Althea
siedziała na parapecie okna i wpatrywała się w wylot uliczki, gdzie co kilka
chwil pojawiała się zagubiona osoba spiesząca do domu. Deszcz bębnił o stary
bruk, a niebo rozświetlały błyskawice, jednak wielu ludzi nadal załatwiało
własne sprawy, niepomni na to, że byli przemoczeni do suchej nitki. Elfka nigdy
nie sądziła, że usiądzie spokojnie przy otwartym oknie w wielkim mieście i bez
skrępowania zacznie obserwować innych. Tak bardzo przyzwyczaiła się do podróży
oraz wiecznego uciekania, że chwila spokoju stała się dla niej rzeczą wysoce
nienaturalną – być może dlatego jej nierozpakowane tobołki nadal stały w kącie
pokoju.
Odwróciła się
tylko na chwilę, by zerknąć na Dannara wchodzącego do jej kwatery, a po chwili
znów zapatrzyła się na uliczkę, powoli rozrastające się kałuże oraz samotnego
człowieka kulącego się pod dziurawym płaszczem. Gdy młodzieniec dołączył do
niej na parapecie i spojrzał na to samo, co ona z taką zawziętością studiowała,
spytała cicho:
— Gdzie reszta?
— Elfy próbują
znaleźć jakieś informacje na temat naszego wroga, a Bron zapija smutki w
alkoholu — odpowiedział zgodnie z prawdą i lekko zachichotał na wspomnienie
delikatnie wstawionego młodzieniaszka prawiącego morały kilku młodszym kolegom.
Dannar,
opuszczając go, żywił nadzieję, że Bron nie zrobi niczego głupiego, jednak im
dłużej o tym myślał, tym mocniej zaczynał się niepokoić.
— Szkoda mi go
— przyznała po chwili Althea, w końcu odrywając wzrok od ciemnej ulicy. —
Wiadomo, że każdy kochał sir Irvinga na swój sposób, jednak to on najbardziej
się do niego przywiązał.
— Kiedyś miałem
takiego nauczyciela — mruknął po chwili ciszy Dannar. — Gdy byłem mały i mój
ojciec dopiero planował wielkie podboje, sprawdzając swe siły na małych
kraikach, przydzielił mi kilku nauczycieli. Jeden uczył mnie jazdy konnej, inny
walki na miecze, jeszcze inny zajmował się łucznictwem, kolejny zabierał mi
wiele godzin czasu w bibliotece, ucząc najważniejszych rzeczy z dziedziny
historii, geografii, obyczajów tego świata… Jednak bratnią duszę odnalazłem w
starym smoczym jeźdźcu, Naldorze. Naldor stracił swoją bestię, gdy miał
niewiele mniej niż trzydzieści wiosen, i bardzo mocno to nim wstrząsnęło,
jednak nie do końca złamało jego ducha. Uczył mnie wszystkiego o smokach, walce
u ich boku, ale także wielu rzeczy zupełnie niezwiązanych z latającymi
bestiami. Mój tata zawsze wyznawał zasadę, że zawieranie bliższych znajomości
jest zgubne i jest oznaką słabości. Dowiedział się o mojej przyjaźni z Naldorem
i wydał na niego wyrok śmierci.
— To straszne —
wyszeptała Althea, ciesząc się w duchu, że młodzieniec zdecydował się przed nią
obnażyć w ten sposób.
To było oznaką
dużego zaufania oraz zażyłości, jaka się między nimi powoli rodziła.
— Nie tak
bardzo straszne jak to, że ja musiałem wykonać ten wyrok — dodał Dannar, a
elfka niemal otworzyła usta ze zdumienia, słysząc tę nowinę.
Jeździec jednak
nie wyglądał na zasmuconego – prawdę mówiąc, ciężko było cokolwiek odczytać z
jego twarzy.
— Wtedy dopiero
zacząłem dostrzegać prawdziwą naturę mojego ojca — kontynuował po kilku
chwilach milczenia, podczas których oboje wpatrywali się w kałuże za oknem, w
samotnego wędrowca nadal niezdecydowanego, w którą stronę ma pójść. — Nie byłem
w stanie unieść miecza, niemal dławiłem się własnymi łzami, ojciec jednak ciągle
powtarzał mi, jak bardzo jestem słaby. Jednak Naldor… On chyba chciał umrzeć i
dołączyć do swego smoka. A przynajmniej był na to gotów, bo gdy w końcu udało
mi się podnieść ostrze, by ściąć jego głowę, on po prostu uśmiechnął się i
powiedział, że jest ze mnie bardzo dumny.
Altheą bardzo
wstrząsnęło to wyznanie. Nie sądziła, że Dannar skrywa w sobie tyle cierpienia
spowodowanego przez ojca. Teraz zaczynała rozumieć, dlaczego chciał od niego
odejść, stanąć po przeciwnej stronie i go pokonać – by wziąć odwet za tych,
których musiał zabić wbrew swojej woli.
— Przykro mi —
powiedziała cicho, jednak młodzieniec nie wyglądał na takiego, co potrzebował
pocieszenia.
Oderwał wzrok
od widoków i spojrzał na nią uważnie; był na tyle natarczywy, że aż speszył
dziewczynę.
— Od tamtej
pory po prostu nie zamierzałem zawierać zbyt bliskich znajomości. — Poprawił
się na parapecie i niechcący musnął dłonią rękę elfki.
Nie wiedzieć dlaczego,
po jej ciele przeszedł dziwny prąd; przyjemny, jeśli miała go uważniej
analizować.
— Ja nie znałam
swoich rodziców — przyznała szybko, chcąc ukryć zakłopotanie spowodowane
zachowaniem towarzysza. — Zostałam wychowana przez właścicielkę warowni w
Dolinie Smoka, jednak z jej strony był to zwykły obowiązek. Traktowała mnie już
od najmłodszych lat jak jedną ze służących, którą może wykorzystać i na dodatek
nic za to nie płacąc. Tak naprawdę jedyną miłość, jaką odczułam w swoim życiu,
była ze strony kucharek w zamkowej kuchni, a potem ze strony Nocnej Furii.
— A Bron? — dopytał
łagodnie Dannar, wyciągając rękę w stronę twarzy dziewczyny, jakby chciał ją
pogłaskać, jednak odgarnął jedynie kosmyk włosów za ucho.
Althea
parsknęła cichym śmiechem, po czym wzruszyła ramionami, udając, że poprzedni
ruch Dannara nie zrobił na niej żadnego wrażenia.
— Bron jeszcze
nie wie, że wiązanie się ze mną byłoby błędem. Kiedyś znajdzie miłość swojego
życia — odpowiedziała, choć w jej głosie nie dało się dosłyszeć przekonania.
Dannar roześmiał
się.
— Może i teraz
skupia się na żałobie, ale jak tylko się otrząśnie, znów zacznie wypalać ci
dziury w plecach swoim ognistym spojrzeniem. — Teraz i Althea zaczęła się śmiać,
w duchu przyznając towarzyszowi rację.
Po chwili oboje
zamilkli, pogrążając się w ciszy, która po raz pierwszy od dłuższego czasu nie
była przytłaczająca.
Althea
spojrzała za okno i zmarszczyła brwi, widząc, że zakapturzony nieznajomy
wpatrywał się w ich okno – widziała kawałek jego twarzy oraz dziwny uśmiech
wykrzywiający nieproporcjonalnie duże wargi.
— Cieszę się,
że od niego odszedłem — odezwał się nagle Dannar, odrywając Altheę od jej
obserwacji.
Dziewczyna znów
skupiła się na Dannarze i niemal podskoczyła w miejscu, widząc, że podczas gdy
ona patrzyła na dziwnego nieznajomego, on przysunął się jeszcze bliżej. Między
nimi została niewielka przestrzeń, którą łatwo byłoby usunąć, gdyby się
nachylił i ją pocałował.
O czym ona, do
cholery, myślała?!
— Dlaczego? —
spytała, nerwowo przełykając ślinę. — Jakby nie patrzeć, to twój ojciec. Chyba
nie zawsze taki był…
Młodzieniec
chwilę się zastanawiał, po czym wzruszył ramionami.
— Zawsze miał w
sobie coś… przerażającego i coś, co sprawiało, że wszyscy się go w pewien
sposób obawiali. Odpychał innych, skupiał się na morderczych wizjach, jednak…
może kiedyś, dawno, bardzo dawno temu, nie był taki…
Althei znowu zrobiło
się żal Dannara. Nie znała swoich rodziców, więc mogła jedynie zgadywać, jacy
byli, skąd pochodzili i czym się zajmowali. On wychowywał się w cieniu tyrana
podbijającego kolejne miasta, wsie, krainy. Mordował niewinnych i zmuszał innych
do mordowania. Z dwojga złego to ona miała w życiu łatwiej.
— W każdym
razie nigdy nie przykładałem do tego większej wagi. — Wzruszył ramionami, jakby
to go nie obeszło, po czym temat się urwał i oboje umilkli.
Deszcz jeszcze bardziej
się nasilił, a rozmowy na dole przerodziły się w krzyki. Althea zdziwiona
zerknęła w kierunku drzwi, jednak dłoń Dannara na jej policzku szybko
skierowała całą jej uwagę na niego. Nie wiedziała dlaczego, ale oczy jeźdźca o
nienaturalnym miodowym kolorze kojarzyły jej się z bezpieczeństwem, spokojem…
Przy nim już
dawno straciła jakikolwiek zdrowy rozsądek.
— Jak już
mówiłem, nie żałuję. — Jego kciuk z wolna gładzący skórę doprowadzał ją do
szaleństwa, tak samo mocno jak lekki uśmiech błąkający się na ustach.
Nie miała
pojęcia, w którym momencie tak bardzo jej się spodobał i tak bardzo polubiła
jego towarzystwo. Miał w sobie coś, co ją przyciągało, i nie potrafiła się temu
w żaden sposób oprzeć.
Wiedziała, że
to było zbyt piękne, żeby było prawdziwe. W momencie, gdy już stała się pewna,
że po raz pierwszy pozna smak ust mężczyzny, do pokoju wpadł Bron.
— Żołnierze
Landara tu są! Zbieramy się!
Czar prysł, a
uniesienie szybko zastąpiło przerażenie. Dannar puścił ją i złapał za ich torby
podróżne rzucone na sienniki. Szarpnął ją za rękę i wypadł z pomieszczenia,
omijając przerażonych lokatorów, którzy biegli na oślep do wynajętych pokoi,
byle tylko uniknąć kary.
Althea z trudem
nadążała za młodzieńcem, ciągle potykając się lub wpadając na ludzi, jednak
panika spowodowana wtargnięciem oddziału żołnierzy sprawiła, że nikt nie
przejął się dwojgiem nieznajomych wymykających się tylnymi drzwiami.
Wypadli na
deszcz; krople siekły ich w twarze, zimno wdzierało się pod niepozapinane
płaszcze, lecz teraz najważniejsza była już tylko ucieczka. Althea odetchnęła z
ulgą, gdy Dannar puścił jej rękę i wpadł do stajni, by osiodłać konie.
Dziewczyna ujrzała Brona oraz elfy; kamień spadł jej z serca, więc czym prędzej
zabrała Escuduro z boksu.
Nie pamiętała,
kiedy ostatnim razem bała się tak mocno. Strach ściskał jej gardło, pozbawiając
tchu, a drżące ręce ledwo trzymały wodze. Ogier tańczył pod nią, gotów skoczyć
w galop, jednak mocne szarpnięcie nadal wstrzymywało zwierzę przed działaniem.
Czekała na
resztę drużyny; widziała przerażenie w oczach Brona, choć usta miał zaciśnięte,
a krok sprężysty i pewny. Nie było po nim widać tych kilku kolejek, które
osuszył z towarzyszami niedoli w sieni. Z kolei Dannar po raz pierwszy okazał
inne emocje niż chłodny spokój czy pogardliwe rozbawienie – widziała jego
niepokój w tym, jak źle podpiął siodło, jak niemal spadł, chcąc pospiesznie
podciągnąć popręg.
— Uciekniemy —
odezwała się głośno, ściągając uwagę młodzieńca. — Jak zawsze, damy radę.
Nie odpowiedział;
zacisnął usta i nieznacznie skinął głową, co wcale jej nie uspokoiło. To
przecież on był największą podporą drużyny – jego niesłabnący entuzjazm dodawał
otuchy innym, nawet elfom.
Czyżby nie
wierzył, że im się uda?
Konie wypadły
na brukowane ulice, gnając co sił w kierunku bram. Deszcz zacinał jeszcze
mocniej niż wcześniej, ograniczając widoczność, jednak to panika powoli
uwidaczniająca się wśród towarzyszy była teraz ich największym wrogiem.
Kręte uliczki
sprawiały, że musieli zwolnić szaleńczy pęd – konie co i rusz potykały się lub
ślizgały. Gdyby mieli jeszcze czas, spróbowaliby się skryć w biednym zakątku
miasta, jednak teraz, gdy ich odkryto, upływający czas stał się ogromną
przeszkodą.
A także
zamknięte bramy.
Escuduro,
ślizgając się po mokrej kostce, zahamował tuż przed żelazną kratą, zaś jeden z
koni trzymający się tuż za nim niemal upadł, próbując uczynić to samo. Bron
syknął i zrobiło mu się gorąco – złamana noga u wierzchowca to ostatnie, o czym
teraz marzył.
— Da radę ją
otworzyć?! — spytał Amaondel, rozglądając się za strażnikami; powinno ich tu
być co najmniej dwóch, jeśli nie trzech.
Jednak
niewielka stróżówka świeciła pustkami.
