Każdy krok
sprawiał jej ból, a ciężkie kajdany otarły skórę na nadgarstkach do krwi. Mimo
że pogoda jak do tej pory ich nie rozpieszczała, po jej czole spływał pot,
oddychała przez usta i modliła się do bogów, jeśli istnieli, o jeszcze trochę
siły. Czarne włosy pozlepiały się w strąki, koszula całkiem przemokła i
przyklejała się do ciała, zwiększając już i tak ogromne uczucie dyskomfortu.
Ostatkiem sił uniosła głowę, spoglądając na kroczącego obok Iluviela, i niemal
syknęła z wściekłości, widząc jego doskonałą formę.
Elf szedł
wyprostowany, wpatrzony w bliżej nieokreślony punkt przed sobą, już nie
kłopocząc się ukrywaniem swojego pochodzenia. Długie jasne włosy spływały na
jego plecy i ramiona, a gdy zawiał mocniejszy wiatr, odsłaniał spiczaste uszy.
Althea nie była nawet pewna, czy w ogóle zauważał ocierające skórę kajdany, a
także fakt, że już od dłuższego czasu krwawiły, plamiąc jego jasne spodnie.
Najgorzej
trzymał się Bron – ciągle potykał się o nierówności drogi, niemal upadał, gdy
wpadał w niewielki dołek; ciągle szedł pochylony, co pewien czas stękając.
Dziewczyna szczerze mu współczuła: miała wiele cech elfów i nawet jeśli nie dorównywała
wyszkoleniu Iluvielowi, to i tak lepiej sobie radziła z warunkami. Bron został
wyciągnięty niemal siłą z dawnego życia na wsi; nikt nie zmuszał go do marszu
całymi dniami bez jedzenia i wody.
Miała tylko
nadzieję, że nie upadnie. Żołnierze nie wyglądali na pobłażliwych oraz
współczujących.
Silny podmuch
wiatru wytrącił ją z rytmu i byłaby upadła, gdyby nie błyskawiczna reakcja
Iluviela. Podtrzymał ją, zajrzał w oczy tym przeszywającym spojrzeniem, po czym
znów się wyprostował i szedł dalej niewzruszenie, jakby nic i nikt już go nie
obchodził.
Althea stęknęła
i zadarła głowę, widząc potężny czarny kształt szybujący wysoko ponad nimi.
Bała się rozmawiać z Nocną Furią, ponieważ wściekłość, jaką smok emanował, była
niemal nie do zniesienia. Zwierzę ciskało gromy z oczu, zaciskało szczęki na
ofiarach z ogromną brutalnością, ale w żaden sposób nie mogło ani zaatakować
oddziału żołnierzy Landara, ani uratować więźniów. Smoczyca sama stała się
więźniem potężnego czaru Hakim Hala, który z jawną rozkoszą przyglądał się
gadowi podczas powietrznego tańca.
Jesteś na mnie zła?, odważyła się spytać
Althea, obawiając się odpowiedzi.
Bestia
odpowiedziała jednak z zaskakującą łagodnością pomimo targających nią uczuć,
które elfka silnie odczuwała we własnym umyśle:
Jestem zła na siebie, odparła, po czym
zalała Altheę wspomnieniami z nocy sprzed kilku dni, gdy nieudolnie próbowała
ich uratować pomimo zakazu dziewczyny. Że
nie mogłam ochronić ani ciebie, ani innych. Ognisty Rubin nie miał z tym
żadnego problemu, ja jedynie sieję zniszczenie…
Nie myśl tak!, zaoponowała gorąco
Althea, czując pod powłoką złości powoli wzrastającą rozpacz. Gad nie powinien
odczuwać tak silnych emocji, ale elfka już dawno pogodziła się z tym, że Nocna
Furia z jakiegoś powodu była inna niż wszystkie smoki. Rubin i Amaondel to bardzo doświadczona para. My dopiero zaczynamy
poznawać siebie w różnych sytuacjach. Nie przewidzimy wszystkiego.
Było to marne
pocieszenie, ale zwierzęciu wystarczyło.
Czasami wydaje mi się, że czuję jego
obecność, wymruczała po dłuższej chwili ciszy.
Althea
uśmiechnęła się na te słowa.
Oczywiście, że tak, przytaknęła, a na
linii myśli pojawiło się zaskoczenie gada. Amaondel
i Ognisty Rubin ot tak nie zostawiliby swoich przyjaciół.
Skąd ta pewność?, spytała z
podejrzliwością.
Elfy, choć skryte i niechętnie okazujące
uczucia, są bardzo lojalne, odpowiedziała, jednocześnie spoglądając na
milczącego Iluviela. Zastanawiała się, czy on też pokładał takie nadzieje w
następcy tronu?
Na pewno,
skarciła się w myślach za zwątpienie. Byli najlepszymi przyjaciółmi.
