środa, 27 sierpnia 2014

1.11 'Wrogie wojsko'



— Jesteś elfem, Altheo, a podstawową bronią elfów jest łuk.
Dziewczyna siedziała naprzeciwko Iluviela, chłonąc z zaciekawieniem to, co miał jej do powiedzenia. Odpoczywali po długiej wędrówce, którą przebyli od świtu aż do późnego popołudnia – a gdy na horyzoncie dostrzegli niewielki zagajnik młodych drzewek owocowych, postanowili zatrzymać się na jakiś czas, by rozprostować nogi oraz dać chwilę wytchnienia koniom.
Zwierzęta pasły się nieopodal tymczasowego obozowiska, wyskubując młode pędy trawy skryte wśród zżółkłych źdźbeł; Dannar odszedł kawałek dalej, by poświęcić trochę czasu swemu ogierowi, a sir Irving wraz z Bronem pojedynkowali się na miecze.
Odkąd Althea zaczęła trenować wraz z Iluvielem, sir Irving wziął pod swoje skrzydła Brona. Wiedział, że młodzieniec był zdolny, zaś jego postura oraz siła z pewnością dawały mu sporą przewagę. Chłopak z początku nie wykazywał ogromnej chęci, ale z czasem sam zaczął dopominać się o regularne sparingi, a z każdym kolejnym dniem władanie mieczem stawało się dla niego prostsze.
— Uderzanie dłonią w wodę nie jest stratą czasu — podjął swoją przemowę Iluviel po krótkiej chwili milczenia. — Może tego nie zauważyłaś, ale masz o wiele silniejsze ramię niż wcześniej.
Z tymi słowy sięgnął do juków i wyciągnął z nich prosty, drewniany łuk ozdobiony metalowymi wykończeniami oraz wyrytymi w ramionach runami. Podał oręż Althei, by mogła mu się przyjrzeć, po czym złapał za kołczan pełen strzał. Wstał, a potem wskazał dłonią drzewo nieopodal, gdzie elfka dostrzegła na pniu krzyżyk najpewniej wyryty kozikiem sir Irvinga.
— Teraz możesz przejść do następnego etapu treningu — przyznał elf z uśmiechem, pomagając oszołomionej Althei założyć kołczan oraz przybrać odpowiednią pozycję. — Na razie będziesz ćwiczyć trafianie do nieruchomego celu. Raz będziesz stać blisko, raz daleko, ale każda strzała musi dosięgnąć wyznaczonego miejsca.
Althea odetchnęła głębiej i uniosła łuk, a potem na próbę naciągnęła cięciwę. Ta z łatwością poddała się zabiegowi, jakby była niezwykle cienka oraz słaba. Elfka uśmiechnęła się, ciesząc się w duchu, że w końcu mogła obserwować własne postępy.
— Pamiętaj o oddychaniu — przypomniał cicho Iluviel, niemal szepcząc jej te słowa do ucha, a dziewczyna zacisnęła palce na strzale nałożonej już na cięciwę. — Po prostu odetchnij i strzel. Skup się…
— Jeżeli będziesz mi chuchać na szyję, to z pewnością nic z tego nie wyjdzie — przyznała ze śmiechem, ale po karcącym spojrzeniu Iluviela odchrząknęła w zakłopotaniu i ponownie skupiła się na treningu.
Zamknęła oczy, odetchnęła głębiej, zaś po chwili uchyliła powieki i wypuściła strzałę, lecz ta chybiła celu. Dziewczyna jednak nie poddała się tak łatwo. Wyciągnęła kolejny pocisk, a następnie namierzyła cel. Zamierzała ćwiczyć tak długo, aż uda jej się trafić przynajmniej trzy razy pod rząd.
W chwili, gdy wypuściła strzałę, zerwał się porywisty wiatr, przez co pocisk zmienił trajektorię lotu i wylądował daleko w trawie. Dziewczyna zasłoniła rękami twarz; gdy podmuchy ustały, ujrzała blisko obozowiska Ognistego Rubina. Zaraz za nim nadleciała Nocna Furia. Wylądowała, a jej błękitne ślepia skierowały się ku zaskoczonej elfce.
Musicie uciekać, wojsko!, niepokój smoczycy oraz komunikat, jaki jej przekazała, od razu otrzeźwił dziewczynę. Althea puściła się biegiem w kierunku obozowiska, gdzie już panowało ogromne zamieszanie.
— Osiodłaj konia, szybko! — krzyknął zdenerwowany Amaondel, podprowadzając jej podnieconego ogiera.
Escuduro parskał i przebierał kopytami w miejscu, czując sprzeczne emocje ludzi: u elfów determinację, zaś u swej pani strach.
Do obozowiska wpadł Dannar. Armelliano przysiadł na zadzie, a młodzieniec zsunął się z grzbietu i zaczął pomagać innym zbierać rzeczy.
— A ty nie jedziesz? — spytała Althea, widząc, że Dannar zostaje na miejscu.
— Odwrócę ich uwagę, a wy uciekajcie. Dogonię was. — Dostrzegając wahanie Althei, złapał za jej łydkę. — Obiecuję, że nie zostawię was na pastwę losu. Zatrzymam ich na jakiś czas, a wy kierujcie się tą drogą w stronę Jeziora Prawdy. Jak tylko zawrócę wojska, dołączę do was.
