— Jesteś elfem,
Altheo, a podstawową bronią elfów jest łuk.
Dziewczyna
siedziała naprzeciwko Iluviela, chłonąc z zaciekawieniem to, co miał jej do
powiedzenia. Odpoczywali po długiej wędrówce, którą przebyli od świtu aż do
późnego popołudnia – a gdy na horyzoncie dostrzegli niewielki zagajnik młodych
drzewek owocowych, postanowili zatrzymać się na jakiś czas, by rozprostować
nogi oraz dać chwilę wytchnienia koniom.
Zwierzęta pasły
się nieopodal tymczasowego obozowiska, wyskubując młode pędy trawy skryte wśród
zżółkłych źdźbeł; Dannar odszedł kawałek dalej, by poświęcić trochę czasu swemu
ogierowi, a sir Irving wraz z Bronem pojedynkowali się na miecze.
Odkąd Althea
zaczęła trenować wraz z Iluvielem, sir Irving wziął pod swoje skrzydła Brona.
Wiedział, że młodzieniec był zdolny, zaś jego postura oraz siła z pewnością
dawały mu sporą przewagę. Chłopak z początku nie wykazywał ogromnej chęci, ale
z czasem sam zaczął dopominać się o regularne sparingi, a z każdym kolejnym
dniem władanie mieczem stawało się dla niego prostsze.
— Uderzanie
dłonią w wodę nie jest stratą czasu — podjął swoją przemowę Iluviel po krótkiej
chwili milczenia. — Może tego nie zauważyłaś, ale masz o wiele silniejsze ramię
niż wcześniej.
Z tymi słowy
sięgnął do juków i wyciągnął z nich prosty, drewniany łuk ozdobiony metalowymi
wykończeniami oraz wyrytymi w ramionach runami. Podał oręż Althei, by mogła mu
się przyjrzeć, po czym złapał za kołczan pełen strzał. Wstał, a potem wskazał
dłonią drzewo nieopodal, gdzie elfka dostrzegła na pniu krzyżyk najpewniej
wyryty kozikiem sir Irvinga.
— Teraz możesz
przejść do następnego etapu treningu — przyznał elf z uśmiechem, pomagając
oszołomionej Althei założyć kołczan oraz przybrać odpowiednią pozycję. — Na
razie będziesz ćwiczyć trafianie do nieruchomego celu. Raz będziesz stać
blisko, raz daleko, ale każda strzała musi dosięgnąć wyznaczonego miejsca.
Althea
odetchnęła głębiej i uniosła łuk, a potem na próbę naciągnęła cięciwę. Ta z
łatwością poddała się zabiegowi, jakby była niezwykle cienka oraz słaba. Elfka
uśmiechnęła się, ciesząc się w duchu, że w końcu mogła obserwować własne
postępy.
— Pamiętaj o
oddychaniu — przypomniał cicho Iluviel, niemal szepcząc jej te słowa do ucha, a
dziewczyna zacisnęła palce na strzale nałożonej już na cięciwę. — Po prostu
odetchnij i strzel. Skup się…
— Jeżeli
będziesz mi chuchać na szyję, to z pewnością nic z tego nie wyjdzie — przyznała
ze śmiechem, ale po karcącym spojrzeniu Iluviela odchrząknęła w zakłopotaniu i
ponownie skupiła się na treningu.
Zamknęła oczy,
odetchnęła głębiej, zaś po chwili uchyliła powieki i wypuściła strzałę, lecz ta
chybiła celu. Dziewczyna jednak nie poddała się tak łatwo. Wyciągnęła kolejny
pocisk, a następnie namierzyła cel. Zamierzała ćwiczyć tak długo, aż uda jej
się trafić przynajmniej trzy razy pod rząd.
W chwili, gdy
wypuściła strzałę, zerwał się porywisty wiatr, przez co pocisk zmienił
trajektorię lotu i wylądował daleko w trawie. Dziewczyna zasłoniła rękami twarz;
gdy podmuchy ustały, ujrzała blisko obozowiska Ognistego Rubina. Zaraz za nim
nadleciała Nocna Furia. Wylądowała, a jej błękitne ślepia skierowały się ku
zaskoczonej elfce.
Musicie uciekać, wojsko!, niepokój smoczycy oraz komunikat, jaki jej
przekazała, od razu otrzeźwił dziewczynę. Althea puściła się biegiem w kierunku
obozowiska, gdzie już panowało ogromne zamieszanie.
— Osiodłaj
konia, szybko! — krzyknął zdenerwowany Amaondel, podprowadzając jej podnieconego
ogiera.
Escuduro
parskał i przebierał kopytami w miejscu, czując sprzeczne emocje ludzi: u elfów
determinację, zaś u swej pani strach.
Do obozowiska
wpadł Dannar. Armelliano przysiadł na zadzie, a młodzieniec zsunął się z
grzbietu i zaczął pomagać innym zbierać rzeczy.
— A ty nie jedziesz?
— spytała Althea, widząc, że Dannar zostaje na miejscu.
— Odwrócę ich
uwagę, a wy uciekajcie. Dogonię was. — Dostrzegając wahanie Althei, złapał za
jej łydkę. — Obiecuję, że nie zostawię was na pastwę losu. Zatrzymam ich na
jakiś czas, a wy kierujcie się tą drogą w stronę Jeziora Prawdy. Jak tylko
zawrócę wojska, dołączę do was.
