ciele, pozbawią cię przytomności na
kilka godzin.
Podniecenie
Althei znacząco opadło. Spuściła wzrok i westchnęła ciężko, wyłamując sobie
palce w zdenerwowaniu. Czuła się kompletnie zagubiona – z jednej strony
pragnęła z całych sił przełamać barierę i wydostać się stąd, lecz z drugiej
strony nie mogła narażać życia przyjaciół. Nigdy by sobie tego nie wybaczyła,
choć zapewne za kilka godzin nie będzie mieć to żadnego znaczenia.
— Mogę wchłonąć
część tej magii — odezwał się nagle Iluviel, przerywając ciężkie milczenie,
jakie zapadło w celi kilka chwil wcześniej.
Delithrar dumał
przez moment, wpatrując się w sufit, po czym pokiwał z wolna głową, znów łapiąc
się za brodę.
— Tak, to
mogłoby się udać — wymruczał cicho, a gdy znów przytaknął, był bardziej
zdeterminowany niż cała grupa razem wzięta. — Możemy tak zrobić, a sądzę, że
druga część magii także znajdzie swoje ujście w tym zamku.
Althea
zmarszczyła brwi i spojrzała na przyjaciół, jednak i oni mieli lekko zagubione
miny.
— A więc nie ma
na co czekać. — Elfka spojrzała wyczekująco na Delithrara. — Jeżeli mamy
zginąć, to chociaż zgińmy, próbując i walcząc o wolność!
Bron spojrzał
na przyjaciółkę, jakby widział ją po raz pierwszy. Nigdy nie wątpił w jej
odwagę, ale taka postawa była dla niego czymś nowym.
Jego
przemyślenia jednak przerwał ruch; staruszek wstał z małą pomocą Iluviela i
podszedł bliżej Althei, wyciągając dłonie w kierunku głowy dziewczyny. Elfka
początkowo odsunęła się w odruchu obronnym, ale szybko przełknęła gulę strachu,
jaka pojawiła się w jej gardle, i przymknęła oczy, szykując się na powtórkę z
przesłuchania Hakim Hala. Jednakże z początku nie poczuła niczego. Dopiero
później, gdy Delithrar zaczął mamrotać pod nosem niezrozumiałe słowa, do umysłu
wkradła się dziwna, odpychająca obecność; zaczęła naciskać na jej jaźń,
drażniąc przy tym smoczycę, jednak wkrótce i niepokój smoka został zagłuszony
przez dziwny szum.
Althea
otworzyła oczy, nie potrafiąc pozbyć się tego coraz bardziej irytującego
dźwięku, i niemal zachłysnęła się, widząc, że wszystko wokół niej dziwnie
falowało. Dostrzegła przerażoną twarz Brona i niezwykle skupioną minę Iluviela,
co znaczyło, że absorbowanie mocy już dawno się rozpoczęło, jednak nie to ją
zaskoczyło. Powietrze wokół niej było gęste, migotało, a drobne kamienie, dotąd
leżące na ziemi, teraz unosiły się kilkanaście centymetrów nad ziemią, jakby
ktoś przywiązał do nich sznurki i teraz bawił się nimi, puszczając dookoła
stojącej dwójki.
Potem jednak
nadszedł ból, którego znowu się nie spodziewała, lecz był niczym w porównaniu
do tego, jaki przeżyła po starciu z wrogim magiem. I zrozumiała, że ten ból to
moc, której do tej pory nigdy jeszcze nie doświadczyła. Kilka chwil później
obraz rozmazał się i nie widziała oraz nie słyszała już nic; został jedynie
ciąg niezrozumiałych słów Delithrara.
~ *
~
Dannar szedł
jednym z korytarzy, gdy nagła fala mocy niemal zbiła go z nóg. Zawahał się,
jednak zanim zdążył pomyśleć, skąd ten nagły wybuch, instynktownie otworzył się
na magię i zaczął ją pochłaniać, z zaskoczeniem stwierdzając, że nic złego mu
się przez nią nie stanie. Zmarszczył też brwi i powoli, krok za krokiem, aż
zaczął biec, skierował się do lochów.
