poniedziałek, 27 kwietnia 2015

1.19 'Widmo śmierci'




Im bliżej fortecy Hakim Hala, tym świat coraz bardziej pogrążał się w mroku. Ciemne, gęste chmury szczelnie spowiły niebo, nie przepuszczając żadnego promienia słońca, a roślinność ustąpiła spalonym, martwym ziemiom. Wszędzie unosił się pył i duszący kurz; wokół zalegała także cisza, jakby wraz z obumarciem roślinności odeszły również i wszelkie inne stworzenia.
Althea, znużona długą wędrówką, nie miała nawet siły, by rozejrzeć się dookoła. Odbierała jedynie obrazy od rozzłoszczonej Nocnej Furii, choć za zasłoną wściekłości wyczuła także strach. Może i nie znała się za bardzo na smokach, ale wiedziała jedno: zestresowane, w dodatku rozzłoszczone zwierzę, gdy stracić nad nim kontrolę, mogła dokonać ogromnych zniszczeń. Zerknęła w kierunku maga, który rozkazywał coś swoim dragonom. Jeśli ten szalony mężczyzna przerwie połączenie z zaklęciem, Nocnej Furii tak naprawdę nie powstrzyma nikt, nawet ona.
Fortecą Hakim Hala okazał się stary zamek po dawno zapomnianym władcy. Został częściowo zrujnowany, jednak najważniejsze pomieszczenia zdołały przetrwać, jak stajnie, baraki dla żołnierzy, czy główna sala tronowa i lochy. W oddali można było dostrzec wysoką wieżę pozbawioną dachu oraz część murów obronnych. W obejściu ponadto panował duży bałagan – żołnierze jedynie zepchnęli kamienie zawalonych ścian na boki, nie przejmując się tym, że większość gruzów przeszkadzała im w sprawnym przemieszczaniu się wokół budowli.
Hakim Hal i Dannar zsiedli z koni, natomiast kilku żołnierzy otoczyło więźniów, aby następnie ruszyć w kierunku bocznych drzwi. Althea po raz ostatni spojrzała na Dannara i zmarszczyła brwi, widząc niepokój wypisany na jego twarzy, była jednak zbyt zmęczona, by dłużej się nad tym zastanawiać.
Korytarz prowadzący na najniższą kondygnację przyprawiał niemal o zawrót głowy; długi, wąski, o wilgotnych, zimnych ścianach, niedopuszczający ani krzty więcej światła niż to, co rzucała pochodnia trzymana przez jednego z dragonów. Althea słyszała za sobą sapanie Brona i miała nadzieję, że chłopak wytrzyma jeszcze trochę.
Kiedy ciasne przejście nagle się skończyło, żadne z nich nie miało czasu, by rozejrzeć się po lochach, żołnierze otworzyli bowiem jedno z wrót i siłą wepchnęli opierającą się trójkę więźniów. Głośny trzask zamykanego zamka oraz oddalające się kroki niemal przyprawiły dziewczynę o rozpacz.
Przez bardzo długi czas nikt się nie odzywał. Iluviel siedział pod ścianą, ze skrzyżowanymi nogami i zamkniętymi oczami. Wyglądał, jakby spał, ale elfka odnosiła wrażenie, że jedynie drzemał, czuwając i nasłuchując nieznanych dźwięków. Bron z kolei nie udawał – leżał na boku, skulony w kłębek, pochrapując cicho i od czasu do czasu podzwaniając łańcuchami, gdy przesuwał ręce lub się przekręcał do bardziej wygodnej pozycji.
Althea nie mogła zasnąć; można powiedzieć, że czuwała. Słyszała szuranie małych łapek na kamieniu oraz ciche popiskiwania szczurów. Liczyła na to, że jednak nadarzy się cud i ktoś przyjdzie ich uratować – tutaj do głowy przychodził jej jedynie Amaondel – ale wiedziała, że nikt nie będzie ryzykować starcia z magiem uzbrojonym w smoka i czarną, zwodniczą magię.
Gdy usłyszała pełen wściekłości i żalu ryk, stłumiony przez grube mury oraz kilka metrów ziemi, straciła wszelką nadzieję na to, że uda im się przeżyć. Przyjdzie im umrzeć w lochach, z dala od domu i przyjaciół, w godzinie potrzeby świata. Bron zerwał się jak oparzony i rozejrzał nieprzytomnie dookoła, najwyraźniej spodziewając się w każdej chwili ataku. Althea spojrzała na niego i zdobyła się na delikatny uśmiech.
Bron, dostrzegając przyjaciółkę, ziewnął i podciągnął się, opierając plecy o ścianę naprzeciwko. Gdy dziewczyna zaczynała wpadać w letarg, walcząc z pokusą kilku godzin snu, młodzieniec odezwał się, stawiając ją niemal na nogi:
— Pamiętasz, jak byliśmy dziećmi i bawiliśmy się w rycerzy i złoczyńców?
Elfka spojrzała na niego z pobłażliwością, chcąc mu z ironią przypomnieć, że to nie był czas na wspominki, jednak widząc jego poważną minę, szybko zmieniła zdanie i zamiast tego oznajmiła cicho:
— Zawsze byłam złoczyńcą. — Zachichotała do własnych myśli. — Młodziutka Khlea grała księżniczkę w opałach… Miała słabość do Rona i ciągle wybierała jego.
Tym razem to Bron parsknął rozbawiony.
— Nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego chciałaś grać tę złą — wyznał, przenosząc wzrok ze ściany na twarz Althei.
Dziewczyna zadźwięczała łańcuchami przy podnoszeniu rąk i syknęła, gdy ciężkie kajdany przesunęły się po ranach na nadgarstkach. Dotknęła włosów i zatknęła kilka kosmyków za ucho.
— Bo gdyby któryś z was grał złoczyńcę, zabawa kończyłaby się zbyt szybko — odpowiedziała, siląc się na delikatną złośliwość, i, widząc minę przyjaciela, uśmiechnęła się. — Dobrze wiemy, że ja byłam z was najbardziej zwinna, najszybsza i obierałam najciekawsze strategie.
— I kompletnie nie szło ci machanie drewnianym mieczem — dopowiedział, co wywołało kolejną salwę cichych chichotów, które urwały się zbyt szybko. — Jak myślisz, Ron żyje? — zapytał nagle Bron, zaskakując tym samym Altheę.
Elfka spojrzała na przyjaciela i, dostrzegając jego niepewność, zmusiła się do szczerego, pełnego uśmiechu.
— Oczywiście! — zapewniła gorąco, lekko przesuwając się do przodu. — Jestem pewna, że nic mu nie jest, ma się dobrze i planuje wielkie przyjęcie na czas naszego powrotu.
Bron oparł głowę o zimne kamienie, ignorując wilgoć panującą pod ziemią. Niedługo wszystko przesiąknie wodą i zimnem.
— Nigdy nie wrócimy, prawda? — spytał niemal szeptem, wpatrując się w podłogę i łańcuch leżący między jego nogami. — Zginiemy, próbując.
— A więc zginiemy! — warknęła rozzłoszczona zachowaniem Brona. Jak nigdy wcześniej wstąpiły w nią nowe siły. — Przecież nie będziemy siedzieć z założonymi rękoma i czekać na śmi…
— Cisza! — przerwał im nagle całkowicie rozbudzony Iluviel.
Althea zająknęła się zaskoczona, sądząc, że elf naprawdę zasnął, jednak stanął na równe nogi i wbił wzrok we wnękę położoną w jednym z ciemniejszych kątów celi. Elfka sądziła, że to wychodek, jednak gdy ujrzała czyjąś rękę kurczowo łapiącą się kamienia, zrozumiała, że to było przejście do kolejnego pomieszczenia. Wstała i stanęła w pobliżu Iluviela; Bron poszedł w ich ślady, choć wyglądał mizernie, jednak nie zamierzał pokazać słabości. Duma mu na to nie pozwalała.