Dannar po raz
ostatni spojrzał na twarz Althei, po czym uderzył ręką w zad ogiera; spłoszony
Escuduro zerwał się do galopu, pociągając za sobą pozostałe konie. Smoki nieznacznie
wzniosły się nad powierzchnię ziemi, lecz otwarte przestrzenie stały się dla
nich przekleństwem. Nie miały gdzie się skryć, a unoszące się gady mogliby
dostrzec wszyscy w promieniu wielu mil.
Nocna Furia
zaczęła panikować, skokami pokonując odległości, które normalnie przeleciałaby
w kilka sekund. Ognisty Rubin nie pozostał w tyle i także techniką ogromnych
skoków wspomaganych podmuchami wiatru w skrzydła zostawiał za sobą obozowisko oraz
rozległe łany pastwisk.
Gdy grupa
zniknęła Dannarowi z pola widzenia, młodzieniec podszedł do ogniska, podłożył
kilka gałązek, a kiedy drewno na nowo zajęło się ogniem, umościł sobie wygodne
legowisko z futer, juków oraz siodła.
Armelliano,
widząc, jak jego pan kładzie się na ziemi, pogwizdując cicho oraz zerkając na
drogę, którą jechało wojsko, nie mógł zrozumieć, co nim kierowało.
Zjadłeś nieświeże siano, czy zgłupiałeś do
reszty?, spytał w końcu, gdy na horyzoncie zamajaczyły sztandary wojsk
Landara. Z każdym kolejnym dniem
zadziwiasz mnie coraz bardziej. Prosisz się o śmierć, a ja nie chcę zbyt prędko
zmieniać właściciela. Nie zniósłbym tego.
Dannar
zachichotał, jakby koń powiedział coś szczególnie zabawnego.
— Najlepszym
sposobem na kupienie czasu innym jest zatrzymanie wojska, zagadanie dowódcy, a
także postraszenie smokiem. Nie ma nic bardziej przekonującego niż smok jeźdźca
— przyznał Dannar, zaś Armelliano parsknął, jednak zbliżył się do swego pana i
ustawił koło niewielkiego drzewka.
Jakbyś nie zauważył, twojego smoka tu nie
ma.
— Ale
przybędzie, zobaczysz. Ona zawsze wie, jak zrobić wrażenie.
Dannar gorąco
się modlił, by i tym razem Zraniona Dusza zdążyła na czas.
Kilkanaście
minut później wojsko dotarło do obozowiska Dannara. Zagajnik, przy którym
zatrzymała się drużyna, był oddalony od drogi, lecz nawet ślepiec w środku nocy
dostrzegłby cienką smużkę dymu unoszącą się znad ogniska.
Dowódca wojsk głośnym
rozkazem zatrzymał oddział, spojrzał w kierunku drzewek, machnął ręką i ruszył
tam wolnym galopem. Od linii oderwał się jeden chorąży oraz dwóch żołnierzy do
obstawy. Cztery konie zatrzymały się w zwartym szyku tuż przed ogniskiem, a
piach spod kopyt nieco przygasił ogień, przez co w stronę nieba strzelił
szerszy słup gryzącego dymu.
Dannar spojrzał
na dowódcę i uniósł brwi, lecz nie odezwał się pierwszy. Nawet nie chciało mu
się wstać na widok czterech opancerzonych, uzbrojonych mężczyzn.
Żołnierz zsiadł
z konia, a jeden z podwładnych złapał za wodze, by przytrzymać jego karego,
wojowniczego rumaka.
— Co cię
sprowadza w tak odosobnione rejony, wędrowcze? — zagadnął przywódca wojska z
pozoru przyjaznym tonem.
Dannar kojarzył
go i niespecjalnie darzył sympatią. Ten najwyraźniej nie rozpoznał w nim syna
Landara, co mogło rozwinąć się w ciekawym kierunku, jeśli młodzieniec
odpowiednio poprowadzi rozmowę.
— Odpoczywam —
mruknął na odczepnego Dannar, przymykając oczy, zaś Armelliano, by jakoś
wspomóc swego pana, ziewnął ostentacyjnie i odwrócił się do rozmówcy ogonem. —
A was co tutaj sprowadza? Bo raczej nie gorzałka i ładne kobitki. Chyba że już
jesteście po, to zrozumiem…
— Wyrażaj się,
ścierwo, jesteśmy oddziałem jedynego słusznego władcy tej krainy i albo
wstaniesz, gdy do ciebie mówię, albo moi podwładni przypomną ci, do czego służą
kolana, gdy mówi osoba wyższa rangą — syknął wściekle dowódca, łapiąc za
rękojeść miecza.
Dannar
westchnął, wywrócił oczami, potem z ociąganiem zaczął się podnosić. Gdy wstał,
przeczesał palcami włosy, zaś jego ręka spoczęła na Duszy Zranionego, dowódca
wyraźnie pobladł.
— Czyżbyś
przypomniał sobie wreszcie, z kim rozmawiasz? — spytał z ciekawością
młodzieniec, przestępując z nogi na nogę, a żołnierze natychmiast padli przed
nim na kolana.