Iluviel
zeskoczył z klaczy i ruszył w kierunku wielkich drzwi, za którymi skrywał się
mechanizm unoszący żelastwo. Jednak nie zdążył tam dotrzeć; świst strzały zmusił
go do uskoczenia w bok. Gdy przetoczył się pod najbliższą ścianę, wyciągnął łuk.
Przeczesywał wzrokiem mury, szukając wroga.
— Znajdźmy inną
bramę! — krzyknął Bron, lekko mrużąc oczy pod naporem lejącego deszczu. — Nie
traćmy czasu!
Gdy wszyscy z
powrotem znaleźli się na swoich rumakach, spełniły się ich najczarniejsze
scenariusze: oddział wojsk Landara zdołał ich dopaść. Jeden z koni zarżał,
widząc burgundowe, ociekające wodą płaszcze i złowrogie piki wymierzone w
piersi zwierząt. Pióropusze na hełmach oklapły i nie raziły czerwienią w
świetle miastowej latarni, jednak nawet tak nieistotne szczegóły nie ujęły
grozy, jaka towarzyszyła żołnierzom.
Althea nie
mogła się ruszyć. Czuła jedynie drżenie mięśni napiętego konia i przeraźliwe
zimno, które zwaliłoby ją z nóg, gdyby stała. Trzymała się kurczowo wodzy – to
było jej ostatnie pocieszenie, ostatnia ostoja oraz nadzieja na to, że uda im
się uciec.
Iluviel
ściągnął łuk z pleców i nałożył strzałę na cięciwę.
— Nie radziłbym
— odezwał się cicho Dannar, wskazując coś ponad nimi.
Wszyscy
podążyli tam wzrokiem i westchnęli. Łucznicy z oddziału Landara celowali w
każdego z nich. Wystarczył jeden niewłaściwy ruch i po nich.
Jeden z żołnierzy
wysunął się naprzód; jego zbroja chrzęściła metalicznie; ciężkie buciory
rozchlapywały wodę, gdy stanął przed siwym ogierem. Mężczyzna nie wydał się
Althei straszny – jego wzrok był nieco znudzony, a także zmęczony.
— Zsiadajcie z
koni — rozkazał; siła jego głosu zaprzeczyła wcześniejszym obserwacjom elfki.
Dowódca nadal miał mnóstwo energii. — To koniec.
Z początku nikt
nie zareagował. Althea poruszyła się nerwowo w siodle, oglądając się na innych
i czekając na ich ewentualne posunięcia. Jednak gdy Iluviel bardzo powoli
opuścił łuk, wiedziała, że przegrali. Strach, który w nią uderzył, był tak
silny, że niemal upadła, zsuwając się z grzbietu ukochanego konia.
Czując ciężar
kajdan na nadgarstkach, gorączkowo prosiła w myślach Nocną Furię, by jej nie
ratowała. Nie zabrałaby ze sobą wszystkich na raz, zresztą łuczników było tak
wielu, że mogliby strącić gada z nieba przy pierwszej próbie odbicia więźniów.
Bron syknął, kiedy
jeden z żołnierzy popchnął go brutalnie do przodu; Iluviel milczał z kamienną
twarzą, gdy odbierali mu miecze, łuk oraz kołczan pełen strzał. Zaczęli go
przeszukiwać, jednak prócz kilku zwojów z osobistymi zapiskami niczego nie
znaleźli.
Łopot skrzydeł
wprawił wszystkich w zdumienie. Przerażona Althea zadarła głowę, będąc pewną,
że Nocna Furia zignorowała jej prośbę i postanowiła na własną łapę uratować
tylu, ilu zdoła, jednak to nie czarna bestia ukazała się ich oczom, lecz
czerwona – wściekła, gotowa zabić.
Amaondel uniósł
ręce; Rubin złapał wyciągnięte dłonie i machnął mocno skrzydłami, zwalając z
nóg wielu pikinierów, a czubkami strącając kilku łuczników ze swych pozycji.
Ich krzyk szybko się urwał, gdy ciała z plaśnięciem upadły na brukowaną ulicę.
— Zestrzelcie
to ścierwo! — wrzasnął dowódca, gramoląc się na nogi, jednak zanim łucznicy
zdążyli zareagować na rozkaz, smok zniknął z pola widzenia, pozostawiając po
sobie jedynie ciemne niebo.
Althea była
wstrząśnięta. Amaondel nie pomyślał o żadnym z nich, tylko o sobie! Uratował
własną skórę, zapominając o przepowiedni, o ich misji, o więzach przyjaźni.
Jednak gdy zerknęła na Iluviela, elf nie dał po sobie poznać, że tak nagła
ucieczka księcia go zdziwiła. Tak jakby to była część planu, o którym nikt nie
wiedział.
Gdzie on poleciał, Furio?, spytała w
myślach dziewczyna, a gdy dotknęła umysłu smoka, poraziła ją wściekłość
emanująca z bestii. Mogła sobie jedynie wyobrażać, jak całe ciało gada drży od
z trudem pohamowywanej złości i zmartwienia. Nie martw się o nas!, pospieszyła z wyjaśnieniami, byle tylko załagodzić
buzujące emocje smoczycy. Musisz pozostać
na wolności, byśmy mogli ułożyć sensowny plan ucieczki. Bez ciebie może się to
nie udać, a jeśli teraz wkroczysz, mogą kogoś zabić, bylebym tylko cię
odwołała. To nie jest dobry pomysł, musisz być cierpliwa.
Czuła, że smok
zaczyna się uspokajać. Nie musiała zaciskać już zębów, by nie rzucić się na
najbliższego z żołnierzy, pchnięta emocjami podopiecznej, jednak zwierzę nadal
pozostawało na granicy szaleństwa.
Nie wiem, gdzie polecieli, odpowiedziała
w końcu smoczyca. Straciłam ich z oczu.
Althea
westchnęła. Od dawna wiedziała, że Nocną Furię napędzały emocje, ale nie
sądziła, że mogły być na tyle silne, by zaślepiały jej zdrowy rozsądek oraz
zdolność skupienia na innych rzeczach. Musiała nad tym popracować, gdy tylko
uda im się uciec i trafić do bezpiecznego miejsca.
O ile uda im
się uciec.
Już miała
zapytać o jej pozycję, gdy poczuła zimny dreszcz przebiegający po plecach oraz
nieznaczną zmianę atmosfery. Żołnierze wyprostowali się na baczność i rozstąpili,
a wtedy oczom więźniów ukazała się zakapturzona postać powoli sunąca w ich
stronę, jakby nigdzie jej się nie spieszyło. Nie wiedzieć dlaczego, dziewczyna
zaczęła się bać.
— To
niesamowite, kogo możemy spotkać w tak małych, nic nieznaczących mieścinach —
odezwał się nieznajomy dziwnie niskim, lekko posykującym głosem.
Gdy odrzucił
kaptur, Althea stłumiła krzyk, nie chcąc okazywać fali przerażenia, która w nią
uderzyła po ujrzeniu najbardziej odpychającej i odrażającej twarzy, jaką w
życiu widziała.
— Jeźdźcy
smoków — wymruczał, podchodząc do Althei i przyglądając się jej fiołkowym
oczom. — Gdzie twój smok?
Nie potrafiąc
odzyskać władzy nad zdrętwiałym językiem, zdołała jedynie pokręcić nerwowo
głową.
Łysy mężczyzna
westchnął ciężko, wznosząc oczy do nieba.
— Czy tak
trudno odpowiedzieć na niezwykle proste pytanie? — spytał jakby sam siebie, bo
po jego minie można wnioskować, że nie oczekiwał odpowiedzi.
Wyciągnął
nienaturalnie bladą dłoń w kierunku głowy elfki, lecz nie dotknął jej czoła.
Mimo to Althea
zaczęła krzyczeć.
Kolana się pod
nią ugięły i osunęła się na bruk, nie przestając wrzeszczeć. Iluviel wyrwał się
żołnierzom, lecz na ich miejsce zaraz doskoczyło kolejnych sześciu; jeden z
nich wymierzył mocny cios w brzuch elfa i ten musiał ulec. Bron próbował błagać
tajemniczego mężczyznę, by darował elfce życie, że może zabić jego, jednak nikt
mu nie odpowiadał.
Wtedy odezwał
się Dannar, dotąd nieruchomy i milczący, choć to zawsze on miał najwięcej do
powiedzenia oraz pokazania.
— Miałeś jej
nie krzywdzić, Hakim Halu — warknął na tyle głośno, że niemal każdy na placu
mógł go usłyszeć.
Hakim Hal
prychnął, a w tym samym momencie usłyszeli potężny grzmot przetaczający się po
okolicy i narastający z każdą sekundą. Żołnierze patrzyli w popłochu po niebie,
jednak nic nie dostrzegli, póki jedna ze ścian najbliższego budynku nie
eksplodowała. Ogromne kamulce spadły na bruk, wielu zabijając na miejscu, zaś
pył wypełnił każdy zakątek, na wiele sekund zasłaniając widok. Deszcz jednak
szybko zmył chmurę i ukazał im potężną paszczę zawisłą nad magiem – rozwartą i
gotową zabić, lecz nie atakującą.
Czar
torturujący elfkę znikł bez śladu; dziewczyna upadła na bok, a woda zmyła krew
sączącą się z nosa.
— Furio… —
wyszeptała, nim zanurzyła się w ciemność, lecz nie straciła przytomności.
Najwyraźniej
Hakim Hal miał co do niej jeszcze jakieś plany, ponieważ utrzymywał jej
świadomość za pomocą magii, by mogła widzieć i słyszeć to, co działo się
dookoła niej.
— Nareszcie się
spotykamy! — zakrzyknął rozradowany Hakim Hal i klasnął w dłonie.
Smoczyca
zajęczała, jej ogon chlasnął wściekle o dom nieopodal, burząc go do szczętu,
jednak głowa pozostała w tej samej pozycji, blokowana przez czar szalonego
maga.
— Cóż za
niebywały, dojrzewający okaz! Dannarze, spisałeś się na medal — pochwalił młodzieńca
mężczyzna, przyglądając się z bliska białym zębom i spływającej po nich ślinie.
Iluviel po raz
pierwszy od początku pojmania okazał jakiekolwiek odczucia: wytrzeszczył oczy i
spojrzał na Dannara nie tyle ze złością, co z zawodem oraz rozżaleniem. Lecz to
Bron wykrzyczał wszystko to, czego elf nie był w stanie z siebie wykrztusić.
— Ty! —
wrzasnął, próbując wyrwać się żołnierzom, jednak byli dla niego za silni.
Poprzestał więc na krzyku: — Zaufaliśmy ci! Sir Irving ci zaufał! Althea ci
ufała! Zdrajca!
Dannar dopadł
go w dwóch susach i złapał za poły płaszcza, przyciągając jeszcze bliżej. Jego
miodowe oczy ciskały pioruny.
— Zamknij się,
do cholery, jeśli chcesz żyć! Wyświadczam wam przysługę — warknął i odrzucił go
od siebie, a Bron, wytrącony z uwagi, upadł na bruk.
Nie zrozumiał
żadnego słowa; był zbyt oślepiony wściekłością, by spróbować przeanalizować
jego wypowiedź.
— Oni nigdy ci
już nie zaufają! Nigdy! — krzyczał, gdy żołnierze Landara złapali go za ręce i,
na wpół wlokąc, na wpół niosąc, zabrali sprzed oblicza syna tyrana.
Hakim Hal
zostawił smoka i znów klasnął w ręce. Dannar skrzywił się; ten ruch zupełnie
nie pasował do zdeformowanego przez magię oblicza.
— Smok jest
nasz, mamy jeźdźca i jego popleczników. Nie przejmowałbym się jednym zbiegłym,
na pewno dopadniemy go po drodze — oznajmił, podchodząc do Dannara. Spojrzał na
niego i się uśmiechnął, po czym poklepał go po ramieniu. — Wspaniale wykonana
robota. Przepraszam, że w ciebie wątpiłem, ale twoje dziwne przywiązanie do tej
dziewczyny powinno szybko zniknąć. Dla twojego dobra.
Dannar zacisnął
zęby, z trudem wsiadając na konia. Dosyć niechętnie przystał na propozycję
towarzyszenia Hakim Halowi; nie po tym, co zrobił reszcie. I nie po tym, w jaki
sposób spoglądał na niego Iluviel.
Obserwował z
boku, jak jeden z żołnierzy brutalnie wrzuca nieprzytomną Altheę na grzbiet
Escuduro, po czym zadarł głowę, by spojrzeć na zniewolonego smoka. Widok
zimnych, wściekłych oczu Nocnej Furii utwierdził go w przekonaniu, że był w
niebezpieczeństwie.
Jeśli Hakim Hal
nie zapanuje nad smokiem, on zginie jako pierwszy. Jako ten, który zdradził.
Okay nie wiem jak opisać to co teraz myślę więc wyrażę to tak: WOOOW...
OdpowiedzUsuńOd początku mówiłam że Dannar to zło i nie zaprzecza . A jak teraz się cudownie ' nawróci' to chyba... nie wiem co ale będzie to straszne ;) ( od początku powinni mu nie ufać i teraz mają za swoje). Kwestie Amaondel pominę bo nie wiadomo jak to się rozwinie...
Tak poza tym to rozdział jest napisany super.