Dannar po raz ostatni spojrzał na twarz Althei, po czym uderzył ręką w zad ogiera; spłoszony Escuduro zerwał się do galopu, pociągając za sobą pozostałe konie. Smoki nieznacznie wzniosły się nad powierzchnię ziemi, lecz otwarte przestrzenie stały się dla nich przekleństwem. Nie miały gdzie się skryć, a unoszące się gady mogliby dostrzec wszyscy w promieniu wielu mil.
Nocna Furia zaczęła panikować, skokami pokonując odległości, które normalnie przeleciałaby w kilka sekund. Ognisty Rubin nie pozostał w tyle i także techniką ogromnych skoków wspomaganych podmuchami wiatru w skrzydła zostawiał za sobą obozowisko oraz rozległe łany pastwisk.
Gdy grupa zniknęła Dannarowi z pola widzenia, młodzieniec podszedł do ogniska, podłożył kilka gałązek, a kiedy drewno na nowo zajęło się ogniem, umościł sobie wygodne legowisko z futer, juków oraz siodła.
Armelliano, widząc, jak jego pan kładzie się na ziemi, pogwizdując cicho oraz zerkając na drogę, którą jechało wojsko, nie mógł zrozumieć, co nim kierowało.
Zjadłeś nieświeże siano, czy zgłupiałeś do reszty?, spytał w końcu, gdy na horyzoncie zamajaczyły sztandary wojsk Landara. Z każdym kolejnym dniem zadziwiasz mnie coraz bardziej. Prosisz się o śmierć, a ja nie chcę zbyt prędko zmieniać właściciela. Nie zniósłbym tego.
Dannar zachichotał, jakby koń powiedział coś szczególnie zabawnego.
— Najlepszym sposobem na kupienie czasu innym jest zatrzymanie wojska, zagadanie dowódcy, a także postraszenie smokiem. Nie ma nic bardziej przekonującego niż smok jeźdźca — przyznał Dannar, zaś Armelliano parsknął, jednak zbliżył się do swego pana i ustawił koło niewielkiego drzewka.
Jakbyś nie zauważył, twojego smoka tu nie ma.
— Ale przybędzie, zobaczysz. Ona zawsze wie, jak zrobić wrażenie.
Dannar gorąco się modlił, by i tym razem Zraniona Dusza zdążyła na czas.
Kilkanaście minut później wojsko dotarło do obozowiska Dannara. Zagajnik, przy którym zatrzymała się drużyna, był oddalony od drogi, lecz nawet ślepiec w środku nocy dostrzegłby cienką smużkę dymu unoszącą się znad ogniska.
Dowódca wojsk głośnym rozkazem zatrzymał oddział, spojrzał w kierunku drzewek, machnął ręką i ruszył tam wolnym galopem. Od linii oderwał się jeden chorąży oraz dwóch żołnierzy do obstawy. Cztery konie zatrzymały się w zwartym szyku tuż przed ogniskiem, a piach spod kopyt nieco przygasił ogień, przez co w stronę nieba strzelił szerszy słup gryzącego dymu.
Dannar spojrzał na dowódcę i uniósł brwi, lecz nie odezwał się pierwszy. Nawet nie chciało mu się wstać na widok czterech opancerzonych, uzbrojonych mężczyzn.
Żołnierz zsiadł z konia, a jeden z podwładnych złapał za wodze, by przytrzymać jego karego, wojowniczego rumaka.
— Co cię sprowadza w tak odosobnione rejony, wędrowcze? — zagadnął przywódca wojska z pozoru przyjaznym tonem.
Dannar kojarzył go i niespecjalnie darzył sympatią. Ten najwyraźniej nie rozpoznał w nim syna Landara, co mogło rozwinąć się w ciekawym kierunku, jeśli młodzieniec odpowiednio poprowadzi rozmowę.
— Odpoczywam — mruknął na odczepnego Dannar, przymykając oczy, zaś Armelliano, by jakoś wspomóc swego pana, ziewnął ostentacyjnie i odwrócił się do rozmówcy ogonem. — A was co tutaj sprowadza? Bo raczej nie gorzałka i ładne kobitki. Chyba że już jesteście po, to zrozumiem…
— Wyrażaj się, ścierwo, jesteśmy oddziałem jedynego słusznego władcy tej krainy i albo wstaniesz, gdy do ciebie mówię, albo moi podwładni przypomną ci, do czego służą kolana, gdy mówi osoba wyższa rangą — syknął wściekle dowódca, łapiąc za rękojeść miecza.
Dannar westchnął, wywrócił oczami, potem z ociąganiem zaczął się podnosić. Gdy wstał, przeczesał palcami włosy, zaś jego ręka spoczęła na Duszy Zranionego, dowódca wyraźnie pobladł.
— Czyżbyś przypomniał sobie wreszcie, z kim rozmawiasz? — spytał z ciekawością młodzieniec, przestępując z nogi na nogę, a żołnierze natychmiast padli przed nim na kolana.