Dannar musiał
przyznać, że lubił widzieć ludzi z takiej perspektywy – pochylonych w głębokim
ukłonie, zbyt przestraszonych, by choćby spojrzeć kątem oka na jego buty, nie
wspominając o twarzy.
— P-przepraszam,
panie, to przez to ubranie, nie poznałem — przyznał cicho dowódca oddziału, gdy
odczekał kilka sekund, po których mógł powoli powstać.
— Dobrze, że
nie podniosłeś na mnie miecza, wtedy nie byłbym tak miły i skory do rozmów —
odpowiedział Dannar, po czym spojrzał w kierunku oczekujących swego przywódcy
oddziału konnych. — Co robicie tak daleko za Jeziorem Prawdy? Nie przypominam
sobie, żeby ojcu nagle zachciało się podbijać te ziemie.
Landar zawsze
obawiał się krain przyległych do pasma górskiego zwanego przez wielu Smoczymi
Górami, choć otwarcie się do tego nie przyznawał. Wiedział o tym jedynie jego
pierworodny i Krwawy Pan znad Gniewnego Morza wolałby, żeby tak pozostało.
Krążyło wiele legend związanych z górami oraz jaskiniami i tym, co w nich żyje.
Nawet jeśli Landar uważał się za nieustraszonego, smoki napawały go
przerażeniem, fascynacją, respektem, szacunkiem, jak i obrzydzeniem. Z jednej
strony wolałby, żeby wyginęły, z drugiej łapał każdego i więził, aż nie złamał
ich umysłów zaklęciami, by zostały podporządkowane jego woli.
Landar nie
chciał przyznać nikomu, nawet samemu Dannarowi, dlaczego wolał omijać Smocze
Góry; młodzieniec nigdy nie naciskał, toteż wyszedł z założenia, że albo te
ziemie nie stanowiły dla jego ojca żadnej wartości, albo mieszkało w nich coś,
czego ten skrycie się obawiał.
— Krwawy Pan
zmienił zdanie — przyznał z niechęcią mężczyzna, najwyraźniej nieswojo się
czując w obecności o wiele młodszego chłopaka, który był od niego wyższy rangą.
— Chce podbić wszystkie ziemie aż do Martwych Pustkowi.
Martwymi
Pustkowiami nazwano szeroki pas na południu Uralii oddzielający góry od reszty
krainy. Człowiek odnosił wrażenie, jakby szedł przez morze popiołu – nic tam nie
rosło ani nie żyło; żaden śmiertelnik nie słyszał jeszcze o kimś, kto by
wyruszył na zbadanie Martwych Pustkowi i wrócił stamtąd żywy.
— Ciekawe —
przyznał Dannar, bardziej zastanawiając się nad zmianami w planach ojca niż nad
tym, co się stało z wioskami.
— A twoja
misja, panie? — spytał cicho mężczyzna. — Powiodła się?
— Powiedzmy.
Łopot skrzydeł
ściągnął myśli Dannara na ziemię. Ogromna błękitna smoczyca usiadła tuż za nim,
wzbijając tuman kurzu i wyrywając z piersi żołnierzy okrzyki pełne zdumienia,
grozy oraz uznania.
— Nareszcie — mruknął
młodzieniec, a klinowata głowa gada pojawiła się tuż obok jego twarzy, żądna
pieszczot. — Już sądziłem, czy cię jakie niziołki nie zestrzeliły i nie pożarły
na kolację.
Twoje poczucie humoru, Dannarze, jest coraz
gorsze, warknęła w odpowiedzi Zraniona Dusza. Jej niemal białe oczy
przecięte pionową źrenicą spoczęły na przerażonym żołnierzu. Smoczyca
przekrzywiła głowę w zaciekawieniu, a potem uniosła się na tylne łapy,
rozłożyła skrzydła i ryknęła, ile sił w płucach dał jej los.
Gdy rzucone
światu wyzwanie dobiegło końca, Dannar uśmiechnął się i poklepał dowódcę wojska
po ramieniu.
— Powodzenia
życzę — pożegnał się, po czym jak gdyby nigdy nic odwrócił się, by osiodłać
Armelliano.
Żołnierze nie
zamierzali czekać, aż smok rozmyśli się i ich pożre. Szybko wyrównali szyk, a
potem ruszyli stępem w dalszą drogę.
Dannar
odprowadzał ich wzrokiem, co chwila czas patrząc, czy dobrze zapiął paski siodła,
zaś Zraniona Dusza siedziała nieopodal, obserwując jego poczynania z
zaciekawieniem.
Czemu to robisz, Dannarze?, spytała smoczyca niepewnie, gdy chłopak
wsiadł na grzbiet konia. Czemu im
pomagasz?
Powinnaś się cieszyć, burknął w myślach
Dannar, po raz pierwszy od bardzo dawna nie mówiąc słów na głos. Zazwyczaj, gdy
przebywał w towarzystwie swoich gadatliwych podopiecznych, wolał używać
własnego języka, bo często była to jedyna forma rozmowy, jaką miał. W zamku nie
żył nikt, kto chciałby siedzieć w jego towarzystwie.
Za dobrze cię znam, odparowała smoczyca.