Nie rozumiał
powodów swojego działania; powalił jednym precyzyjnym ciosem strażnika lochów,
wyrwał mu z rąk klucze i wpadł do celi, gdzie byli przetrzymywani nieliczni
więźniowie tego zamku. W tym samym momencie druga, jeszcze silniejsza fala
rzuciła go na kolana, wyrywając z gardła jęk.
Widział
klęczącego, ciężko dyszącego Iluviela, który, najwyraźniej tak jak on,
absorbował magię wydobywającą się z ciała Althei. Elfka natomiast unosiła się
kilka centymetrów nad ziemią, w kuli zbudowanej z mocy, a tuż przy niej stał
wyprostowany starzec, krzycząc słowa zaklęcia.
Dannar nie miał
już siły wchłaniać tak potężnej dawki energii – czuł, że zaraz zemdleje, i gdy
już był pewien, że zaczyna tracić świadomość, wszystko zniknęło, a Althea upadła
na posadzkę wraz ze staruchem ubranym w podarte łachmany.
Dannar nie mógł
złapać tchu, tak samo jak Iluviel, który wyglądał niewiele lepiej od niego. Bron
za to, wolny od wpływu magii elfki, podbiegł do dziewczyny i potrząsnął jej
ramieniem. Dziewczyna jednak nie ocknęła się; usłyszeli za to potężny ryk
smoka, który jednocześnie przeraził ich i pocieszył – Althea żyła, a Nocna
Furia znów zasmakowała wolności.
Dannar potarł
oczy i podniósł głowę, gdy usłyszał szuranie. Iluviel wstał i chwiejnym krokiem
podszedł do staruszka. Przekręcił go na plecy i westchnął.
Mężczyzna
umierał.
— Smok… będzie
czekać na rozkazy — wychrypiał, łapiąc za dłoń elfa i mocno ją ściskając. —
Walczcie… i nie poddawajcie się. Wróg, który jest naszym wrogiem, to jedynie… pionek.
Dannar
zmarszczył brwi i powoli wstał z klęczek, obserwując starca.
— Wiedziałeś,
że umrzesz, prawda? — zapytał cicho Iluviel, patrząc ze smutkiem, jak Delithrar
powoli przymyka oczy, a mięśnie zaczynają mu wiotczeć.
— Każdy… ma
zadanie… do wykonania — wyszeptał ostatkiem sił.
Po chwili w
celi zapadła cisza. Iluviel wymówił kilka słów po elficku i dotknął czoła
zmarłego, po czym wstał i spojrzał na Dannara. Młodzieniec powoli uniósł ręce w
geście poddania.
— Cokolwiek
sobie myślisz, mylisz się — mruknął, na co elf zareagował jedynie zmrużeniem oczu
i zaciśnięciem dłoni w pięści. — Za kilka godzin Hakim Hal wyciągnie was z celi
i zadecyduje o dalszym losie waszej trójki. Jeżeli nie macie na tę okazję
żadnego planu, lepiej go wymyślcie. Ja mogę wam zapewnić bezpieczne dotarcie do
stajni, gdzie będą czekać osiodłane konie.
Dannar odwrócił
się do nich tyłem i już miał wyjść, gdy głos Iluviela na chwilę przykuł go do
ziemi:
— Zamierzasz
nam pomóc? — W jego głosie pobrzmiewała ironia, co było niepodobne dla jego
rasy. Elfy zwykle nie uciekały się do zdradzania emocji w głosie.
Młodzieniec
odwrócił głowę i uśmiechnął się do Iluviela.
— Lepiej wam
niż szalonemu magowi.
Jednakże, gdy
zamykał za sobą drzwi celi, odniósł wrażenie, że nie uwierzył nawet samemu
sobie.
~*~
Sala, do jakiej
wprowadzili ich dragoni, tonęła w mroku. Pojedyncze pochodnie rzucały słaby
blask na spękaną posadzkę, nie dodając więźniom ni krzty otuchy. Łańcuchy
pobrzękiwały przy każdym kroku, kłując nieprzyjemnie w uszy. Gdy w końcu
stanęli przed podwyższeniem, zapadła wokół ciężka do zniesienia cisza, którą po
krótkiej chwili przerwały kroki.