Dannar musiał przyznać, że lubił widzieć ludzi z takiej perspektywy – pochylonych w głębokim ukłonie, zbyt przestraszonych, by choćby spojrzeć kątem oka na jego buty, nie wspominając o twarzy.
— P-przepraszam, panie, to przez to ubranie, nie poznałem — przyznał cicho dowódca oddziału, gdy odczekał kilka sekund, po których mógł powoli powstać.
— Dobrze, że nie podniosłeś na mnie miecza, wtedy nie byłbym tak miły i skory do rozmów — odpowiedział Dannar, po czym spojrzał w kierunku oczekujących swego przywódcy oddziału konnych. — Co robicie tak daleko za Jeziorem Prawdy? Nie przypominam sobie, żeby ojcu nagle zachciało się podbijać te ziemie.
Landar zawsze obawiał się krain przyległych do pasma górskiego zwanego przez wielu Smoczymi Górami, choć otwarcie się do tego nie przyznawał. Wiedział o tym jedynie jego pierworodny i Krwawy Pan znad Gniewnego Morza wolałby, żeby tak pozostało. Krążyło wiele legend związanych z górami oraz jaskiniami i tym, co w nich żyje. Nawet jeśli Landar uważał się za nieustraszonego, smoki napawały go przerażeniem, fascynacją, respektem, szacunkiem, jak i obrzydzeniem. Z jednej strony wolałby, żeby wyginęły, z drugiej łapał każdego i więził, aż nie złamał ich umysłów zaklęciami, by zostały podporządkowane jego woli.
Landar nie chciał przyznać nikomu, nawet samemu Dannarowi, dlaczego wolał omijać Smocze Góry; młodzieniec nigdy nie naciskał, toteż wyszedł z założenia, że albo te ziemie nie stanowiły dla jego ojca żadnej wartości, albo mieszkało w nich coś, czego ten skrycie się obawiał.
— Krwawy Pan zmienił zdanie — przyznał z niechęcią mężczyzna, najwyraźniej nieswojo się czując w obecności o wiele młodszego chłopaka, który był od niego wyższy rangą. — Chce podbić wszystkie ziemie aż do Martwych Pustkowi.
Martwymi Pustkowiami nazwano szeroki pas na południu Uralii oddzielający góry od reszty krainy. Człowiek odnosił wrażenie, jakby szedł przez morze popiołu – nic tam nie rosło ani nie żyło; żaden śmiertelnik nie słyszał jeszcze o kimś, kto by wyruszył na zbadanie Martwych Pustkowi i wrócił stamtąd żywy.
— Ciekawe — przyznał Dannar, bardziej zastanawiając się nad zmianami w planach ojca niż nad tym, co się stało z wioskami.
— A twoja misja, panie? — spytał cicho mężczyzna. — Powiodła się?
— Powiedzmy.
Łopot skrzydeł ściągnął myśli Dannara na ziemię. Ogromna błękitna smoczyca usiadła tuż za nim, wzbijając tuman kurzu i wyrywając z piersi żołnierzy okrzyki pełne zdumienia, grozy oraz uznania.
— Nareszcie — mruknął młodzieniec, a klinowata głowa gada pojawiła się tuż obok jego twarzy, żądna pieszczot. — Już sądziłem, czy cię jakie niziołki nie zestrzeliły i nie pożarły na kolację.
Twoje poczucie humoru, Dannarze, jest coraz gorsze, warknęła w odpowiedzi Zraniona Dusza. Jej niemal białe oczy przecięte pionową źrenicą spoczęły na przerażonym żołnierzu. Smoczyca przekrzywiła głowę w zaciekawieniu, a potem uniosła się na tylne łapy, rozłożyła skrzydła i ryknęła, ile sił w płucach dał jej los.
Gdy rzucone światu wyzwanie dobiegło końca, Dannar uśmiechnął się i poklepał dowódcę wojska po ramieniu.
— Powodzenia życzę — pożegnał się, po czym jak gdyby nigdy nic odwrócił się, by osiodłać Armelliano.
Żołnierze nie zamierzali czekać, aż smok rozmyśli się i ich pożre. Szybko wyrównali szyk, a potem ruszyli stępem w dalszą drogę.
Dannar odprowadzał ich wzrokiem, co chwila czas patrząc, czy dobrze zapiął paski siodła, zaś Zraniona Dusza siedziała nieopodal, obserwując jego poczynania z zaciekawieniem.
Czemu to robisz, Dannarze?, spytała smoczyca niepewnie, gdy chłopak wsiadł na grzbiet konia. Czemu im pomagasz?
Powinnaś się cieszyć, burknął w myślach Dannar, po raz pierwszy od bardzo dawna nie mówiąc słów na głos. Zazwyczaj, gdy przebywał w towarzystwie swoich gadatliwych podopiecznych, wolał używać własnego języka, bo często była to jedyna forma rozmowy, jaką miał. W zamku nie żył nikt, kto chciałby siedzieć w jego towarzystwie.