Dużo weny życzę! :D
~ Sagitta
Hi hi hi, cieszę się, że się spodobał rozdział! :) Mam nadzieję, że będzie już coraz lepiej, bo akcja powoli się zazębia, będzie teraz sporo walk, potyczek, nowych odpowiedzi na wiele nurtujących wszystkich pytań, także... będzie fajowo, jeśli wszystkim przypadnie to do gustu :)
UsuńDannar... Hm... to specyficzna postać. Mam nadzieję, że jego kreacja wyjdzie naprawdę super i wszyscy go pokochają za coś innego i oryginalnego :) Tylko nie mogę go spieprzyć ;P
Ach, dziękuję, przyda się, bo muszę znów zacząć gonić, żeby zrobić sobie większy zapas :P
Rozdział bardzo mi się podobał zwłaszcza że Dannar w końcu przestał pazury.
OdpowiedzUsuńJednak nie byłbym sobą jeśli nie przyczepiłbym się do kilku drobiazgów.
Po pierwsze:
"Zamknij się, do cholery, jeśli chcesz żyć! Wyświadczam wam przysługę — warknął i odrzucił go od siebie, a Bron, wytrącony z uwagi, upadł na bruk." - chyba powinno być wytrącony z równowagi
Po drugie:
"świetle miastowej latarni" - nie jestem pewien ale miastowa brzmi jakoś dziwnie, poza tym na jakie paliwo jest ta latarnia, bo jakoś nie pasuje mi to do średniowiecznego świata.
Po trzecie:
Nie jestem ekspertem ale używanie 5 metrowego kija do walki w mieście jest raczej słabym pomysłem. Zwłaszcza że piki były stosowane głównie w formacjach do powstrzymywania szarży kawalerii. W tym miejscu lepsze byłyby włócznie.
Po czwarte:
Ilu było żołnierzy? Jak weszli do niepodległego miasta? Czemu nikt nie zareagował gdy już w tym mieście byli?
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :)
Dziękuję za wytknięcie błędów oraz miłe słowa! Zawsze coś się znajdzie, co ja z betą przeoczymy i coś zawsze wpadnie do poprawy :)
UsuńDomyślam się, że akcja z żołnierzami nie była mocno rozwinięta i sama to odczułam, pisząc rozdział, jednak nie miałam pomysłów wtedy, jak go rozwinąć. Dzięki temu, na co zwróciłeś uwagę, następnym razem już tego problemu mieć nie będę :)
Również gorąco pozdrawiam i do napisania! :)
Rany jestem po prostu w niebo wzięta. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału i tego co przygotował Amaondel.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się podobało, dużo to dla mnie znaczy! :) A co do Amaondela, to będziemy musieli na niego trochę poczekać ;P Będą się dziać ważniejsze rzeczy niż on :P
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Po przeczytaniu wydaję mi się, że przelecę odcinki od początku:p Zachęca do "wkręcenia się":P
OdpowiedzUsuń___
Skoro lubisz takie opowiadania, to może spodoba Ci się http://gwardaniax.blog.pl/ ?
Majek
Ohohohoh, cieszę się :D I gorąco zachęcam, bardzo takie słowa są podnoszące na duchu :) Dziękuję! <3
UsuńHej!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam tekst do piątego rozdziału włącznie i mam wrażenie, że już więcej dziś nie dam rady, chciałabym jednak szybko ubrać moje myśli w słowa, bo 1) zaznaczyłaś, że wszystkie rady są dla Ciebie ważne, może więc uda mi się dorzucić swoje trzy grosze i przy tym nie przynudzać, 2) komentowanie tekstów sprawia mi czystą przyjemność. Tak więc chciałam tylko podkreślić, że znam tekst do piątego rozdziału i jeśli później jakieś moje wątpliwości się rozwiązują, jeszcze o tym nie wiem. <33
Głównym, nazwałabym to, problemem twojego tekstu jest niesamowita kliszowość. Niektórymi z tych klisz są nawet pojedyncze wypowiedzi bohaterów, tak wielokrotnie powtarzane przez inne Fantasy Postacie, inne to całe sceny czy motywy - wszystkie sprawiają, że tekst upodabnia się do Klasycznego Tekstu Fantasy, nie mając nic, co wyróżniłoby go wśród innych opowiadań i powieści o podobnej tematyce. Mamy więc magiczną krainę fantasy nr x i, mimo pięciu rozdziałów poświęconych głównie na to, żeby ją poznać, nadal nic o niej nie wiemy. Przyjęła ona, zdaje się, ogólne schematy wszystkich magicznych krain fantasy - jest więc oparta na czasach średniowiecznych wypranych z teocentryzmu, cała religia opiera się na bohaterach wzywających od czasu do czasu "bogów", nigdy Boga, bo mamy do czynienia z policentryzmem, mamy konie, miecze i magiczne istoty, w tym różne rasy elfów, poukrywane w lasach i innych górach. Wiem, że nie lubisz tego skojarzenia i prawdopodobnie nie szanujesz szczególnie prozy Paoliniego (i nie jesteś w tym sama), ale uniwersum naprawdę nasuwa na myśl to jego w absolutnym niewyróżnianiu się niczym i własnych nieciekawych dwuczłonowych nazwach (typu Dolina Smoka).
Na etapie piątego rozdziału czytelnik nie miał szansy zasmakować żadnej kultury czy zwyczajów poza wielkim Naznaczeniem i jedną legendą z udziałem villaina Mortena (imię kojarzące się dość jednoznacznie), ale nawet te dwa motywy są dziwnie pozbawione życia. Kultura nie uczestniczy w życiu codziennym bohaterów, uczestniczy w nim tylko Codzienna Rzeczywistość Fantasy; nie modlą się, nie wspominają niemal swojej religii, nie mają charakterystycznych posiłków czy ubrań, nic nie wiemy o muzyce czy sztuce, żadnej architektury, powiedzeń czy przykazań, ich państwo nie ma nazwy ani dużych miast. Całe uniwersum składa się z ukrytych elfów, ukrytych smoków, karczm, wiosek i traktatów, nie mając absolutnie nic do wyróżnienia się i zabłyśnięcia na tle tysiąca innych tekstów fantasy. Wspominasz raz o elfickim ubraniu, za które Iluviel mógłby zostać ukarany, ale ani nie wiemy, jak to ubranie wygląda, ani nie dostajemy w kontraście, jak ubierają się inni ludzie, ani nawet nie wiemy, skąd niewierzące w elfy pospólstwo wie, jak wyglądają elfickie ubrania. Irving ma przydomek; mgliście rzucono nam, że był rycerzem. W czym uczestniczył? Co sobie cenił? Obowiązuje tutaj kodeks rycerski? Co wyróżnia rycerskie myślenie od innych? Jak "praca" rycerza łączyła się z magią i elfami? Skąd jego przydomek? Tysiące potencjalnych smaczków kryje się za niektórymi drobnymi motywami i wcale nie wygląda to tak, jakbyś zostawiła je sobie na później. Bardziej jakbyś po prostu je zignorowała (then again, piąty rozdział, nie wiem co dalej, mogę się mylić).
UsuńSama fabuła jest, jak dotąd, jedną wielką wycieczką przez pewne klisze fantastyczne, które należy zaliczyć. Bohaterka, która nie jest taka jak inni i musi ukrywać swoją prawdziwą naturę, oczywiście pozbawiona rodziców. Na horyzoncie mentor, który uczy ją walki mieczem, wypełniając przy tym dzienne zapotrzebowanie na kliszowe wypowiedzi fantasy ("Nigdy nie odwracaj się plecami do przeciwnika!", "Jutro zaczniemy prawdziwy trening!" - te teksty są jak echa wielu czytanych wcześniej książek i oglądanych filmów). Ma własne wyjątkowe zwierzę, smoka w tym wypadku, przez które została wybrana i nawiązała z nim więź instant (dobrze, że przynajmniej nie jest klasycznym wybrańcem). Ma wieśniackich Przyjaciół z Dzieciństwa, z czego jeden jest w niej zakochany, ale wiadomo, że przegra w pojedynku o jej serce z przystojnymi elfami, ewentualnie zranionym bad boyem. Mamy Tajemnicze Posiedzenie Postaci w Kapturach, sadystycznego antagonistę, który nie ma w sobie nic z zachowania normalnego człowieka i och jakże on się rozkoszuje bólem innych. Wszystko to, wydaje się, gdzieś już było, wszystko to wygląda jak powtórka i, podobnie jak w przypadku uniwersum, nie dodałaś do tego nic szczególnie świeżego. W dodatku dostrzegłam w ciągu tych pięciu rozdziałów pewien powtórzony już trzykrotnie schemat, który lubisz najwyraźniej pisać: postać a przychodzi do postaci b, z czego postać a nienawidzi postaci b, ale postać b ma nad nią władzę -> postać b zachowuje się jak histeryk, atakuje postać a w ramach kary -> postać a oczywiście wychodzi z tego cało. Najciekawiej wyszło ci to przy Isanii i Amaondelu, najbardziej kliszowo przy Dannarze i jego ojcu.
UsuńMimo że przez ów prolog i pięć rozdziałów wydarzyło się całkiem dużo, akcja często wywoływała głównie znużenie. Jednym z powodów, dla których tak jest, są, wg mnie, twoje ogromnie długie opisy. Wiem, że w całej blogosferze istnieje głęboko zakorzenione przekonanie, że opisy w jakiś sposób świadczą o dobrym tekście, więc trzeba wciskać ich dużo i powinny być szczegółowe, bo automatycznie podnosi to poziom tekstu. Prawda jest, w mojej opinii, nieco inna: opisy są ważne, ale wtedy, kiedy czemuś służą. Opisywany element powinien mieć szczególne znaczenie; dla klimatu bądź bohatera. Powinien mówić o czymś. Strona opisu lasu i zamku, przez który jedzie Althea (rozdział pierwszy) jest absolutnie nużąca i człowiek ma ochotę ją pominąć; nie dlatego, bo opis jest zły warsztatowo, dlatego, bo nie jest potrzebny. Nie tworzy klimatu - nie przemawia do zmysłów bohaterki. Nie mówi nic o postaci, a właśnie postać chciałoby się teraz poznać, bo właśnie się pojawiła i jedzie gdzieś na koniu, a my absolutnie nic o niej nie wiemy. I żeby potem nie było, nie mówię tu o ścianie tekstu będącej opisem postaci; to jest okropne. Po prostu opis otoczenia, który tworzysz, powinien wpływać w jakiś sposób na postać, powinien pomagać poznać odbiór otoczenia przez bohaterkę. "Postać nie lubi bieli i ogromu śniegu, bo przez to czuje się jeszcze bardziej samotna", albo "Postać uwielbia przebywać w lesie, bo wielkie drzewa dają jej złudne poczucie ochrony". To mówi nam już coś o postaci - czuje się mała, sama i w niebezpieczeństwie. Rozumiesz, co mam na myśli? (Wybacz, moje komentarze to zawsze taki strumień świadomości, że czasem czuję się, jakbym plotła od rzeczy). Twoje opisy są często po prostu suchymi opisami jakiegoś miejsca czy pokoju, a klucz do dobrego opisu nie tkwi w tym, żeby czytelnik wiedział, że postać ma w pokoju plakat i gramofon, tylko żeby rozumiał, dlaczego postać ceni sobie zespół z tego plakatu i dlaczego woli go słuchać z płyty gramofonowej. U Ciebie tego brakuje i opisy po jakimś czasie zaczynają się robić nużące.
UsuńDrugim powodem, dla którego tekst nie ożywia, jest Twój ogromny pociąg do wszelkiej ekspozycji. Nic, absolutnie nic nie zostawiasz do domysłu czytelnika, zawsze opowiadasz o wszystkim natychmiast, obnażasz swoich bohaterów w jednej chwili, łamiesz zasadę "show, don't tell" bez ustanku. Gdy czytelnik dostaje długi opis absolutnie wszystkiego, jego zainteresowanie tekstem spada, bo nie musi na nic czekać; zna postacie od razu, od razu zna ich przeszłość, która, nieodsłonięta, w przyszłości mogłaby posłużyć w ciekawych momentach rozwoju relacji. Ledwie wprowadzasz Brona, od razu uderzasz bezpośrednim tekstem: "Bron skrycie kochał Altheę". Ledwo znamy postać, a już jest ona determinowana przez jej uczucie do innej. Dostajemy potem dużo oznak tego uczucia? Parę, ale nie mają one już większego znaczenia, bo czytelnik nie chwyta ich z zainteresowaniem, zastanawiając się, jak głęboko posunięte są uczucia Brona do Althei; przecież od jego pierwszego wystąpienia wiemy, że skrycie ją kochał! Podobnie od razu opisujesz całą historię znajomości Brona, Rona i Althei. Nie pokazujesz nam, że są przyjaciółmi, oświadczasz to. Potem podkreślasz podwójną linią każdy moment, w którym przekomarzają się ze sobą, nie ma w tym wiele subtelności. Ta sama sytuacja ma miejsce z praktycznie każdą postacią w tym tekście; wprowadzasz ciekawą relację Isanii i Amaondela i tłumaczysz ją od razu. A mogłabyś zostawić ją jako smaczek na później, nie dopowiedzieć jej do końca. Amaondel pojawia się przy Iluvielu - od razu wiemy, że byli przyjaciółmi, ale już niby nie są, ale potem niby jednak są. Nie dajesz nam poznać tych postaci, nazywasz emocje natychmiast, zamiast przekazać je przez ich zachowanie, naturalne odruchy czy myśli. Czasami, nie licząc dialogów, człowiek ma do czynienia bardziej ze streszczeniem tekstu niż faktyczną powieścią.