Stali, napięci jak struny, podczas gdy nieznajomy wkraczał do pomieszczenia wolnym, posuwistym krokiem. Ciężki oddech i ciche pokasływanie powiedziało przyjaciołom, że nie powinni się nikogo obawiać, a wkrótce potem ujrzeli starca w brudnych, poplamionych łachmanach. Iluviel rozluźnił się, Bron odetchnął i oparł ciężko o ścianę tuż za nim, jednak Althea nadal czekała. Zastanawiała się, co ten człowiek tutaj robił i dlaczego tak zniszczony przez życie, schorowany człowiek wylądował w lochach szalonego maga.
I już miała przerwać ciszę, gdy ubiegł ją Iluviel:
— Delithrar? — wyszeptał z zaskoczeniem, postępując kilka kroków do przodu. — Czy to ty?
Mężczyzna oparł się i powoli podniósł głowę, reagując na pytanie elfa. Althea cofnęła się, widząc paskudną bliznę przebiegającą przez całą twarz nieznajomego oraz spowite bielmem oczy.
— Zaiste nadszedł koniec nas wszystkich… — wymamrotał, przesuwając ręką po nierównościach kamieni. — Skoro słyszę słodki głos elfa, z pewnością nadszedł mój koniec…
Iluviel przyskoczył do chwiejącego się starca, złapał go pod ramiona i z lekkością uniósł, przenosząc na siedzisko we wnęce. Delithrar stęknął, ale z ufnością dziecka dał sobie pomóc, nie protestując i milcząc, podczas gdy Bron i Althea obserwowali ze zdziwieniem nagłą troskę elfa.
Kiedy młodzieniec odsunął się od Delithrara, ten westchnął przeciągle, wbijając niewidzące oczy w Altheę. Dziewczyna, mocno speszona, cofnęła się kilka kroków.
— Zaiste koniec to… — powtórzył, gdy wokół niego nastała cisza. — Ale i początek.
Iluviel ukucnął przed nim i złapał za pomarszczone, powykręcane palce.
— Delithrarze, co tu robisz? — zapytał cicho, delikatnie ściskając dłoń, by zwrócić na siebie uwagę. — Wszyscy sądziliśmy, że nie żyjesz.
W końcu Delithrar zwrócił uwagę na Iluviela – przesunął głowę, a gęsta, szara od brudu broda nie zdołała ukryć uśmiechu, jaki zagościł na jego twarzy.
— Mój przyjaciel nie zabija przyjaciół. Trzyma ich jak trofea, by nacieszyć się zwycięstwem — odpowiedział, zaś Bron zmarszczył brwi i spojrzał na Altheę, jednak elfka potrząsnęła jedynie głową.
Iluviel prychnął.
— Trzymał cię tutaj przez ten cały czas? Dlaczego pozwoliłeś się złapać?
— Kto powiedział, że nie chciałem się tutaj znaleźć? — odpowiedział pytaniem na pytanie i odwzajemnił uścisk elfa.
Uśmiech, jaki zagościł na twarzy staruszka, rozwiał wszelkie wątpliwości Althei względem Delithrara. Może i nie potrafiła mu zaufać tak jak Iluviel, ale za to ufała Iluvielowi. Poza tym ciepłe, przyjazne usposobienie starszego mężczyzny w dziwny, nieokreślony sposób uspokajało.
Staruszek znów się odezwał:
— Niedługo zmierzycie się z problemem, który może was przerosnąć. Z pomocą bogów i resztek mocy, jaka mi pozostała, usunę z waszej drogi przeszkodę, która zawadzi i przeważy szalę zwycięstwa na stronę wrogów.
— Co to za przeszkoda? — zapytał skołowany Bron.
— Ona.
Delithrar wskazał na Altheę, a młodzieńcy natychmiast podążyli wzrokiem za ręką starca, wbijając zdezorientowane spojrzenia w elfkę. Sama dziewczyna zamrugała, zupełnie zaskoczona, kompletnie nie wiedząc, co odpowiedzieć na to stwierdzenie.
Nim zebrała myśli, by spróbować odpowiedzieć na te oskarżenia, Delithrar niezrażony kontynuował:
— Dawno temu, w zamierzchłych czasach, gdy ta kraina zmagała się ze zgoła innymi problemami niż Landar, do niewielkiej wioski, w której służyłem, przybyła młoda kobieta. Była brzemienna i bez kawałka ziemi, postanowiłem więc ją przyjąć do siebie i pomóc przy narodzinach. Szybko jednak zorientowałem się, że nieznajoma nie była tym, za kogo się podawała.
Kiedy nikt nie zareagował ani nie przerwał, Delithrar podjął przerwaną historię, wpatrując się niewidzącymi oczami w przestrzeń z taką intensywnością, jakby chciał przywołać przed oblicze obrazy z przeszłości:
— Była mroczną elfką, jedną z niewielu tej starej rasy ostałą przy życiu. — Althea drgnęła, słysząc to, i nadstawiła mocniej uszu. — Uciekała, bała się i wymusiła na mnie obietnicę, że zajmę się jej dzieckiem, gdy ona będzie musiała po porodzie odejść, by odciągnąć wroga od potomka.
Oddech Althei nieznacznie przyspieszył wraz z tempem bicia serca.
— Niedługo po urodzeniu opuściła wioskę i wszelki słuch o niej zaginął — wymruczał Delithrar, łapiąc między palce brudny materiał starej, dziurawej szaty okrywającej wychudłe ciało. — Zanim odeszła, pomogła mi rzucić zaklęcie, które miało zablokować moce córeczki i ukryć jej prawdziwą tożsamość.
Althea wydała z siebie dziwny, bliżej nieokreślony dźwięk – coś pomiędzy stłumionym szlochem a westchnieniem.
— Musimy usunąć to zaklęcie — zakończył cicho Delithrar. — Inaczej wszyscy zginiecie przed wschodem kolejnego księżyca.
Zapadła cisza, którą przerywał jedynie głośny oddech elfki. Iluviel spojrzał w kierunku dziewczyny. Elfka biła się z myślami, dopadały ją wątpliwości.
— Powiedziałeś, że kobieta pomogła ci rzucić zaklęcie — odezwał się nagle Iluviel. — Nie będziesz jej potrzebować do zdjęcia zaklęcia?
Delithrar pokiwał głową i pogładził się po długiej brodzie.
— Trafne spostrzeżenie, jednakże każdy czar ma lukę — przyznał powoli. — Gdy rzucaliśmy zaklęcie, zostawiliśmy dziurę, która sprawi, że do przerwania będę potrzebny tylko ja. Niestety… są też skutki uboczne.
Althea podniosła głowę, słysząc te rewelacje. Żadna z nich nie napawała jej zbytnim optymizmem.
— Jakie? — odezwała się po raz pierwszy od początku rozmowy z Delithrarem.
  Mag przesunął się tak, by wpatrywać się prosto w Altheę, co napawało ją lekkim niepokojem. Jego oczy sprawiały, że miała ochotę się schować pod naporem tego spojrzenia.
— Gdy zdejmę blokadę, cała moc, która była pod powierzchnią, wybuchnie. W tym samym momencie Hakim Hal dowie się o tym i nas zabije — odpowiedział.
— Zróbmy to — powiedziała cicho.
Delithrar uśmiechnął się lekko, słysząc te słowa.
— Tak ogromna ilość mocy oraz zmiany, jakie zajdą w twym ciele, pozbawią cię przytomności na kilka godzin.
Podniecenie Althei znacząco opadło. Spuściła wzrok i westchnęła ciężko, wyłamując sobie palce w zdenerwowaniu. Czuła się kompletnie zagubiona – z jednej strony pragnęła z całych sił przełamać barierę i wydostać się stąd, lecz z drugiej strony nie mogła narażać życia przyjaciół. Nigdy by sobie tego nie wybaczyła, choć zapewne za kilka godzin nie będzie mieć to żadnego znaczenia.
— Mogę wchłonąć część tej magii — odezwał się nagle Iluviel, przerywając ciężkie milczenie, jakie zapadło w celi kilka chwil wcześniej.
Delithrar dumał przez moment, wpatrując się w sufit, po czym pokiwał z wolna głową, znów łapiąc się za brodę.