Za dobrze cię znam, odparowała smoczyca. Kiedy Dannar na nią spojrzał, gad uniósł się na tylnych łapach, a szyję wygiął w łuk, spoglądając na niego z dezaprobatą. Gdyby Zraniona Dusza była człowiekiem, z pewnością skrzyżowałaby ręce na piersi, jednak mogła jedynie ułożyć przednie łapy swobodnie wzdłuż ciała. Gdyby twoje intencje zawsze pozostawały czyste, nie podważałabym sensu twoich działań. Ale wiem, że ty masz jakiś większy plan, tylko nie chcesz mi go zdradzić.
Czemu od razu uważasz, że coś kombinuję?, warknął rozzłoszczony, ruszając kłusem. Smok poderwał się do lotu i szybował tuż obok, zasłaniając jednym skrzydłem podróżującą parę.
Jesteś synem swego ojca, powiedziała łagodnie i zerknęła na Dannara. Jego twarz ściągnął grymas gniewu. Choćbyś nie wiadomo jak mocno nienawidził Landara, zawsze pozostanie w tobie ta cząstka zła, która zatruwa twój umysł i podsuwa nieczyste pomysły.
Dannar kopnął Armelliano piętami, a ogier zarżał w proteście, dał susa do przodu i przeszedł w galop. Choć nie popuścił młodzieńcowi takiego traktowania, kilka razy wyskakując w górę, by spróbować go zrzucić z grzbietu.
Przestań się na mnie wyżywać, burknął rozeźlony ogier, zgrzytając zębami. Poskarżę się tej twojej klaczy o dziwnych oczach. Ona przynajmniej dobrze traktuje Siwego.
Przepraszam, przyjacielu, pokajał się Dannar, klepiąc szyję konia. Po chwili zadarł głowę, by spojrzeć na klinowatą głowę wyciągniętą na całą długość szyi. Trzymaj się z daleka. Nie chcę, żebyś wdawała się w walki ze smoczycą Althei. Nocna Furia jest niebezpieczna i nieobliczalna.
Poradziłabym sobie, zapewniła go Zraniona Dusza, ale Dannar parsknął, zaciskając palce na wodzach. Przed jego oczami pojawiły się błękitne ślepia świecące złowrogo w mrokach nocy.
W tym przypadku nie byłbym tego taki pewny.
Smoczyca machnęła mocniej skrzydłami, a jej ciało uniosło się nad galopującego Armelliano, po czym gad wyprzedził ich i wykonał w powietrzu beczkę. Gdy Zraniona Dusza znów się wyprostowała, wzniosła się jeszcze wyżej, by w końcu zniknąć za grubą warstwą grafitowych chmur.
Tak właściwie to skąd wiesz, jak mówić na konia Althei? On ma na imię Escuduro, a nie Siwy. Nazywacie się jakoś po swojemu między sobą?, spytał nagle Dannar, przypomniawszy sobie mgliście, co wcześniej powiedział mu rumak.
Jestem przede wszystkim koniem, Dannarze, odparł niezwykle rozbawiony ogier. Telepatia to coś, co rozwija się u mnie znacznie później, a sam fakt, że jeszcze z tobą rozmawiam, można uznać za prawdziwy cud, bo, naprawdę, czasami mam ochotę cię stratować. Nie rozmawiamy między sobą tak jak my teraz. Posiadamy własny język, w którym brakuje miejsca na skomplikowane imiona, jakie nam nadajecie.
Wśród powoli odradzających się na wiosnę łąk poniósł się głośny śmiech Dannara i ciche rżenie równie ubawionego Armelliano.

Zewsząd otaczał ich gryzący swąd. Kłęby dymu unosiły się w niebo lub snuły nisko po ziemi, gdy wiatr zmieniał kierunek. Otuliła ich nieprzenikniona cisza, jakby natura umarła wraz z tymi w wioskach.
Konie parskały nerwowo, omijając ciała, niektóre chaty nadal się paliły, rozjaśniając ponure popołudnie. Kobiety, mężczyźni, nawet dzieci – wszystkich dosięgły miecze wojska. Zwłoki leżały na ulicy, na gankach, których jeszcze nie strawił ogień, a z pewnością wiele z nich zostało w chatach.
— To nie ludzie — wyszeptała do głębi wstrząśnięta Althea, dostrzegając wśród zwłok malutkie dziecko, z pewnością dopiero poznające rozległy świat. — To potwory.
— Tak wygląda robota niezdyscyplinowanego wojska — uściślił spokojnie Amaondel, rozglądając się w poszukiwaniu kogokolwiek żywego. — Jeżeli mają szalonego, nieprzewidywalnego władcę, któremu chodzi jedynie o podbicie ziem, nieważne czyim kosztem, nie zwróci uwagi na rzesze zamordowanych pozostawionych za własnym oddziałem. Toteż dowódcy czują się bezkarni, więc robią, co chcą, a żołnierze gorliwie wykonują rozkazy, sami odnajdując w tym przyjemność.
— Chore — odparła zaszokowana elfka. — Jak można być taką… bestią?
— Nigdy nie wiesz, co kryje za sobą słodki, niewinny uśmiech czy czułe słówka — warknął książę i ruszył między chaty, jakby już znalazł kogoś pozostałego przy życiu, choć widząc odrąbane kończyny, głowy czy rozprute brzuchy, nikt nie łudził się nadzieją, że ktoś zbiegł.