UsuńMoże to być jedną z przyczyn, dla których postacie same w sobie też nie są szczególnie ciekawe. Upychasz je w ciasnych ramach ich ról, dajesz im jedną-dwie cechy maks. Nie pozwalasz na głębię ani niejednoznaczność, nie pozwalasz im na sekrety przed czytelnikiem czy sugerowane jedynie elementy przeszłości. Althea, Bron i Ron mogliby być jedną postacią; wszyscy troje są całkowicie pozbawieni ciekawszej czy głębszej osobowości i traktujesz ich tak, jakby po prostu musieli odegrać swoją rolę w fabule. W życiu nie rozróżniłabym bez wskazówek, czy w dialogu wypowiada się akurat Bron, czy Ron; nie umiałabym wskazać ani jednej cechy odróżniającej jednego brata od drugiego (nie licząc tej nieszczęsnej miłości do Althei). Althea sama w sobie jest kukiełką, a jej reakcje psychologiczne są często przerażająco nienaturalne. Masz tendencje do upychania postaci a w niezdrowe relacje z postacią b i zachowywania się tak, jakby w żaden sposób nie zmieniło to postaci a. Althea całe życie wychowywała się z osobą, która zastraszała ją, ponoć decydowała o każdym jej ruchu, biła ją i chłostała; a ja po prostu tego nie czuję. Szczerze mówiąc, na początku myślałam, że Greta to tylko jakaś sztywna, ostra baba, a Althea trochę przesadza z jej potwornością, tak bardzo nie było w jej psychice żadnej skazy, żadnego realnego strachu przed Gretą. Napisałaś raz, że się bała - ale dlaczego miałabym wierzyć na słowo? Nie dałaś mi znaków w tekście. Jedyne, co wiedziałam, to że od tej niby Przerażającej Grety bohaterka swobodnie sobie ucieka, ignoruje jej rozkazy, nie zatrzymuje się, gdy tamta ją woła. W faktycznym zachowaniu Althei nie ma żadnego strachu i cała jej relacja z Gretą a, co za tym idzie, cała jej przeszłość wypada koszmarnie nienaturalnie. Dlaczego czytelnik miałby lubić postać, która nie tylko nie ma charakteru, ale nawet nie reaguje odpowiednio na rzeczy, które powinny ukształtować w niej skrzywienie i przynajmniej trochę ją zniszczyć? Realistycznie zastraszona, chłostana i karana OD MALEŃKOŚCI postać nie zachowywałaby się tak zuchwale i bez strachu jak Althea.
UsuńGeneralnie sporo zauważyłam u Ciebie momentów, w których reakcje psychologiczne postaci są opóźnione bądź kompletnie niewytłumaczalne. Cała scena pojawienia się Nocnej Furii (z ciekawości, imię nadane przed czy po How To Train Your Dragon?) przypominała nieco pod tym względem parodię. Smok atakuje - oni uciekają - smok rzuca Ronem na paręnaście metrów, a Althea widzi, jak jego ciało drga konwulsyjnie pod drzewem. Chwilę później bez problemu wyskakuje na smoka, twierdząc, że "gdyby chciał nas zabić, już by to zrobił". Jakieś pięć sekund po tym, jak smok RZUCIŁ JEJ PRZYJACIELEM O DRZEWO Z TAKĄ SIŁĄ, ŻE NIE WIADOMO BYŁO, CZY TEN W OGÓLE JESZCZE ŻYJE? Czym zresztą w ogóle nie interesuje się jego brat, zajęty przejmowaniem się tym, że jego wielka miłość wyszła na smoka. Jeszcze po Naznaczeniu Brom długą chwilę tylko gapił się i chłonął sytuację, zamiast zobaczyć, czy jego brat żyje. Althea też jakoś to olała. To trochę stawia twoje postacie w rolach nieludzkich egoistów, niepoświęcających nawet myśli kumplowi. A gdy już Brom do tego brata biegnie i go cuci, narrator przemyca to jakoś mimochodem, jakby była to jego konieczność. To tylko sprawia, że i tak mało wyróżniające się czy realistyczne postacie jeszcze bardziej przypominają narzędzia, które muszą przechodzić od punktu A do B w fabule i to w zasadzie cała ich rola.
UsuńSir Irving, poza postawieniem parunastu pytań na temat jego przydomka i rycerskości w Twoim uniwersum, jest po prostu klasycznym mentorem od klasycznej sceny treningu i nie umiem nawet skomentować go w inny sposób, bo nie wywarł we mnie żadnych silniejszych emocji.
Najlepiej, według mnie, prezentują się tutaj elfy. Na tle kompletnie niewyrazistych postaci z Doliny elfy mają charaktery, a Amaondelowi dostała się nawet niejednoznaczność; jest w stanie kogoś skrzywdzić czy ukrócić cierpienie, kiedyś (jak wiemy z prologu) był przekochaną osobą, ale bardzo się zmienił. Ciekawiej byłoby, gdyby pozostawiła naszym domysłom, dlaczego się zmienił, zamiast walić to prosto z mostu, ale nawet ta ekspozycja nie zniszczyła całkiem postaci. Amaondel wydaje się bardziej wielowymiarowy od reszty i więcej jest w nim charakteru; mieszaniny sentymentu, odwagi, skłonności do poświęcenia dla narodu, a nawet, chwała Ci, całkiem wytłumaczalne reakcje psychologiczne na przeżyte z Isanią wydarzenia (typu stwierdzenie w myślach, że w sumie ryzyko śmierci go nie przeraża, bo i tak mu wszystko jedno). Iluviel, choć na jego tle nieco bledszy, ma przynajmniej podsumowywalny charakter (dobry, prawy, w naturalny sposób moralny - to prosta osobowość, bardziej schemat, ale nadal może posłużyć kreacji ciekawej postaci). Historia jego spotkania z jego smokiem wydała mi się jednym z najciekawszych momentów w tekście, chociaż uważam, że kompletnie nie była potrzebna w momencie, w którym ją wsadziłaś, i mogłabyś spokojnie zachować ją na później, chociażby na jakiś dialog. W ogóle masę rzeczy tłumaczysz w opisach, zamiast zrobić to w dialogu, gdzie też może wyglądać naturalnie, a przy okazji pozwoli nam poznać lepiej postacie i ich podejście do różnych spraw.
UsuńIsania jest całkiem ciekawą psycholką, Lander (tak miał na imię) na jej tle... Skrzywiłam się na Landera. Nie dlatego, że robi złe rzeczy, tylko dlatego, bo jest jak dotąd najbardziej kliszową i nieciekawą postacią w tym tekście. Wielki zły, haha. Lubi torturować, haha. Służący muszą zmywać krew z posadzki jego sali tronowej, haha. Ma syna, nad którym się trochę znęca psychologicznie, haha. I och jak on lubi patrzeć na cierpienie! To wszystko nie tworzy ciekawej, skomplikowanej postaci, tylko Kliszowego Tego Złego Fantasy nr x. Ale, rzecz jasna, pojawił się tylko raz. Wiele jeszcze może się zmienić. Może jeszcze uda mu się być głębokim.
UsuńDannar... Dannar to materiał na trulawera. Obstawiłabym go jako tego, z kim będzie bohaterka bądź kto umrze heroicznie, ratując bohaterkę. Jest synem (bądź wychowankiem) tego złego, jest ironiczny i złośliwy, bohaterki fantasy takich lubią, jest zdecydowanie zbyt straceńczo odważny jak na swoją sytuację (czyli zachowuje się jak kretyn, ale możemy przyjąć, że jemu, podobnie jak Amaondelowi, też życie już zwisa) - słowem, materiał idealny. Trochę go jako postać naprawia to, że pisze listy, których nie wysyła. To ciekawy bit postaci i naprawdę interesujące jest, jak zdecydujesz się ten motyw listów rozwinąć. Właśnie takie drobne rzeczy, bądź co bądź, tworzą ludzi.
To chyba wszystko, co przychodzi mi na myśl na tym etapie. Wybacz, że tak chaotycznie, starałam się ogarnąć moje myśli i nawiązywać jedną do drugiej na tyle, na ile mogłam.
Pozdrawiam i życzę weny!
Cześć, to znowu ja! <3 Doczytałam do 10. rozdziału i pomyślałam, że akurat ładnie wyjdzie, zwłaszcza że mam sporo nowych opinii. Więc: tym razem do dziesiątego rozdziału włącznie!
UsuńAlthea jest tak bardzo, bardzo niespójną postacią i tak bardzo, bardzo nierealistyczną, że to niemalże boli. Cała akcja ze spaleniem posiadłości Grety i emocjonalny udział Althei w tym przebiegł ogromnie nienaturalnie; niemal przez połowę opisów jej uczuć miałam na twarzy jedno wielkie "wtf?": Bo... Wtf? Althea miała tam niby jakieś kucharki, które były dla niej jak matki? Nigdy nic o tym wcześniej nie wspomniałaś. Nie zająknęłaś się na ten temat nawet słowem. Wcześniej wyraźnie sugerowałaś, że Al chciała uciec, ale nie miała gdzie i się bała; a teraz nagle jakieś matki? Jakaś tęsknota? Jakaś rozpacz za miejscem, które wcześniej malowałaś jako przez nią znienawidzone? Zrozumiałabym odmalowanie tych uczuć w nieco innych barwach; Althea nadal boi się świata, w posiadłości czuła się źle i nie lubiła jej, ale przynajmniej wiedziała, co może tam zastać, czy coś. Ale nie. Nagle otwarcie twierdzisz, że Al miała tam jakieś matki-kucharki, za którymi płakała... generalnie mam wrażenie, że jako narrator wyskakujesz z tym, co akurat przyjdzie Ci do głowy, niezależnie od tego, co napisałaś wcześniej. Jakbyś w scenie z płomieniami uznała, że Althea powinna przeżywać większy ból emocjonalny, więc nagle na siłę wcisnęłaś jej nieistniejące relacje i wspomnienia, niezasugerowane wcześniej w tekście. Przynajmniej, z tego co się orientuję, jest to first draft; więc w sumie wszystko będziesz poprawiać. Tak więc mówię tylko, że w tej wersji jest to boleśnie nienaturalne, sztuczne i wywołuje ironiczny uśmiech zamiast współczucia. Podobnie - och, jaka ta Althea jest głupia. Mam wrażenie, że jej głupota postępuje wraz z tekstem. To, jak łatwo zaufała Dannarowi (choć generalnie kwestia Dannara i drużyny to osobna wywołująca wtf sprawa; wrócę do tego za momencik) to jeszcze pół biedy, ale wydarzenia z dziesiątego rozdziału... Aż nie wiem, jak to skomentować. Widziała gościa zabijającego innych. Nie był to pierwszy raz w ogóle, gdy Althea widziała masakrę na ludziach? Nie powinno bardziej jej to... hm, przejąć? Nie powinno zmienić jej poglądu na Dannara? Przemówić do niej w jakiś sposób? Nie powinna przynajmniej tego rozważyć? Jedyne, przysięgam jedyne, co następuje po tej scenie, to całkiem spokojny dialog Dannara i Althei.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Tak mnie nauczono.
- Ach, okej. Ale mógłbyś tego nie robić przy mnie, żebym nie musiała patrzeć?
- Zastanowię się.
- Okej, dzięki!
...to było tak dobijająco nierealistyczne i w dodatku przedstawiło bohaterkę nawet nie jako potwora, a jako zwyczajną kukiełkę bez emocji - twoje postacie często popadają w stan kukiełkowatości.
UsuńWspominałaś gdzieś, że dzieje się tak dlatego, bo za dużo myślisz o głównych postaciach, o ich moralności i wyborach; wydaje mi się, że stworzenie postaci moralnej i dobrej, świecącej aurą "lubcie mnie", nie wykreuje postaci realistycznej. Daj odetchnąć Althei; nie każ jej na siłę być silną czy zbyt słabą, na siłę być przesadnie dobrą i prawą. Pozwól jej po prostu zostać człowiekiem. Ludzie podejmują złe wybory, ludzie nienawidzą, ludzie zachowują się egoistycznie. A nuż to wszystko stworzy Al jakikolwiek charakter.
Strasznie nierealistyczna była też w scenie, w której Amaondel nasłał na nią swojego smoka. Pamiętam, że w chwilę po byciu prawie zeżartą, kiedy to "prawie umarła z przerażenia", chłodno stwierdziła, że zrobi Amaondelowi gadkę na ten temat. To było... złe. Normalny człowiek tak nie myśli. Normalny człowiek łapałby oddech, jego myśli szalałyby. Althea jest w swojej kalkulacji i myśleniu zbliżona do narratora, jakby dzieliła z nim myśli, świadoma była wszystkiego, co wie narrator. To czyni ją jeszcze mniej ciekawą. Po dziesięciu rozdziałach nadal nie byłabym w stanie wymienić ani jednej jej cechy.
Podobnie Brona ani Rona. Bron (tak, wiem, pisałam wcześniej Brom, jestem frajerem) wydaje się być tylko wciśniętym na siłę trzecim kątem trójkąta (punktem dorzuconym do linii Althea-Dannar), Ron na szczęście zniknął, więc już nie będą mi się mylić. Znowu - nie wzbudzał w czytelniku absolutnie żadnych emocji, więc odesłanie go nie boli. Nie znałam jego relacji z Bronem, więc nie czułam współczucia, że brat go zostawił. Ba, nie znam nawet Brona. Nic o nim nie wiem, a ty traktujesz go jako pacynkę, którą trzeba przeciągnąć przez akcję. Pojechał dla Althei. On i Althea ponoć się przyjaźnią. Nie chciałby czasem, no nie wiem... porozmawiać z nią? Masz masę zbędnych opisów w tekście, a nie pozwalasz postaciom normalnie ze sobą porozmawiać. W dialogu niebędącym ekspozycją możesz przemycić wiele ich myśli, dużą część ich, ich pasji, ich sposobu myślenia. Dlaczego z tego rezygnujesz? Przez to prawie ich nie znam.