Kiedy Dannar na nią spojrzał, gad uniósł się na tylnych łapach, a szyję wygiął
w łuk, spoglądając na niego z dezaprobatą. Gdyby Zraniona Dusza była
człowiekiem, z pewnością skrzyżowałaby ręce na piersi, jednak mogła jedynie ułożyć
przednie łapy swobodnie wzdłuż ciała. Gdyby
twoje intencje zawsze pozostawały czyste, nie podważałabym sensu twoich
działań. Ale wiem, że ty masz jakiś większy plan, tylko nie chcesz mi go
zdradzić.
Czemu od razu uważasz, że coś kombinuję?,
warknął rozzłoszczony, ruszając kłusem. Smok poderwał się do lotu i szybował
tuż obok, zasłaniając jednym skrzydłem podróżującą parę.
Jesteś synem swego ojca, powiedziała
łagodnie i zerknęła na Dannara. Jego twarz ściągnął grymas gniewu. Choćbyś nie wiadomo jak mocno nienawidził
Landara, zawsze pozostanie w tobie ta cząstka zła, która zatruwa twój umysł i
podsuwa nieczyste pomysły.
Dannar kopnął
Armelliano piętami, a ogier zarżał w proteście, dał susa do przodu i przeszedł
w galop. Choć nie popuścił młodzieńcowi takiego traktowania, kilka razy
wyskakując w górę, by spróbować go zrzucić z grzbietu.
Przestań się na mnie wyżywać, burknął
rozeźlony ogier, zgrzytając zębami. Poskarżę
się tej twojej klaczy o dziwnych oczach. Ona przynajmniej dobrze traktuje
Siwego.
Przepraszam, przyjacielu, pokajał się
Dannar, klepiąc szyję konia. Po chwili zadarł głowę, by spojrzeć na klinowatą
głowę wyciągniętą na całą długość szyi. Trzymaj
się z daleka. Nie chcę, żebyś wdawała się w walki ze smoczycą Althei. Nocna
Furia jest niebezpieczna i nieobliczalna.
Poradziłabym sobie, zapewniła go
Zraniona Dusza, ale Dannar parsknął, zaciskając palce na wodzach. Przed jego
oczami pojawiły się błękitne ślepia świecące złowrogo w mrokach nocy.
W tym przypadku nie byłbym tego taki pewny.
Smoczyca
machnęła mocniej skrzydłami, a jej ciało uniosło się nad galopującego
Armelliano, po czym gad wyprzedził ich i wykonał w powietrzu beczkę. Gdy
Zraniona Dusza znów się wyprostowała, wzniosła się jeszcze wyżej, by w końcu
zniknąć za grubą warstwą grafitowych chmur.
Tak właściwie to skąd wiesz, jak mówić na
konia Althei? On ma na imię Escuduro, a nie Siwy. Nazywacie się jakoś po
swojemu między sobą?, spytał nagle Dannar, przypomniawszy sobie mgliście,
co wcześniej powiedział mu rumak.
Jestem przede wszystkim koniem, Dannarze, odparł niezwykle rozbawiony
ogier. Telepatia to coś, co rozwija się u
mnie znacznie później, a sam fakt, że jeszcze z tobą rozmawiam, można uznać za
prawdziwy cud, bo, naprawdę, czasami mam ochotę cię stratować. Nie rozmawiamy
między sobą tak jak my teraz. Posiadamy własny język, w którym brakuje miejsca
na skomplikowane imiona, jakie nam nadajecie.
Wśród powoli
odradzających się na wiosnę łąk poniósł się głośny śmiech Dannara i ciche
rżenie równie ubawionego Armelliano.
Zewsząd otaczał
ich gryzący swąd. Kłęby dymu unosiły się w niebo lub snuły nisko po ziemi, gdy
wiatr zmieniał kierunek. Otuliła ich nieprzenikniona cisza, jakby natura umarła
wraz z tymi w wioskach.
Konie parskały
nerwowo, omijając ciała, niektóre chaty nadal się paliły, rozjaśniając ponure
popołudnie. Kobiety, mężczyźni, nawet dzieci – wszystkich dosięgły miecze
wojska. Zwłoki leżały na ulicy, na gankach, których jeszcze nie strawił ogień,
a z pewnością wiele z nich zostało w chatach.
— To nie ludzie
— wyszeptała do głębi wstrząśnięta Althea, dostrzegając wśród zwłok malutkie
dziecko, z pewnością dopiero poznające rozległy świat. — To potwory.
— Tak wygląda
robota niezdyscyplinowanego wojska — uściślił spokojnie Amaondel, rozglądając
się w poszukiwaniu kogokolwiek żywego. — Jeżeli mają szalonego,
nieprzewidywalnego władcę, któremu chodzi jedynie o podbicie ziem, nieważne
czyim kosztem, nie zwróci uwagi na rzesze zamordowanych pozostawionych za
własnym oddziałem. Toteż dowódcy czują się bezkarni, więc robią, co chcą, a
żołnierze gorliwie wykonują rozkazy, sami odnajdując w tym przyjemność.
— Chore —
odparła zaszokowana elfka. — Jak można być taką… bestią?