Skoro tak mówisz. Nocna Furia wyraźnie
nie podzielała jej zdania, ale wolała się o to nie spierać. Podjęła więc
ponownie walkę o odzyskanie władzy nad własnym ciałem, jednak czar był zbyt
potężny dla dorastającego smoka, toteż skończyło się na kolejnej fali bezdennej
wściekłości i zgrzytaniu zębami.
Gdy Bron
potknął się po raz kolejny, głośno zaklął, co spotkało się z hałaśliwym
rechotem ze strony dragonów – żołnierzy Landara. Dannar jedynie zerknął w tamtą
stronę z grzbietu swego ogiera, ale po chwili ruszył kłusem, by oddalić się od
więźniów.
Młodzieniec
warknął i splunął na piach, odprowadzając jeźdźca wzrokiem.
— Jak tylko się
uwolnimy — zaczął, a jego głos wypełniał żar, o który nawet Iluviel go nie
podejrzewał; oderwał wzrok od punktu przed nimi i spojrzał na towarzysza z
lekkim zaskoczeniem — zabiję Dannara własnoręcznie. Będzie umierać powoli, już
ja się o to postaram.
Althea do tej
pory nie chciała uwierzyć, że Dannar ich zdradził. Może i niewiele pamiętała z
tamtej nocy po tym, jak Hakim Hal potraktował ją wyjątkowo paskudnym czarem,
ale mogła przysiąc, że młodzieniec wiele razy stanął w ich obronie.
Może Landar go
do tego zmusił? Może nie miał wyboru? Może zagroził Dannarowi, że zabije więcej
jego mentorów?
Póki co miała
więcej pytań niż odpowiedzi, zaś liczna obstawa wrogich oddziałów nie sprzyjała
rozmowom.
Prawda była
taka, że Dannar ich zdradził. Wkupił się w ich łaski, zdobył zaufanie,
doprowadził do miejsca przeznaczenia, a potem bez cienia skruchy sprzedał.
Jednak mimo wszystko nie potrafiła go ot tak znienawidzić. Nadal czuła cień
nadziei, że to wszystko było wielką pomyłką.
Dlatego też tak
bardzo zirytowała ją wypowiedź Brona.
— Prędzej to on
zabije ciebie — warknęła wściekła.
Młodzieniec aż
przystanął, nie spodziewając się tak dużej złości ze strony Althei –
najbardziej poszkodowanej oraz zagrożonej w całej sytuacji.
— Ale… —
zaczął, jednak elfka bez skrupułów mu przerwała:
— Jak niby
chcesz to zrobić, skoro to on zabił łowcę i bogowie jeszcze wiedzą, ile ma
istnień na sumieniu? Jest świetnie wyszkolony, w dodatku to syn Landara. Jeżeli
podniesiesz na niego rękę, zginiesz szybciej, niż zdążysz otworzyć usta, by
wołać o pomoc.
Zacisnęła wargi,
widząc, że słowa ubodły Brona. Nie umiała jednak przeprosić – część winy
zwalała na emocje szarpiące raz po raz linię połączenia ze smoczycą, jednak to,
co powiedziała, było prawdą. Jak biedny Bron miałby stanąć do walki ze świetnie
wyszkolonym zabójcą?
Wyprzedziła
Brona oraz Iluviela, by trzymać się bliżej Dannara oraz Hakim Hala, jednak z
dwojga złego preferowała to niż urażone spojrzenia jej towarzyszy.
— Dannar
powiedział, że wyświadcza nam przysługę — odezwał się ponownie Bron,
najwyraźniej walcząc ze zmęczeniem za pomocą podtrzymywania rozmowy.
Althea
wywróciła na to oczami, na razie woląc nie wtrącać się w konwersację, by
jeszcze bardziej nie zepsuć łączących ich relacji.
— Jak niby
Hakim Hal i jego zgraja żołnierzy ma być przysługą? — zadał pytanie, na które i
tak nie doczekał się odpowiedzi.
W końcu
odpuścił, pokonany, spuścił głowę i wlókł się razem z resztą, pogrążając się
coraz bardziej i bardziej w rozpaczy.
Szli dalej,
popędzani przez włócznie dragonów, ich pokrzykiwania oraz złowieszczy chichot
zadowolonego z siebie Hakim Hala.
~ *** ~
Świst wiatru w
uszach i szczypanie w policzki przynosiły ulgę oraz zalążek radości. Znów
siedział na grzbiecie ukochanego smoka, leciał ponad linią chmur, by nikt go
nie zauważył, a także cieszył się wolnością. Czego nie mógł powiedzieć o swoich
przyjaciołach. Przygryzł wargę i poprawił chwyt na kolcu grzbietowym, by nie
zsunąć się z karku gada.