Irving nadal nie ma absolutnie żadnego charakteru. Mógłby nie pojechać i nie byłoby różnicy.
Iluviel i Amaondel są idiotami. Nie zrozum mnie źle, lubię zalążek ich kreacji, ale to, co robią w tej chwili z Altheą, jest po prostu głupie. Chcą laskę chronić. Chcą ją mieć po swojej stronie. Dlaczego by czasami z nią nie pogadać? Nie wyjaśnić jej czegokolwiek? Nie "walczyć" o nią z Dannarem? Pozwalają gościowi, któremu kompletnie nie ufają, zbliżać się do laski, którą teoretycznie mają chronić, i czarować ją (bo widać ewidentnie, że Al jest oczarowana Dannarem)? Dannar gra znacznie lepiej - tłumaczy Althei rzeczy, odpowiada na jej pytania, zachowuje się jak urokliwy młodzieniec przez większość czasu. Iluviel i Amaondel myślą, że zaskarbią sobie Altheę, każąc uderzać jej o wodę i nie tłumacząc absolutnie nic? Niech się potem nie zdziwią, jak lasia ucieknie z Dannarem.
UsuńO Dannarze i jego inteligencji miałam z kolei wysoką opinię do akcji w karczmie. Rozumiem, chcesz pokazać jego drugą stronę, ale jego "dwie strony" są rozszczepione tak bardzo, że nie tworzą spójnej postaci. Twój Dannar jak dotąd chłodno kalkulował, umiał być miły, by wkupić się w łaski ludzi, czarował Altheę; wszystko, co robił, wydawało się mieć sens i cel. Teraz nagle bezsensownie powybijał paru ludzi. Nie, Dannar, na pewno nikt o tym nie usłyszy. Na pewno nikt nie zacznie się zastanawiać, o co cho ze smokami, kiedy wyjąłeś ostrze jeźdźca przy wszystkich. A potem jeszcze, co zabawniejsze, Dannar stwierdził, że jego genialny plan (podsłuchania plotek) wypalił (wycelował Mistycznym Ostrzem w ludzi w karczmie i wrzeszczał na nich, gdzie stacjonuje ten zły). I nikt nie negował ani nie powiedział, że Dannar zachował się jak debil. Jakim cudem on jeszcze żyje?
A co do Iluviela, czy gość nie miał smoka przypadkiem? Nic o tym nie słyszałam od paru rozdziałów. Wyparował?
Najbardziej jak dotąd (dobra, to drugie miejsce, nie pierwsze) skonfundowała mnie jednak akcja przy posiadłości Grety - łowca kontra nasza ekipa. Jest parę rzeczy, których nie rozumiem w związku z łowcą - naczelną jest to, dlaczego to takie konieczne iść do szalonej królowej i konfrontować się z nim TAM, kiedy jest ich szóstka plus dwa (a w najlepszej sytuacji aż cztery!) smoki. Nie dałoby się go jakoś pokonać? To, że uciekają przed nim w niepewną sytuację do Isanii, znając charakter Isanii, jest po prostu głupie. Co chcą zrobić, nawrócić ją magią przyjaźni? Amaondel jest księciem, nie wierzę, że nie uczono go taktycznego myślenia. Plus elfy starzeją się inaczej niż ludzie, a Iluviel i Irving nie są przypadkiem weteranami wojennymi? Dannar też był raczej szkolony w tym kierunku. Czy we czwórkę NAPRAWDĘ nie udało im się wymyślić sensowniejszego planu? Zwłaszcza że MAJĄ SMOKI. Jak zajebisty jest ten łowca?
Tak czy owak, pomijając już to, w akcji, w której nasza szóstka (Ron zamiast Dannara) stała sobie przy posesji razem ze smokami, łowca zaatakował Brona mieczem, po czym ZNIKNĄŁ. Nikt nie napomknął o nim nawet słowem. Nie zaznaczyłaś, że uciekł. Zresztą po co miałby uciekać, skoro teraz ich ściga? Czy wprowadzenie chaosu nie było świetną sytuacją, żeby spróbować zrobić cokolwiek? Nie napisałaś o nim absolutnie nic, po prostu rozpłynął się w powietrzu! Scrollowałam tekst chyba trzy razy, żeby zobaczyć, jak to się rozwiązało, ale dowiedziałam się dopiero rozdział później mimochodem, że wtedy uciekł. Dlaczego uciekł? Dlaczego w ogóle o tym nie wspomniałaś?
(Przypomniało mi się teraz - klacz Iluviela raz ma na imię Yuki, raz Yoko. To tak nawiasem).
UsuńAle najbardziej z głupich i niezrozumiałych wyborów Twoich bohaterów (a jest ich, imo, całkiem sporo) nie rozumiem kwestii smoków. Uciekają przed tym łowcą, niech im będzie. ... Dlaczego nie użyją smoków? Pytam całkiem poważnie. Dlaczego? Co ich powstrzymuje? Wiem, że konie są fajne i wszyscy kochamy konie, ale... dlaczego? Smoki i tak cały czas lecą nad nimi. Smoki i tak informują ich w pewnym momencie o położeniu łowcy. Dlaczego nie zabiorą Althei do mistycznej Akademii na smoku? Dlaczego nie polecą do Isanii na smokach? Zajmie im to mniej czasu, cztery na sześć osób ma smoki (a Irving ani Bron i tak nic tam nie wnoszą, poza tym nie zmieściliby się?)... dlaczego nie? To nurtuje mnie przez cały czas. Po prostu nie rozumiem. Rozumiem, gdybyś wyjaśniła to maskowaniem smoków, ale one i tak cały czas są obok, zlatują na noc na ziemię, polują. Nie ukrywają ich w żaden sposób. DLACZEGO NA NIE NIE WSIĄDĄ I NIE POLECĄ? To jest jak... przepisywanie tekstu ręcznie, kiedy tuż obok ciebie stoi działające i darmowe ksero, które jeszcze w dodatku cię uwielbia. Bez sensu.
Ogólnie sama relacja smok-jeździec jest dla mnie yyych i Naznaczenie bardzo, bardzo kojarzy mi się ze zmierzchowym wpojeniem. Tak samo dziwne, tak samo niezdrowe i naprawdę współczuję smokom.
A, jeszcze zauważyłam, że pokusiłaś się w rozdziale dziesiątym na stylizację języka ("strawa" itp). Wyglądało to... bardzo dziwnie, bo normalnie postacie posługują się językiem dość współczesnym, nawet bracia wieśniacy.
Nadal używasz też ścian niepotrzebnej ekspozycji, ale to akurat typowe dla first draftu i pewnie potem wpleciesz to w dialogi, przepisując. Zrobiłaś sobie fajną możliwość z koniem Dannara; najpierw opisałaś to jako narrator, ale rozdział potem Althea pytała o to Dannara i on wyjaśnił to w dialogu. Tak tylko mówię.
Podobał mi się zarys relacji Dannara i Zranionej Duszy. To fajny, ciekawy pomysł, smoczyca, która zastępuje mu w jakiś sposób matkę i prawdziwego, kochającego rodzica, ale równocześnie ich dzieloną cechą jest spryt, czyli Zraniona to nie całkiem ciepła klucha. Fajnie. Chciałabym ją poznać. Chciałabym zobaczyć ich relacje i to, jak przedstawiasz je w tekście, nie w opisie. Fajne było też to, że nie do końca je opisałaś, bo Dannar o niej mówił, a potem ładnie ujęłaś to, jak naprawdę traktuje ją jak matkę i opiekuna (w scenie, w której Dannar dostał szoku przez wizję Nocnej Furii).
Podoba mi się czarująca strona Dannara, bo faktycznie ma w sobie dużo ze sprytu, choć akcja w karczmie robi z niego tępego idiotę, ale uznam to za wyjątek (nie czytałam jeszcze dalej, więc nie wiem, jak przedstawia się to później).
Generalnie ktoś w komentarzu spytał cię żartobliwie, dlaczego to nie Dannar jest głównym bohaterem i, szczerze mówiąc, mi też przeszło to przez myśl. Ma ciekawszą historię; ciekawszą motywację; ciekawszą moralność; jako jedyny ma w miarę realistyczny charakter; nie jest standardową sierotą-wybrańcem, która nic nie wie; nie ma kompletnie niepotrzebnych i pozbawionych charakteru przyjaciół; i w końcu sam ma największy potencjał na bycie pełnokrwistą postacią. Jeśli przyjmiemy, że Althea jest w tym na pierwszym poziomie, a Ron i Bron na ujemnym, Dannar jest z pięć oczek wyżej. Nadal jest klasyczny, a jego ojciec to nudny villain, ale możesz z niego zrobić ciekawego człowieka.
Jego dialogi z koniem są... dziwne i tego nie umiem skomentować, bo jakoś nie mam do tego ani specjalnie pozytywnych, ani negatywnych uczuć.
UsuńLubię też Nocną Furię; nie ma jakiegoś dużego charakteru, ale jest dla mnie dość zwierzęca, jej zaciekawienie i pytania są kochane. Też robiłaby za lepszą główną bohaterkę od Althei. Jak chyba każda postać nie licząc jej przyjaciół i Irvinga; wspominałaś gdzieś w komentarzu, że braci dodałaś, żeby Althea nie była klasyczną samotną sierotą. To, że są na siłę, widać, dotąd nie zrobili jeszcze nic w fabule. Jeśli mają ci się przydać w przyszłości, spróbowałabym rozegrać to inaczej.
Podobają mi się zarysy tradycji smoków i smoczych jeźdźców; akademia brzmi tragicznie, ale pomysł z mieczem, mimo że nieszczególnie oryginalny, jest przyjemny jako tradycja (tylko Dannar mógłby go nie wyciągać z randoma, to niezbyt mądre). Gdzieś w pierwszych rozdziałach, miałam o tym wspomnieć już poprzednio, Nocna Furia śpiewała smutną pieśń, by uczcić śmierć Wędrowca. To też było fajne. Wspomnienie o ludziach kształtujących inteligentną rasę koni też było w porządku (sam pomysł mi się nie podobał, ale to coś unikalnego dla Twojego świata!). Ogólnie lubię takie smaczki, ale jest ich bardzo mało i po tych dziesięciu rozdziałach uniwersum nadal jest typowym uniwersum high fantasy.
Nie lubię magii w Twoim świecie. Nie wiem, jak działa, ale wygląda na takie typowe wszystko i nic. To niezbyt interesujące.
Um, to chyba wszystko, co przychodzi mi na myśl teraz. Tak więc do napisania następnym razem, ponowne pozdrowienia i dalsze życzenia weny! <3
Skończyłam! Nie mam już wiele więcej do dodania, bo najbliższe rozdziały nie zmieniły jakoś strasznie sytuacji, więc może tym razem uda mi się zmieścić w jednym komentarzu, a nie rozkładać wszystko na pięćdziesiąt. I wreszcie mogę powiedzieć z perspektywy całego tekstu!
UsuńTwoim najsłabszym punktem są relacje i rozwój postaci. Bardzo trudno było mi przez cały tekst przekonać się do ich realności; często zachowują się jak kukiełki, reagują z opóźnieniem, znikają z planu, gdy ich nie potrzeba. Przechodzą przez fabułę bez rozwoju postaci i budowania relacji, więc ciągle trzeba Ci wierzyć na słowo, jeśli idzie o jakieś zmiany wśród nich. Kompletnie nie umiałam uwierzyć w przebaczenie Dannarowi przez elfy, bo niemal nie widziałam ich dialogów ani tego, jak traktowali się wcześniej; kompletnie nie umiałam uwierzyć relacji Irvinga i Brona, bo obojga było w tekście jak na lekarstwo (w rozdziałach 10-14 za każdym razem, gdy w ogóle pojawiało się imię Brona, byłam przez chwilę skonfundowana i zdumiona - "ach no tak, on jeszcze tu jest...). W ogóle przez długi czas liczyłam że Bron umrze i już nie będzie bez charakteru plątał się po planie. Nie płakałam za Irvingiem, bo nic o nim w sumie po tych czternastu rozdziałach nie wiedziałam, ale ucieszyłam się, że przerzedziłaś ilość ważnych postaci, bo nieszczególnie ich ogarniałaś. Najlepiej rozwinięty jest Dannar, ale nawet tutaj nie dostrzegam tego wielkiego rozwoju postaci i bólu zdrady, o którym próbujesz nas przekonać. Relację Dannara z Altheą jakoś przemycasz, ale nadal nie znamy jej tyle z uczuć postaci, ile z zapewnień narratora.
Zapewnienia narratora ogólnie są dużym problemem w tym tekście. Przykładowym zapewnieniem narratora jest ten akapit: "Jednakże Amaondel miał kiedyś zostać królem Elfów Wysokich – z początku dostrzegła w nim tę żyłkę władzy, jednak teraz ta zapalczywość gdzieś zniknęła. Odnosiła wrażenie, że książę podczas podróży stał się zwykłym elfem, nie musiał stać wyprostowany na baczność, uśmiechać się do ludu, czy udawać, że wszystko było w porządku. Pokazał prawdziwą naturę i z czasem zaufał tym kilku osobom, z którym przyszło mu żyć i przemierzać niebezpieczną krainę." KOMPLETNIE nie widziałam tu w tekście oznak tego, o czym zapewnia nas narrator. Amaondel miał dobry zarys postaci i na nim się zatrzymał; nie został nawet pełnokrwistym bohaterem, nie wspominając o character development. Poza tym takie akapity to coś, czego generalnie należy po prostu unikać. Pokaż, opisz scenami i dialogami. Zrób coś więcej niż tylko mów.