— Tak, to mogłoby się udać — wymruczał cicho, a gdy znów przytaknął, był bardziej zdeterminowany niż cała grupa razem wzięta. — Możemy tak zrobić, a sądzę, że druga część magii także znajdzie swoje ujście w tym zamku.
Althea zmarszczyła brwi i spojrzała na przyjaciół, jednak i oni mieli lekko zagubione miny.
— A więc nie ma na co czekać. — Elfka spojrzała wyczekująco na Delithrara. — Jeżeli mamy zginąć, to chociaż zgińmy, próbując i walcząc o wolność!
Bron spojrzał na przyjaciółkę, jakby widział ją po raz pierwszy. Nigdy nie wątpił w jej odwagę, ale taka postawa była dla niego czymś nowym.
Jego przemyślenia jednak przerwał ruch; staruszek wstał z małą pomocą Iluviela i podszedł bliżej Althei, wyciągając dłonie w kierunku głowy dziewczyny. Elfka początkowo odsunęła się w odruchu obronnym, ale szybko przełknęła gulę strachu, jaka pojawiła się w jej gardle, i przymknęła oczy, szykując się na powtórkę z przesłuchania Hakim Hala. Jednakże z początku nie poczuła niczego. Dopiero później, gdy Delithrar zaczął mamrotać pod nosem niezrozumiałe słowa, do umysłu wkradła się dziwna, odpychająca obecność; zaczęła naciskać na jej jaźń, drażniąc przy tym smoczycę, jednak wkrótce i niepokój smoka został zagłuszony przez dziwny szum.
Althea otworzyła oczy, nie potrafiąc pozbyć się tego coraz bardziej irytującego dźwięku, i niemal zachłysnęła się, widząc, że wszystko wokół niej dziwnie falowało. Dostrzegła przerażoną twarz Brona i niezwykle skupioną minę Iluviela, co znaczyło, że absorbowanie mocy już dawno się rozpoczęło, jednak nie to ją zaskoczyło. Powietrze wokół niej było gęste, migotało, a drobne kamienie, dotąd leżące na ziemi, teraz unosiły się kilkanaście centymetrów nad ziemią, jakby ktoś przywiązał do nich sznurki i teraz bawił się nimi, puszczając dookoła stojącej dwójki.
Potem jednak nadszedł ból, którego znowu się nie spodziewała, lecz był niczym w porównaniu do tego, jaki przeżyła po starciu z wrogim magiem. I zrozumiała, że ten ból to moc, której do tej pory nigdy jeszcze nie doświadczyła. Kilka chwil później obraz rozmazał się i nie widziała oraz nie słyszała już nic; został jedynie ciąg niezrozumiałych słów Delithrara.
~ * ~
Dannar szedł jednym z korytarzy, gdy nagła fala mocy niemal zbiła go z nóg. Zawahał się, jednak zanim zdążył pomyśleć, skąd ten nagły wybuch, instynktownie otworzył się na magię i zaczął ją pochłaniać, z zaskoczeniem stwierdzając, że nic złego mu się przez nią nie stanie. Zmarszczył też brwi i powoli, krok za krokiem, aż zaczął biec, skierował się do lochów.
Nie rozumiał powodów swojego działania; powalił jednym precyzyjnym ciosem strażnika lochów, wyrwał mu z rąk klucze i wpadł do celi, gdzie byli przetrzymywani nieliczni więźniowie tego zamku. W tym samym momencie druga, jeszcze silniejsza fala rzuciła go na kolana, wyrywając z gardła jęk.
Widział klęczącego, ciężko dyszącego Iluviela, który, najwyraźniej tak jak on, absorbował magię wydobywającą się z ciała Althei. Elfka natomiast unosiła się kilka centymetrów nad ziemią, w kuli zbudowanej z mocy, a tuż przy niej stał wyprostowany starzec, krzycząc słowa zaklęcia.
Dannar nie miał już siły wchłaniać tak potężnej dawki energii – czuł, że zaraz zemdleje, i gdy już był pewien, że zaczyna tracić świadomość, wszystko zniknęło, a Althea upadła na posadzkę wraz ze staruchem ubranym w podarte łachmany.
Dannar nie mógł złapać tchu, tak samo jak Iluviel, który wyglądał niewiele lepiej od niego. Bron za to, wolny od wpływu magii elfki, podbiegł do dziewczyny i potrząsnął jej ramieniem. Dziewczyna jednak nie ocknęła się; usłyszeli za to potężny ryk smoka, który jednocześnie przeraził ich i pocieszył – Althea żyła, a Nocna Furia znów zasmakowała wolności.
Dannar potarł oczy i podniósł głowę, gdy usłyszał szuranie. Iluviel wstał i chwiejnym krokiem podszedł do staruszka. Przekręcił go na plecy i westchnął.
Mężczyzna umierał.
— Smok… będzie czekać na rozkazy — wychrypiał, łapiąc za dłoń elfa i mocno ją ściskając. — Walczcie… i nie poddawajcie się. Wróg, który jest naszym wrogiem, to jedynie… pionek.
Dannar zmarszczył brwi i powoli wstał z klęczek, obserwując starca.
— Wiedziałeś, że umrzesz, prawda? — zapytał cicho Iluviel, patrząc ze smutkiem, jak Delithrar powoli przymyka oczy, a mięśnie zaczynają mu wiotczeć.
— Każdy… ma zadanie… do wykonania — wyszeptał ostatkiem sił.
Po chwili w celi zapadła cisza. Iluviel wymówił kilka słów po elficku i dotknął czoła zmarłego, po czym wstał i spojrzał na Dannara. Młodzieniec powoli uniósł ręce w geście poddania.
— Cokolwiek sobie myślisz, mylisz się — mruknął, na co elf zareagował jedynie zmrużeniem oczu i zaciśnięciem dłoni w pięści. — Za kilka godzin Hakim Hal wyciągnie was z celi i zadecyduje o dalszym losie waszej trójki. Jeżeli nie macie na tę okazję żadnego planu, lepiej go wymyślcie. Ja mogę wam zapewnić bezpieczne dotarcie do stajni, gdzie będą czekać osiodłane konie.
Dannar odwrócił się do nich tyłem i już miał wyjść, gdy głos Iluviela na chwilę przykuł go do ziemi:
— Zamierzasz nam pomóc? — W jego głosie pobrzmiewała ironia, co było niepodobne dla jego rasy. Elfy zwykle nie uciekały się do zdradzania emocji w głosie.
Młodzieniec odwrócił głowę i uśmiechnął się do Iluviela.
— Lepiej wam niż szalonemu magowi.
Jednakże, gdy zamykał za sobą drzwi celi, odniósł wrażenie, że nie uwierzył nawet samemu sobie.
~*~
Sala, do jakiej wprowadzili ich dragoni, tonęła w mroku. Pojedyncze pochodnie rzucały słaby blask na spękaną posadzkę, nie dodając więźniom ni krzty otuchy. Łańcuchy pobrzękiwały przy każdym kroku, kłując nieprzyjemnie w uszy. Gdy w końcu stanęli przed podwyższeniem, zapadła wokół ciężka do zniesienia cisza, którą po krótkiej chwili przerwały kroki.
Z mroku wyłonił się Hakim Hal w jasnej szacie wyraźnie odcinającej się od ciemnych, ponurych komnat oraz wiecznego mroku zaległego w kątach i całym tym miejscu. Mag wspiął się na podwyższenie i usiadł na starym, kamiennym tronie; siedzisko nie posiadało oparcia – najwidoczniej podczas jednej z bitew ktoś zburzył królewskie krzesło i pozostały po nim jedynie resztki. Jednakże ta niedogodność mężczyźnie nie przeszkadzała – pochylił się, przyglądając się swoim więźniom z dziwnym uśmiechem na ustach, niemal jakby spoglądał na trofea.
Dannar także wysunął się z mroku, stając przy wysokim filarze, po czym skupił wzrok na Althei. Znieruchomiał i po długiej chwili ciszy można było odnieść wrażenie, że stał się jednym z posągów upamiętniających dawnych władców tego opuszczonego zamczyska.