Althea czuła również, że za słowami Amaondela kryło się drugie dno. Odwróciła głowę za siebie, lecz wśród kłębów dymu nie mogła dostrzec końca drogi oraz samotnego jeźdźca zmierzającego w ich stronę. Bała się przyznać przed innymi, bo wiedziała, że nie darzyli Dannara sympatią, lecz ona polubiła tego dziwnego, nad wyraz wesołego i pogodnego młodzieńca. Tryskał energią, nie chodził wiecznie ponury oraz zamyślony jak sir Irving czy Amaondel, zaś gdy o coś go pytała, z chęcią jej odpowiadał. Szybko złapała z nim wspólny język, co Amaondela wyraźnie doprowadzało do szału. Iluviel milczał jak zaklęty, choć często widziała dziwne spojrzenia posyłane w jej stronę, gdy sądził, że nie patrzyła.
Teraz przyjazna jej dusza zniknęła, a robiło się coraz później, w dodatku natknęli się na splądrowaną wioskę, co zawsze oznaczało kłopoty. Gdzie podziewał się Dannar?
— Znalazłem kogoś! — krzyknął zza jednej ze spalonych chat książę elfów. Reszta szybko podążyła za głosem, nie chcąc ściągać na siebie niepotrzebnej uwagi.
Za zwęglonym domem, z którego zostały jedynie pojedyncze drewniane filary niegdyś podtrzymujące piętro i resztki ścian, leżał mężczyzna. Krwawił obficie, a zbielałe wargi chciwie spijały wodę z bukłaka podstawionego mu pod usta. Althea nie miała wątpliwości, że nieznajomy i tak umrze. Rękoma osłaniał głębokie cięcie po boku i brzuchu, zaś wystające między palcami jelito świadczyło o minutach, a nie godzinach pozostałych umierającemu.
— Co tu się stało? — spytał sir Irving, gdy strużka wody przemieszanej z krwią spłynęła z kącika ust mężczyzny; ten zakrztusił się, jakby żołądek nie mógł już przyjąć więcej płynów.
— Wojska… — wyszeptał człowiek. — Krwawy Pan… syn…
— Syn? — podłapał natychmiast Amaondel, nachylając się nad umierającym. — Co z tym synem? Chodzi ci o syna Krwawego Pana?
— Mój syn chciał ich powstrzymać… — wyszeptał po dłuższym namyśle; wzrok mu uciekł, a z gardła wydobyło się charczenie.
— Amaondelu, daj mu w spokoju odejść — poprosiła Althea z naciskiem. — On nie ma już siły, daj mu umrzeć!
Książę długo wpatrywał się w zmartwiałą twarz mężczyzny, zastanawiając się, czy to, co powiedział o rzekomym synu, okazało się prawdą. Ciągle szukał dowodów na to, że Dannar ich okłamał, ale im więcej myszkował, tym wiedział coraz mniej. Althea z jej ślepym zapatrzeniem w doskonałego synalka Landara nie pomagała. Zastanawiał się, gdzie ta dziewucha podziała rozum!
Elf wstał, otrzepał szaty i wsiadł na konia.
— Nie mamy tu czego szukać — przyznał. — Nikt nie przeżył.
Ostry ton księcia sprawił, że nikt nie zamierzał się z nim spierać. Wszyscy w milczeniu dosiedli swych wierzchowców, a potem ruszyli w kierunku wyjazdu z wioski, nie próbując już dojrzeć wśród zgliszczy ruszających się ciał. Jedynie Althea zabawiła nieco dłużej, ociągając się i udając, że zajęła się poprawianiem pasków w siodle.
Iluviel zwolnił konia i obejrzał się za dziewczyną. Dostrzegł jej zamyślone spojrzenie rzucone w kierunku ścieżki, którą przyjechali. Zacisnął zęby, odliczył w myślach do pięciu i podjechał do niej.
— Dlaczego mu ufasz? — spytał, gdy elfka po raz kolejny sprawdziła, czy popręg został odpowiednio podciągnięty.
Kiedy na niego spojrzała i zobaczyła, że domyślił się celu jej działań, westchnęła ciężko.
— On… — zawahała się, a po chwili wzruszyła ramionami. — Ciężko to wytłumaczyć. Po prostu odnaleźliśmy wspólny język.
Nocna Furio, zwróciła się do smoczycy, ignorując natarczywe spojrzenie towarzysza. Widzisz gdzieś Dannara?
Jesteśmy daleko z przodu, Altheo, odparła smoczyca, a gdy poczuła zawód pani, posłała jej pocieszające myśli. Z pewnością wróci.
— Chodźmy już, przed nami długa droga — poprosił Iluviel ściszonym głosem, jakby bał się jeszcze bardziej urazić zranione uczucia elfki.
Dziewczyna ostatni raz rzuciła okiem na drogę, i wtedy pośród kłębów dymu ujrzała samotną postać. Jej twarz natychmiast się rozpromieniła.
— Dannar! — wykrzyknęła, zawracając ogiera, a jej okrzyk radości ściągnął uwagę powoli oddalających się przyjaciół.