Z mroku wyłonił
się Hakim Hal w jasnej szacie wyraźnie odcinającej się od ciemnych, ponurych
komnat oraz wiecznego mroku zaległego w kątach i całym tym miejscu. Mag wspiął
się na podwyższenie i usiadł na starym, kamiennym tronie; siedzisko nie
posiadało oparcia – najwidoczniej podczas jednej z bitew ktoś zburzył
królewskie krzesło i pozostały po nim jedynie resztki. Jednakże ta niedogodność
mężczyźnie nie przeszkadzała – pochylił się, przyglądając się swoim więźniom z
dziwnym uśmiechem na ustach, niemal jakby spoglądał na trofea.
Dannar także
wysunął się z mroku, stając przy wysokim filarze, po czym skupił wzrok na
Althei. Znieruchomiał i po długiej chwili ciszy można było odnieść wrażenie, że
stał się jednym z posągów upamiętniających dawnych władców tego opuszczonego
zamczyska.
— Strażnik
lochów powiedział mi, że mój ukochany przyjaciel zmarł — oznajmił wesołym
głosem mag, patrząc z góry na zebraną grupę. — Choć ta wieść niezmiernie mnie
ucieszyła, żałuję, że nie zginął z mojej ręki.
Odpowiedziała
mu jedynie cisza, czego nie odebrał zbyt pozytywnie. Zacisnął usta, ale nie
wykonał żadnego ruchu. Obserwował, prześlizgując spojrzenie z jednego elfa na
drugiego.
— Landar nie
uznał cię za żadne realne zagrożenie, elficzko
— odezwał się nagle, przykuwając w końcu uwagę zmęczonych więźniów.
Althea drgnęła
i uniosła wzrok, zapatrując się na maga. Nie wiedziała jeszcze, czy była to
dobra wiadomość, czy zła.
— Twój smok
jednakże może nam zagrozić — kontynuował niczym niezrażony — dlatego, choć to
była niezwykle trudna decyzja, rozkazał zabić ciebie, elfiątko i małego,
ludzkiego pomocnika.
Dannar drgnął,
na moment spoglądając na maga. Jego oczy rozszerzyły się w szoku – sądził, że
Landar wyda rozkaz zniewolenia ich umysłów i przejęcia smoka! Dlaczego
zamierzał zabić Altheę, skoro wiedział, że było to równoznaczne ze śmiercią
czarnej bestii? Chciał stracić cenne zwierzę, bo bał się jego mocy? Nigdy nie
sądził, że doczekają dnia, w którym wielki Landar okaże słabość.
— Jak śmiesz,
ty sukinsynu! — wrzasnął Bron, czerpiąc skądś trochę mocy, by ruszyć w stronę
podwyższenia.
Był to daremny
trud; dragoni zareagowali natychmiast i złapali go za ramiona, siłą zmuszając,
by ukląkł. Kilku podeszło do Iluviela, jednak ten stał jedynie, zapatrując się
nienawistnym, choć spokojnym i twardym spojrzeniem na ucieszonego takim obrotem
spraw Hakim Hala.
— Jak śmiem
nazywać cię małym, ludzkim pomocnikiem? — zapytał mag i oparł łokieć o kolano,
wskazując na odrętwiałą Altheę i równie nieruchomego elfa. — Wątpię, by twoja
rasa znaczyła dla nich cokolwiek więcej.
Dannar patrzył
na Altheę, najwyraźniej czekając już tylko na cud. Dziewczyna wydawała się
nieobecna; patrzyła na wielki witraż znajdujący się za starym tronem. Ze
względu na ciągłe zachmurzenie żaden blask nie rozjaśniał kolorowego szkła i
pięknej kobiety – nimfy w wodnym ogrodzie w towarzystwie lisów, ptactwa i kilku
jeleni.
Miał ochotę
podbiec do niej i uderzyć w twarz, byleby tylko zareagowała; nie zamierzał
patrzeć, jak dobrowolnie oddawała się śmierci. Nie po tym, co widział, czuł i z
czym walczył w lochach.
Już miał ruszyć
w jej kierunku, narażając się magowi, gdy dziewczyna w końcu oderwała wzrok od
witraża i spojrzała na Hakim Hala.