— Strażnik lochów powiedział mi, że mój ukochany przyjaciel zmarł — oznajmił wesołym głosem mag, patrząc z góry na zebraną grupę. — Choć ta wieść niezmiernie mnie ucieszyła, żałuję, że nie zginął z mojej ręki.
Odpowiedziała mu jedynie cisza, czego nie odebrał zbyt pozytywnie. Zacisnął usta, ale nie wykonał żadnego ruchu. Obserwował, prześlizgując spojrzenie z jednego elfa na drugiego.
— Landar nie uznał cię za żadne realne zagrożenie, elficzko — odezwał się nagle, przykuwając w końcu uwagę zmęczonych więźniów.
Althea drgnęła i uniosła wzrok, zapatrując się na maga. Nie wiedziała jeszcze, czy była to dobra wiadomość, czy zła.
— Twój smok jednakże może nam zagrozić — kontynuował niczym niezrażony — dlatego, choć to była niezwykle trudna decyzja, rozkazał zabić ciebie, elfiątko i małego, ludzkiego pomocnika.
Dannar drgnął, na moment spoglądając na maga. Jego oczy rozszerzyły się w szoku – sądził, że Landar wyda rozkaz zniewolenia ich umysłów i przejęcia smoka! Dlaczego zamierzał zabić Altheę, skoro wiedział, że było to równoznaczne ze śmiercią czarnej bestii? Chciał stracić cenne zwierzę, bo bał się jego mocy? Nigdy nie sądził, że doczekają dnia, w którym wielki Landar okaże słabość.
— Jak śmiesz, ty sukinsynu! — wrzasnął Bron, czerpiąc skądś trochę mocy, by ruszyć w stronę podwyższenia.
Był to daremny trud; dragoni zareagowali natychmiast i złapali go za ramiona, siłą zmuszając, by ukląkł. Kilku podeszło do Iluviela, jednak ten stał jedynie, zapatrując się nienawistnym, choć spokojnym i twardym spojrzeniem na ucieszonego takim obrotem spraw Hakim Hala.
— Jak śmiem nazywać cię małym, ludzkim pomocnikiem? — zapytał mag i oparł łokieć o kolano, wskazując na odrętwiałą Altheę i równie nieruchomego elfa. — Wątpię, by twoja rasa znaczyła dla nich cokolwiek więcej.
Dannar patrzył na Altheę, najwyraźniej czekając już tylko na cud. Dziewczyna wydawała się nieobecna; patrzyła na wielki witraż znajdujący się za starym tronem. Ze względu na ciągłe zachmurzenie żaden blask nie rozjaśniał kolorowego szkła i pięknej kobiety – nimfy w wodnym ogrodzie w towarzystwie lisów, ptactwa i kilku jeleni.
Miał ochotę podbiec do niej i uderzyć w twarz, byleby tylko zareagowała; nie zamierzał patrzeć, jak dobrowolnie oddawała się śmierci. Nie po tym, co widział, czuł i z czym walczył w lochach.
Już miał ruszyć w jej kierunku, narażając się magowi, gdy dziewczyna w końcu oderwała wzrok od witraża i spojrzała na Hakim Hala.
— Dlaczego sądzisz, że pozwolę ci zabić mojego smoka? — zapytała odmienionym głosem, który zaskoczył nawet Iluviela; zerknął na towarzyszkę i zmarszczył brwi, po raz pierwszy od dawna okazując coś więcej niż chłodną obojętność.
Mag zmarszczył brwi i otworzył usta, ale Althea nie pozwoliła mu nic powiedzieć, kontynuując:
— Dlaczego sądzisz, że smok pozwoli ci się zabić?
Teraz już wszyscy patrzyli w zdziwieniu na elfkę, nie wiedząc, jak zareagować na jej słowa.
Mag zeskoczył dziarskim susem z tronu i zbiegł z podwyższenia, po czym stanął przed elfką i przyjrzał się uważnie jej twarzy. Uśmiechał się, choć nikt nie wiedział, co go tak cieszyło.
— Co tak małe, nieistotne i zapomniane przez świat stworzenie może mi zrobić? — zapytał, zaczynając ją okrążać niczym drapieżnik czający się na ofiarę. — Nie zasłonisz się smokiem ani elfickim przyjacielem.
Althea wbiła twarde spojrzenie w zdeformowaną magią twarz Hakim Hala i gdy mężczyzna zatrzymał się tuż przed nią z wyrazem triumfu wypisanym w uśmiechu, zapytała cicho:
— A kto powiedział, że potrzebuję ich pomocy, by cię zabić?
Mężczyzna zmarszczył brwi i w tym samym momencie Althea zamknęła oczy, przywołując magię, której nie powinna posiadać.
Fioletowy dym uniósł się spod ziemi i owinął ciasno wokół kajdan, które sekundę później upadły z trzaskiem na podłogę. Gdy elfka uchyliła powieki, niemal nie widać było jej źrenic – fiołkowy kolor tęczówek jaśniał dziwnym blaskiem, rozlewając się na całe oczy, a dziki uśmiech satysfakcji omal nie zaczął przerażać.
Mag odskoczył w kierunku tronu w momencie, gdy dziewczyna zamachnęła się dłonią pełną tajemniczej, wirującej mgły. Gdy nie trafiła, zaklęcie uderzyło o posadzkę, rozsadzając ją i posyłając odłamki kamienia na wszystkie strony.
Dragoni wkroczyli do akcji, rzucając się na Brona i Iluviela, jednak przyjaciele nie potrzebowali dodatkowej zachęty do walki – nawet w kajdanach zaczęli się bronić, dzielnie unikając ciosów strażników.
Obserwując odmienioną, pełną mrocznej magii Altheę, Dannar się śmiał. Śmiał się w głos, widząc chaos, jaki zapanował w starej sali tronowej, wiedząc doskonale, że jeżeli dziewczynie zaraz skończy się siła na opanowanie tak potężnej magii, najprawdopodobniej wszyscy zginą, w tym i on. Althea musiała zakończyć to tu i teraz, inaczej cały ten pokaz siły nie będzie mieć żadnego sensu.
Śmiał się, bo wiedział, że nadchodził ich koniec. Śmiał się, bo myślał tylko o tym, że nie umył się i umrze, śmierdząc jak ścieki w rynsztoku.
Hakim Hal rozejrzał się z podwyższenia na pomieszczenie; jego więźniowie pokonali dragonów i uwolnili się z kajdan, łapiąc za miecze i szykując się na starcie z mroczną magią, jaką dysponował. Widział też Dannara śmiejącego się bez żadnego konkretnego powodu. Od dawna miał ochotę go zabić, ale widząc jego wesołość i brak reakcji, pozbył się wszelkich wątpliwości. Nawet jeśli narazi się na gniew Landara, przeżyje.
Chciał tylko zetrzeć uśmieszek z twarzy tego zarozumiałego synalka tyrana.
Uniósł dłonie i wymruczał inkantację, kierując całą moc w sprawczynię zamieszania, jednak nie dostrzegł w jej oczach strachu. Zmarszczył brwi i zawahał się.
Najprawdopodobniej o kilka sekund za długo.
Witraż wybuchł przy akompaniamencie szumu sypiącego się szkła, a ostre odłamki cięły niczym maleńkie szpilki, zmuszając maga do zgięcia się wpół i zrezygnowania z ataku. Porażony nagłością zwrotu wydarzeń, odwrócił się, by zobaczyć, co spowodowało takie zniszczenia, i zamarł.
Czarny smok zacisnął przednie łapy na framugach, a siatka pęknięć naruszyła stabilną konstrukcję, uginając się pod ciężarem bestii. Zwierzę zasłoniło całym ciałem resztki światła, jakie wpadało do środka; szeroko rozpostartymi błoniastymi skrzydłami okazywało gotowość do ataku.
Nocna Furia rozwarła paszczę i zasyczała, wyginając szyję w łuk i unosząc się lekko. Przez jeden moment ciszy, jaka zapadła po tym niespodziewanym ataku, można było usłyszeć powolne kroki Hakim Hala, który starał się wycofać poza zasięg pazurów, kłów i wściekłości gada.
A potem smoczyca ryknęła, wybijając tym dźwiękiem szyby z pozostałych okien sali, niechybnie niosąc wraz z głosem zapowiedź śmierci.