Wszyscy się zatrzymali i odwrócili, niedowierzając cudownemu powrotowi wyrzutka w drużynie.
Młodzieniec galopował spokojnie, ślepy na śmierć oraz zgliszcza otaczające okolicę. Armelliano przeskakiwał ciała, jakby były naturalnymi przeszkodami, zaś Dannar skupiał wzrok tylko na oczekującej go grupce.
— Nikt nie przeżył? — spytał na powitanie, osadzając ogiera w miejscu. Althea szybko pokręciła głową, ledwo powstrzymując się od szerokiego uśmiechu. — Nie natknęliście się na nikogo z żołnierzy mojego ojca?
— Nie, cały oddział już dawno odszedł — mruknął Amaondel, podjeżdżając bliżej nowo przybyłego. Spoglądał na niego ponurym wzrokiem, a gdy Dannar skończył się rozglądać, spytał cicho: — Wasze wojska ciągle tak podbijają ziemie?
Althea syknęła ostrzegawczo, ale Dannar nie potrzebował pomocy. Spojrzał zimno na księcia i prychnął.
— Nie, zazwyczaj jeszcze gwałcą kobiety, mężczyznom obcinają głowy i nabijają na pale, zaś dzieci krzyżują — mruknął.
Mężczyźni mierzyli się spojrzeniami i żaden nie zamierzał odpuścić.
— Przestańcie, obaj! — Althea zmusiła Escuduro do wejścia na Armelliano.
Konie kwiknęły; siwy spróbował swych szans w ustaleniu hierarchii – skulił uszy i szczypnął Armelliano w szyję. Błysnęły białka oczu, ogiery niemal stanęły dęba, ale szybka reakcja Dannara zażegnała konflikt. Dziewczyna dopięła swego – wrogość minęła, wszyscy mogli odetchnąć z ulgą; nikt nie chciał kolejnego niepotrzebnego przelewu krwi.
— Musimy przekroczyć granicę, jaką stanowi Jezioro Prawdy — powiedział Dannar, westchnąwszy, zanim zwrócił się do reszty grupy. — Od tej pory zaczyna się prawdziwa przeprawa, Łowca depcze nam po piętach, wioski przed nami z pewnością zostały zrównane z ziemią, więc nie zaznamy już smaku gościnności. Zachowajcie czujność, a wy — tu wskazał na Amaondela oraz Altheę — trzymajcie smoki w gotowości.
Armelliano ruszył jako pierwszy, Althea tuż za nim, wychwytując wcześniej subtelny uśmiech czający się w kąciku ust młodzieńca, przeznaczony tylko dla jej oczu. Nikt nie miał ochoty się spierać – wszyscy w końcu uznali, choć niechętnie, Dannara członkiem drużyny. W niepewnych czasach, gdy każdy mógł być wrogiem, sojuszników trzeba było trzymać blisko.
Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem, pomyślał Dannar, a na jego ustach wykwitł pełen satysfakcji uśmiech. Zabawę czas zacząć.


8 komentarzy:

  1. — Nikt nie przeżył? — spytał na powitanie, osadzając ogiera w miejscu. Althea szybko pokręciła głową, ledwo powstrzymując się od szerokiego uśmiechu. / Hm, trochę niefortunne, odniosłam wrażenie, że uśmiech Althei jest wywołany faktem, że nikt nie przeżył.

    Tylko do pierwszej w nocy? :)
    Kurczę, liczyłam, że dowódca bardziej się narazi Dannarowi i będzie musiał zmierzyć się z jego gniewem, a ja razem z nim. :D Z trochę innej beczki, ale nadal w temacie Dannara – czy wymieniałaś gdzieś jego wiek? Nie przypominam sobie, a nurtuje mnie to dość uporczywie; na ogół wydaje się strasznie młody, beztroski i niewinny, ale potem odwala coś całkowicie sprzecznego z tym obrazem. Nie to, że młodzi ludzie nie bywają knującymi skurwysynami (ach... przychodzi mi na myśl szczególnie jedna znajoma!), ale próbuję go sobie jakoś uporządkować. Może niesłusznie. :)
    Jeszcze jedna rzecz zajmuje moje myśli – możesz znaleźć jakieś porównanie, które pomoże mi w określeniu wielkości smoków? Czasem mam wrażenie, że są wielkie jak domy, a innym razem wydaje mi się, że rozmiarami nieco prześcigają konia.
    Ech, pudło, ja imię miecza Dannara przełożyłam na Duchowa Rana, wychodzi zatem, że nie do końca ogarnęłam ten system. Niemniej, to może być dobra zabawa. :D
    Smutno mi przez słowa Zranionej Duszy, te o cząstce zła w Dannarze.