— Nigdy nie
wiesz, co kryje za sobą słodki, niewinny uśmiech czy czułe słówka — warknął książę
i ruszył między chaty, jakby już znalazł kogoś pozostałego przy życiu, choć
widząc odrąbane kończyny, głowy czy rozprute brzuchy, nikt nie łudził się nadzieją,
że ktoś zbiegł.
Althea czuła
również, że za słowami Amaondela kryło się drugie dno. Odwróciła głowę za
siebie, lecz wśród kłębów dymu nie mogła dostrzec końca drogi oraz samotnego
jeźdźca zmierzającego w ich stronę. Bała się przyznać przed innymi, bo
wiedziała, że nie darzyli Dannara sympatią, lecz ona polubiła tego dziwnego,
nad wyraz wesołego i pogodnego młodzieńca. Tryskał energią, nie chodził
wiecznie ponury oraz zamyślony jak sir Irving czy Amaondel, zaś gdy o coś go
pytała, z chęcią jej odpowiadał. Szybko złapała z nim wspólny język, co
Amaondela wyraźnie doprowadzało do szału. Iluviel milczał jak zaklęty, choć
często widziała dziwne spojrzenia posyłane w jej stronę, gdy sądził, że nie
patrzyła.
Teraz przyjazna
jej dusza zniknęła, a robiło się coraz później, w dodatku natknęli się na
splądrowaną wioskę, co zawsze oznaczało kłopoty. Gdzie podziewał się Dannar?
— Znalazłem
kogoś! — krzyknął zza jednej ze spalonych chat książę elfów. Reszta szybko
podążyła za głosem, nie chcąc ściągać na siebie niepotrzebnej uwagi.
Za zwęglonym
domem, z którego zostały jedynie pojedyncze drewniane filary niegdyś
podtrzymujące piętro i resztki ścian, leżał mężczyzna. Krwawił obficie, a
zbielałe wargi chciwie spijały wodę z bukłaka podstawionego mu pod usta. Althea
nie miała wątpliwości, że nieznajomy i tak umrze. Rękoma osłaniał głębokie
cięcie po boku i brzuchu, zaś wystające między palcami jelito świadczyło o
minutach, a nie godzinach pozostałych umierającemu.
— Co tu się
stało? — spytał sir Irving, gdy strużka wody przemieszanej z krwią spłynęła z
kącika ust mężczyzny; ten zakrztusił się, jakby żołądek nie mógł już przyjąć
więcej płynów.
— Wojska… —
wyszeptał człowiek. — Krwawy Pan… syn…
— Syn? —
podłapał natychmiast Amaondel, nachylając się nad umierającym. — Co z tym
synem? Chodzi ci o syna Krwawego Pana?
— Mój syn
chciał ich powstrzymać… — wyszeptał po dłuższym namyśle; wzrok mu uciekł, a z
gardła wydobyło się charczenie.
— Amaondelu,
daj mu w spokoju odejść — poprosiła Althea z naciskiem. — On nie ma już siły,
daj mu umrzeć!
Książę długo
wpatrywał się w zmartwiałą twarz mężczyzny, zastanawiając się, czy to, co
powiedział o rzekomym synu, okazało się prawdą. Ciągle szukał dowodów na to, że
Dannar ich okłamał, ale im więcej myszkował, tym wiedział coraz mniej. Althea z
jej ślepym zapatrzeniem w doskonałego synalka Landara nie pomagała. Zastanawiał
się, gdzie ta dziewucha podziała rozum!
Elf wstał,
otrzepał szaty i wsiadł na konia.
— Nie mamy tu
czego szukać — przyznał. — Nikt nie przeżył.
Ostry ton księcia
sprawił, że nikt nie zamierzał się z nim spierać. Wszyscy w milczeniu dosiedli
swych wierzchowców, a potem ruszyli w kierunku wyjazdu z wioski, nie próbując
już dojrzeć wśród zgliszczy ruszających się ciał. Jedynie Althea zabawiła nieco
dłużej, ociągając się i udając, że zajęła się poprawianiem pasków w siodle.
Iluviel zwolnił
konia i obejrzał się za dziewczyną. Dostrzegł jej zamyślone spojrzenie rzucone
w kierunku ścieżki, którą przyjechali. Zacisnął zęby, odliczył w myślach do
pięciu i podjechał do niej.
— Dlaczego mu
ufasz? — spytał, gdy elfka po raz kolejny sprawdziła, czy popręg został
odpowiednio podciągnięty.
Kiedy na niego
spojrzała i zobaczyła, że domyślił się celu jej działań, westchnęła ciężko.
— On… —
zawahała się, a po chwili wzruszyła ramionami. — Ciężko to wytłumaczyć. Po
prostu odnaleźliśmy wspólny język.
Nocna Furio, zwróciła się do smoczycy,
ignorując natarczywe spojrzenie towarzysza. Widzisz
gdzieś Dannara?
Jesteśmy daleko z przodu, Altheo,
odparła smoczyca, a gdy poczuła zawód pani, posłała jej pocieszające myśli. Z pewnością wróci.
— Chodźmy już,
przed nami długa droga — poprosił Iluviel ściszonym głosem, jakby bał się jeszcze
bardziej urazić zranione uczucia elfki.
Dziewczyna
ostatni raz rzuciła okiem na drogę, i wtedy pośród kłębów dymu ujrzała samotną
postać. Jej twarz natychmiast się rozpromieniła.
