piątek, 27 czerwca 2014

1.9 'Nieoczekiwany sprzymierzeniec'



Iluviel w błyskawicznym tempie wyciągnął strzałę, po czym wycelował grotem prosto w  pierś Dannara, mocno zaciskając szczęki. Amaondel wyciągnął z pochwy elficki miecz i przystawił mu do gardła, a sir Irving zeskoczył z konia, zaszedł młodzieńca od tyłu, przystawiając mu sztylet do pleców.
Dannar wywrócił oczami, ale uniósł dłonie.
— Co wy robicie? — spytała zdezorientowana Althea, gdy cisza zaczęła się niebezpiecznie wydłużać i żaden z jej towarzyszy nie ruszył się.
— To jeden z najniebezpieczniejszych ludzi chodzących po tej ziemi, Altheo — warknął Amaondel — więc odsuń się od niego.
— Uratował mi życie! — zaprotestowała, podbiegając do elfów, jednak drugi miecz w dłoni Amaondela wysunięty w jej stronę szybko zahamował gwałtowny zryw.
— To dziecko syna zła, Altheo. Jeżeli uratował ci życie, na pewno miał w tym jakiś interes — mruknął książę, mierząc ją twardym, nieugiętym spojrzeniem.
Elfka opuściła uniesione ręce.
— Syn zła? — zaśmiał się sucho nieznajomy, ale ukłucie sztyletu w plecy zmusiło go do wyprostowania się. — Nie sądziłem, że tak zaczęli wołać na mojego ojca. To trochę… staromodne. Nie moglibyście nazywać go po imieniu? Nie jest aż tak trudne w wymowie.
— Zamilcz! — zagrzmiał sir Irving, mocniej naciskając sztyletem, aż w końcu ostrze przebiło ubrania.
— Trochę delikatniej — mruknął Dannar, przekręcając głowę w bok tak, by widzieć wyraźnie mężczyznę. — Skoro się tak bardzo boicie syna… — Zawahał się, a potem uśmiechnął lekko, wyraźnie ubawiony, kontynuując: — Syna zła, to czemu mnie nie zabijecie? Tego też się boicie? Gorzej już być nie może, ojciec i tak jest wściekły na cały świat.
— Może pozwolicie mu mówić? — spytała niepewnie Althea, wskazując na Dannara. — Uratował mi życie, chcę wiedzieć, czego chce.
— Nie uwierzę w ani jedno jego słowo — zapowiedział Amaondel, nie odsuwając się od młodzieńca o krok.
— Ale może ja uwierzę — warknęła coraz bardziej zła Althea, widząc nieco niedorzeczne zachowanie ze strony przyjaciół. — Nie jestem typem osoby, która od razu spisuje kogoś na straty.
Dannar spojrzał na elfkę i uśmiechnął się. Nachylił się do sir Irvinga z zawadiacką miną, po czym wskazał na Altheę i powiedział:
— Lubię ją.
Althea obserwowała zachowanie młodzieńca i nie mogła wyjść z podziwu, że nadal zachował zimną krew mimo wszystkich gróźb ze strony jej towarzyszy podróży. Ona umarłaby ze strachu, a on nawet żartował! Albo był bardzo silny i nie zważał na niebezpieczeństwo, albo był po prostu szalony. Ewentualnie głupi.
Lub wszystko na raz.
— Kim jesteś? — spytała na początek, stając przed Dannarem, by miała jego twarz tuż przed sobą.
Młodzieniec wodził za nią wzrokiem z dziwnym uśmiechem na ustach. Gdy usłyszał jej pytanie, wyszczerzył zęby jeszcze bardziej.
— Jest tak, jak oni mówią. Dannar, syn… syna zła — odpowiedział, a kąciki ust elfki drgnęły. Zadziwiał ją; ciągle stał z uniesionymi dłońmi w geście poddania, lecz oni twierdzili, że ten chłopak, niewiele od niej starszy, mógł być jedną z najgroźniejszych osób w dziejach? Nie kupowała tego.
— Co tu robisz?
— Ratuję ci życie, złotko.
— Z całym szacunkiem — zaczęła Althea, choć spodobała jej się postać tajemniczego nieznajomego — ale Iluviel, Amaondel, sir Irving oraz Bron zdołają uratować mi życie.
— Z całym szacunkiem — odpowiedział zadziornie Dannar, ciągle się uśmiechając — ale oni nie obronią cię przed wyszkolonym łowcą, który chce zabić ostatniego Mrocznego Elfa stąpającego po tych ziemiach wraz z jego smokiem.
Althea rozdziawiła usta, nie mogąc oderwać wzroku od miodowych oczu Dannara pałających triumfem, ale szybko się zreflektowała i odwróciła od niego, próbując ukryć szok. Dannar był zdecydowanie szalony.
— Skąd… wiesz o smoku? — spytała cicho Althea, nadal stojąc plecami do młodzieńca.
— Łowca zostawił bardzo wymowny liścik przy twojej warowni — odpowiedział grzecznie, po czym wzruszył ramionami, jakby chciał zbyć sprawę, i dodał: — Poza tym kiepsko zacieracie ślady. Nawet dziecko by się domyśliło, że obok tamtej chaty wylegiwał się smok.
Althea przymknęła oczy, zaczynając rozważać powrót na ścieżkę wierzących w bogów. Jeżeli zwykły chłopak mógł odkryć to wszystko w tak krótkim czasie, jedynie obserwując rozwój sytuacji, to co by się stało, gdyby zrobił to ich prawdziwy wróg?
Ale przecież to on podobno był ich prawdziwym wrogiem. Jednak gdy Althea patrzyła w te hipnotyzujące, miodowe oczy, obserwowała lekko szyderczy uśmiech, widziała jedynie młodzieniaszka z niezwykłą inteligencją, który lubił pakować się w kłopoty, mając z tego niezły ubaw. W jej oczach w ogóle nie wyglądał na groźnego.
— Czegoś tu nie rozumiem… — Althea znów spojrzała na zadowolonego z siebie Dannara, jakby chciała wyczytać odpowiedź z samej mimiki. — Skoro jesteś synem tyrana, to czemu uratowałeś mi życie? Przecież powinieneś chcieć mnie zabić.
— To, że ojciec ma takie kaprysy, nie znaczy, że ja je popieram — odpowiedział spokojnie, lekko wzruszając ramionami. — Powiedzmy, że mi się nudzi i zamierzam pokrzyżować ojczulkowi plany. Głupio by było, gdyby tak łatwo zdobył wszystko, czego chciał.
— Ściągniesz na nas jego gniew — warknął Iluviel, wściekle mrużąc niebieskie oczy. Jego miecz nieznacznie opadł, a mięśnie pleców rozluźniły się; elf wyprostował się i zmierzył Dannara nienawistnym spojrzeniem. — Lepiej odejdź, zanim rozmyślę się i cię zabiję.
— Jeżeli chcecie uniknąć gniewu mojego ojczulka oraz pokonać łowcę, musicie mnie ze sobą zabrać — oznajmił wesoło chłopak, jakby chciał im zakomunikować, jak bardzo z tego powodu był szczęśliwy.
Co nie znaczyło, że reszta była.
Amaondel przystawił drugi miecz do gardła Dannara i prychnął z pogardą.
— Nie myśl sobie, że ci na to pozwolimy. Nie potrzebujemy pomocy zdradzieckiego bękarta.
Książę mimo swych ostrych słów odsunął się, a w jego ślady poszedł sir Irving. Althea obserwowała męską część drużyny, aż w końcu westchnęła ciężko.
— Nie sądzicie, że powinniśmy go ze sobą zabrać? — Gdy elfy spojrzały na nią ze znużeniem przemieszanym z naganą, szybko dodała: — Skąd mamy mieć pewność, że nie pojedzie do najbliższego miasta i nie rozpowie o smokach, elfach i wrogach tyrana? Ludzie mogą się dowiedzieć i zechcieć mnie złapać, byle tylko przypodobać się wrogowi.
— Dziewczyna jest mądra — przyznał z uśmiechem Dannar, ale prychnięcie Amaondela zgasiło jego wesołość. Wywrócił więc oczami, obrócił się bokiem do księcia i złożył ręce na piersi, nie zamierzając się więcej wtrącać w rozmowę.