— Dlaczego
sądzisz, że pozwolę ci zabić mojego smoka? — zapytała odmienionym głosem, który
zaskoczył nawet Iluviela; zerknął na towarzyszkę i zmarszczył brwi, po raz
pierwszy od dawna okazując coś więcej niż chłodną obojętność.
Mag zmarszczył
brwi i otworzył usta, ale Althea nie pozwoliła mu nic powiedzieć, kontynuując:
— Dlaczego
sądzisz, że smok pozwoli ci się zabić?
Teraz już
wszyscy patrzyli w zdziwieniu na elfkę, nie wiedząc, jak zareagować na jej słowa.
Mag zeskoczył
dziarskim susem z tronu i zbiegł z podwyższenia, po czym stanął przed elfką i
przyjrzał się uważnie jej twarzy. Uśmiechał się, choć nikt nie wiedział, co go
tak cieszyło.
— Co tak małe,
nieistotne i zapomniane przez świat stworzenie może mi zrobić? — zapytał,
zaczynając ją okrążać niczym drapieżnik czający się na ofiarę. — Nie zasłonisz
się smokiem ani elfickim przyjacielem.
Althea wbiła
twarde spojrzenie w zdeformowaną magią twarz Hakim Hala i gdy mężczyzna
zatrzymał się tuż przed nią z wyrazem triumfu wypisanym w uśmiechu, zapytała
cicho:
— A kto
powiedział, że potrzebuję ich pomocy, by cię zabić?
Mężczyzna
zmarszczył brwi i w tym samym momencie Althea zamknęła oczy, przywołując magię,
której nie powinna posiadać.
Fioletowy dym
uniósł się spod ziemi i owinął ciasno wokół kajdan, które sekundę później
upadły z trzaskiem na podłogę. Gdy elfka uchyliła powieki, niemal nie widać
było jej źrenic – fiołkowy kolor tęczówek jaśniał dziwnym blaskiem, rozlewając
się na całe oczy, a dziki uśmiech satysfakcji omal nie zaczął przerażać.
Mag odskoczył w
kierunku tronu w momencie, gdy dziewczyna zamachnęła się dłonią pełną
tajemniczej, wirującej mgły. Gdy nie trafiła, zaklęcie uderzyło o posadzkę,
rozsadzając ją i posyłając odłamki kamienia na wszystkie strony.
Dragoni
wkroczyli do akcji, rzucając się na Brona i Iluviela, jednak przyjaciele nie
potrzebowali dodatkowej zachęty do walki – nawet w kajdanach zaczęli się
bronić, dzielnie unikając ciosów strażników.
Obserwując
odmienioną, pełną mrocznej magii Altheę, Dannar się śmiał. Śmiał się w głos, widząc
chaos, jaki zapanował w starej sali tronowej, wiedząc doskonale, że jeżeli
dziewczynie zaraz skończy się siła na opanowanie tak potężnej magii,
najprawdopodobniej wszyscy zginą, w tym i on. Althea musiała zakończyć to tu i
teraz, inaczej cały ten pokaz siły nie będzie mieć żadnego sensu.
Śmiał się, bo
wiedział, że nadchodził ich koniec. Śmiał się, bo myślał tylko o tym, że nie
umył się i umrze, śmierdząc jak ścieki w rynsztoku.
Hakim Hal
rozejrzał się z podwyższenia na pomieszczenie; jego więźniowie pokonali
dragonów i uwolnili się z kajdan, łapiąc za miecze i szykując się na starcie z
mroczną magią, jaką dysponował. Widział też Dannara śmiejącego się bez żadnego
konkretnego powodu. Od dawna miał ochotę go zabić, ale widząc jego wesołość i
brak reakcji, pozbył się wszelkich wątpliwości. Nawet jeśli narazi się na gniew
Landara, przeżyje.
Chciał tylko
zetrzeć uśmieszek z twarzy tego zarozumiałego synalka tyrana.
Uniósł dłonie i
wymruczał inkantację, kierując całą moc w sprawczynię zamieszania, jednak nie
dostrzegł w jej oczach strachu. Zmarszczył brwi i zawahał się.