— Dannar! —
wykrzyknęła, zawracając ogiera, a jej okrzyk radości ściągnął uwagę powoli
oddalających się przyjaciół.
Wszyscy się
zatrzymali i odwrócili, niedowierzając cudownemu powrotowi wyrzutka w drużynie.
Młodzieniec
galopował spokojnie, ślepy na śmierć oraz zgliszcza otaczające okolicę.
Armelliano przeskakiwał ciała, jakby były naturalnymi przeszkodami, zaś Dannar
skupiał wzrok tylko na oczekującej go grupce.
— Nikt nie
przeżył? — spytał na powitanie, osadzając ogiera w miejscu. Althea szybko
pokręciła głową, ledwo powstrzymując się od szerokiego uśmiechu. — Nie
natknęliście się na nikogo z żołnierzy mojego ojca?
— Nie, cały
oddział już dawno odszedł — mruknął Amaondel, podjeżdżając bliżej nowo przybyłego.
Spoglądał na niego ponurym wzrokiem, a gdy Dannar skończył się rozglądać,
spytał cicho: — Wasze wojska ciągle tak podbijają ziemie?
Althea syknęła
ostrzegawczo, ale Dannar nie potrzebował pomocy. Spojrzał zimno na księcia i
prychnął.
— Nie,
zazwyczaj jeszcze gwałcą kobiety, mężczyznom obcinają głowy i nabijają na pale,
zaś dzieci krzyżują — mruknął.
Mężczyźni
mierzyli się spojrzeniami i żaden nie zamierzał odpuścić.
— Przestańcie,
obaj! — Althea zmusiła Escuduro do wejścia na Armelliano.
Konie kwiknęły;
siwy spróbował swych szans w ustaleniu hierarchii – skulił uszy i szczypnął
Armelliano w szyję. Błysnęły białka oczu, ogiery niemal stanęły dęba, ale
szybka reakcja Dannara zażegnała konflikt. Dziewczyna dopięła swego – wrogość
minęła, wszyscy mogli odetchnąć z ulgą; nikt nie chciał kolejnego
niepotrzebnego przelewu krwi.
— Musimy
przekroczyć granicę, jaką stanowi Jezioro Prawdy — powiedział Dannar, westchnąwszy,
zanim zwrócił się do reszty grupy. — Od tej pory zaczyna się prawdziwa
przeprawa, Łowca depcze nam po piętach, wioski przed nami z pewnością zostały
zrównane z ziemią, więc nie zaznamy już smaku gościnności. Zachowajcie
czujność, a wy — tu wskazał na Amaondela oraz Altheę — trzymajcie smoki w
gotowości.
Armelliano
ruszył jako pierwszy, Althea tuż za nim, wychwytując wcześniej subtelny uśmiech
czający się w kąciku ust młodzieńca, przeznaczony tylko dla jej oczu. Nikt nie
miał ochoty się spierać – wszyscy w końcu uznali, choć niechętnie, Dannara
członkiem drużyny. W niepewnych czasach, gdy każdy mógł być wrogiem,
sojuszników trzeba było trzymać blisko.
Wróg mojego
wroga jest moim przyjacielem, pomyślał Dannar, a na jego ustach wykwitł pełen
satysfakcji uśmiech. Zabawę czas zacząć.
— Nikt nie przeżył? — spytał na powitanie, osadzając ogiera w miejscu. Althea szybko pokręciła głową, ledwo powstrzymując się od szerokiego uśmiechu. / Hm, trochę niefortunne, odniosłam wrażenie, że uśmiech Althei jest wywołany faktem, że nikt nie przeżył.
OdpowiedzUsuńTylko do pierwszej w nocy? :)
Kurczę, liczyłam, że dowódca bardziej się narazi Dannarowi i będzie musiał zmierzyć się z jego gniewem, a ja razem z nim. :D Z trochę innej beczki, ale nadal w temacie Dannara – czy wymieniałaś gdzieś jego wiek? Nie przypominam sobie, a nurtuje mnie to dość uporczywie; na ogół wydaje się strasznie młody, beztroski i niewinny, ale potem odwala coś całkowicie sprzecznego z tym obrazem. Nie to, że młodzi ludzie nie bywają knującymi skurwysynami (ach... przychodzi mi na myśl szczególnie jedna znajoma!), ale próbuję go sobie jakoś uporządkować. Może niesłusznie. :)
Jeszcze jedna rzecz zajmuje moje myśli – możesz znaleźć jakieś porównanie, które pomoże mi w określeniu wielkości smoków? Czasem mam wrażenie, że są wielkie jak domy, a innym razem wydaje mi się, że rozmiarami nieco prześcigają konia.
Ech, pudło, ja imię miecza Dannara przełożyłam na Duchowa Rana, wychodzi zatem, że nie do końca ogarnęłam ten system. Niemniej, to może być dobra zabawa. :D
Smutno mi przez słowa Zranionej Duszy, te o cząstce zła w Dannarze.