— Altheo, pozwól, że my będziemy decydować, co jest dla ciebie najważniejsze — warknął nieprzyjemnie Amaondel.
— A nie uważacie, że powinnam mieć w tych decyzjach jakiś udział?! — krzyknęła, nie wytrzymawszy presji, która rosła nad nią już od dłuższego czasu. — Ciągle coś planujecie, ustalacie bez mojej zgody i myślicie, że będę się biernie przyglądać? Niedoczekanie!
— Świetnie, więc wsiadaj na konia i jedź do siedziby elfów błagać oszalałą królową o ułaskawienie, ale mogę powiedzieć ci już teraz, że zginiesz, zanim ujedziesz chociażby milę!
Gdy stanęła twarzą w twarz z następcą tronu Elfów Wysokich, zorientowała się, jaka była różnica w ich wzrostach. Widziała w jego napiętej postawie z trudem opanowaną wściekłość. Zapadło między nimi milczenie, a każde z nich rzucało wyzwanie drugiemu, czekając, co się za chwilę stanie.
— Gołąbeczki, nie chcę wam przeszkadzać, ale czas ucieka. — Obydwoje spojrzeli z wściekłością na Dannara; młodzieniec uniósł rękę i pomachał im raźno. — Naprawdę z chęcią przyjrzę się waszym małżeńskim kłótniom, ale z wysokości siodła. Tutaj nie jest bezpiecznie. Im dłużej będziemy stać, tym większą przewagę zdobędzie łowca.
Nikt nie potrafił sprzeciwić się ze słusznymi spostrzeżeniami młodzieńca, choć każdy z mężczyzn rzucał nieprzychylne spojrzenia nowo przybyłemu. Ten jednak najwyraźniej nic sobie z tego nie zrobił, bo tylko uśmiechnął się, zagwizdał raźno i zanim którekolwiek zdążyło w jakikolwiek sposób zareagować, by go uciszyć, już witał się gorąco ze swym ogierem, klepiąc go czule po szyi.
— On jedzie z nami — syknęła do Amaondela Althea, wykorzystując zamieszanie powstałe wśród reszty zebranych. — Spróbuj choć raz mi zaufać.
Odeszła, zanim książę zdołał jej odpowiedzieć. Elf prychnął, pokręcił głową, po czym spojrzał na swojego przyjaciela, szukając u niego wsparcia. Iluviel jednak jedynie wzruszył ramionami.
— Jakby nie patrzeć, ona tu rządzi — skwitował i wskoczył na grzbiet śnieżnobiałej klaczy, nie chcąc wdawać się w zbędne dyskusje z i tak już zezłoszczonym księciem.
Wkrótce znów jechali między drzewami w kompletnej ciszy; panowie rzucali co jakiś czas nieprzychylne spojrzenia Dannarowi, a młodzieniec, kompletnie rozluźniony i w bardzo dobrym humorze, rozglądał się dokoła, puszczając luźno wodze swemu ogierowi. Althea czuła się bardzo nieswojo, znosząc tę milczącą wojnę, ale nie mogła też zwrócić im uwagi, bo i tak nie posłuchają. Postanowiła obrać inną taktykę. Skoro przez najbliższe dni, jeśli nie tygodnie, mieli podróżować razem, to czemu nie mogłaby poznać tajemniczego Dannara?
Ściągnęła wodze Escuduro i poczekała, aż minie ją znudzony Bron – chłopak obejrzał się, ale dziewczyna nie odwzajemniła jego spojrzenia, więc zrezygnowany pojechał dalej, szukając towarzystwa u najbardziej przyjaznego elfa ze wszystkich – Iluviela.
Gdy siwy ogier zrównał się z ciemniejszym, położył uszy i błysnął białkami, a później zazgrzytał zębami, wyczuwając w nowym rumaku potencjalnego rywala. Nawet kwiknął cicho, jednak mocne szarpnięcie Althei powstrzymało męską naturę wierzchowca i na kilka chwil zahamowało mordercze zapędy względem innego nieparzystokopytnego.
Koń Dannara spojrzał ze znudzeniem na siwego towarzysza, a potem parsknął ostentacyjnie.
Ach, ta dzisiejsza młodzież, westchnął cierpiętniczo Armelliano, mocniej tupnąwszy nogą. Dannar zachichotał.
— Coś nie tak? — spytała lekko rozbawiona Altha, po czym wskazała na Escuduro. — On zawsze taki jest, nie znosi konkurencji.
Dannar pokręcił głową.
— Nie, to Armelliano. Lubi się wywyższać i grać lepszego od innych koni — odpowiedział wesoło, zerkając na zdezorientowaną elfkę.
Gdy zobaczył, że dziewczyna nie ma pojęcia, o czym on mówił, a jej mina zaczęła jasno wskazywać na to, że zastanawiała się nad zdrowiem psychicznym Dannara, szybko dodał:
— Armelliano umie posługiwać się telepatią. Jak twój smok. Istnieje szczep ludu zamieszkujących na stepach na południu, gdzie hodują specjalną rasę koni przystosowaną do walk. Są większe, masywniejsze, bardziej zwinne, szybsze, a przede wszystkim mądrzejsze, bo porozumiewają się ze swymi jeźdźcami za pomocą mowy.
Ja się nie wywyższam, prychnął rozeźlony Armelliano i machnął łbem, próbując uderzyć grzebieniem grzywy w twarz Dannara, ale młodzieniec w porę uniknął ciosu.
— Niestety — podjął przerwany wątek, gdy ogier w końcu darował sobie złośliwości — rozumieją wszystko, o czym mówimy, często zadają zbyt dużo pytań i są wyjątkowo wredne.
Jakby na potwierdzenie tych słów Armelliano bryknął, jednak Dannar spodziewał się tego, więc tylko odchylił się w siodle i ze śmiechem poczekał, aż rumak da sobie spokój. Althea obserwowała z podziwem niezwykłą więź konia oraz jeźdźca, niemal podświadomie porównując ją do więzi swojej ze smoczycą. Może nie wyglądało to tak samo, ale widziała wiele cech wspólnych. W tym samym momencie zdała sobie sprawę, że jej relacja z Escuduro nigdy nie będzie taka sama. Choć kochała ogierka z całego serca, ufała mu najmocniej, jak tylko potrafiła, nigdy nie wytłumaczy mu, że głęboka woda wcale go nie pochłonie, a wielka czarna smoczyca na pewno go nie zje.
Dannar z pewnością nie miał takiego problemu z Armelliano. Mógł z nim swobodnie rozmawiać, wygłupiać się, przedrzeźniać, dzielić smutkami oraz radością z każdego dnia. Escuduro niestety żył tylko tu i teraz, nie myślał przyszłościowo, panikował w chwilach ogromnego zagrożenia i nigdy w życiu nie brał udziału w bitwie, do których został wyhodowany. Tak naprawdę mało wiedziała o tym koniu – nie poznała go od wielu stron, a kto wie, ile jeszcze im czasu zostało.
Co cię tak zmartwiło, moja mała?, spytała nagle Nocna Furia. Althea w tym samym momencie zadarła głowę, słysząc szelest skrzydeł. Potężny cień zasłonił im na kilka chwil blask słońca, jednak już po paru sekundach po smoku nie było ani śladu, a zafascynowany tym obrazkiem Dannar zaprzestał zabaw ze swym koniem.
Im więcej wiem o tym świecie, tym coraz mniej mi się podoba, przyznała cichutko Althea, mocniej zaciskając palce na wodzach. Gdybym została wychowana wśród elfów, tak jak powinnam, z pewnością nie byłabym piątym kołem u wozu dla reszty.
Nie jesteś i nigdy nie będziesz, odpowiedziała stanowczo smoczyca, a w jej tonie elfka dosłyszała stalową nutę. Masz przecież mnie.
Althei to nie satysfakcjonowało. Chciała umieć bronić się sama, jednak kilka lekcji z sir Irvingiem nie pomogło jej w takim stopniu, jak by tego oczekiwała. Musiała się domagać od towarzyszy systematycznych treningów podczas postojów, bo inaczej zginie, zanim dotrą do granic rozpiętych świerkowych lasów północy.