Najprawdopodobniej
o kilka sekund za długo.
Witraż wybuchł
przy akompaniamencie szumu sypiącego się szkła, a ostre odłamki cięły niczym
maleńkie szpilki, zmuszając maga do zgięcia się wpół i zrezygnowania z ataku.
Porażony nagłością zwrotu wydarzeń, odwrócił się, by zobaczyć, co spowodowało
takie zniszczenia, i zamarł.
Czarny smok
zacisnął przednie łapy na framugach, a siatka pęknięć naruszyła stabilną
konstrukcję, uginając się pod ciężarem bestii. Zwierzę zasłoniło całym ciałem
resztki światła, jakie wpadało do środka; szeroko rozpostartymi błoniastymi
skrzydłami okazywało gotowość do ataku.
Nocna Furia
rozwarła paszczę i zasyczała, wyginając szyję w łuk i unosząc się lekko. Przez
jeden moment ciszy, jaka zapadła po tym niespodziewanym ataku, można było
usłyszeć powolne kroki Hakim Hala, który starał się wycofać poza zasięg
pazurów, kłów i wściekłości gada.
A potem
smoczyca ryknęła, wybijając tym dźwiękiem szyby z pozostałych okien sali,
niechybnie niosąc wraz z głosem zapowiedź śmierci.
To jest boskie!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję! :)
Usuńzestresowane, w dodatku rozzłoszczone zwierzę, gdy stracić nad nim kontrolę, mogła dokonać ogromnych zniszczeń / mogło dokonać
OdpowiedzUsuńKiedy nikt nie zareagował ani nie przerwał, Delithrar podjął przerwaną historię, wpatrując się niewidzącymi oczami w przestrzeń z taką intensywnością, jakby chciał przywołać przed oblicze obrazy z przeszłości. / Zaraz - jeśli dobrze interpretuję bielmo na oczach - Delithrar jest ślepy. Zatem jego oczy nie powinny wyrażać niczego, a być zwyczajnie puste, skierowane prosto przed siebie i szeroko otwarte. Chyba że się maskuje.
Mag przesunął się tak, by wpatrywać się prosto w Altheę, co napawało ją lekkim niepokojem. Jego oczy sprawiały, że miała ochotę się schować pod naporem tego spojrzenia. / I znów. Piszesz o ślepcu jak o widzącym. Po co się przesunął? Przecież i tak jej nie widzi.
(...) niemal jakby spoglądał na trofea. / tu po prostu powtórzyłaś frazę, która pojawiła się trochę wcześniej, niepotrzebnie
Nawet jeśli narazi się na gniew Landara, przeżyje. / Yyy... Hakim narazi się tym, że przeżyje? Czy że Dannar przeżyje? Co?
Końcówka świetna, Althea w końcu pokazała pazur, nawet jeśli to magia ją do tego popchnęła. Śmierdzący Danna i smok wpadający do sali - <3 Bardziej widowiskowe byłoby rozwalenie ściany, ale wtedy to im wszystkim budynek pewnie zwaliłby się na głowy. I biedna Furia nie miałaby na kim wyładować furii, he he (you see what I did here?).
Aaale mamy tu deus ex machina, nieładnie.
Hakim Hal bardzo uprzejmie wrzucił wszystkich do jednej celi, ograniczonych niezbyt ograniczającym kajdanami, by mogli swobodnie spiskować i działać. Ale na to jeszcze można przymknąć oko, biorąc pod uwagę jego charakter i pewność w zaklęcia. Jednakże Delithrar... nieładnie, jak napisałam, nieładnie.
Dlaczego Hakim wrzucił ich do tej samej celi z jakimś superważnym starcem, skoro wiedział, że ten starzec miał coś - dużo - wspólnego z zablokowaniem magii Althei? Ja tam bym przyjęła, że inteligentny człowiek, kiedy coś celowo psuje, wie, jak to później naprawić.
Serio, w tej chwili pojawienie się Delithrara wygląda na tak bardzo rozwiązanie akcji z dupy, że mam ogromną nadzieję, że to od początku był jakiś tajny plan Hakima i wcale Furia go w następnym rozdziale nie zeżre (na zdrowie!), bo on im wszystkim jeszcze pokaże. O.