12 komentarzy:

  1. zestresowane, w dodatku rozzłoszczone zwierzę, gdy stracić nad nim kontrolę, mogła dokonać ogromnych zniszczeń / mogło dokonać
    Kiedy nikt nie zareagował ani nie przerwał, Delithrar podjął przerwaną historię, wpatrując się niewidzącymi oczami w przestrzeń z taką intensywnością, jakby chciał przywołać przed oblicze obrazy z przeszłości. / Zaraz - jeśli dobrze interpretuję bielmo na oczach - Delithrar jest ślepy. Zatem jego oczy nie powinny wyrażać niczego, a być zwyczajnie puste, skierowane prosto przed siebie i szeroko otwarte. Chyba że się maskuje.
    Mag przesunął się tak, by wpatrywać się prosto w Altheę, co napawało ją lekkim niepokojem. Jego oczy sprawiały, że miała ochotę się schować pod naporem tego spojrzenia. / I znów. Piszesz o ślepcu jak o widzącym. Po co się przesunął? Przecież i tak jej nie widzi.
    (...) niemal jakby spoglądał na trofea. / tu po prostu powtórzyłaś frazę, która pojawiła się trochę wcześniej, niepotrzebnie
    Nawet jeśli narazi się na gniew Landara, przeżyje. / Yyy... Hakim narazi się tym, że przeżyje? Czy że Dannar przeżyje? Co?