Wciąż czujesz obecność Nocnej Furii?,
spytał Ognistego Rubina, lekko przechylając głowę, by móc ujrzeć pysk bestii.
Zwierzę wyglądało na całkowicie pochłonięte lotem, toteż musiał na odpowiedź
poczekać kilka dłuższych chwil.
Tak, mruknął powoli, jakby chciał
posmakować tego słowa. Ale połączenie
słabnie. Oddalamy się od nich.
Czy jesteś w stanie obrać taką drogę, by
mieć cały czas silny kontakt?, zadał kolejne pytanie, w duchu jęknąwszy na
samą myśl o bezustannym locie pod firmamentem gwiazd, byleby wiedzieć, gdzie
jest reszta.
Będę musiał często kołować, przyznał z
niechęcią gad, zaś Amaondel potarł palcami oczy, próbując wymyślić sensowny
plan, który umożliwi im odbicie zakładników. Zamierzamy ich uratować?
Nagłe
poruszenie nowego wątku wyprowadziło księcia z równowagi. Musiał się chwilę
zastanowić, zanim ubrał w słowa sensowną wypowiedź, która pozostanie w miarę
zrozumiała dla skrzydlatej bestii.
Nie możemy się niepotrzebnie narażać na
zdemaskowanie, powiedział z wolna, po czym dodał: Na razie nie mam żadnego planu, jednak sądzę, że nasz stary przyjaciel
Iluviel tak łatwo się nie podda. Z pewnością da znak, że jest gotowy na
ucieczkę. Do tego czasu musimy pozostać niezauważeni, by mag nie przejął
twojego umysłu.
Nie sądzę, by był w stanie to zrobić,
odpowiedział butnie, machnąwszy mocniej skrzydłami.
Nie możesz nie doceniać przeciwnika, bo ten cię
zaskoczy w najmniej odpowiednim momencie, skarcił drapieżnika łagodnym
głosem elf, po czym delikatnie pogłaskał łuski, by uspokoić smocze zapędy
Rubina.
Amaondel
westchnął ciężko i zapatrzył się na horyzont oraz nieprzeniknioną linię chmur
oddzielających ich od ziemi i przyjaciół. Musiał uzbroić się w cierpliwość, a
także zdobyć cieplejsze rzeczy oraz trochę juków z prowiantem. Latanie długi
czas ze smokiem w mroźnym, rzadkim powietrzu nigdy nie należało do wielkich
przyjemności. Jeździec w bardzo szybkim czasie miał dość błękitu lub granatu
nieba, puszystych, jednostajnych obłoków czy rażącego słońca. Mróz wkradał się
pod ubranie, zabierając wszelkie ciepło, a od siodła i rzemieni robiły się
odciski, które potem przeszkadzały w normalnym funkcjonowaniu.
Bycie jeźdźcem
smoka może i niosło ze sobą mnóstwo przywilejów, lecz można było odnaleźć w tym
tak samo dużo wad.
Nagle Ognisty
Rubin uniósł skrzydła i gwałtownie wyhamował, przez co Amaondel, zupełnie
nieprzygotowany do takiego manewru, uderzył w szyję, i tylko cud sprawił, że
nie nadział się na jeden z kolców wyrastających z grzbietu smoka.
— Co do… —
wystękał na głos, pocierając policzek.
Zatrzymali się, odpowiedział usłużnie
Rubin z wyraźną skruchą. Książę pogłaskał ciemne łuski, poprawił się i lekko
odchylił.
Znajdź mi najbliższą wioskę lub miasto,
gdzie mógłbym zaopatrzyć się w prowiant i ubrania bez jednoczesnego urywania
kontaktu z Nocną Furią, poprosił szybko elf. Musimy skorzystać na ich postoju, bo później może nam się nie
przytrafić taka szansa.
Rubin
zaćwierkał po smoczemu i powoli zaczął obniżać lot, wpierw zanurzając głowę w
warstwę chmur, by ujrzeć bystrymi oczami osady lub domostwa, gdzie mógłby
zostawić na chwilę swojego opiekuna oraz samemu odpocząć. Po wielu dłużących
się chwilach, podczas których Amaondel z lekką obawą wpatrywał się w
przestrzeń, jaka się przed nim rozpościerała, w końcu doczekał się pomruku
aprobaty ze strony podopiecznego.
Przymknął oczy,
napawając się pikowaniem, delikatnym lądowaniem i cichym głosem smoka. Dla
takich chwil żył, dla takich momentów był gotów umierać. Nawet jeśli wisiało
nad nimi widmo wojny, wszystkie spędzone dni u boku bestii stawały się
najlepszymi, jakie istota dwunożna dostała od losu.
I zamierzał
uratować Altheę oraz Nocną Furię, by i one zasmakowały wspaniałego wspólnego
życia, jakiego mogli doświadczyć jedynie jeźdźcy smoków.