Inaczej by się to prezentowało, gdyby posiedzieli trochę w tej celi. Gdyby byli w różnych celach. Np. Bron mógłby trafić do Delithrara (jako ten bezużyteczny ludzik), po pewnych trudnościach (przecież żaden nie będzie ufał drugiemu!) ugadaliby się kto jest kim i z kim przybył, D. ściąga zaklęcie z Althei na odległość, bach!, pandemonium. Albo coś.
Wiem, wiem, narzucam ci teraz swoją wizję wydarzeń, ale obecne rozwiązanie wydaje się strasznym pójściem na łatwiznę.
Poza tym zdałam sobie sprawę, że nie za bardzo wiemy, jak działa magia w twoim świecie, a przyczyniło się do tego pytanie: dlaczego Hakim się nie zorientował, że zaklęcia na Nocnej Furii puściły? Czy w ogóle mógł się zorientować, czy to jakoś inaczej działa? (No i czy Delithrar mógłby zdjąć zaklęcie z Althei bez dotykania jej...).
Nie sądziłam, że to się pojawi, ale trzymam kciuki za Hakima. :D
Moje tempo odpisania na ten komentarz jest wprost zabójcze, ale co ja mogę na to poradzić, że mnie sesja wciągnęła i wypluła nędzne, liche resztki dopiero kilka dni temu? :P Oczywiście nadrabiam straty, don't worry!
UsuńDzięki za wytknięcie błędów, choć uwierz mi, było ich jakieś... pierdyliard więcej :P
Och, cieszę się, że komuś spodobała się końcówka - jak zawsze dużo pokładałam wiary w tej scenie i mam nadzieję, że coś wyszło :D Ale nie brałam pod uwagę rozwałki ściany, bo, jak słusznie spostrzegłaś, i tak jest to krucha konstrukcja, więc nawet z delikatną pomocą Furii wszystko może się w każdej chwili zawalić.
Cóż, zapomniałam bardziej rozwinąć wątek Hakim Hala + Delithrara i to, dlaczego wrzucił ich do tej samej celi. Hakim, w swojej próżności i zbytniej pewności siebie (która, jak sądzę, stanie się jego dewizą) nie podejrzewał, by wyniszczony, schorowany starzec mógłby cokolwiek zrobić, zwłaszcza że więził go... kilka lat. I tak cud, że mag w ogóle dotrwał.
Hakim Hal jest zbyt potężną postacią, by go ot tak zaciukać, nie, nie, nie. On jeszcze będzie mieć swoje pięć minut. Taki lekki spoiler, ale to w sumie mogę już teraz powiedzieć, i tak wątpię, by ktoś przeczytał ten komentarz ;P
Przestań! - nie narzucasz mi swojego zdania, po prostu patrzysz na to z innej perspektywy, którą z chęcią wezmę pod uwagę ;) Kto wie, może w statecznej wersji faktycznie rozwiążę to w inny sposób? :)
Ech, w takich momentach korci mnie, by napisać coś w rodzaju dodatkowej księgi o wszystkich wierzeniach, światach, krainach, magii tego uniwersum, ale... to wszystko trza zawrzeć w treści. Będę się starać to naprawiać!
Matko, ktoś naprawdę w niego wierzy o.O To dopiero niespodzianka! :D
Przynajmniej równy miesiąc minął. :P A sesję rozumiem, sama przeżywam w tej chwili dokładnie to samo. No, akurat w tej chwili relaksuję się przed ustnym z antropologii za jakieś trzy godzinki. xD
UsuńWyszło, spodobało się. Zachowanie Althei w tym fragmencie skojarzyło mi się z filmami i grami, w których bohater w pewnym momencie pęka i zamienia się w płonącego gniewem badassa. :D
Musisz to koniecznie zmienić w ostatecznej wersji, dopisać te informacje, bo nawet z wiedzą o tym długim więzieniu i charakterze Hakima, nadal to rozwiązanie zalatuje deus ex machina.
O, to dobrze, że przeżyje, nie kibicuję na darmo. :D Może jeszcze tego pożałuję w przyszłości, chwile słabości nie popłacają, ale co tam.