Poza tym w ogóle nie opisujesz emocji postaci. Nie chodzi mi o suche opisy typu "bała się", "była absolutnie zdumiona". Chodzi mi prawdziwe opisy. Szybszy oddech, pot, dudniące serce, drżące ręce, wywracanie oczami, cokolwiek z tego. Twoje postacie zdają się nie mieć mowy ciała ani narządów wewnętrznych (dopóki nie trzeba czegoś wypruć). Wszystko jest takie suche, czego doskonałym dowodem jest scena tortur w powyższym rozdziale; jest opisana kompletnie bez emocji i po prostu... nie wzbudza nic. Althea spada z konia. Tyle. Nie wiemy, jak się czuje, nie wiemy, jak cierpi. Komentujący mówią, że fajnie, że zdecydowałaś się na większą brutalność. Fajnie, ale fajniej byłoby, gdybyś pokazała, jaki wpływ ta brutalność ma na człowieka. W chwili przeżywania bólu i potem, na dłuższą metę. To czyni postacie bardziej realistycznymi.
UsuńStrasznie nie podobała mi się przepowiednia, była sztampowa jak diabli i nie za bardzo wiem, co więcej mogę tu dodać.
Muszę przyznać, że rozdział szesnasty czytało mi się lepiej niż pozostałe; po raz pierwszy spróbowałaś się tam skupić na faktycznych uczuciach, na tym, jak bohaterowie radzą sobie z bólem. Odrobinę rozwinęłaś ich relacje w dialogach i zaczęłaś pierwszy raz od parunastu rozdziałów znowu zarysowywać żywych bohaterów.
Reasumując moje opinie o postaciach: Althea to pacynka bez charakteru, Dannar jest zdecydowanie najlepiej skonstruowany, Amaondel i Iluviel mają ogromny niewykorzystany potencjał, Bron mógłby spokojnie pójść śladem Irvinga, chociaż widzę, że teraz już szykujesz mu jakiś character arc. Może więc chłopak rozwinie osobowość. Landar jest nudnym villainem bez żadnych cech szczególnych, nie wzbudza strachu ani w ogóle żadnych innych emocji. I w dodatku czy on ma jakiś głębszy plan, czy chce po prostu wszystko spalić i zniszczyć? Uch.
Nadal żyjemy w standardowym fantasy świecie bez znaków szczególnych, ale teraz przynajmniej wiemy, że nazywa się Uralią. To już krok do przodu! Poza tym to tylko first draft, czytałam, że planujesz mocno dopracować świat i dobrze, trzymam kciuki!
A, przez chwilę pojawiła się Zraniona Dusza i podobała mi się, poza sztampową gadką o pierwiastku zła. Ogólnie wszystko, co otacza Dannara, automatycznie jest lepsze i choć on sam nadal jest dość rozszczepioną postacią, jest też jedynym bohaterem, w którego realistyczność byłabym w stanie uwierzyć.
I to chyba wszystko. Tak więc, show, don't tell, pozdrawiam i, standardowo, życzę weny! <3
(Ach. Nie, jednak nie udało mi się zmieścić w jednym komciu.)
Hej! :) Na początek chciałabym Ci bardzo serdecznie podziękować za poświęcenie czasu i napisanie tego wszystkiego! Nie każdemu się chce, a jak już wspominałam wiele razy: przemyślenia, uwagi i porady od czytelników cholernie pomagają. Dzięki temu będę mogła wydać naprawdę dobry produkt finalny, a o to przecież tutaj chodzi, nie? :D
UsuńOkej, to lecimy z koksem :)
Taaaak, bardzo nie lubię faktu, że mój tekst jest kojarzony z twórczością Paoliniego, bowiem bardziej bym dała tutaj podobieństwo do Anne McCaffrey niż do niego, ale nie łudźmy się - rzadko kiedy ludzie sięgają po lektury starsze niż pięć czy sześć lat, max 10.
Ten świat nadal buduję, a to na pewno widać i ma znaczący wpływ na jakość tekstu. Dla mnie wiadome jest więcej niuansów krainy, ale często zapominam, że wy nie macie takiej wiedzy, więc czasami czegoś nie opiszę, bo wydaje się "takie oczywiste". Na pewno w nowej wersji postaram się poświęcić opisom krainy jeszcze więcej, by lepiej wdrożyć czytelnika i nadać jej unikatowy charakter ( co na pewno będzie trudne ze względu na to, ile już fantastyki zostało już napisanej :P).
To trzeba przyznać - dałam dupy z wieloma rzeczami. Wypisałam sobie moje braki do specjalnie do tego przygotowanego zeszytu, żeby przy pisaniu wersji poprawionej już o tym nie zapomnieć, ale u mnie to jest tak, że jak już się skupię na głównym wątku, to olewam resztę. I są tego efekty, niestety. Ale poprawię się, obiecuję. Wzięłam sobie Twoje rady do serca i mam nadzieję, że teraz z rozdziału na rozdział będzie lepiej :)
Jeśli chodzi o kwestię fabuły, to zgadzam się pod wieloma względami i niestety ciężko będzie mi się tego wyzbyć ze względu na to, że rzesze już pisały fantastykę (gorszą lub lepszą) i ciężko jest wymyślić coś nowatorskiego, co by mnie wybiło do tych lepszych. ALE to nie znaczy, że nie mam w zanadrzu ciekawych zwrotów akcji, których nie mogę teraz zdradzić, a które na pewno zmienią postrzeganie pewnych schematów w moim tekście. Powiem tylko tyle, że coś, co teraz jest kliszowatością, w drugim tomie przestanie nią być :) Mam jednak już kilka pomysłów, co zrobić, by kilku utartych schematów się pozbyć, jednak będzie trudno. Jednak lubię wyzwania, więc dam radę! :D
Muszę przyznać, że nigdy nie podchodziłam do opisów od takiej strony - zawsze uważałam, że takie opisy są mimo wszystko potrzebne - takie suche, rzucające jedynie informacje, bez wielkich emocji czy powalających na kolana uczuć. Będę starała się teraz to zmienić, by nikogo nie nużyć moimi długaśnymi opisami :P Dziękuję za taką podpowiedź i uwierz mi, nadążam za Twoim tokiem myślenia, ogarniam Twój słowotok bez problemu :D
Fakt, Althea jest źle zbudowaną postacią, ale nie sądziłam, że z nią jest aż tak źle ;P Ale jak już kiedyś rozmawiałam na ten temat z jedną z czytelniczek - jeżeli skupiam się na jakiejś postaci, spieprzam ją. Na Dannarze się nie skupiłam, a wypadł najlepiej xD Fakt, to trochę dziwne, ale tak to już ze mną jest, muszę nad tym zacząć pracować.
Ogółem to na bank będę musiała zamieścić gdzieś notkę objaśniającą, że nie, nie jest to powieść inspirowana twórczością Paoliniego i nie, nie nazwałam głównej smoczycy po bajce HTTYD, bo zarys tej powieści powstał, gdy miałam ledwo 12 lat, a aktualnie mam już 21 :P Więc jakby nie patrzeć, wytwórnia się spóźniła - byłam pierwsza xD
UsuńCieszę się, że elfy przypadły do gustu, choć osobiście uważam, że nadal jeszcze trochę im brakuje do chociażby takiego Dannara. Ciągle uważam, że są zimni, nie potrafię ocieplić ich wizerunku w takim stopniu, jaki by mi odpoiwiadał, ale będę nad nimi pracować, to mogę obiecać na pewno! :) A przynajmniej nad Iluvielem, bo widzę, że Amaondel jakoś wypada dobrze, a to cieszy, choć nie należy on do moich ulubionych postaci. W moim odczuciu to taki... nieczuły drań ;P
Landara będę naprawiać, za to Dannar... Byłoby miło, gdybyś mi wskazała, kiedy zachowuje się jak kretyn, bo wolałabym, żeby jego działania nie były czysto kretyńskie, a serio porządne, bo to chyba najlepsza moja postać ever i taką ma zostać do końca, bez żadnych głupich wyskoków :P Jak już mam kogoś porządnie wykreować, to niech to chociaż będzie on xD Będę wdzięczna za wskazanie takich sytuacji, to na pewno mi pomoże go dopracować.
Hm, fajnie, że wspomniałaś o tej sytuacji w karczmie i o tym, że zjebałam - przyda się w naprostowaniu wszystkiego w poprawionej wersji.
Taki lekki spoiler, ale troszkę pozmieniałam koncepcję w dalszych rozdziałach (ba! - te rozdziały będą w 2 i 3 tomie), więc Iluviel w poprawionej wersji smoka mieć w ogóle nie będzie, ale co trzeba przyznać - głupio go olałam, choć wcześniej o nim wspominałam, a potem nagle o nim przestałam pisać. Moja wina, przyznaję się bez bicia (w tym momencie pewnie Nerka krzyknie, że to przez to, że nie miałam dobrze rozpisanego planu wydarzeń - też prawda xD).
Z tym imieniem klaczy musiałam się pomylić - literówka albo myślałam o czymś innym, bo z reguły nie zdarza mi się mylić imion ;P
Byłam pewna, że gdzieś wyjaśniłam, dlaczego nie podróżują na smokach... Chyba muszę zacząć prowadzić osobny notatnik i odhaczać tam rzeczy, które wspomniałam i napisałam i w którym dokładnie rozdziale to było, żeby się nie pogubić, bo z rozdziału na rozdział przybywa informacji, a można się w tym wszystkim zgubić ;P W każdym razie wyjaśnię szybko tutaj: smok może na grzbiecie bez siodła lub z siodłem przewozić jedynie jeźdźca + ewentualnie drugą osobę, ale na pewno nie będzie to wygodne ze względu na rogi wyrastające wzdłuż kręgosłupa i ograniczające miejsce. W łapach nie mogą nikogo trzymać, bo to się może źle skończyć ;P
Hm... a co byś zmieniała w relacjach smok-jeździec? Bo cięzko opisać to inaczej. Są połączeni, wyczuwają swoje emocje, rozmawiają na poziomie telepatii, przesyłają sobie obrazy w myślach... Jak inaczej byś to widziała? Bo ja inaczej nie umiem tego opisać, a skoro jest w tym coś złego, chciałabym to poprawić, jednak dałaś mi w tym temacie za mało informacji :)
UsuńHahahahaha, przez Was zaczynam się na serio zastanawiać, czy Dannara nie zrobić głównym bohaterem i opowiedzieć tę historię z jego perspektywy ;P Jest to jednak mało prawdopodobne, ale kto wie - może jeszcze Was zaskoczę ;P
Okej, wszystkie rady sobie zapisałam, wzięłam do serca i raz jeszcze muszę Ci podziękować za chęci, by napisać te wszystkie komentarze - to naprawdę dużo dla mnie znaczy! Mam też pytanie: co sądzisz o wątku z gryfem? Bo o tym się akurat nie wypowiedziałaś, a jestem ciekawa, co o tym sądzisz. I co uważasz o zachowaniu Dannara: najpierw przyjaciel, a potem jednak zdrada. Na opinii tego wątku też mi zależy, dlatego będę wdzięczna za odpowiedź :)
W ogóle to mam nadzieję, że zagościsz tutaj na dłużej i będę mogła liczyć na Twoje cenne rady! :) Jakby nie było, pomogłaś mi naprawdę duuużo! <3
I co najfajniejsze, umiesz opieprzyć, ale jest to uzasadnione opieprzenie, po czym jesteś super miła, to takie fajne! :D
Och, mamy jeszcze z Nerką pytanie do Ciebie: kojarzymy Twój pseudonim, chyba Cię skądś znamy, ale głowimy się od kilku dni i nie możemy znaleźć odpowiedzi na nurtujące nas pytanie, więc byłybyśmy wdzięczne za uchylenie rąbka tajemnicy :D
Raz jeszcze dziękuję (chyba nie przestanę dziękować, bo dawno nie dostałam tyle fajnej, rzetelnej i porządnej krytyki bez zbędnego cukrzenia) i mam szczerą nadzieję, że się moim tworem nie zniechęciłaś i nadal będziesz tu wpadać, by mnie opieprzać xD
Pozdrawiam cieplutko! <333
Mały P.S.: Odpisywałam na te komentarze dwa dni. DWA DNI! xD Wczoraj zaczęłam i śmiałam się, że północ mnie zastanie, a ja na nie nie odpowiem.
UsuńI, cholera, tak się stało xD
Ale skończyłam dzisiaj po zajęciach :P To się nazywa poświęcenie :D
A tymczasem idę chlipać nad beznadziejnością 18 rozdziału i pisać 19 :P
OCZYWIŚCIE, ŻE TO WINA BRAKU PLANU!