Zawsze, jak w jakiejś powieści high/low fantasy (te klimaty) czytam o jakichś zakazanych obszarach, na które nikt nie chadza, bo są niebezpieczne/przeklęte czy coś, to wyobrażam sobie, że znajduje się tam portal do innego świata... konkretnie, na Ziemię, jeszcze konkretniej, na poligon wojskowy. Czołgi, pancerniki, myśliwce, śmigłowce, rakiety, bomby i karabiny. :D
Jak by wyglądało starcie najnowocześniejszej technologii wojennej z siłami Landara? :)
Ano faktycznie nieco niefortunnie zestawiła to zdanie wraz z całą sytuacją, z pewnością postaram się to poprawić :)
UsuńTaaak, normalnie siedzę maksymalnie do 1 w nocy, na imprezach czy w dobrym towarzystwie jestem jednak w stanie usiedzieć do rana :P Po prostu w nocy nie robię już nic konstruktywnego i w pewnym momencie po prostu chce mi się pisać, więc się nie męczę i idę ;P
Myślę, że jeszcze sporo osób narazi się Dannarowi, więc będziesz miała okazję zobaczyć go w akcji :P
Zdaje mi się, że nie, nie wspominałam jego wieku, ale jest starszy od Althei o 4-5 lat, więc ma 24-25 lat ;) On jest taką jedną wielką niewiadomą - niby zachowuje się młodo i niewinnie, jak nastolatek wkraczający powoli w dorosłość, ale z drugiej strony pokazuje swoją dojrzałą, nieco nikczemną naturę. Stąd pewnie takie zastanowienie, co do jego wieku, ale ja go sobie wyobrażam jako dwudziestoczterolatka ;)
Jak będę poprawiać tekst, będzie ujednolicona jednostka miary, bo 'długość smoka' nikomu nic nie mówi, zwłaszcza że nikt nie wie, ile taki smok u mnie mierzy ;P Ja jednak sobie wyobrażam to tak, że jak dorosły człowiek stanie przy takim smoku, to sięga mu do nadgarstka przedniej łapy - a więc ogromny. To jeśli chodzi o smoki dzikie. Będzie tu też inny gatunek smoka w dalszych częściach i one będą o wiele mniejsze, więc tak jakby Twoje dwie miary są jak najbardziej słuszne, tylko będziesz musiała je przyporządkować do konkretnego gatunku ;P
Rany, nie wiedziałam, że z tymi mieczami może być aż taki niezły fun xD Tak po prostu sobie to umyśliłam w trakcie pisania i widzę, że strzał w dziesiątkę! :P I tak będę zmieniać imię smoka Dannara (a nawet jego płeć!), więc będziesz mogła drugą wersję odgadnąć ;P
Jakby nie patrzeć, smoki swego jeźdźca znają na wylot, a skoro smoczyca Dannara powiedziała o jego złej stronie, musi coś w tym być. A zresztą - za kilka rozdziałów wszyscy się o tym przekonają ;D
Hahahahahaha, u made my day! :D Nie wiem dlaczego, ale strasznie mnie to rozbawiło :P Jak dojdzie do wojny i gdyby to było takie współczesne stracie między dwoma grupami, na środek wyleciałby Dannar i zacząłby śpiewać oraz tańczyć, żeby odciągnąć uwagę Landara, jak Peter Quill w 'Guardians Of The Galaxy' - to byłoby epickie! xDD I tak ja sobie to wyobrażam, hahaha :P Tak bardzo w stylu Dannara! :D
Ach, dziękuję za komentarz, kochana! <33
P.S. Muszę w końcu zabrać się za Twoje blogi, bo obijam się pod tym względem chyba u każdego :c Albo siedzę w Photoshopie, albo piszę... A na czytanie blogów brak! Trzeba to zmienić.
A widzisz, ja za to jestem nocnym markiem i to w nocy mnie nachodzą najlepsze pomysły. Cisza, spokój, nikt nie wpada do pokoju i się nie wydziera, że mam pozmywać. Nie cierpię zmywać.
UsuńCzekam z niecierpliwością, mwahaha! :D
W ogóle Dannar jest pełny sprzeczności, ale w taki dobry sposób (dobry literacko, jako postać) – prezentuje różne, czasem zupełnie odmienne reakcje, ale ich charakter zależy od towarzystwa, w jakim się znajduje. Ma wiele twarzy... A czasem mam wrażenie, że robi coś tylko po to, żeby się przekonać, jak inni zareagują. :D
Kurczę, rzeczywiście są sporawe zatem... Zastanawiam się, czy wina mojej konfuzji nie leży w ich ruchach. Wydają mi się pełne gracji, nawet na ziemi, a zarazem trudno mi wyobrazić sobie takie cielsko poruszające się wdzięcznie i lekko.
Phsz, zmiana płci nikogo już nie szokuje. :P
Niemniej, to wciąż smutne. Grzechy ojców nie powinny przechodzić na synów... ale niestety świat najczęściej funkcjonuje inaczej. Patologia jest dziedziczna, a Landar wydaje się całkiem patologicznym rodzicem.
O BOŻE Guardians of The Galaxy zakochałam się w tym filmie, jest tak świetny, kupił mnie pierwszymi pięcioma minutami, serce straciłam przy świetlikach, a scena z tańczącym Baby Grootem ukradła show. Muszę kupić DVD! Nie wyrobię psychicznie, jak nie będę go mogła włączyć w każdej porze dnia i nocy. :D I AM GROOT. <3 I Rocket, i Peter, i Drax. A Gamora nijaka, oby coś ciekawszego do grania dostała w następnej części. WE ARE GROOT.