~ *** ~
Hakim Hal
uniósł dłoń, a oddział posłusznie się zatrzymał; więźniowie wraz z nimi. Mag
odwrócił się w siodle i spojrzał na zakutych w kajdany, po czym mruknął:
— Kilka minut
postoju.
Każdy odetchnął
w duchu z ulgą, choć starał się z całych sił tego po sobie nie pokazywać.
Dannar zsiadł z
ogiera i podszedł do posilającego się Hakim Hala. Rozejrzał się wpierw wokół,
by sprawdzić, czy nikt ich nie podsłuchiwał, po czym zapytał cicho:
— Co robimy ze
zbiegiem?
Mag długo kazał
czekać młodzieńcowi na odpowiedź. Syn Landara jednak nie pokazał w żaden sposób,
że zirytowało go takie zachowanie. Hakim Hal wciąż traktował go jak wyrostka,
choć dawno przestał być młokosem. Nigdy nie potrafił uzyskać u sługi swego ojca
szacunku i należytego posłuszeństwa. Człowiek, przed którym stał, zdawał się
żyć podług własnych zasad.
— Nie wyczuwam
ich obecności — odparł w końcu mag, z wolna przeżuwając kromkę chleba. — A
doskonale wiesz, że muszę widzieć moje ofiary, by je zniewolić. Wystarczy, że
zobaczę albo smoka, albo elfa, i będę mieć dwie sztuki.
Dannar zacisnął
zęby, jednak nic nie odpowiedział. Skinął jedynie głową i odszedł, nie chcąc
wdawać się z tym człowiekiem w dłuższe dyskusje.
Przeszedł kilka
kroków z zamiarem sprawdzenia, czy z Armelliano było wszystko w porządku, gdy
dostrzegł Altheę przycupniętą na jednym z większych głazów leżących na uboczu.
Kuliła się i kiwała na boki, walcząc z sennością. Młodzieniec zatrzymał się i
zawahał. Jej towarzysze oddalili się, by wspólnie coś przedyskutować, więc nic
nie stało na przeszkodzie, by z dziewczyną porozmawiać. Choćby po to, żeby
dowiedzieć się, czy nic jej się nie stało.
Gdy stanął nad
nią, nie od razu zareagowała. Nadal ukrywała twarz między rękoma, którymi
obejmowała przygarnięte do piersi kolana, więc Dannar usiadł obok, wyciągając
zza paska sztylet, by wydłubać czubkiem ostrza brud spod paznokci. Czekał, choć
nie łudził się, że usłyszy z jej ust jakiekolwiek miłe słowo.
— Jeśli
sądzisz, że ci uwierzę w to, co teraz powiesz — odezwała się nagle, zaskakując
tym samym Dannara — to się grubo mylisz.
Kiedy
młodzieniec nieznacznie odwrócił głowę w jej stronę, napotkał zimne, nienawistne
spojrzenie. Zrobiło mu się przykro, a serce jakby zamarło na kilka chwil. Nie
sądził, że tak bardzo zaboli go ten wzrok.
Nie dał po
sobie jednak poznać, że ta wypowiedź zrobiła na nim jakiekolwiek większe
wrażenie. Niezrażony chłodnym tonem wypowiedzi, kontynuował pielęgnację rąk,
zaczynając mówić:
— Dobrze. Nie
musisz więc wierzyć w to, że pojmanie jest częścią większego planu, który
sprawi, że będziemy bliżej celu. Kolejnym elementem układanki będzie wasza
brawurowa ucieczka z posiadłości Hakim Hala oraz ruszenie w dalszą drogę.
Althea długo
wpatrywała się w profil młodzieńca, zastanawiając się, czy Dannar mówił
poważnie, czy jednak stroił sobie z niej żarty.
— Gdzie ty masz
oczy? — spytała gorzko, lekko kręcąc głową, jakby dopiero teraz zdała sobie
sprawę z tego, że Dannarowi odjęło rozum i nie mogła uwierzyć w to, że dała się
tak łatwo oszukać. — Jak mamy się z tego wydostać? Mój smok jest uziemiony tak
samo jak ja, Iluviel i Bron. Ty nas zdradziłeś, od początku planując wydanie w
łapska Landara, Amaondel najpewniej odleciał, ratując życie swoje oraz smoka, i
nam nie pomoże, bo jest zbyt ważny dla elfickiego społeczeństwa. Wkrótce Landar
nas zabije, potem zagarnie resztę ziem i wygra.
Dannar schował
nóż, podciągnął nogi i oparł na kolanach nadgarstki, patrząc przed siebie i
przetrawiając usłyszane słowa. Po czym parsknął śmiechem. Gdy się uspokoił,
napotkał urażone spojrzenie dziewczyny oraz łzy, które szybko starła, choć i
tak to zauważył.