UsuńW zasadzie ze mną i czytaniem sytuacja jest o tyle zabawna, że rzadko czytam książki młodsze niż pięćdziesiąt lat, a moim obecnym literackim idolem jest Fitzgerald i generalnie nie jestem wielką fanką fantastyki (uzasadnienie będzie dość ignoranckie - mam obsesję na punkcie psychologii postaci i czasami czuję, że fantastyka traktuje ją po łebkach, ale, jak wiemy, to zależy od dzieła; Koh po prostu jest leniwa i nie chce się jej szukać). CO NIE ZMIENIA FAKTU ŻE SAMA NIBY PISZĘ COŚ CO PODPADA POD TEN RODZAJ, ale no, hm, ogólnie nie czytam już fantastyki. Jak byłam młodsza, sięgałam tylko po te najpopularniejsze dzieła, a gdy ja miałam jakieś dwanaście lat, Eragon się do nich zaliczał. xD (Nie przeczytałam nawet całego Harry'ego Pottera, to jest poziom mojej ignorancji, ech). Anne McCaffrey poleciły mi dwie osoby (jedna rok temu, druga całkiem niedawno) ale zniechęcają mnie cykle i, no właśnie, książki młodsze niż pięćdziesiąt lat. xD A skojarzenia z Paolinim są nie tylko z samego faktu smoczych jeźdźców (to kojarzyłoby mi się bardziej z HTTYD), ale też z innych powodów - główna bohaterka żyje skromnie, nie wiedząc, kim jest, dopóki nie wybiera ją smok, a jej dom nie staje w płomieniach. Akcja z grobem Irvinga też bardzo kojarzyła mi się z chowaniem tego mentora Eragona, tak więc wg mnie są to skojarzenia, które pojawiają się przez cały tekst. D:
UsuńWydaje mi się, że nie chodzi tyle o to, żeby były suche opisy krainy, co żeby kraina żyła wraz z postaciami. Wzmianki o niej, nawet krótkie, dadzą więcej smaku jej istnienia niż po prostu długie opisy. Jakaś anegdotka, tu i tam historyjka, czasami rozmowa o jakimś bohaterze narodowym, sir Irving o swoim kodeksie (gdzieś poruszyłaś ten temat, ale po łebkach i brzmiało tak, jakby akurat w tamtym momencie pasował ci do uzasadnienia motywacji postaci i tyle, fajniej byłoby, gdybyś jakoś to rozłożyła). Może mają jakieś zwyczaje, jakieś ulubione piosenki, które Al mogłaby nucić, czując się samotna, nie wiem. Ale ogólnie - smaczki bardziej niż długie wyjaśnienia, czytelnik lepiej zapamięta smaczek niż wyjaśnienie. <3
To świetnie, że masz zwroty akcji na drugi tom, ale pamiętaj, że najpierw trzeba przebrnąć przez pierwszy. Pierwszy też mógłby nas czymś zaskoczyć, inaczej raczej nie sięgniemy po drugi! I fakt, w fantastyce ciężko czasem znaleźć coś oryginalnego. Wydaje mi się, że grunt to pamiętać, że fantastyka =/= sztampowe średniowiecze pozbawione charakterystycznych cech średniowiecza. Możesz mieszać, możesz zaczerpnąć z filozofii czy kultury renesansu, możesz wymyślić swojemu średniowieczu całkiem inny antyk, którym być może jest zainteresowane. Możesz wyjść poza ramy - ba, nie masz ram, to twój świat i tak długo, jak jego kultura i wygląd są spójne, nie muszą wcale być średniowieczem! Uważam też, że nowatorski świat ciekawiej się pisze, bo masz wrażenie, że zabierasz się za coś, czego jeszcze nie wyprało tysiąc pięćset sto dziewięćset osób. Więc - spróbuj bardziej to indżoić i myśleć o możliwościach, a świat powinien sam rozwinąć się w oryginalny sposób.
"Muszę przyznać, że nigdy nie podchodziłam do opisów od takiej strony - zawsze uważałam, że takie opisy są mimo wszystko potrzebne - takie suche, rzucające jedynie informacje, bez wielkich emocji czy powalających na kolana uczuć." < Większość blogosfery tak sądzi, myślę, że większość Polaków. Moje obserwacje i podejście wynikają bardziej z zainteresowania literaturą amerykańską, gdzie opisy zwykle mają zabarwienie uczuciowe. Doszłam do wniosku, że takie przekazują znacznie więcej informacji i ożywiają tekst, zamiast po prostu sucho uzupełniać dialogi; to znacznie ciekawsze i o, jaką od tamtego czasu przyjemność zaczęły mi sprawiać opisy, do których wcześniej raczej miałam podejście "ee, meh".
No, Althea jest dość tragiczna. D: Czytałam gdzieś tę rozmowę, pisałaś w niej bodaj, że skupiasz się na niej, bo chcesz, żeby była dobra i prawa. Wydaje mi się, że powinna po prostu być realistyczna. Czytelnicy uwielbiają Dannara, bo przez niego ta realistyczność przebija bardziej niż przez inne postacie - wiesz, szara moralność, złożoność psychologiczna itd. Daj Althei być tym, kim chce być, a nie dobrą i prawą bohaterką.
UsuńElfom zdecydowanie dużo brakuje do Dannara. Też mają potencjał na interesujące postacie, ale za mało się na nich skupiasz i często odsuwasz je na tło. Ogólnie to tylko moja obserwacja, ale zauważyłam u ciebie narrację typowo trzecioosobową, przeskakującą bez problemu z postaci na postać. Wydaje mi się - tylko subiektywna opinia - że gdybyś spróbowała prowadzić większe fragmenty wyłącznie z punktu widzenia jednej postaci, dałaby się ona lepiej poznać zarówno tobie, jak i czytelnikom - jej sposób myślenia, postrzeganie, pragnienia. O Amaondelu po tych niemal dwudziestu rozdziałach nadal wiemy bardzo niewiele, o Iluvielu w sumie też.
Hah, w zasadzie założyłam w pewnym momencie, że first draft i po prostu uznałaś, że wycofasz smoka Iluviela, bo naprawdę nic o nim nie było. Chociaż teraz z kolei trochę nie pasuje mi to, że Iluvilel jest tak doskonale obeznany w tradycjach jeźdźców itd (mówił o tym w którymś rozdziale dość dużo - ekspozycja o ostrzu jeźdźca). To wypadałoby wyjaśnić.
Zdecydowanie najbardziej Dannar zachowywał się jak idiota w scenie z karczmą - to było kompletnie nieprzemyślane i nielogiczne z każdego punktu widzenia i trochę, mi osobiście, zniszczyło obraz na tę postać. Większych grzechów potem z jego strony nie pamiętam, czasami coś mnie irytowało, ale to były drobne rzeczy i Althea i obecność Brona zawsze to przyćmiewały. Jak sobie o czymś przypomnę, dam znać! <3
"W każdym razie wyjaśnię szybko tutaj: smok może na grzbiecie bez siodła lub z siodłem przewozić jedynie jeźdźca + ewentualnie drugą osobę, ale na pewno nie będzie to wygodne ze względu na rogi wyrastające wzdłuż kręgosłupa i ograniczające miejsce." < Nadal uważam, że można to bardzo łatwo obejść. Chcą mieć wyszkoloną Al w akademii? Amaondel i Al lecą tam razem, Iluviel z resztą odwracają uwagę łowcy. Potem smoki wracają dwukrotnie, żeby przewieźć kolejne osoby. Ryzykowne być może, ale na pewno lepiej ogarnięte od powolnej podróży na koniach. Poza tym Al kompletnie nie umie się bronić i jest obecnie bardzo słabym ogniwem, więc wsadzenie jej na smoka i szybko wysłanie tam, gdzie mogłaby się tego nauczyć, jest po prostu znacznie łatwiejsze. To nie tak, że grupa jest do siebie jakoś poprzyklejana, mogą się spokojnie rozdzielać. (Oczywiście drugą opcją było po prostu równie logiczne zaczajenie się na łowcę i zmiecenie go, była ich szóstka i smoki, on był jeden, bez przesady, nie muszą rzucać się na niego pojedynczo [ogólnie ta walka z nim była trochę animcowa, jeden atakuje, inni patrzą, dziwne to, skoro tak bardzo zależało im na jego śmierci]).
Nie chodziło mi tyle o relacje, co o psychologiczną więź instant. Jeździec naznacza smoka i już, razem forever and ever, bardzo to eragonowo-meyerowe i bardzo ułatwiające wszystko niż powolna tresura i przekonywanie się do siebie. Nasuwa także interesujące myśli typu - co ze smokiem, który naznaczy jeźdźca, który całkiem się zmieni i okaże się chujem i będzie robił rzeczy, których smok nie popiera? Dlaczego smoki nie mają w tym wolnej woli? Dlaczego będą zabijały się nawzajem z samego faktu "bo jeździec poprosił"? Po prostu uważam, że więź między smokiem a jeźdźcem, dopóki nie podchodzisz do niej od strony udupienia smoka, jest lekko nierealistyczna psychologicznie. Znaczy - nierealistyczne jest to, że smok po prostu nagle KOCHA jeźdźca bez większego powodu. Furia pokochała Al instant i w sumie nadal nie rozumiem, za co.
W sumie uważam, że zrobienie z Al ciekawej postaci (ciekawa główna bohaterka kobieca opka fantasy!) byłoby znacznie ciekawsze niż zrobienie z Dannara głównego bohatera. Ale dopóki Al się nie zmieni, on jest zdecydowanie najbardziej interesujący. Chodzi o to, żeby Al miała charakter, którego nie boisz się ukazywać - ja wiem, że istnieje w polskiej blogosferze Presja Mary Sue, ale z pewnością z Al da się coś zrobić.
UsuńWątek z gryfem jak na razie był niepotrzebny do fabuły i nic szczególnie nie wniósł, więc go ominęłam. Trochę zirytowało mnie, że Al ma teraz po prostu dwa zwierzaki zamiast jednego, bo sama Al nie jest ciekawą postacią, więc wątki z nią w naturalny sposób też nie są zbyt ciekawe. Podobała mi się rozmowa z Irvingiem, w której Al próbowała wybadać, czym jest istota, z którą ma do czynienia i chyba to zapamiętałam najlepiej z tego motywu.
Z Dannarem w sumie z góry założyłam, że albo Hakim Hal go porządnie zastraszył i Dannar musi to zrobić i wybrał własne dobro, albo ma jakiś głębszy plan. Tak czy siak na tym poziomie relacji, na którym jest z nimi odmalowany teraz, mógłby ich spokojnie zdradzić i nawet bym się nie zdziwiła (zwłaszcza że zaufali mu bezsensownie i na logikę w ogóle powinni gościa zabić w scenie, w której się pojawił-
O, właśnie! Dygresja. TO jest druga rzecz z Dannarem, która bardzo mnie drażniła. Gość ma masę asów w rękawie, malujesz go na sprytnego, ale jak przychodzi co do czego, od razu wyrzuca z siebie wszystkie. W jednej chwili pozwala im się przygotować na to, kim jest, w następnej od razu mówi, że ma smoka. To było, wg mnie, pozbawianie się wszystkich co ważniejszych atutów.
Wracając do zdrady - nie zdziwiłabym się, gdyby to zrobił, ale że wydźwięk narratora brzmi tak, jakby chciał romans z Altheą/wierzył w przyjaźń Dannara z resztą, pewnie Dannar jakoś się tego wyplącze i mu wybaczą w heart-warming scenie czy coś. Największym plot twistem i najciekawszym zagraniem byłoby, gdyby faktycznie niezastraszony zdradził z pełną premedytacją i został potem głównym złym. Mój Boże, to byłoby znakomite! Pozwalasz poznać i polubić postać, po czym - bam, główny zły na resztę tomów, teraz inni muszą go zabić. Aw. Albo w ogóle Landar to tylko jego kukiełka i- hah, za bardzo odlatuję.
Jeszcze co do braku planu - ja tam jestem zwolenniczką first draftów, zarysów, skakania od scen do scen i ogólnie piszesz całość - całość poprawiasz i osobiście nie umiem pisać planów, choć oczywiście mniej więcej wiem, co będzie się działo. Więc dla każdego co innego, tak sądzę. <3
Haha, tak, obie mnie znacie, chociaż z innych źródeł. Jestem cichym widmem blogosfery. Nearyh betowała mi kiedyś jeden tekst z betowania (to był kiepski i nieprzemyślany tekst i zbetowała mi dwa rozdziały, nim go porzuciłam, główni bohaterowie mieli na imię Joshua i Dante). Ty natomiast oceniłaś mi tekst cztery lata temu, gdy byłam beznadziejną ałtoreczką i z litości dla mojego młodego wieku (dwanaście lat wówczas) wystawiłaś mi czwórę, co z perspektywy czasu uważam za totalnie słodkie i kochane, zwłaszcza że pewnie popełniłabym tam samobójstwo gdybyś mi dała pałę, na którą za ten tekst zasłużyłam. xD W sumie głównie dlatego zainteresowałam się twoim blogiem - pamiętałam, że kiedyś mnie oceniłaś (byłaś moją pierwszą oceniającą w życiu i wtedy na Onecie to był niezły szpan, jak oceniający czytał wszystkie notki, a ty to robiłaś) i byłam ciekawa, jak piszesz teraz, z perspektywy czasu. <3
I generalnie bardzo się cieszę, że moje opinie pomogły! Uwielbiam komentować, ale czasami faktycznie jestem strasznie bezpośrednia, więc cieszę się, że moje komcie nie zostały wzięte za zirytowane pociski. <3
Pozdrawiam!
FAKTYCZNIE. Pamiętam ten tekst!
UsuńUważam, że Sen Chu by się plan wydarzeń przydał. Przede wszystkim dlatego, że to dziewczę wpada w taki flow podczas pisania, że sobie spoilery sama w narracji robi. Gdyby miała wątki uporządkowane, nie wyskakiwałaby z nimi jak pajacyk z pudełka!
#niedobraNercia
Ano widzisz! <3 ...to źle, że go pamiętasz. xD
UsuńMożliwe, ja nie znam przyszłej akcji, więc nie widziałam spoilerów D: No i ja w sumie piszę first drafty dla siebie i nieszczególnie je publikuję, to też trochę inna sytuacja. xD
Ja wychodzę z założenia, że każdy tekst pisany po raz pierwszy to taki, jak to mówisz, first draft. Bo zawsze się okazuje, że to i tak potrzebuje miliona poprawek xD *stęka, bo niedługo będzie robiła piąty raz poprawki własnej powieści*
UsuńEj, ej, ten tekst nie był bardzo zły! Nie wspominam go z bólem. O ile nie mylę opciów :c To było coś ze śniegiem, dwoma gościami, jakimiś dramami rodzinnymi i jeszcze odrobiną śniegu? Powozy jakieś tez były albo inne sanie...