— Jak duża jest twoja smoczyca? — zagadnął Dannar, gdy cisza zaczęła się przedłużać, a Althea popadała w coraz większe zamyślenie.
— Duża — przyznała po chwili z ociąganiem Althea. Kiedy chłopak spojrzał na nią rozbawiony, wywróciła oczami i wzruszyła ramionami. — Nigdy nie widziałam innej smoczycy w jej wieku, więc nie mam do kogo jej porównywać.
— Z tego, co mi się zdaje, jest bardzo duża jak na samicę dzikiego smoka w tym wieku. Twoje maleństwo ma pewnie niecały rok lub niedługo będzie tyle mieć, a smoki rosną przez półtora roku do góra dwóch lat. Sądząc po rozmiarach smoka, który nad nami przeleciał oraz patrząc na ślady na śniegu przy chacie, śmiem twierdzić, że będzie naprawdę duża.
Althea niemal rozdziawiła usta z podziwu, jak dużo ten chłopak wiedział na temat smoków! Dawno nie usłyszała tak sporo informacji od innego człowieka. Od sir Irvinga ciężko było cokolwiek wyciągnąć, a z elfami trudno jej się rozmawiało, toteż ucieszyła się, że do jej drużyny dołączył Dannar.
— Zaskakująco dużo wiesz, Dannarze — wycedził chłodno sir Irving, zerkając na młodzieńca.
Chłopak wyszczerzył zęby i oparł się o przedni łęk siodła, zawadiacko patrząc na starszego mężczyznę.
— Pewnie mi nie uwierzysz, ale czytam książki. — Gdy rycerz prychnął, Dannar wskazał na Irvinga. — Widzisz? Mówiłem, że nie uwierzysz! Ale ten cholernie zimny zamek nad morzem skrywa w sobie wiele ciekawych ksiąg. Miałem mnóstwo wolnych wieczorów, żeby przestudiować kilka co ciekawszych pozycji…
— Gdzie? — spytał nagle Amaondel, ściągając wodze swego konia. Odwrócił się w siodle i łypnął spode łba na zaskoczonego nagłym odzewem elfa Dannara. — Który zamek nad morzem? Na nabrzeżu znajduje się sporo miast z zamkami.
— Kiedyś nazywaliście to miasto Le’fess — rzucił młodzieniec.
Wszystko działo się szybko; za szybko, by Althea zdołała się połapać, jednak gdy potem odtwarzała sobie w myślach całe zdarzenie, udało jej się uporządkować każde działanie w spójny ciąg.
Amaondel dobył miecza i niemal w miejscu obrócił wierzchowca, jednocześnie spinając go piętami. Przestraszony tak brutalnym traktowaniem koń kwiknął, ale usłużnie skoczył w kierunku zastygłego w bezruchu Armelliano. Dannar szybkim ruchem wyciągnął ukrytą dotąd broń, a klingi z głośnym zgrzytem skrzyżowały się; kilka iskier posypało się na grzywę Armelliano, jednak rumak ani drgnął, czekając na jakikolwiek sygnał ze strony swego pana.
Althea zamarła, w szoku obserwując oręż oraz twarze obu panów mierzących się nie tylko na miecze, ale też na spojrzenia. Dopiero po chwili dziewczyna dostrzegła piękne zdobienia broni każdego z nich.
Miecz Amaondela był typowo elficki: cienkie, lekkie ostrze z dwoma haczykami odchodzącymi od głównego kształtu klingi. Rękojeść prosta z ciemnego drewna, z wyrytymi w surowcu znakami, które przechodziły w metal i kończyły się na samym czubku. Broń nie robiła tak ogromnego wrażenia jak prawdziwe rycerskie, potężne rynsztunki, ale elfka podświadomie czuła, że to ostrze było bardziej śmiercionośne niż niejeden dwuręczny miecz.
Jednak to broń Dannara przyciągnęła uwagę wszystkich. Proste ostrze mieniło się nienaturalnym błękitem, a białe wzory wiły się po klindze, by po chwili znieruchomieć i wtopić w stal, gdy odnalazły własne miejsce. Zamiast zwykłego, surowego jelca dodano głowy smoków z szyjami wygiętymi w łuk; sama okładka rękojeści została owinięta niezwykle jasnym materiałem przypominającym kolorem znaki wyryte na ostrzu.
— Jesteś smoczym jeźdźcem… — wyszeptał zdumiony Amaondel, a nacisk na miecz zelżał.
Dannar odepchnął od siebie elfa i uśmiechnął się triumfalnie, choć jego rysy jakby się wyostrzyły.
— A czego się spodziewałeś po synu Landara? — zapytał kpiąco, rozkładając ręce. — Mój ojciec musiał mieć w swych szeregach zaufanego jeźdźca, który mógłby pokierować oddziałem smoków podczas ataku.
— Bogowie — jęknął Iluviel, zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo ich wróg był silny i jak bardzo przebiegły w swych działaniach.
Althea patrzyła na Dannara ze strachem przemieszanym z narastającą fascynacją. Chłopak zaskakiwał ją coraz bardziej, w jej oczach urósł już do rangi niezwykle silnego oraz przydatnego sojusznika.
— Gdzie twój smok? — odważyła się zapytać, gdy chował do pochwy magiczny miecz, który tak przykuł jej uwagę.
Młodzieniec spojrzał na nią, zamyślił się na chwilę, po czym odpowiedział wymijająco:
— Daleko stąd. I dobrze. Z pewnością znów zabawiłaby się w matkę wszystkiego i wszystkich, zbeształa mnie i elfiątko za zachowanie, pouczyła nas, a potem objęła troskliwą opieką twojego czarnego chowańca.
— Brzmi… nieźle — przyznała ze śmiechem Althea, co ostatecznie rozładowało napięcie powstałe wśród zebranych.
Amaondel także schował ostrze, ostatni raz zmierzył spojrzeniem Dannara, po czym pognił konia do kłusa, narzucając zebranym nieco żywsze tempo. Nikt nie śmiał odzywać się do syna Landara; jedynie Althea wykazywała ogromne zainteresowanie zaistniałą sytuacją. Jednakże czując w powietrzu napiętą atmosferę, wolała poczekać z pytaniami.
— Czyli twój smok jest smoczycą — zagadnęła elfka Dannara, gdy wjechali w wyjątkowo gęsty zagajnik młodych drzewek. — Jak długo ją masz?
— Straciłem rachubę — przyznał ze śmiechem Dannar, zgrabnie lawirując między pniami. — Ale sądzę, że odkąd tylko ujrzałem dziewiątą wiosnę. Mój ojciec dbał o nasze wspólne treningi, a wyjątkowo dobry, nieco zadziorny charakter smoczycy sprawił, że ciągle dostawał szału. Dzięki niej nie musiałem już płatać figli, by mu się naprzykrzyć. Wystarczyło wpuścić smoczątko między ludzi, by już za chwilę każdy był w niej zakochany i z chęcią słuchał jej rad.
— Moja nazywa się Nocna Furia — powiedziała cicho Althea, z uśmiechem sięgając myślami do szybującej wysoko ponad linią chmur smoczycy. — I ma niezwykle gwałtowny temperament. To raczej typ indywidualistki.
— Zraniona Dusza urodziła się z misją ratowania wszystkich zranionych duszyczek — przyznał z uśmiechem Dannar. — Czasami mi to przeszkadza, ale z reguły daję jej wolną rękę. Jest dorosła i wie, co czyni.
Althea posłała chłopakowi ciepły uśmiech i pogrążyła się w ponurych rozmyślaniach na temat jej relacji ze smoczycą. Jakby nie patrzeć, ich więź raczej była oziębła, a te krótkie chwile razem mało wpływały na późniejsze rozmowy. Nocna Furia wydała się jej nieco zamknięta w sobie, nieufna do każdej nowej osoby, zbyt zajęta poszukiwaniami zdobyczy, by zainteresować się czymś innym.
A Althea musiała to zmienić.