Sklął się za
tak bezmyślne zachowanie.
— Już wszystko
przewidziałaś, co? — zagadnął z rozbawieniem, po czym wzruszył ramionami,
przeciągając się. — Nigdy nie bądź taka pewna przyszłości. Najbliższe dni
pokażą, czy jesteś godna nosić miano smoczego jeźdźca oraz ostatniego Mrocznego
Elfa. Jakby nie patrzeć, postawiłem na ciebie.
— To nie jest
żadna gra ani zakład, Dannarze! — wybuchła niespodziewanie, prostując się.
Ściągnęła uwagę reszty drużyny oraz kilku dragonów, jednak teraz Dannarowi było
już wszystko jedno. I tak zamierzał powoli kończyć tę rozmowę, przestał bowiem
widzieć w niej jakikolwiek sens. — To jest życie, to jest rzeczywistość! I, na
bogów, nie waż się do nas zbliżać, zdrajco!
Młodzieniec
wstał i otrzepał spodnie. Bron stanął blisko rozdygotanej elfki, a Iluviel
zatrzymał się nieopodal, jedynie obserwując spod przymrużonych powiek całą
sytuację.
— Jak już
mówiłem — odezwał się na odchodnym Dannar, spoglądając na Altheę — wyświadczam
wam przysługę.
I odszedł,
zostawiając drużynę samej sobie, chcąc ochłonąć, wyczyścić Armelliano oraz
przemyśleć to, co powiedział, co zrobił i co zamierzał uczynić w najbliższym
czasie.
Miał tylko
nadzieję, że postawił na dobrego konia.
Hakim Hal po
zjedzeniu posiłku odwrócił się w stronę więźniów, zawieszając wzrok na
pochylonej dziewczynie. Zmrużył oczy, po czym zakasał rękawy i ruszył w jej
kierunku. Na jego ustach błąkał się lubieżny uśmiech, a oczy zdradzały
szaleństwo.
Dannar siedział
w siodle, opierając dłonie o przedni łęk. Obserwował ze znudzonym wyrazem
twarzy Hakim Hala, starając się nie zdradzić niepokoju, jaki zakradł się do
jego myśli. Nie mógł w żaden sposób zareagować, by nie zdradzić się przed
własnymi ludźmi, że zależało mu na więźniach, lecz z drugiej strony bał się o
to, co zrobi Hakim – nigdy nie umiał przewidzieć jego kolejnego posunięcia.
Mag stanął przed
skuloną Altheą, patrząc na nią z góry. Elfka nie od razu zareagowała; zbyt
zmęczona, by stać, siedziała na niewielkim kamieniu, dziękując losowi za chwilę
odpoczynku. Przymknęła oczy i skupiała się na myśleniu o tych niewielu dobrych
chwilach spędzonych z drużyną, gdy jej mięśnie nie paliły żywym ogniem, a
kajdany nie obcierały nadgarstków do krwi.
— Gdy o tobie
usłyszałem, długo próbowałem rozwiązać zagadkę twojej wspaniałości — odezwał
się głośno Hakim Hal.
Althea drgnęła
i uniosła głowę, spoglądając przerażonym wzrokiem na maga. Szybko wstała i
odsunęła się od wroga, nie chcąc przebywać w jego pobliżu. Hakim uśmiechnął się
szyderczo.
— Zastanawiało
mnie, dlaczego tak rzadki okaz czarnego smoka zainteresował się zwykłą dziewką
służebną jak ty — kontynuował niezrażony, zaczynając krążyć wokół dziewczyny.
Iluviel stanął
nieopodal, czujnie obserwując każdy ruch napastnika. Kilku żołnierzy także
zbliżyło się do więźniów – najwyraźniej dostali polecenie ścisłego pilnowania
elfa.
— Zacząłem
zbierać informacje, obserwowałem z ukrycia i obalałem kolejne teorie — mówił
tymczasem Hakim Hal, ciągle chodząc po okręgu.
— Nie jestem…
nikim szczególnym — wychrypiała Althea, zbierając się na odwagę, by zacząć się
bronić. — Po prostu byłam w pobliżu i…
— To tak nie działa!
— warknął, bezceremonialnie przerywając elfce. — Widzisz, smoki przyciąga moc.
Nie zwiążą się ze zwykłym człowiekiem, jeśli nie posiada w sobie choć krzty
magicznych umiejętności, które później ewentualnie zostaną przebudzone.
Dannar
zmarszczył brwi, zwracając uwagę na ostatnie słowa Hakim Hala. Czyżby szalony
mag odkrył tajemnicę niezwykłości dziewczyny? On sam próbował rozwikłać tę
zagadkę, jednak prócz niecodziennej urody oraz wytrwałości w dążeniu do celu,
nie dostrzegł nic więcej, co mogłoby ją wybijać ponad inne dziewki, które
spotkał w życiu.