Nie no, to inna sprawa, ale ponoć napisanie first draftu do planu zajmuje mniej czasu, dlatego kiedyś próbowałam tej metody. I poległam z tym planem bardzo-bardzo. D:
UsuńNah. W sumie nie miał cech szczególnych. Miał laskę, co do której były hinty, że będzie jedną z głównych, po czym jakiś gość zabił ją zaklęciem na końcu drugiego rozdziału i to bodaj podczas gry wstępnej. \o/ I podróż do drugiego świata w planach. I tyle właściwie.
Ja uzmysłowiłam sobie, że bez planu ani rusz, kiedy próbowałam reanimować swoją pierwszą powieść (bez sukcesów, ale to nie z winy planu xD). Zorientowałam się, że nie potrafię zapamiętać wszystkich wątków oraz w których rozdziałach je poruszyłam. Że muszę zanotować. I od tego płynnie przeszłam do planów. Jakiś sposób to jest, bo do tej pory skończyłam... *liczy* pięć powieści. W sumie. Huehue :3
UsuńCzekaaaaj... betowałam kiedyś takie coś... tylko czy ja znowu nie pieprzę opciów? xD Za dużo mi się was przez palce przewinęło. Jakiś Demor? Czy jakoś tak? Ale tam chyba nie było gry wstępnej.
Czy twoje opcio ma, niech to szlag, jakiś tytuł?! Bo ja nie będę mogła po nocach przez ciebie spać xD
Ale się rozmowa wywiązała, o Cię panie! :P Nawet nie wiedziałam :P
UsuńJej, nie lubisz fantastyki, a mimo to tutaj zajrzałaś i przeczytałaś - podziwiam, bo mnie chyba by się nie chciało ;P
Hah, nie martw się, przeczytałam Pottera, jak byłam mała i się zachwycałam, przeczytałam potem raz jeszcze chyba jakoś na początku technikum i załamałam się poziomem pisarskim Rowling xD I od tamtego czasu odwlekam dzień, w którym sięgnę po tę serię po raz kolejny, bo wiem, że nie będzie to miłe spotkanie, choć z całą pewnością wciągające :P
Rany, ja to czytam wszystko, co jest w jakikolwiek sposób powiązane z fantastyką, więc tym bardziej podziwiam, że sięgasz po pozycje starsze niż 50 lat :D
W pierwszym tomie, zanim skończymy, jeszcze trochę się podzieje :) Nie wiem, w jakich kategoriach to omawiać: wielkich zwrotów akcji czy mniejszych, ale sądzę, że nie będzie nudno.
Ja aktualnie jestem na etapie zastanawiania się, co ludzie biorą w Ameryce, że niektóre książki stają się ogólnoświatowymi bestsellerami xD Ale wiadomo, nie wszystkie książki pod to podlegają.
Trochę się zmieni w wersji finalnej - Iluviel może i będzie jej o tym opowiadać, ale z puntu widzenia obserwatora, jako że jest przyjacielem Amaondela i kiedyś spędzali ze sobą bardzo dużo czasu.
Spróbuję to jakoś rozwiązać w finalnej wersji, ale nie, nie będą póki co podróżować na smokach :P Może kilka pojedynczych scen będzie, jednak więcej tego będzie na pewno w drugim oraz trzecim tomie (mówiąc prosto - takie szybkie załatwienie sprawy nie pasuje mi do fabuły i wątków, które są po drodze).
Ach, w tym sensie. Faktycznie, może byłoby ciekawiej, gdyby Nocna od czasu do czasu miała ochotę zabić Altheę, bo na przykład przeszkodziła jej w spaniu ;P Wezmę to pod uwagę i porządnie przemyślę (choć tutaj z kolei lekko zalatuje mi HTTYD, gdy Hiccup próbował się porozumieć z Fury).
Och, z Al z pewnością da się zrobić wiele rzeczy :P Muszę tylko porządnie nią wstrząsnąć xD
Gryf jest delikatnym wprowadzeniem do większego wątku, który będzie mieć wpływ na kolejne tomy i całość :) Póki co jest to niewinne pokazywanie, że te stworzenia istnieją, jednak tak pochopnie nie przypisywałabym gryfa Althei ;P Ale o tym innym razem, hue hue.
No właśnie ja wyszłam z założenia, że ten pierwszy tom napiszę troszkę bez większego przygotowania i gdy już wszystko mi się ułoży w głowie, zacznę rozpisywać wszystko porządnie, by potem w drugim czy trzecim tomie wprowadzać już lekkie poprawki do tego, co napiszę od początku w pierwszym. Więc zobaczymy, jak to ze mną będzie, gdy już skończę pisać ten tom z małymi jedynie planami wydarzeń na dany rozdział :)
Ło rany, seio?! Hahahahaha, to już wszystko stało się jasne xD Widzisz, bo ja jestem dobrą ciocią :D A w każdym razie wtedy byłam, bo teraz, gdybym oceniała blogi, pewnie bez skrupułów wystawiałabym jedynki, nie bacząc na wiek czy stan emocjonalny autorki bloga xDD Ech, przypomniałaś mi stare, dobre czasy, gdy świat był zdecydowanie prostszy :P
Phi, kobieto, komentuj, ile wlezie, przyda mi się taka druga Nerka xD Ona krzyczy na mnie bardzo często, więc spokojnie, nie obrażę się - chyba że Ty mnie obrazisz, wtedy przestanę być miła xD
Nerciu, to nie moja wina! Jak mam flow, to muszę pisać, bo wiesz, że u mnie z tym czasem krucho :P
Mówcie mi jeszcze, ja niedługo kupuję rulon w kratkę i będę rozpisywać na tym całą powieść (życzcie mi szczęścia, bo pewnie polegnę i mnie wakacje zastaną, zanim skończę i obawiam się, że chyba nie zmieszczę się w trylogii z tym wszystkim xD)
Z moją sklerozą to koniecznie muszę sobie wszystko rozpisywać, zwłaszcza że w głowie mam sceny do kolejnych powieści i to mnie zabija... xDD
A na sam koniec dorzucę gif, który jest kwintesencją naszej egzystencji: http://blog.storybird.com/wp-content/uploads/2014/11/writing-is-hard-gif.gif
UsuńHue hue hue :D
*tak bardzo spam w sekcji z komentarzami*
UsuńNearyh, nie miało D: Moje opcia nigdy nie mają tytułów, bo nie umiem ich nadawać i zawsze odkładam tytułowanie ich na samiutki koniec samiutkiego końca, który zwykle oznacza "nigdy". I nie pamiętam imion nikogo poza głównymi postaciami, ale pamiętam, że pisałam to wakacje 2013, jeśli to pomoże. xD
I ja w sumie pamiętam wątki i jakoś udaje mi się w nich nie zgubić póki co. Ale nie wspomniałam o tym, że jestem człowiekiem, który od wymyślenia tekstu do rozpoczęcia go potrzebuje jakoś dwóch lat, w których rozpracowuje kolejne szczegóły, po czym i tak zaczyna pisać i okazuje się, że połowy nie wie. xDD
Na blogaskach czytam tylko fantastykę, bo, jak mówiłam, niby ją piszę. Więc trzeba znać swoją konkurencję, ha!
"przeczytałam potem raz jeszcze chyba jakoś na początku technikum i załamałam się poziomem pisarskim Rowling xD" < W zasadzie to jest właśnie powód, dla którego nie przeczytałam całego, ale już nie chciałam nic mówić. Seria ma wiernych fanów, rozumiem ich uzasadnienia i w ogóle. Czy coś. \o/
Pozycje "starsze-niż-pięćdziesiąt" są zazwyczaj absolutnie cudowne i prześlicznie napisane. Obecnie na rynku można wydać wszystko, jak się człowiek bardzo postara, wtedy natomiast publikowano dzieła realnie dobre i naprawdę trudno się zawieść tymi starszymi pozycjami, nawet, gdy wybierasz na oślep. Mówię oczywiście o literaturze angielskojęzycznej. <3
"(mówiąc prosto - takie szybkie załatwienie sprawy nie pasuje mi do fabuły i wątków, które są po drodze)" Zauważyłam, ale postaraj się to jakoś logicznie uzasadnić w tekście, bo jak na razie wygląda to tak, jakby nie wybrali tego rozwiązania, bo są tępi/bardzo chcą utrudnić sobie życie.
"(choć tutaj z kolei lekko zalatuje mi HTTYD, gdy Hiccup próbował się porozumieć z Fury)" < HTTYD uchodzi za dobry i generalnie lubiany i szanowany film, a Eragon za grafomanię, więc chyba jeśli już coś przypominać, to lepiej do dobre i szanowane. <3 Moim zdaniem taka wersja jest po prostu bardziej rozwinięta psychologicznie, przez co bardziej interesująca.
Co do gryfa, to skoro dopiero sugerujesz ten wątek, to może spróbuj go zahintować jakoś bardziej w fabule niż tak z randoma na boku? Chodzi mi o to, że teraz musisz jakby całkiem odcinać się na chwilę od głównej akcji, spróbowałabym bardziej spleść gryfa z resztą, żeby wydawał się wpasowanym elementem całości, a nie takim totalnym odstąpieniem od głównego wątku. <3
Tak, pisanie jest ciężkie. D:
Ech. Niewiele mi to mówi xD Poddaję się, pewnie gdybym dostała ten tekścik, szybko bym go poznała. Jakby coś, to się chętnie znowu czymś od ciebie zajmę, a nuż by mi to opcio poprzednie przypomniało xD
UsuńJeju, ale to faktycznie poświęcenie, czytać fantastykę, jak się jej nie lubi. Ja kocham, wielbię i w ogóle - tę dobrą, a tę złą krytykować xD Ech.
I tak, ja jestem krzykliwa, Sen Chu potrzebuje krzyczenia xD
E tam, ja tego nie traktuję jak spamu ;P Więc rozmawiajcie sobie do woli xD
UsuńO, to jak czytasz fantastykę, to zparaszam na mojego drugiego blogaska, który jest ff gry komputerowej - lekka lekturka bez zobowiązań, ale więcej tam magii i wybuchowych zaklęć, jeśli Cię to kręci jakoś mocniej *taka tam nieznaczna reklama, może nikt nie zauważy... xD*
He he he, bo tak to właśnie jest - dlatego ciekawi mnie fenomen bestsellerów amerykańskich. Taka "Niezgodna" na przykład. Tam to się mało co kupy trzyma, to samo "Pamiętniki Wampirów", czy nawet "Zmierzch". "Igrzyska śmierci" też nie powalały, ale mimo wszystko miały w sobie to "coś", co sprawiło, że są nieco lepsze od reszty wymienionych pozycji.
A to fakt - kiedyś przykładano wagę do tego, co było wydawane. Teraz to skopiujesz czyjegoś blogaska i wydasz pod własnym nazwiskiem, jak się uprzesz (niestety jest to fakt, który wydarzył się niedawno u laski, której bloga czytałam od dawien dawna...) i jest zajebiście.
Okej, popaczę, co da się zrobić, by ten wątek był ciekawiej poprowadzony i nie tak nachalnie i zmierzchowo :3
Teraz gryf będzie bardziej splatany z całością, więc sądzę, że powinno już być okej (choć pewnie nie będzie, ale zobaczymy xD).
Hahahaha, chyba zrobię Ci, Nereczko, koszulkę z napisem: "Lubię krzyczeć na Sen Chu - to mnie relaksuje" xDD
Ja tam jestem fanką "Niezgodnej", autorka nawet nie próbowała, dosłownie zapominała co napisała dwa akapity temu, pojęcie odwagi które krytykował "Król Lew" i główna Mary Sue. Ta książka utrzymuje wszystkie porządne tradycje złych książek, tak trzymać. <3 I film dostarczył mi dużo rozrywki (najwięcej chyba fanka, bo po wyjściu z kina radośnie zakrzyknęłam "okej, to było beznadziejne!", na co fanka spojrzała na mnie mrocznie i powiedziała cicho: "nie znasz się". Dziękuję za informację, fanko, wezmę to sobie do serca).
UsuńI w sumie z wymienionych to jedyna, którą czytałam; o "Pamiętnikach" słyszałam, ale serialu, "Zmierzchu" czytałam tylko analizy i "Igrzysk" nie ruszyłam, bo nie przekonała mnie wystarczająco główna bohaterka. xD
A tak, słyszałam tę historię o skopiowaniu opka. Moją znajomą szczególnie to rozbawiło, bo czytała wcześniej tę książkę i czytając o tej historii, mruknęła tylko "to już wiem, dlaczego niektóre akapity były wyraźnie lepsze od reszty!".
Powodzenia <33
Hahahahaha, seria "Niezgodna" w ogóle powinna dostać nagrodę za to, że jest tak kiepska :P
UsuńJeśli chodzi o straszne adaptacje starsznych książek, to byłam tylko na ":Zmierzchu" z przyjaciółką (bo mnie, skubana, podstępem tam zaciągnęła) i śmiałam się praktycznie przez cały seans. Po godzinie śmiała się razem ze mną cała sala, a studenci siedzący dwa rzędy wyżej od nas sądzili, że coś wciągałam przed przyjściem xDD Od tamtej pory chodzę na nieco bardziej ambitne seanse xDD
Hahahahaha, nooo, trochę lipa, że Ty się męczysz w cholerę lat, a potem jakaś głupia nastka wszystko kopiuje i pierdoli system.