To jest po prostu genialne. Momentalnie się wciągnęłam, i aż nie mogę uwierzyć, że ciąg dalszy pojawi się dopiero za miesiąc.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podoba! Choć ten rozdział powinien wyglądać nieco lepiej :P
UsuńNie wiem, czy rozdział pojawi się na czas, ale z pewnością będę o to walczyć! :)
Pozdrawiam gorąco!
Kiedy następny rozdział? Już nie mogę się doczekać :D.
UsuńMam nadzieję, że w niedzielę się pojawi. Powoli kończę 20, ale jeszcze mi trochę zostało, poza tym wyjeżdżam na weekend, bo jestem organizatorką pewnego dzikiego przedsięwzięcia, więc dopiero po powrocie w niedzielę wieczorem uda mi się wrzucić post.
UsuńOK i mam nadzieję, że przedsięwzięcie wypali ;) Pozdro :*
UsuńPrzeczytałam już całość i muszę przyznać, że bardzo, ale to bardzo mi się podobało :). Dannar wymiótł (cóż za barwny, nietuzinkowy bohater!), fabuła też, a inne postacie z biegiem czasu bardzo ładnie się wykrystalizowały. Nawet Althea nabrała interesującego, mrocznego rysu. W kilku ostatnich rozdziałach także język stał się płynniejszy, błędów pojawiało się jakby mniej. Ma nadzieję, że będziesz kontynuować "wojnę smoków", bo historia ma potencjał i wielki urok :).
OdpowiedzUsuńCo do wad, to mogłabym podać tylko jedną, możliwe, że będzie to lekkie czepianie się, no ale już trudno. Mianowicie, korzystasz wyłącznie z dobrze znanych, starych (i niestety dość już ogranych) motywów high fantasy, w żadnym miejscu nie wychodząc poza nie. Trochę się boję, że Twoja powieść może przez to zginąć wśród bardziej oryginalnych, "agresywnych" i odjechanych historii.
Jeśli liczysz na sławę, to chyba warto byłoby postarać się o nieco bardziej odkrywczy koncept, może wymieszanie kilku gatunków (steampunk + urban fantasy na przykład). Smoki i elfy zostały już chyba wyeksplowatowane do cna, nawet nie ma już co z nich "wycisnąć" i ja osobiście omijam wielkie gady i uszatych z daleka (tworzę całkowicie autorskie rasy, własną mitologię, a nawet mechanikę i "konsystencję" świata, by nigdy nie martwić się o wtórność moich dzieł).
Tym niemniej trzymam kciuki za "war of dragons", nawet jeśli miałaby się ukazać w takiej postaci, a nie innej. Uważam, że na bloga ta opowieść jest za dobra, jednak na szurmowanie księgarń - przydałoby się ją podrasować. Albo stworzyć coś nowego, od podstaw i z nieco innym, odważniejszym podejściem.
Och, strasznie się cieszę, że historia tak bardzo przypadła Ci do gustu! Takie słowa mocno podbudowują i motywują do pisania! :)
UsuńAno wiem, dlatego będę się starać coś kombinować, wyłazić poza utarte schematy, jednak zanim w ogóle zdecyduję się wyjść gdzieś dalej z tą powieścią, z pewnością jeszcze wiele w tej historii pozmieniam :)
Na wielką sławę nie liczę, ale fajnie by było zobaczyć swój pseudonim literacki (bo niestety imię i nazwisko mam już zarezerwowane do innej działalności publicznej - fotografii :P) na półkach księgarni. Jednak zanim to nastąpi, tak jak pisałam wyżej - wiele jeszcze mogę zmienić, dlatego nie skreślam jeszcze wszystkiego i nie zmieniam :)
Wszystko jeszcze przed nami, wiele może się zmienić - pożyjemy, zobaczymy :)
Jszcze raz serdecznie dziękuję za komentarze, za słowa pochwały, jak i uwagi - wszystko sobie dobrze przyswoiłam, przyjęłam do wiadomości i mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej, by poczytać dalej i zobaczyć, jak to wszystko się potoczy :)
Pozdrawiam serdecznie!