— Ja nie mam
żadnej mocy — zaprotestowała Althea, lecz zabrzmiało to słabo w porównaniu do
głośnej wypowiedzi jej rozmówcy. Zjadał ją strach, a to znacząco utrudniało
obronę, nawet jeśli była to jedynie walka na słowa.
Hakim Hal
przystanął, odwracając się w jej kierunku. Uśmiech, który zagościł na jego
twarzy, nie sugerował niczego dobrego. Dziewczyna pobladła, zdając sobie
sprawę, że ten mężczyzna tylko czekał, aż ona to powie.
Jednak
zrozumienie przyszło za późno.
— Czy masz moc,
czy nie, możemy się przekonać już zaraz — oznajmił, po czym bezceremonialnie
rozcapierzył palce, chwytając ją za głowę i ściskając coraz mocniej z każdą
przemijającą sekundą.
Chwilę później
Althea zaczęła wrzeszczeć.
Reakcja elfa
była natychmiastowa – skoczył w kierunku przyjaciółki, uderzając ciężkimi
kajdanami jednego z żołnierzy, jednak zanim dobiegł do dziewczyny, by wyrwać ją
z morderczego uścisku, paru włóczników skutecznie go zatrzymało. Bron nawet nie
zdążył zerwać się ze swojego miejsca – obnażony oręż wroga skutecznie
powstrzymał chłopaka przed jakimikolwiek działaniami. Nie pozostało im nic
innego, jak patrzeć i zaciskać pięści z bezsilności.
Nagle usłyszeli
przeciągły jęk wybijający się ponad wrzaski elfki. To Nocna Furia opadła na
ziemię i uderzyła długą szyją w ziemię. Próbowała wstać, ciągle potrząsając
głową, jakby chciała pozbyć się z czoła pajęczyny, jednak co chwila potykała
się, znów lądując na kolanach. Długie pazury orały glebę, ogon smagnął okolicę,
ścinając kilka drzew stojących na linii ostrzału, a zwierzę dalej cierpiało.
Tak długo jak była męczona jego właścicielka.
— Przestań,
zabijesz je obie! — wrzasnął Dannar, zsiadając z konia, jednak zanim zdążył
dotknąć ramienia maga, Hakim Hal wyciągnął jedną z rąk, zbierając w dłoni
ciemnogranatową, świetlistą kulę – ostrzeżenie, by się do niego nie zbliżać.
— Jeszcze nie
odnalazłem odpowiedzi na pytanie — mruknął, marszcząc brwi i mocniej zaciskając
palce na głowie Althei.
Pod dziewczyną
ugięły się nogi; uderzyła kolanami o twarde klepisko, zakrwawione ręce opadły
na uda, oczy uciekły do tyłu. Widok był przerażający, zwłaszcza wtedy, gdy
nagle umilkła, a smoczyca z głośnym rykiem bólu opadła na bok. Skrzydła Nocnej
Furii falowały niemrawo, jakby ostatkiem sił walczyła o przytomność, zaś łapy
powoli przesuwały się w górę i w dół. Iluviel wraz z Bronem spoglądali na
potężnego gada z mieszaniną bólu, smutku oraz współczucia.
Dannar odczuwał
jednak przerażenie – Hakim Hal zawsze docierał do własnych celów po trupach, jednak
wciąganie w to młodego smoka, zwłaszcza tak gwałtownego i nieprzewidywalnego
jak Nocna Furia, wiązało się z ogromnym ryzykiem. Jeżeli choć na moment straci
kontrolę, zwierzę wymorduje wszystkich bez mrugnięcia powieką, kierując się
zwykłą żądzą zemsty. Dziki smok mógłby odlecieć, woląc ratować własne łuski,
niż wdawać się w pojedynek z istotą rozumną, w dodatku władająca znaczną mocą.
Lecz smok związany z jeźdźcem stawał się jeszcze gorszą bestią niż nieoswojeni
pobratymcy – gad walczył nie tylko dla siebie, ale też dla opiekuna.
To na pewno
zakończy się katastrofą.
— Hakim, odpuść
już, to zwierzę nie pociągnie długo — warknął Dannar, zaciskając ręce w pięści.
Miażdżył maga
spojrzeniem, jednak ten nic sobie z tego nie robił, kontynuując okrutny proceder.
— Jeszcze
trochę — wymruczał.
Zamknął oczy i
lekko pochylił głowę, jakby myślał o czymś na tyle intensywnie, że musiał
skupić się na ciszy, która zapadła na polanie po upadku bestii. Kilka chwil
później jego twarz rozjaśnił ohydny uśmiech, który jeszcze bardziej oszpecał i
tak zdeformowaną przez magię twarz.