    Końcówka świetna, Althea w końcu pokazała pazur, nawet jeśli to magia ją do tego popchnęła. Śmierdzący Danna i smok wpadający do sali - <3 Bardziej widowiskowe byłoby rozwalenie ściany, ale wtedy to im wszystkim budynek pewnie zwaliłby się na głowy. I biedna Furia nie miałaby na kim wyładować furii, he he (you see what I did here?).

    Aaale mamy tu deus ex machina, nieładnie.
    Hakim Hal bardzo uprzejmie wrzucił wszystkich do jednej celi, ograniczonych niezbyt ograniczającym kajdanami, by mogli swobodnie spiskować i działać. Ale na to jeszcze można przymknąć oko, biorąc pod uwagę jego charakter i pewność w zaklęcia. Jednakże Delithrar... nieładnie, jak napisałam, nieładnie.
    Dlaczego Hakim wrzucił ich do tej samej celi z jakimś superważnym starcem, skoro wiedział, że ten starzec miał coś - dużo - wspólnego z zablokowaniem magii Althei? Ja tam bym przyjęła, że inteligentny człowiek, kiedy coś celowo psuje, wie, jak to później naprawić.
    Serio, w tej chwili pojawienie się Delithrara wygląda na tak bardzo rozwiązanie akcji z dupy, że mam ogromną nadzieję, że to od początku był jakiś tajny plan Hakima i wcale Furia go w następnym rozdziale nie zeżre (na zdrowie!), bo on im wszystkim jeszcze pokaże. O.
    Inaczej by się to prezentowało, gdyby posiedzieli trochę w tej celi. Gdyby byli w różnych celach. Np. Bron mógłby trafić do Delithrara (jako ten bezużyteczny ludzik), po pewnych trudnościach (przecież żaden nie będzie ufał drugiemu!) ugadaliby się kto jest kim i z kim przybył, D. ściąga zaklęcie z Althei na odległość, bach!, pandemonium. Albo coś.
    Wiem, wiem, narzucam ci teraz swoją wizję wydarzeń, ale obecne rozwiązanie wydaje się strasznym pójściem na łatwiznę.