No.
Oczywiście zapraszam, przyjmę z otwartymi ramionami. ;)
Mnie po prostu męczy takie siedzenie do rana przed kompem - w końcu sen mnie nawołuje, więc idę, ale zanim zasnę, przeczytam ze 20, czy 30 stron książki, więc tak od razu w kimę nie lecę, zwłaszcza że tutaj, w Warszawie, cierpię na bezsenność.
UsuńAch, no Dannar miał być pełen sprzeczności, takie było moje założenie :P I fakt, on ma tak, że lubi zrobić coś tylko po to, by potem sprawdzić, jak inni na to zareagują ;P Ale to cały Dannar, myślę, że w tym tkwi cały jego urok :)
Może później, gdy tych smoków będzie więcej, uda mi się to lepiej napisać, by każdy sobie wyraźnie je wyobraził :) Ale póki co wiem, że trochę za mało nakreśliłam ich postaci.
Film 'Guardians of the Galaxy' jest epicki. I tyle w temacie xDD Mogłabym na niego chodzić codziennie do kina xDD To mój numer jeden, dlatego mam spore wymagania wobec 'The Avengers: Age of Ultron" ;P
Yes, we are Groot! <33
Trzymam kciuki za twoje tempo, jeszcze miesiąc wolnego został, można nastukać! :D
OdpowiedzUsuńHa ha, ja już wolnego nie mam, studiować zaczęłam :P U mnie w szkole jest system dziesięciomiesięczny i zaczynamy albo we wrześniu, albo w październiku i wybrałam tę opcję wcześniejszą ;) Na razie mam warsztaty kreatywności (z których dowiedziałam się bardzo dużo ciekawych rzeczy, które przydadzą mi się w pisaniu!), a w październiku zaczynam takie prawdziwe studia, jak wszyscy :) Póki co czasu w ogóle nie mam, żeby pisać, ale może niedługo uda mi się naskrobać ten 17 rozdział - przy dobrych wiatrach potrzebowałabym na niego max 4 popołudnia :)
Usuń„Łopot skrzydeł ściągnął myśli Dannara na ziemię. Ogromna błękitna smoczyca usiadła tuż za nim, wzbijając tuman kurzu i wyrywając z piersi żołnierzy okrzyki pełne zdumienia, grozy oraz uznania.” – I to tyle? Znaczy wydawało mi się, że jak leci smok, to słychać go z oddali, a nie pojawia się nagle niewiadomo skąd i nikt niczego nie zauważył.
OdpowiedzUsuń„Dziewczyna ostatni raz rzuciła okiem na drogę, i wtedy pośród kłębów dymu ujrzała samotną postać. Jej twarz natychmiast się rozpromieniła.” – Podobno mieli być daleko z przodu, a Dannar się nagle pojawił. I Nocna Furia go nie zauważyła? Wydaję mi się, że przybył trochę za szybko. Niby rozmowa z żołnierzami nie była długa itd., ale nadal jakoś mi to zgrzyta, nie wiem.
Dannar nie przestaje mnie zaskakiwać, naprawdę. Jest w nim coś bardzo niepokojącego i nie chodzi mi o słowa Zranionej Duszy, o jego „mrocznej stronie”. Samym sobą pokazuje jakby zupełnie dwie różne osoby. O, można go w sumie dodać do listy psychopatycznych postaci w Twojej historii xD Swoją drogą ma niezłą świtę dookoła siebie. Gadający koń i do tego jeszcze smok, szczęściarz.
Nie za dużo było Althei w tym rozdziale, więc nie ma na co się denerwować. A tak sobie pomyślałam, że w sumie jako takie irytujące ogniowo całej historii też się może nieźle do tego wpasować, może jej charakter wcale nie jest aż taką wadą? :> A może gadam głupoty.
Dzięki za wskazanie tych nieścisłości - niestety dosyć nieporadnie zabrałam się do tematu samych smoków: wiadomo, łatwiej by mi było zrobić podstronę i opisać każdą ich cechę, żeby nie było wątpliwości, ale muszę to jednak zawrzeć w tekście :) I czasami po prostu dla mnie niektóre rzeczy są oczywiste, ale dla Was już nie i fajnie, że wyłapujesz takie rzeczy, dzięki temu będę wiedzieć, na co mam zwrócić szczególną uwagę w pisaniu dalszych rozdziałów oraz części.
UsuńHm, tak, trafiłaś w dziesiątkę, Dannar to taki psychopata xD Czasami mniej, czasami więcej, ale to wciąż psychopatyczny chłopak, który cieszy się z rzeczy, które normalnie cieszyć nie powinny ;P Ale dzięki temu jego postać jest tak fajna i zaskarbiła sobie tylu fanów!
Ha ha, no nie wiem, raczej z reguły główny bohater powinien być taki... sympatyczny, bardziej ciepłe kluchy, ale do przeżycia. A tutaj nawet mnie czasami irytuje jej zachowanie, ale to dostrzegam dopiero później, w trakcie pisania uważam, że wszystko jest okej ;P Ale tak często się zdarza :)