— Mam cię —
wychrypiał, po czym bezceremonialnie puścił głowę Althei, a ta, już od kilku
minut nieprzytomna, osunęła się na ziemię.
Hakim przez
chwilę wpatrywał się w ciało dziewczyny, po czym, zacierając ręce, odwrócił się
w stronę Dannara.
I zatoczył się
do tyłu, przyjmując potężny prawy sierpowy od rozsierdzonego syna Landara. Mag
dotknął szczęki, pomasował bolące miejsce, po czym spojrzał bez emocji na
dyszącego młodzieńca.
— Nie mów mi,
że przejąłeś się tą chłopką — powiedział sucho, po czym dodał ze śmiechem: —
Raczej powinienem powiedzieć: Mroczną Elfką o potężnej mocy, ale na nic się jej
zda magia oraz legendarne pochodzenie, jeśli zabiję tego, kto zablokował jej
moc.
Dannar podszedł
z wolna do Althei, by po chwili kucnąć koło niej i delikatnie odgarnąć kosmyki
z czoła. Po słowach maga zmarszczył brwi i odwrócił głowę w stronę rozmówcy.
— Ktoś
zablokował jej moc? — spytał ze zdumieniem, doskonale wiedząc, że była to
niezwykle rzadka praktyka, raczej stała się już legendą.
Nie sądził, by
ktokolwiek jeszcze tego używał, zwłaszcza że takie zaklęcia przynosiły więcej
kłopotu niż pożytku.
Używano ich w
bardziej zamierzchłych czasach, by powstrzymać co bardziej gwałtownych magów.
By nie zniszczyli siebie, państw czy znacznych obszarów krainy, blokowano ich
moc, tym samym zrzucając ich z najwyższego szczebla magicznego do najniższego –
pozbawionego jakiejkolwiek energii. Niestety ogromne pokłady nieskończonej mocy
często znajdowały dziurę w zaklęciach i, pogłębiając ubytek, rozrywały
nosiciela. W końcu przestano stosować podobne czary, decydując się na prostsze
rozwiązanie – wyeliminowanie przeciwnika.
Dannar ponownie
przeniósł spojrzenie na nieprzytomną Atheę, po czym wziął dziewczynę na ręce i
odwrócił się w kierunku zamyślonego, lecz uśmiechniętego i wyraźnie
zadowolonego z siebie Hakim Hala.
— Kto
zablokował jej umysł? — spytał, a gdy nie doczekał się szybkiej odpowiedzi,
podszedł bliżej i spytał ponownie, tym razem kładąc większy nacisk na
poszczególne słowa: — Kto włada na tyle dużą mocą, by rzucić tak stare i
potężne zaklęcie?
Hakim Hal, nie
patrząc na Dannara, wydał krótki rozkaz do dalszej wędrówki, po czym w końcu
zaszczycił rozzłoszczonego młodzieńca spojrzeniem i mruknął:
— Delithrar.
Ten staruch w końcu doczeka się śmierci.
Co przeszłego rozdziału, bom nie skomentowała.
OdpowiedzUsuńW momencie, gdy już stała się pewna, że po raz pierwszy pozna smak ust mężczyzny, do pokoju wpadł Bron. - nie ma błędu w tym zdaniu, ale brzmi strasznie romansowo
Nie wiedzieć dlaczego, dziewczyna zaczęła się bać. - tu również nie ma błędu, ale czy wcześniej się nie bała? Może lepiej napisać, że jej strach się pogłębił, zamienił w przerażenie?
a Bron, wytrącony z uwagi, upadł na bruk. - z uwagi?
Na parapecie siedzi dramatycznie! Nienienienie, nie zrobiłaś tego, nie wierzę! Lepsze byłoby zwyczajne wyglądanie przez okno, blogaski wypaczyły parapety (i kubki herbaty/kawy/kakao).
No i nadeszło, co się zapowiadało. Można by powiedzieć, że dostali, na co zasłużyli, ufając komuś, komu absolutnie ufać nie należy, ale nie powiem tego, już dostali za swoje i po co bardziej bohaterów dołować. O. My się nie dziwimy, zalety narratora wszechwiedzącego, ale nawet bez niego czego innego tu oczekiwać. Co w sumie napełnia mnie takim wrednym, dziwnym chichotem.
No jasne, że Dannara zeżarłaby Furia jako pierwszego, gdyby mogła! :D Co napełnia mnie wręcz nieprzyzwoitą ekscytacją, chociaż lubię tę postać.
Przeczytałam komentarze i łał. Dłuższe od wielu ocen...
I osiemnasty.
Najgorzej trzymał się Bron – ciągle potykał się o nierówności drogi, niemal upadał, gdy wpadał w niewielki dołek (...). - hm, to brzmi, jakby Bron był w stanie wpadania w niewielki dołek/upadania, tak się zatrzymał w powietrzu.