    Zawsze, jak w jakiejś powieści high/low fantasy (te klimaty) czytam o jakichś zakazanych obszarach, na które nikt nie chadza, bo są niebezpieczne/przeklęte czy coś, to wyobrażam sobie, że znajduje się tam portal do innego świata... konkretnie, na Ziemię, jeszcze konkretniej, na poligon wojskowy. Czołgi, pancerniki, myśliwce, śmigłowce, rakiety, bomby i karabiny. :D
    Jak by wyglądało starcie najnowocześniejszej technologii wojennej z siłami Landara? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano faktycznie nieco niefortunnie zestawiła to zdanie wraz z całą sytuacją, z pewnością postaram się to poprawić :)

      Taaak, normalnie siedzę maksymalnie do 1 w nocy, na imprezach czy w dobrym towarzystwie jestem jednak w stanie usiedzieć do rana :P Po prostu w nocy nie robię już nic konstruktywnego i w pewnym momencie po prostu chce mi się pisać, więc się nie męczę i idę ;P
      Myślę, że jeszcze sporo osób narazi się Dannarowi, więc będziesz miała okazję zobaczyć go w akcji :P
      Zdaje mi się, że nie, nie wspominałam jego wieku, ale jest starszy od Althei o 4-5 lat, więc ma 24-25 lat ;) On jest taką jedną wielką niewiadomą - niby zachowuje się młodo i niewinnie, jak nastolatek wkraczający powoli w dorosłość, ale z drugiej strony pokazuje swoją dojrzałą, nieco nikczemną naturę. Stąd pewnie takie zastanowienie, co do jego wieku, ale ja go sobie wyobrażam jako dwudziestoczterolatka ;)
      Jak będę poprawiać tekst, będzie ujednolicona jednostka miary, bo 'długość smoka' nikomu nic nie mówi, zwłaszcza że nikt nie wie, ile taki smok u mnie mierzy ;P Ja jednak sobie wyobrażam to tak, że jak dorosły człowiek stanie przy takim smoku, to sięga mu do nadgarstka przedniej łapy - a więc ogromny. To jeśli chodzi o smoki dzikie. Będzie tu też inny gatunek smoka w dalszych częściach i one będą o wiele mniejsze, więc tak jakby Twoje dwie miary są jak najbardziej słuszne, tylko będziesz musiała je przyporządkować do konkretnego gatunku ;P
      Rany, nie wiedziałam, że z tymi mieczami może być aż taki niezły fun xD Tak po prostu sobie to umyśliłam w trakcie pisania i widzę, że strzał w dziesiątkę! :P I tak będę zmieniać imię smoka Dannara (a nawet jego płeć!), więc będziesz mogła drugą wersję odgadnąć ;P
      Jakby nie patrzeć, smoki swego jeźdźca znają na wylot, a skoro smoczyca Dannara powiedziała o jego złej stronie, musi coś w tym być. A zresztą - za kilka rozdziałów wszyscy się o tym przekonają ;D
      Hahahahahaha, u made my day! :D Nie wiem dlaczego, ale strasznie mnie to rozbawiło :P Jak dojdzie do wojny i gdyby to było takie współczesne stracie między dwoma grupami, na środek wyleciałby Dannar i zacząłby śpiewać oraz tańczyć, żeby odciągnąć uwagę Landara, jak Peter Quill w 'Guardians Of The Galaxy' - to byłoby epickie! xDD I tak ja sobie to wyobrażam, hahaha :P Tak bardzo w stylu Dannara! :D
      Ach, dziękuję za komentarz, kochana! <33
      P.S. Muszę w końcu zabrać się za Twoje blogi, bo obijam się pod tym względem chyba u każdego :c Albo siedzę w Photoshopie, albo piszę... A na czytanie blogów brak! Trzeba to zmienić.

      Usuń
    2. A widzisz, ja za to jestem nocnym markiem i to w nocy mnie nachodzą najlepsze pomysły. Cisza, spokój, nikt nie wpada do pokoju i się nie wydziera, że mam pozmywać. Nie cierpię zmywać.
      Czekam z niecierpliwością, mwahaha! :D
      W ogóle Dannar jest pełny sprzeczności, ale w taki dobry sposób (dobry literacko, jako postać) – prezentuje różne, czasem zupełnie odmienne reakcje, ale ich charakter zależy od towarzystwa, w jakim się znajduje. Ma wiele twarzy... A czasem mam wrażenie, że robi coś tylko po to, żeby się przekonać, jak inni zareagują. :D
      Kurczę, rzeczywiście są sporawe zatem... Zastanawiam się, czy wina mojej konfuzji nie leży w ich ruchach. Wydają mi się pełne gracji, nawet na ziemi, a zarazem trudno mi wyobrazić sobie takie cielsko poruszające się wdzięcznie i lekko.
      Phsz, zmiana płci nikogo już nie szokuje. :P
      Niemniej, to wciąż smutne. Grzechy ojców nie powinny przechodzić na synów... ale niestety świat najczęściej funkcjonuje inaczej. Patologia jest dziedziczna, a Landar wydaje się całkiem patologicznym rodzicem.
      O BOŻE Guardians of The Galaxy zakochałam się w tym filmie, jest tak świetny, kupił mnie pierwszymi pięcioma minutami, serce straciłam przy świetlikach, a scena z tańczącym Baby Grootem ukradła show. Muszę kupić DVD! Nie wyrobię psychicznie, jak nie będę go mogła włączyć w każdej porze dnia i nocy. :D I AM GROOT. <3 I Rocket, i Peter, i Drax. A Gamora nijaka, oby coś ciekawszego do grania dostała w następnej części. WE ARE GROOT.