    Poza tym zdałam sobie sprawę, że nie za bardzo wiemy, jak działa magia w twoim świecie, a przyczyniło się do tego pytanie: dlaczego Hakim się nie zorientował, że zaklęcia na Nocnej Furii puściły? Czy w ogóle mógł się zorientować, czy to jakoś inaczej działa? (No i czy Delithrar mógłby zdjąć zaklęcie z Althei bez dotykania jej...).

    Nie sądziłam, że to się pojawi, ale trzymam kciuki za Hakima. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje tempo odpisania na ten komentarz jest wprost zabójcze, ale co ja mogę na to poradzić, że mnie sesja wciągnęła i wypluła nędzne, liche resztki dopiero kilka dni temu? :P Oczywiście nadrabiam straty, don't worry!
      Dzięki za wytknięcie błędów, choć uwierz mi, było ich jakieś... pierdyliard więcej :P
      Och, cieszę się, że komuś spodobała się końcówka - jak zawsze dużo pokładałam wiary w tej scenie i mam nadzieję, że coś wyszło :D Ale nie brałam pod uwagę rozwałki ściany, bo, jak słusznie spostrzegłaś, i tak jest to krucha konstrukcja, więc nawet z delikatną pomocą Furii wszystko może się w każdej chwili zawalić.
      Cóż, zapomniałam bardziej rozwinąć wątek Hakim Hala + Delithrara i to, dlaczego wrzucił ich do tej samej celi. Hakim, w swojej próżności i zbytniej pewności siebie (która, jak sądzę, stanie się jego dewizą) nie podejrzewał, by wyniszczony, schorowany starzec mógłby cokolwiek zrobić, zwłaszcza że więził go... kilka lat. I tak cud, że mag w ogóle dotrwał.
      Hakim Hal jest zbyt potężną postacią, by go ot tak zaciukać, nie, nie, nie. On jeszcze będzie mieć swoje pięć minut. Taki lekki spoiler, ale to w sumie mogę już teraz powiedzieć, i tak wątpię, by ktoś przeczytał ten komentarz ;P
      Przestań! - nie narzucasz mi swojego zdania, po prostu patrzysz na to z innej perspektywy, którą z chęcią wezmę pod uwagę ;) Kto wie, może w statecznej wersji faktycznie rozwiążę to w inny sposób? :)
      Ech, w takich momentach korci mnie, by napisać coś w rodzaju dodatkowej księgi o wszystkich wierzeniach, światach, krainach, magii tego uniwersum, ale... to wszystko trza zawrzeć w treści. Będę się starać to naprawiać!
      Matko, ktoś naprawdę w niego wierzy o.O To dopiero niespodzianka! :D