Hm, dziwna ta niewola. Mam wrażenie, że porwani mogą poruszać się całkiem swobodnie, Althea wyprzedzająca towarzyszy niedoli (woli iść przy Dannarze i Hakimie? Serio? Przy zdrajcy oraz jakimś niepokojącym kolesiu? Niezbyt to prawdopodobne, chyba że Althea ma predyspozycje do syndromu sztokholmskiego), rozsiadają się dość swobodnie w czasie postoju... Łatwiej pilnować więźniów, kiedy są w kupie.
Cieszę się, że zaznaczyłaś minusy latania na smoku, bo mnie za dzieciaka mocno zastanawiało, co z faktem, że tak wysoko jest zimno i coraz mniej tlenu. Nawet nie muszą latać wysoko, jazda na skuterze potrafi wyziębić do kości. Jakoś nikt nigdy nie zdawał się tym przejmować. Potem sobie tłumaczyłam, że zaklęcia czy coś, tylko nikt nie był na tyle łaskawy o tym wspomnieć.
Przetrzepałam pamięć w poszukiwaniu niejakiego Delithrara, ale nie ma żadnego echa. Powinno być?
Właśnie się dziwiłam, że Cię nie było pod poprzednim rozdziałem - zawsze byłaś, często nawet pierwsza, a tym razem nic. I zaczęłam się martwić nawet xD
UsuńHahahaha, no cóż, nadal pozostajemy w sferze bloga, więc dostosujmy się do większości xD Ale spokojnie, będzie to zmienione, bo faktyczni niektóre zagrania zostały wyprane aż do bólu.
Hej! Nikt nikogo nie będzie pożerać! xD A przynajmniej nie na razie ;P
O tak, komentarze chyba objętościowo przebiły długość notki... xD
Taaaa, niewola zostanie zmieniona. Ale z drugiej strony i tak daleko by nie uciekli. Hakim Hal posiada magię, so... Kilka kroków i może usmażyć mózg...
Och, to cholernie ważna sprawa! Nie można się ciągle zachwycać lataniem na smoku, to musi być cholernie męczące! Weź siedź na takiej twardej powierzchni, uważaj na kolce grzbietowe, oddychaj tym rzadkim, zimnym powietrzem, walcz z siłą odśrodkową... To jak latanie myśliwcem - cholernie szybkie, ale równie niebezpieczne i jeden fałszywy ruch, a zginiesz :P Skoro ktoś łapie się za opisywanie jakiegoś aspektu, powinien pamiętać też o minusach, bo nic ani nikt nie jest doskonały :)
Tak, powinno być, choć to prehistoria tej historii, czyli innymi słowy... początki :P
Zdarza się. Jakoś tak mam, że jak nie napiszę od razu, to potem to coraz dalej odkładam i w końcu nowy rozdział. Prokrastynacja...
UsuńMyślę, że większość obecnie wcale parapetów nie chce. Chyba że są przedstawione ironicznie, ale i wtedy można oskarżać o sztampowość. :P
Z tego wniosek, że trzeba pisać dłuższe rozdziały, ha!
Hm, to po co w ogóle ich krępować? Brak więzów byłby nawet bardziej frustrujący, upokarzający?, a Hakim Hal jest kolesiem, który by się tym cieszył.
Dobra, zajrzałam do prologu. Faktycznie prehistoria, maj 2013! To nie bij, że zapomniałam. Nie pamiętam, co sama wtedy pisałam, a co dopiero czytałam. :c
Ujmę to tak - Zadkało minę, po prostu łał. Wielki talent wielka pasja i do tego ciągła wena. Była bym w niebie, gdyby zrobiono z tego książkę.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że przypadło do gustu :)
UsuńZ tą weną to bywa różnie, bo ostatnimi czasy mam coraz mniej czasu na pisanie, a gdy go już mam, to wena jak na złość nie chce nadejść, jednak staram się :)
Cóż, taki jest plan, że to kiedyś wyjdzie, ale obstawiam, że poczekamy na pewno minimum 5 lat :P
Witam.
OdpowiedzUsuńW związku z ostatnimi zmianami na Rejestrze blogów podkategoria fantasy została podzielona na pięć podgatunków (dark, heroic, high, low, urban). Proszę o wybranie jednego z podgatunków i poinformowanie mnie o tym pod postami znajdującymi się na stronie głównej lub w zakładce „pytania i prośby”. W razie wątpliwości szczegółowe informacje na temat podgatunków można znaleźć TUTAJ.
Pozdrawiam
Kiedy pojawi się rozdział 19? Nie mogę się doczekać. Normalnie ciekawość mnie zżera od środka. :)
OdpowiedzUsuńMam ogromną nadzieję, że wyrobię się z poprawkami do końca tego tygodnia.
UsuńSen Chu, zajrzyj na GG! :P
OdpowiedzUsuń