      No.
      Oczywiście zapraszam, przyjmę z otwartymi ramionami. ;)

      Usuń
    3. Mnie po prostu męczy takie siedzenie do rana przed kompem - w końcu sen mnie nawołuje, więc idę, ale zanim zasnę, przeczytam ze 20, czy 30 stron książki, więc tak od razu w kimę nie lecę, zwłaszcza że tutaj, w Warszawie, cierpię na bezsenność.
      Ach, no Dannar miał być pełen sprzeczności, takie było moje założenie :P I fakt, on ma tak, że lubi zrobić coś tylko po to, by potem sprawdzić, jak inni na to zareagują ;P Ale to cały Dannar, myślę, że w tym tkwi cały jego urok :)
      Może później, gdy tych smoków będzie więcej, uda mi się to lepiej napisać, by każdy sobie wyraźnie je wyobraził :) Ale póki co wiem, że trochę za mało nakreśliłam ich postaci.
      Film 'Guardians of the Galaxy' jest epicki. I tyle w temacie xDD Mogłabym na niego chodzić codziennie do kina xDD To mój numer jeden, dlatego mam spore wymagania wobec 'The Avengers: Age of Ultron" ;P
      Yes, we are Groot! <33

      Usuń
  2. Trzymam kciuki za twoje tempo, jeszcze miesiąc wolnego został, można nastukać! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha, ja już wolnego nie mam, studiować zaczęłam :P U mnie w szkole jest system dziesięciomiesięczny i zaczynamy albo we wrześniu, albo w październiku i wybrałam tę opcję wcześniejszą ;) Na razie mam warsztaty kreatywności (z których dowiedziałam się bardzo dużo ciekawych rzeczy, które przydadzą mi się w pisaniu!), a w październiku zaczynam takie prawdziwe studia, jak wszyscy :) Póki co czasu w ogóle nie mam, żeby pisać, ale może niedługo uda mi się naskrobać ten 17 rozdział - przy dobrych wiatrach potrzebowałabym na niego max 4 popołudnia :)

      Usuń
  3. „Łopot skrzydeł ściągnął myśli Dannara na ziemię. Ogromna błękitna smoczyca usiadła tuż za nim, wzbijając tuman kurzu i wyrywając z piersi żołnierzy okrzyki pełne zdumienia, grozy oraz uznania.” – I to tyle? Znaczy wydawało mi się, że jak leci smok, to słychać go z oddali, a nie pojawia się nagle niewiadomo skąd i nikt niczego nie zauważył.
    „Dziewczyna ostatni raz rzuciła okiem na drogę, i wtedy pośród kłębów dymu ujrzała samotną postać. Jej twarz natychmiast się rozpromieniła.” – Podobno mieli być daleko z przodu, a Dannar się nagle pojawił. I Nocna Furia go nie zauważyła? Wydaję mi się, że przybył trochę za szybko. Niby rozmowa z żołnierzami nie była długa itd., ale nadal jakoś mi to zgrzyta, nie wiem.
    Dannar nie przestaje mnie zaskakiwać, naprawdę. Jest w nim coś bardzo niepokojącego i nie chodzi mi o słowa Zranionej Duszy, o jego „mrocznej stronie”. Samym sobą pokazuje jakby zupełnie dwie różne osoby. O, można go w sumie dodać do listy psychopatycznych postaci w Twojej historii xD Swoją drogą ma niezłą świtę dookoła siebie. Gadający koń i do tego jeszcze smok, szczęściarz.
    Nie za dużo było Althei w tym rozdziale, więc nie ma na co się denerwować. A tak sobie pomyślałam, że w sumie jako takie irytujące ogniowo całej historii też się może nieźle do tego wpasować, może jej charakter wcale nie jest aż taką wadą? :> A może gadam głupoty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za wskazanie tych nieścisłości - niestety dosyć nieporadnie zabrałam się do tematu samych smoków: wiadomo, łatwiej by mi było zrobić podstronę i opisać każdą ich cechę, żeby nie było wątpliwości, ale muszę to jednak zawrzeć w tekście :) I czasami po prostu dla mnie niektóre rzeczy są oczywiste, ale dla Was już nie i fajnie, że wyłapujesz takie rzeczy, dzięki temu będę wiedzieć, na co mam zwrócić szczególną uwagę w pisaniu dalszych rozdziałów oraz części.
      Hm, tak, trafiłaś w dziesiątkę, Dannar to taki psychopata xD Czasami mniej, czasami więcej, ale to wciąż psychopatyczny chłopak, który cieszy się z rzeczy, które normalnie cieszyć nie powinny ;P Ale dzięki temu jego postać jest tak fajna i zaskarbiła sobie tylu fanów!
      Ha ha, no nie wiem, raczej z reguły główny bohater powinien być taki... sympatyczny, bardziej ciepłe kluchy, ale do przeżycia. A tutaj nawet mnie czasami irytuje jej zachowanie, ale to dostrzegam dopiero później, w trakcie pisania uważam, że wszystko jest okej ;P Ale tak często się zdarza :)

      Usuń