Niedługo potem zapadł zmierzch; zmęczone konie nie chciały już iść tak żwawo jak wcześniej, toteż Amaondel zarządził postój. Szybko przydzielił każdemu zadania i ruszył między zarośla wraz z sir Irvingiem, by rycerz zapolował na zwierzynę, a on mógł odnaleźć jadalne rośliny. W prowizorycznym obozie umiejscowionym w niedużej dolince osłoniętej z dwóch stron niskimi, skarłowaciałymi krzewami zostali tylko Dannar, Iluviel oraz Althea. Mieli za zadanie oporządzić wierzchowce i rozpalić ognisko, co raczej nie nastręczyło im dużo problemów.
Nowy członek drużyny zgłosił się na ochotnika do przygotowania ognia, więc elfy ruszyły między konie, by zająć się spoconymi rumakami.
Nad grzbietami zwierząt unosiły się kłęby pary, a mokra sierść aż prosiła się o przetarcie. Althea wzięła jeden z koców i zaczęła powoli wycierać Escuduro, obserwując zamyślonego Iluviela oporządzającego swoją klacz.
— Dlaczego Amaondel zareagował tak gwałtownie z powodu tego zamku, w którym mieszka Dannar i jego ojciec? — spytała Althea, gdy cisza zaczęła się wydłużać.
Iluviel przywiązał Yuki do nisko zawieszonej gałęzi i przeszedł do ogiera Amaondela.
— Przed siedmioma laty w Le’fess znajdował się najważniejszy zamek, w którym odbywały się zgromadzenia wszystkich głów państw naszego świata — zaczął powoli opowieść, czesząc jednostajnymi ruchami spoconą sierść na szyi. — Podczas tamtego zgromadzenia miasto zostało zaatakowane przez Landara i jego powoli rosnącą w siłę armię. Z tego, co wiemy, połowa przywódców państw zginęła, a ich kraje w niedługim czasie zostały podbite. Amaondel wraz z księżniczką Elfów Leśnych zdołali w porę wyjechać, bo mieli przeczucie. Niestety ludzcy królowie nie posiadają takiego daru i zostali, by jeszcze przez jedną noc pić, bawić się i poużywać sobie z dala od własnych problemów oraz rozterek.
Althea zamarła z ręką zawieszoną nad bokiem jej ogiera. Escuduro parsknął cicho i szturchnął ją w rękę, co pomogło dziewczynie wyrwać się z ponurych rozmyślań.
— Dlatego ciężko nam zaufać Dannarowi — przyznał po chwili elf, podchodząc bliżej Althei i obserwując z daleka, jak młodzieniec pstryka palcami, a ogień na kilku drewienkach rozpala się samoistnie i zaczyna trawić gałązki. — Może i nie brał bezpośredniego udziału w najazdach na państwa, ale jest synem tyrana. Nie wiemy, co skrywają jego myśli.
Dannar, jakby tknięty przeczuciem, że ktoś go obserwuje, spojrzał w stronę koni i, widząc wpatrzone w niego elfy, pomachał im przyjaźnie z szerokim uśmiechem na twarzy. Althea odwzajemniła uśmiech, ale spojrzała na Iluviela z lekkim niepokojem.
— Jeżeli mam przeżyć — zaczęła nagle, gdy obydwoje znów wciągnęli się w wir oporządzania oraz karmienia koni — musicie nauczyć mnie walczyć.
Iluviel zawiązał worek z owsem i uśmiechnął się lekko, po czym skinął głową. Zabrał juki wraz ze sobą, po czym ramię w ramię ruszyli do sporego już ogniska. Dannar zadbał nawet o pniaki, na których można było przysiąść i zagrzać się.
Althea usiadła właśnie na jednym z nich, czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony elfa. Wydawać by się mogło, że zrozumiał, o co dziewczynie chodziło, i czekała na rzucenie miecza treningowego, jednak nic takiego się nie stało. Zamiast tego Iluviel wyjął z bagaży niewielką miskę, wrzucił do niej nieco śniegu, a następnie zbliżył się do ogniska i przystawił ją blisko płomieni.
Dannar obserwował ze znudzeniem poczynania Iluviela, żując suszony pasek mięsa ze swoich zapasów, a gdy elf podał już pełną wody miskę Althei, chłopak uniósł brwi, zastanawiając się, co też mu chodziło po głowie.
Elf tymczasem przyniósł dziewczynie kolejny pniak o w miarę prostej podstawie, postawił przed nią i wskazał ruchem głowy, by ustawiła naczynie na drewnie.
— Uderz otwartą dłonią prawej ręki w taflę wody — poprosił Iluviel stając nad Altheą, gdy posłuchała jego polecenia i patrzyła ogłupiała na wodę.
Sir Irving wraz z Amaondelem wynurzyli się właśnie z zarośli. Elf rozłożył na niewielkiej szmacie kilka korzonków, które udało mu się znaleźć, a rycerz przyniósł jedynie zająca.
— Większymi sztukami zajęły się smoki — oznajmił na swoje usprawiedliwienie i gdy ujrzał Altheę, uśmiechnął się. — Trenuj, tak jak nakazuje ci Iluviel. On wie, co mówi, to ćwiczenie dużo ci pomoże.
Elfka westchnęła, wzruszyła ramionami, jakby chciała im przekazać, że zrobi to, o co ją proszą, jednak nie widziała większego sensu w całym treningu. Uderzyła ręką o wodę i skrzywiła się, gdy wierzchnie ubranie nasiąkło i ukłuło ciało chłodem.
— Jeszcze raz, mocniej — odezwał się znowu Iluviel, obserwując ćwiczącą elfkę.
Althea uderzyła ponownie; połowa zawartości naczynia wylądowała albo na dziewczynie, albo na ziemi, ale dla młodzieńca nie miało to większego znaczenia.
— Jeszcze — zakomenderował po chwili, widząc, że Althea nadal czeka na kolejne wskazówki. Kiedy zgromiła go wzrokiem, niewzruszenie kontynuował: — Włóż w te uderzenia całą swoją siłę. Gdy skończy ci się woda w naczyniu, dołóż śniegu, podgrzej miskę i kontynuuj ćwiczenie.
— Wiesz, to jest bez sensu — powiedziała nagle oskarżycielskim tonem, patrząc z powątpiewaniem na do połowy zapełnione naczynie. — Jak ma niby mi to pomóc?
— Ćwicz — mruknął Iluviel z naciskiem. — Na pytania przyjdzie czas później.
Każdy pogrążył się w rozmyślaniach, nie chcąc przeszkadzać zezłoszczonej elfce. Iluviel wraz z Amaondelem konsumowali w spokoju własne elfickie zapasy, natomiast sir Irving w asyście Dannara zajęli się oskórowaniem zająca oraz jego przyrządzeniem, by nadawał się do jedzenia.
Nad ich głowami zapadła noc, konie parskały cicho i od czas do czasu przestępowały z nogi na nogę, całkowicie oddając się odpoczynkowi. Gdzieś w oddali żałośnie zawył samotny wilk, wyrywając ze snu zestresowanego konia Amaondela, a w pobliżu zahuczała polująca sowa.
Althea została przy ognisku sama, nadal zastanawiając się, po co jej niedorzeczne ćwiczenie uderzania ręką w wodę. Nie sprzeciwiała się jednak – przynajmniej coś robiła. Może nie było to coś, czego oczekiwała po wielkich elfach tych ziem, lecz czuła podświadomie, że Iluviel nie bez powodu zaczął z nią ten trening.
— Nie idziesz spać? — spytał Dannar, gdy elfy oddaliły się od ogniska, by udać się na spoczynek, a sir Irving podjął się warty, choć nie była ona konieczna ze względu na obecność czujnych smoków.
Młodzieniec podejrzewał, że to z jego powodu przedsięwzięto dodatkowe środki ostrożności.
— Chcę jeszcze trochę poćwiczyć — przyznała po chwili Althea, ponownie napełniając miskę śniegiem.
— Przed nami długa droga — powiedział cicho chłopak, obserwując coraz słabsze oraz wolniejsze uderzenia. — Na dzisiaj z pewnością wystarczy, jutro będziesz mieć kolejne możliwości do treningu.
Althea w końcu darowała sobie i wylała na ziemię resztkę wody z miski, po czym zabrała ze sobą naczynie i wstała. Otrzepała spodnie do jazdy konnej z kawałków kory przyczepionych do materiału, a potem uśmiechnęła się życzliwie do młodzieńca.
— Dobrej nocy — pożyczyła mu i wyszła poza krąg jasności rzucanej przez wolno tlące się kawałki drewna.
Nocna Furio?, zawołała zaraz potem, wyciągając z juków niewielki koc. Smoczyca zamruczała w odpowiedzi. Dzisiaj chciałabym spać z tobą.
Już lecę, moja mała, odpowiedział gad i nim dziewczyna się obejrzała, wielki ciemny kształt pojawił się nad jej głową, zanurkował między drzewa, by w ostatniej chwili rozłożył skrzydła, miękko lądując na ziemi.
Ognisty Rubin nauczył mnie cichego lądowania w lesie, pochwaliła się i stanęła na dwóch łapach, wyginając szyję w łuk. Widzisz? Nie połamałam ani jednego drzewa!
Jestem z ciebie dumna!, zawołała rozpromieniona Althea, zachwycona ogromnymi postępami podopiecznej.
Nocna Furia zmrużyła oczy, rada z pochwał, opadła na łapy i ziewnęła potężnie, ukazując rzędy ostrych zębów. Kręciła się chwilę w miejscu, szukając odpowiedniego miejsca do spania, następnie opadła na śnieg, wyciągając przed siebie przednie kończyny, a tylne owijając długim ogonem. Uniosła jedno skrzydło i zachęcającym gestem zaprosiła Altheę do niewielkiego wgłębienia przy jej brzuchu.
Dlaczego chciałaś dzisiaj spać ze mną?, spytała cicho, gdy dziewczyna wdrapała się na przednią łapę i ułożyła głowę w zagięciu. Wielkie skrzydło opadło na ziemię, zakrywając jej widok na oddalone kawałek obozowisko. Dziewczyna odetchnęła, ułożyła się wygodniej i aż miała ochotę zamruczeć z rozkoszy, czując ciepło bijące od ciała smoka.
Odkąd tylko cię odnalazłam, ciągle gdzieś wędrujemy, ciągle musimy uciekać, przez co nie możemy spędzać ze sobą zbyt wiele czasu, odpowiedziała po dłuższym czasie elfka, lekko przymykając oczy, gdy senność powoli zaczęła wyciągać po nią swe palce. Nie uważasz, że musimy trzymać się razem bez względu na wszystko? Chociaż przez te kilka godzin, gdy będziemy spać.
Nocna Furia przesłała do jej myśli obraz niej samej przytulającej z całej siły klinowaty łeb smoczycy zaraz po Naznaczeniu. Althea od razu wiedziała, że gad zaaprobował jej decyzję.
O nic się nie martw, moja mała, wymruczała cicho smoczyca, podczas gdy elfka oddała się w ręce snów. Ochronię cię.

Dannar przygasił ognisko i sam udał się w najdalej wysunięty zakątek obozowiska, wyścielił podłoże gałązkami, żeby koc wchłonął jak najmniej śniegu, po czym podprowadził do siebie Armelliano – przyzwyczajenie ze wszystkich wypraw, jakie odbył wraz z ogierem.
Znowu coś kombinujesz, nie mylę się?, zagaił ogier, podskubując rękaw koszuli młodzieńca, podczas gdy ten owijał się w futra, żeby nie zamarznąć. Nawet jeśli zbliżała się wiosna, noce nadal ściskał srogi mróz.
— Nic nie kombinuję — zaoponował ponuro Dannar i odsunął od siebie łeb ciekawskiego zwierzęcia, ucinając tym samym rozmowę, na którą nie miał w zupełności ochoty. — Po prostu chcę pokrzyżować plany ojcu, to wszystko.
Zginiesz, jeśli się dowie, odezwał się cicho Armelliano.
— A więc będzie warto — przyznał hardo, spoglądając w mądre oczy wierzchowca, następnie przeniósł wzrok na wielki czarny kształt kołyszący się miarowo w rytm oddechu smoka. Obserwował chwilę, jak gad grzebie nosem w zaspach śniegu, lecz gdy poczuł na sobie czyjeś spojrzenie, uniósł głowę i wbił w niego wielkie, jasnoniebieskie oczy, tak zimne i mordercze, że Dannar przełknął ślinę, a ręce zaczęły mu się niekontrolowanie trząść.
Szybko spuścił wzrok i zanurkował pod koc, wołając w myślach swoją ukochaną smoczycę. Był przerażony tym, co zobaczył w oczach tamtego gada, wizją, jaka nawiedziła jego umysł – wizją, której nie powinien był ujrzeć. Pragnął jak najszybciej dosiąść Zranionej Duszy, poczuć się bezpiecznie, a nie jak worek mięsa oraz kości, pyłek zaledwie dla takiego potwora jak Nocna Furia.
Przeleżał całą noc w towarzystwie swego ogiera, odtwarzając w myślach raz po raz morderczą wizję.
Swoją własną śmierć.

__________ ~ * ~ __________

Mały poślizg, ale musicie mi wybaczyć - załamałam się nad błędami wykonanymi przeze mnie w tym rozdziale. Serio, przez chwilę zwątpiłam! Ale już jest wszystko dobrze, błędy popełniamy zawsze, tak i pierwszy tom Wojny jest, jaki jest. Za drugi zabiorę się o wiele lepiej przygotowana, obiecuję!
Jeśli chodzi o matury, to zdałam! Tak, tak, może nie były to jakieś ogromne wyniki, ale i tak jestem z siebie zadowolona, bo ta szkoła dała mi w kość, dała taką "szkołę życia" oraz przetrwania, że mogłabym się dzielić kilogramami doświadczenia, jak to jest być ofiarą znęcania się psychicznego. Ale my nie o tym, to już przeszłość!
Papiery na studia złożone, w połowie sierpnia mam dzwonić, kiedy mam rozpoczęcie roku :) Tak, tak, ja już wiem, że mnie przyjęli - fajna sprawa. Poszłam na fotografię reklamową o specjalizacji: fotografia artystyczna. Mam nadzieję, że będzie fajnie, że sporo z nich wyniosę i pomogą mi zaistnieć na rynku. Bo z czegoś muszę wyżyć, żeby wydać te wszystkie książki i posiadać własne konie! :D
Kolejny rozdział się pisze! Trzymajcie kciuki, żeby udało mi się przez wakacje napisać 1 tom Wojny przynajmniej do 20 rozdziału! Wtedy to już z górki do końca :D

11 komentarzy:

  1. Moja pierwsza myśl, gdy okazało się, że wszyscy Spoza-Zadupia Dannara znają i go nie lubią, uwaga cytuję: "looooool, a ja myślałam, że on ich wszystkich będzie w chuja robił!". Zaskoczyłaś mnie tym; jakoś specjalnie się nad tym nie zastanawiałam, ale z góry założyłam, że Dannar będzie się krył, wszyscy go pokochają, a tu bam! Tajemnica się posypie, będą złamane serca i rozpacz na myśl o własnej głupocie.
    Inny cytat, tym razem jako reakcja na fragment „(...) zaczęła Althea, choć spodobała jej się postać tajemniczego nieznajomego (…).”: „ehehehehehehe”. Niemożebnie mnie rozśmieszyło, że nawet postać z tej samej opowieści zaczyna przejawiać pierwsze symptomy fangirlizmu. :D
    „— Ale może ja uwierzę — warknęła coraz bardziej zła Althea, widząc nieco niedorzeczne zachowanie ze strony przyjaciół. — Nie jestem typem osoby, która od razu spisuje kogoś na straty.” Szczerze mówiąc, według mnie to Althea postąpiła nieco niedorzecznie, tak szybko akceptując Dannara. Znaczy, my wiemy, że on jest zajebisty, ale ona (jeszcze) nie, zatem tak szybkie przygarnięcie go do swojego grona jest z jej strony trochę... głupie? Więcej nieufności, o.
    Baaaardzo mi się podobało, jak Dannar opisał swoją smoczycę. Nie spodziewałam się tego ani trochę, taki milusiński charakter... Jasne, mógł kłamać, ale jeśli to prawda, to awwwww! :D O, i fajne było jeszcze to chłodne spojrzenie Althei na relację, jaka łączy ją i Nocną Furię. Nie zwróciłam na to wcześniej uwagi, a dzięki tej ocenie zobaczyłam tę niepewność i niezręczność dwóch osób, którym niejako bliskość została narzucona, ale chcą, by coś z tego było. I znów awww. :D (Ale trochę krótsze).
    Ej, ale co z Bronem? Przecież był cholernie osłabiony... Myślę, że nawet zdanie o jego marnym stanie by starczyło...
    O, i jeszcze ten akapit się trochę pokićkał:
    „— Z tego, co mi się zdaje, jest bardzo duża jak na samicę dzikiego smoka w tym wieku. Twoje maleństwo ma pewnie niecały rok lub niedługo będzie tyle mieć, a smoki rosną przez półtora roku do góra dwóch lat. Sądząc po rozmiarach smoka, który nad nami przeleciał oraz patrząc na ślady na śniegu przy chacie, śmiem twierdzić, że będzie naprawdę duża.” bardzo duża, naprawdę duża, wcześniej też była duża.
    A sama końcóweczka ładna, bardzo ładna. Chcę wiedzieć, co dokładnie Dannar zobaczył i czemu nazwał Nocną Furię potworem, bu. :<
    Gratuluję aplikacji!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od razu widać, że wakacje i koniec szkoły - destrukcja przybywa jako pierwsza! :D
      Och, cieszę się, że Cię zaskoczyłam, tak naprawdę z początku planowałam go ukrywać, by był cichym, biernym obserwatorem, jednak w czasie pisania nasunęła mi się inna myśl, więc zobaczymy, co z tego wyjdzie ;P
      Hahahahahaha, Twoje przemyślenia są genialne! xD Ale spokojnie, nie ulegajmy tak łatwo urokowi Dannara xD Już ja się postaram, żeby każdy pomyślał dwa razy, zanim go pokochał na zabój :D
      Cóż... Althea nie grzeszy inteligencją w tej wersji, że tak powiem, dlatego też w tej ostatecznej trochę pozmieniam to tu, to tam i wtedy faktycznie tą nieufność mocniej podkreślę, bo ona jest, tylko że laska nie eksponuje jej tak mocno jak reszta ;P Tudzież się z tym kryje, jak zwał, tak zwał ;P
      Ach, no cóż, ze smokiem Dannara będzie niewielka zmiana w ostatecznej wersji, ponieważ nie pasuje mi to do pewnego wątku, który rozegra się później, koło 2 tomu. Więc najpewniej w 2 części będzie nagle zmiana, o której z pewnością poinformuję przed lekturą, żeby nie było niedomówień ;P Teraz ciężko będzie mi to zmieniać w aktualnych rozdziałach, ale trzeba to mieć na względzie. Może charakter się mocno nie zmieni, ale inne rzeczy związane z gadem już tak ;)
      Ha ha, no muszę czasem to podkreślać, bo odnoszę wrażenie, że relacje Nocnej Furii z Altheą traktuję nieco po macoszemu, odstawiam na bok i skupiam się na czym innym. Jest na te wszystkie błędy bardzo prosta odpowiedź, ale, cóż... błąd został już popełniony i przyjdzie mi za niego zapłacić, pisząc pierwszy tom praktycznie cały od początku, jeszcze raz ;)
      No właśnie z Bronem to kiepsko wyszło. Dlatego w ostatecznej wersji drużyna nie będzie tak liczna, ba! - już teraz planuję pomniejszenie jej, ponieważ, jakby nie patrzeć, trochę sobie nie radzę z pisaniem, gdy mam sporą grupę i każdy członek jest równie ważny. O jednych piszę częściej, o innych zapominam i potem czuję wyrzuty sumienia, że nie poświęciłam im zbyt dużo uwagi. Na przykład Bron i Althea byli przyjaciółmi, zanim to wszystko się zaczęło, a w tekście totalnie tego nie widać. Znów wyłazi błąd, który popełniłam na samym początku, jednakże teraz pozostaje mi pisać do końca, odetchnąć po skończeniu 1 tomu, odpocząć od tej historii i zaplanować pierwszą część jeszcze raz, o wiele lepiej, żeby nie było potem takich problemów, jakie mam teraz.
      A sprawę Nocnej Furii będę wyjaśniać niedługo, z pewnością każdy się dowie, co zobaczył. Mogę powiedzieć jedynie, że nie można smoków rozpatrywać w kategorii: słodkie, duże gady o skrzydłach, kochające swych panów :) Ale to niedługo :)

      Dziękuję, cholernie się ciesze! Znaczy, niby wiedziałam od dawna, że i tak mnie przyjmą, ale takie małe rzeczy zawsze mnie cieszą! :)

      Usuń
    2. Faktycznie widać, że wakacje, bo odpowiadam po ponad dwóch tygodniach. Noale borówki same się nie zerwą, tym bardziej zważą. Wśród borówek czuję, że wyrywam się z Matrixa.
      Cóż, każdy czarny charakter można pokochać, wystarczy, że nie będzie chujkiem, a Dannar się nim nie wydaje. Jest zUy i negatywny! :D
      Oj tam, jak drugoplanowi są dobrzy to wszystko przejdzie, tylko musi ich być DUŻO! Znam dziewczynę, która żadnej głównego postaci nie lubi. I już. Jeszcze nigdy nie znalazła bohatera pierwszoplanowego, którego by lubiła, za to ma absolutnego bzika na punkcie pobocznych. :)
      Błędem jest nieskupianie się relacji Althei i Nocnej Furii? Nie powiedziałbym... W sumie to dosyć ciekawe spojrzenie, dwie zupełnie wykształcone istoty, które się kochają, ale nie znają i nie potrafią porozumieć. Może pokazać, że to nie sama sielanka i miód. W książkach o smoczych jeźdźcach, jakie znam, te kontakty budowały się w zasadzie od najwcześniejszych lat bohaterów (albo jednego z nich), zatem oba charaktery przenikały się wzajemnie. U ciebie jest starcie dwóch zupełnie różnych osobowości.
      Zabijesz kogoś? :D
      Zastanawiam się, czy jest ktoś, kto ma takie zdanie. :P

      Usuń
    3. Ha ha, no nieźle, ja chodzę z psem na spacer tu i tam, a gdy znajdziemy krzak malin, to szybko go z niego ogałacamy ;P Ale innych pyszności jeszcze nie znaleźliśmy na trasie naszych wędrówek :P
      Ha ha ha, biedny Dannar, trudno mu będzie nie być chujkiem xDD
      No na razie u mnie jest mało drugoplanowych, ale z czasem ich przybędzie więcej, toteż jest dla mnie nadzieja, yay! :D A ja mam sporo pierwszoplanowych, których lubię... Ale swoich to jakoś nie potrafię zdzierżyć, choć z reguły powinni być fajni ;P
      W sumie to masz rację - od zawsze w smoczych jeźdźcach relacje budowało się od najmłodszych lat, a tutaj są wrzucone w wir dziwactw i wiadomo, będą zgrzyty. Hah, i to spore zgrzyty, bo mam kilka fajnych scen zbudowanych w związku z ich pokręconą sytuacją :P
      A czy kogoś zabiję, czy nie, to się zobaczy :P Nie będę zdradzała małych tajemnic :P
      A nie, nie orientuję się, by ktoś miał podobne zdanie do Twojego, ale zobaczymy jeszcze :)

      Usuń
    4. Nie przepadałam nigdy za borówkami, poza tym jak się je widzi dzień w dzień to po tygodniu naprawdę ma się ich dość. No i na tym polu nie są jakieś specjalnie smaczne, zatem meh. Ale maliny bym zjadła, mniam.
      Jak będzie chujkiem we właściwy sposób to zachowa fangirls. :P
      Czekam zatem. :)
      Ale ej, smoki z How To Train Your Dragon są słodkie i tego nie można im odmówić! :D

      Usuń
    5. Ja z tych wakacyjnych owocków z naszego kraju to w sumie tylko maliny i truskawki jem ;P Ale każda praca jest dobra, jakby nie patrzeć ;)
      Hah, no nie wiem, ale zobaczymy, bo chujkiem okaże się jeszcze nie raz ;P
      O tak, smoczki z HTTYD są genialne! <3 A zwłaszcza Nocna Furia, choć jest zupełnym przeciwieństwem mojej Nocnej Furii xD

      Usuń
  2. A właśnie zaczęłam się zastanawiać, dlaczego Althea tak mało rozmawia ze swoim smokiem. A my w ogóle wiemy skąd wzięła się Nocna Furia? Czy to może ja przespałam jakiś kawałek opowieści (zaraz się okaże, że jestem nieuważnym czytelnikiem xD).
    A w ogóle z Altheą to wszystko jest w porządku? Ja rozumiem, że urok osobisty Dannara ją oślepił i już od samego początku się do niego ślini, ale jakoś nie zmartwiło ją to, że jest synem tyrana, ani trochę. A przecież mógł mieć bardzo niecne zamiary. Wiem, że nie ma, czym mnie swoją drogą zdziwiłaś, bo ja myślałam, że to będzie taki "zły" szpieg. Ale mogłaby być nieco bardziej podejrzliwa. I ona się dziwi, że nie dają jej samodzielnie podejmować decyzji? xD Już Nocna Furia ma więcej oleju w głowie od swojej właścicielki.
    No dobra, może ją trochę rozumiem, bo Dannar rzeczywiście jest cudowny, no ale jednak!
    Oh, i bardzo mi się podobała reakcja Amaondela na słowa Dannara, tak jakoś po prostu fajnie to wyszło.
    Dobra, już nic więcej nie mówię, bo znowu zaczynam tylko psioczyć ba biedną elfkę xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano mało ze sobą rozmawiają, mało ze sobą przebywają, a to już z całą pewnością moja wina ;P Ano skąd wzięła się Nocna, to na razie nie wiecie, ale się dowiecie ;P W bodajże drugim tomie dopiero :) Także nie przespałaś żadnego fragmentu powieści, ponieważ na razie zostało to objęte tajemnicą ;)
      Hahahaha, Althea jak zawsze dostaje baty xD Ja nie wiem, ułomną mam tę bohaterkę, hahaha xD Ale spokojnie, może coś jej się niedługo odmieni, jak sprawy przybiorą bardziej niekorzystny obrót :D
      No tak, urok osobisty Dannara oraz jego zajebistość są wytłumaczeniem na wszystko, ja wiem xD
      E tam, ja z Nerką psioczymy na nią cały czas (a ja jestem autorką i ją niejako stworzyłam od podstaw, brawa dla mnie xD), więc nie przejmuj się - im więcej batów dostanie (a po części i ja), tym lepiej ją potem napiszę :P

      Usuń
  3. Znowu witam :)

    Przeczytałam kolejny rozdział i zabieram się za ostatni opublikowany.
    Wiem, że bardzo cię denerwuje takie stwierdzenie, ale twoja opowieść naprawdę jest bardzo podobna do Eragona. Wiem, że czytałaś inne teksty o smokach, ja też, ale właśnie największe podobieństwo widzę właśnie do książki Paoliniego. W obu przypadkach mamy młodych, niezwykłych bohaterów (Eragon - syn tyrana, Althea - ostatnia mroczna elfka), w obu przypadkach oboje nie wiedzą o istnieniu smoków, w obu przypadkach zostają naznaczeni przez młode smoki. Następnie w obu przypadkach znajduje się w pobliżu jakiś nauczyciel, w obu muszą uciekać i ktoś czycha na ich życie. Wreszcie w obu przypadkach mamy walkę z wielkim złym i pojawia się jego syn (u ciebie Dannar, u Paoliniego Murthag bodajże), który teoretycznie ma pomóc. No i oczywiscie pojawia się motyw nauki, ale to akurat jest norma w young-adult fantasy.
    Może i fizycznie nie za bardzo pamiętasz treści Eragona, ale z pewnością została ona w twojej podświadomości. Ja sama przyznaję się bez bicia, że moje teksty są inspirowane Harrym Potterem (chociaż aktualnie diametralnie się różnią).
    Nie miej mi za złe tych uwag, bo wcale nie jest to złe. Paolini napisał książkę średnią, ponieważ nie wykorzystał potencjału historii. Ty możesz to zrobić :)

    A teraz kilka uwag, bo bez błedów jak w każdym, nawet najlepszym tekście, się nie obyło:

    „— Coś nie tak? — spytała lekko rozbawiona Altha” – literówka
    „do granic rozpiętych świerkowych lasów północy.” – a nie czasem „rozległych”
    „Dawno nie usłyszała tak sporo informacji od innego człowieka.” – czy mi się zdaje, że pisałaś tak w poprzednich rozdziałach o Amaondelu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „sama okładka rękojeści” – czy w jakiejkolwiek powieści spotkałaś się z terminem „okładka” rękojeści. Bo ja nie. Wiem, ze to termin używany w opisywaniu konstrukcji broni, ale w tekstach literackich raczej nie występuje
      „wolała poczekać z pytaniami” – a zaraz potem zadaje pytania
      „gdy obydwoje znów wciągnęli się w wir oporządzania oraz karmienia koni” – nie pasuje mi tu słowo „wir”, bo używa się go raczej w połączeniu „wir wydarzeń” i obawiam się, że może będzie to błąd frazeologiczny. Nie lepiej byłoby prościej „gdy oboje ponownie skupili się na oporządzaniu oraz karmieniu koni”?
      „Zabrał juki wraz ze sobą” – bez „wraz”
      Nie jestem pewna co do ćwiczenia z wodą. Owszem, wiem, że uderzając w wodę zwiększa się siłę, ale miska z wodą nie jest dla mnie zbyt przekonywująca. Do tego kant miski musiał znacznie przeszkadzać w wykonywaniu ćwiczenia i powodować nienaturalne przekrzywianie nadgarstka. W obozowisku jest przecież znacznei więcej możliwości uzyskania siły, np. rąbanie drzewa, czy właśnie czyszczenie koni, smoka itp. Althea może także np. przygotowywać strzały (trzeba odpowiednio naciąć gałęzie, okorować je, przygotować końcówkę do założenia grotu itp.)

      „wielki ciemny kształt pojawił się nad jej głową, zanurkował między drzewa, by w ostatniej chwili rozłożył skrzydła, miękko lądując na ziemi.” – jak już to powinno być: „zanurkował między drzewa, by w ostatniej chwili rozłożyć skrzydła i miękko wylądować na ziemi”. Imiesłowu używa się opisując czynności dziejące się w tym samym czasie, a tu smoczyca najpierw musiała rozłożyć skrzydła, a dopiero potem wylądować.
      „zakrywając jej widok na oddalone kawałek obozowisko” – dziwnie to brzmi, w pierwszej chwili myślałam, że literówka jest. Nie wystarczyłoby po prostu „oddalone obozowisko”?
      „przeniósł wzrok na wielki czarny kształt kołyszący się miarowo w rytm oddechu smoka” – to brzmi tak jakby „wielki, czarny kształt” (przecinek) i „smok” to dwa różne obiekty, a przecież cały czas chodzi ci o Nocną Furię.
      „Obserwował chwilę, jak gad grzebie nosem w zaspach śniegu, lecz gdy poczuł na sobie czyjeś spojrzenie, uniósł głowę i wbił w niego wielkie, jasnoniebieskie oczy, tak zimne i mordercze, że Dannar przełknął ślinę, a ręce zaczęły mu się niekontrolowanie trząść.” – podmioty ci się tu poplątały kompletnie. Dannar obserwuje smoka, który czując na sobie jego spojrzenie podnosi łeb i się w niego gapi, tak? Bo z tego twojego zdania wynika, ze Dannar obserwował, a gdy poczuł na sobie spojrzenie uniósł głowę itd. Inna sprawa taka, że wyżej napisałaś o miarowym oddechu smoka, co znamionuje sen, a tu się okazuje, że Nocna Furia wcale nie śpi a grzebie pyskiem w ziemi (czynność fizyczna), więc nie powinna mieć raczej regularnego oddechu.
      „Szybko spuścił wzrok i zanurkował pod koc” – raz piszesz koce, potem futra i za chwilę znów wracasz do koca. Zdecyduj się, co Dannar ma w ekwipunku


      no i tyle, lecę dalej czytać.

      Usuń
    2. Ugh, muszę przy poprawianiu 1 tomu jakoś tak zadziałać historią, żeby nie przypominało w żaden sposób 'Eragona'... A będzie to trudne, bo do szerszego grona dotarł właśnie Paolini, a reszta już nie i stąd też mogę być późniejsze oskarżenia w przypadku wydania, że zalatuje tutaj plagiatem albo cholera jeszcze wie, co ludzie wymyślą. No i cóż... może faktycznie coś mi zostało w podświadomości z tego tekstu, jednak muszę coś zrobić, by już tak nie było ;P
      I naprawdę mam ogromną nadzieję, że jakoś wykorzystam ten potencjał i uda mi się napisać coś lepszego niż Paolini, he he ;P Ale do tego baaardzo długa droga przede mną ;)
      Jeśli chodzi o trening do łuku, będę to mocno zmieniać, będę się w tym przypadku konsultować z ludźmi, którzy czynnie trenuję łucznictwo, by to w miarę dobrze opisać, podobnie będzie w przypadku treningów szermierczych oraz walk, bo takowe też będę opisywać, a nie chcę zrobić tego na odwal się. Aktualnie bazuję tylko na wiedzy z netu oraz serialu, gdzie są pokazywane fragmenty treningu łuczniczego, jednak ciężko mi stamtąd wyciągnąć coś więcej, bo są to tylko jakby urywki wspomnień głównego bohatera i mam zawężone pole manewru. Ale jak przyjdzie do poprawiania całego tomu 1, na pewno zabiorę się za to porządnie i pewnie nie będzie już żadnej miski z wodą ;P

      Dzięki za wskazanie błędów! :)

      Usuń