      Usuń
    2. Przynajmniej równy miesiąc minął. :P A sesję rozumiem, sama przeżywam w tej chwili dokładnie to samo. No, akurat w tej chwili relaksuję się przed ustnym z antropologii za jakieś trzy godzinki. xD
      Wyszło, spodobało się. Zachowanie Althei w tym fragmencie skojarzyło mi się z filmami i grami, w których bohater w pewnym momencie pęka i zamienia się w płonącego gniewem badassa. :D
      Musisz to koniecznie zmienić w ostatecznej wersji, dopisać te informacje, bo nawet z wiedzą o tym długim więzieniu i charakterze Hakima, nadal to rozwiązanie zalatuje deus ex machina.
      O, to dobrze, że przeżyje, nie kibicuję na darmo. :D Może jeszcze tego pożałuję w przyszłości, chwile słabości nie popłacają, ale co tam.

      Usuń
  2. To jest po prostu genialne. Momentalnie się wciągnęłam, i aż nie mogę uwierzyć, że ciąg dalszy pojawi się dopiero za miesiąc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba! Choć ten rozdział powinien wyglądać nieco lepiej :P
      Nie wiem, czy rozdział pojawi się na czas, ale z pewnością będę o to walczyć! :)
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
    2. Kiedy następny rozdział? Już nie mogę się doczekać :D.

      Usuń
    3. Mam nadzieję, że w niedzielę się pojawi. Powoli kończę 20, ale jeszcze mi trochę zostało, poza tym wyjeżdżam na weekend, bo jestem organizatorką pewnego dzikiego przedsięwzięcia, więc dopiero po powrocie w niedzielę wieczorem uda mi się wrzucić post.

      Usuń
    4. OK i mam nadzieję, że przedsięwzięcie wypali ;) Pozdro :*

      Usuń
  3. Przeczytałam już całość i muszę przyznać, że bardzo, ale to bardzo mi się podobało :). Dannar wymiótł (cóż za barwny, nietuzinkowy bohater!), fabuła też, a inne postacie z biegiem czasu bardzo ładnie się wykrystalizowały. Nawet Althea nabrała interesującego, mrocznego rysu. W kilku ostatnich rozdziałach także język stał się płynniejszy, błędów pojawiało się jakby mniej. Ma nadzieję, że będziesz kontynuować "wojnę smoków", bo historia ma potencjał i wielki urok :).

    Co do wad, to mogłabym podać tylko jedną, możliwe, że będzie to lekkie czepianie się, no ale już trudno. Mianowicie, korzystasz wyłącznie z dobrze znanych, starych (i niestety dość już ogranych) motywów high fantasy, w żadnym miejscu nie wychodząc poza nie. Trochę się boję, że Twoja powieść może przez to zginąć wśród bardziej oryginalnych, "agresywnych" i odjechanych historii.

    Jeśli liczysz na sławę, to chyba warto byłoby postarać się o nieco bardziej odkrywczy koncept, może wymieszanie kilku gatunków (steampunk + urban fantasy na przykład). Smoki i elfy zostały już chyba wyeksplowatowane do cna, nawet nie ma już co z nich "wycisnąć" i ja osobiście omijam wielkie gady i uszatych z daleka (tworzę całkowicie autorskie rasy, własną mitologię, a nawet mechanikę i "konsystencję" świata, by nigdy nie martwić się o wtórność moich dzieł).

    Tym niemniej trzymam kciuki za "war of dragons", nawet jeśli miałaby się ukazać w takiej postaci, a nie innej. Uważam, że na bloga ta opowieść jest za dobra, jednak na szurmowanie księgarń - przydałoby się ją podrasować. Albo stworzyć coś nowego, od podstaw i z nieco innym, odważniejszym podejściem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, strasznie się cieszę, że historia tak bardzo przypadła Ci do gustu! Takie słowa mocno podbudowują i motywują do pisania! :)
      Ano wiem, dlatego będę się starać coś kombinować, wyłazić poza utarte schematy, jednak zanim w ogóle zdecyduję się wyjść gdzieś dalej z tą powieścią, z pewnością jeszcze wiele w tej historii pozmieniam :)
      Na wielką sławę nie liczę, ale fajnie by było zobaczyć swój pseudonim literacki (bo niestety imię i nazwisko mam już zarezerwowane do innej działalności publicznej - fotografii :P) na półkach księgarni. Jednak zanim to nastąpi, tak jak pisałam wyżej - wiele jeszcze mogę zmienić, dlatego nie skreślam jeszcze wszystkiego i nie zmieniam :)
      Wszystko jeszcze przed nami, wiele może się zmienić - pożyjemy, zobaczymy :)
      Jszcze raz serdecznie dziękuję za komentarze, za słowa pochwały, jak i uwagi - wszystko sobie dobrze przyswoiłam, przyjęłam do wiadomości i mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej, by poczytać dalej i zobaczyć, jak to wszystko się potoczy :)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń