wtorek, 27 maja 2014

1.8 'Trudne decyzje'



Sir Irving siedział na bujanym krześle i palił fajkę, wpatrując się w oszronione okienko. Zaciągnął się mocno, odchylił, po czym wypuścił z płuc trujący dym, który leniwie uniósł się ku sufitowi, by po chwili rozwiać bez śladu. Mężczyzna popukał się końcem fajki w brodę i westchnął ciężko.
Nie drgnął nawet, gdy tuż obok niego stanął wysoki elf. On także poszedł w ślady starszego człowieka i zapatrzył się w obraz za oknem. Jednak zanim Irving zdążył ponownie zaciągnąć się zielem, młodzieniec odwrócił się tyłem do światła i oparł o stół stojący obok.
— Nadal niczego nie wymyśliłem, Iluvielu, więc takie stanie nade mną z pewnością nam nie pomoże — mruknął rycerz, pacnąwszy fajką w udo jasnowłosego młodzieńca.
Iluviel spuścił wzrok na buty.
— Musimy udać się do Akademii, dobrze o tym wiesz — odpowiedział cicho, powoli podnosząc głowę i wpatrując się w wejście do pomieszczenia, w którym rozmawiali.
Nikt jednak im nie przeszkodził, więc Iluviel postanowił się nieco odprężyć.
— Nie możemy, dopóki ten przeklęty łowca jest na wolności. Pewnie doniósł już królowej o naszych ruchach i nikt nie jest bezpieczny, nawet sam książę.
Elf, choć niechętnie, musiał przyznać mu rację. Nie mogli zbliżyć się do Akademii bez zdradzania wrogowi, gdzie się ona znajdowała, a miejsce to będzie najlepszym schronieniem dla Althei oraz Nocnej Furii. Jeżeli w porę nie powstrzymają łowcy, sytuacja wymknie się spod kontroli.
— Co wymyśliłeś? — Iluviel podejrzewał, że, nawet będąc w tak beznadziejnej sytuacji, Irving już posiadał awaryjny plan działania, dzięki któremu zyskają nieco więcej czasu.
Mężczyzna westchnął, powoli wstał z bujanego fotela, a zgasiwszy fajkę, odłożył ją na niewielki drewniany stolik wciśnięty w róg pokoiku. Przeczesał ręką włosy i oparł się o niewysoki regał zapełniony po brzegi starymi księgami oraz zwojami spadającymi ze swoich miejsc. Czule poprawił jeden z nich, przez co wzniósł mgiełkę kurzu.
— Musimy udać się na dwór królowej — oznajmił cicho — by zmierzyć się zarówno z królową, jak i z łowcą. — Iluviel postąpił krok do przodu, targnięty silnymi emocjami, a na jego twarzy odmalowało się zdumienie.
— To zbyt niebezpieczne! — zaoponował hardo, ale w tym samym momencie do pomieszczenia wkroczył książę, a jego ponura mina jasno mówiła rozmawiającym, że usłyszał wszystko i także nie miał pomyślnych wieści.
— Zgadzam się z sir Irvingiem — przyznał Amaondel bardzo niechętnie, jakby samo wypowiadanie tych słów kłóciło się z jego poglądami.
— To samobójstwo — zaprotestował słabo Iluviel, ale pod miażdżącym naporem dwóch innych mężczyzn musiał odpuścić. — Jak chcecie to zrobić? Zginiemy, zanim w zasięgu wzroku ujrzymy pasmo górskie.
— Musimy wywabić łowcę na otwartą przestrzeń, a potem… wykorzystamy smoki — odparł sir Irving, ale nie mówił tego żywo, jakby sam nie wierzył w powodzenie planu. — Jeżeli dojdzie do bezpośredniego kontaktu z wrogiem, wy, elfy, musicie go pokonać. Dysponujecie magią, ja jestem jedynie mistrzem miecza. Na nic się zdadzą moje umiejętności przeciwko sztuczkom takiego węża.
— A co potem? — spytał cicho Amaondel, wpatrując się w przyjaciela, który nie wyglądał na zachwyconego ich planami. — Jak chcecie wkroczyć do Thorndile i uzyskać widzenie z królową?
— Tutaj, mój drogi, na scenę wkraczasz ty. Spróbujemy podstępu, a jeżeli dobrze pójdzie, uwolnimy królową z więzów szaleństwa.
Amaondel uniósł brwi, ale zaraz je zmarszczył. Zacisnął szczęki i odwrócił wzrok od przenikliwego spojrzenia mężczyzny, a po chwili westchnął.
— Nie sądzę, by to wszystko się udało, jednak innego planu nie mamy. Na dzień dzisiejszy Althea nie może trafić do Akademii, ale też nie porzucimy jej treningu. Musi ćwiczyć w czasie drogi, by była silniejsza. Powinna umieć się bronić, nie przewidzimy wszystkiego. Martwa Althea to martwy smok, a tego nie chcemy.
Cała trójka, jak jeden mąż, spojrzała w małe okienko. W pokoju na powrót nastała cisza i żaden z nich nie chciał jej przerywać, obserwując postać brnącą przez śnieg w kierunku ogromnego kształtu leżącego na skraju polany.
Wszyscy byli zgodni co do jednego: musieli bronić tę dwójkę oraz utrzymać ją przy życiu najdłużej, jak się da.

Althea powoli szła przez śnieg, patrząc pod nogi, by nie upaść w wysokie zaspy; starała się nie zerkać przed siebie, by unikać przenikającego na wskroś spojrzenia smoczycy. Już od połowy polany słyszała jej mruczenie, a gdy wyszła zza chaty sir Irvinga, murmurando przybrało na sile, wielkie oczy nieznacznie się zmrużyły i zachęciły dziewczynę do żywszego kroku.
Im więcej czasu przebywała z Nocną Furią, tym mocniej ją kochała. Owszem, bała się potęgi, jaka przed nią leżała, leniwie wachlując się skrzydłami, jednakże miłość oraz zaufanie do gada przeważało nad lękiem i przyćmiewało to uczucie. Nie podejrzewałaby smoczycy o to, że ją skrzywdzi – dowodem tego były oczy przepełnione czułością, ogromna radość zalewająca jej umysł oraz naglące popiskiwanie.
Miała mnóstwo pytań oraz wątpliwości wobec dwóch elfów. Odnosiła wrażenie, że im dłużej ich znała, tym mniej wiedziała o otaczającym ją świecie, ale teraz była więcej niż pewna, iż musiała dowiedzieć się prawdy oraz zacząć walczyć. Nigdy nie odpuści zabójcy jej bliskich. Ktokolwiek to był.
Nocna Furia położyła głowę na śniegu, aż zapadła się i zniknęła pod białą pokrywą. Gorący oddech wzniecał lekkie drobinki w górę, niektóre topił. Smok wydawał się zrelaksowany, choć nie tak dawno odniósł bolesne rany, które nadal się goiły i dawały we znaki przy mocniejszych ruchach.
Althea pokonała odległość dzielącą ją od smoka i dotknęła twardych łusek na pysku, uśmiechając się pod nosem.
Jak się czujesz?, spytała troskliwie, całkowicie otwierając swój umysł na gada. Od dawna ukrywała obecność smoczycy przed innymi, przez co mogły ze sobą rozmawiać jedynie telepatycznie. Teraz, gdy przebywała wśród swoich, swobodnie kontaktowała się z Nocną Furią, przebywała z nią, zacieśniała więzi, które do tej pory nie były pielęgnowane z taką starannością, z jaką powinny.
Zaczyna doskwierać mi głód, przyznała smoczyca i podniosła łeb, zaciekawiona ruchem między pniami drzew. W tym samym momencie na polance wylądował z tąpnięciem Ognisty Rubin. W paszczy trzymał martwego jelenia. Smoczyca strząsnęła z pyska śnieg i wysunęła spomiędzy warg długi, rozwidlony język, czujnie obserwując starszego kolegę.
Althea skłamałaby, mówiąc, że nie boi się smoka księcia. Ognisty Rubin przewyższał rozmiarami smoczycę; jego spojrzenie nigdy nie sprawiało wrażenia przyjaznego. W takich chwilach docierało do niej, że to zaufanie, którym darzyła smoka, nie było tak silne, jak się wydawało. Miała do czynienia z potężnymi bestiami władającymi magią; posiadały paszczę pełną ostrych zębów, miały pazury zdolne rozerwać na strzępy pięciu ludzi za jednym zamachem oraz skrzydła, dzięki którym mogły przemieszczać się w bardzo krótkim czasie na duże odległości. Nie potrafiła traktować Nocnej Furii jak Escuduro – choć bardzo chciała, nigdy nie zaufa jej tak mocno, jak ufała braciom czy ogierowi.
Nie można ufać zwierzętom. To samobójstwo.
Ognisty Rubin wygiął szyję i zamachnął się, a Althea krzyknęła, próbując się cofnąć, jednak zahaczyła o łapę smoczycy skrytą pod śnieżnym kożuchem. Upadła na śnieg i zakryła usta rękoma, widząc przed sobą trupa, z którego powoli uchodziło życie wraz z parą unoszącą się nad spoconą skórą.
Nocna Furia przekrzywiła łeb, zezując na podarek. Potem powoli podniosła głowę i zmrużyła oczy.
Jestem już duża, potrafię sama zapolować, warknęła nieprzyjemnie, a Althea poczuła koło swojej nogi, jak smoczyca zaciska pazury w imitację ludzkiej pięści. Nie potrzebuję twojej litości.
To nie litość, odpowiedział spokojnie Ognisty Rubin, po czym rozłożył skrzydła i uniósł się na tylnych łapach. To wyraz szacunku za to, co zrobiłaś dla tej dwunożnej istoty.
Nocna Furia sapnęła zdumiona i rozluźniła się, lecz nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo smok wzniósł się w powietrze, a potem odleciał. Gad zerknął na Altheę, ale nie odnalazł u niej żadnej odpowiedzi. Wstał więc, nachylił się nad ofiarą, lecz zanim zacisnął szczęki na udzie jelenia, zerknął w stronę elfki.
Althea podniosła się z ziemi, otrzepała spodnie i życzyła smacznego; odeszła z polanki szybkim krokiem, nie chcąc uczestniczyć w pożeraniu zdobyczy. I tak już zmarzła, a młody, niedoświadczony smok nie odpowie jej na pytania, które od dawna kołatały się po umyśle. Mogłaby spytać się Ognistego Rubina, ale coś jej podpowiadało w duchu, że to nie byłby dobry pomysł.
Weszła do chaty, otrzepała się z drobinek śniegu, zdjęła pospiesznie buty i wkroczyła do ciepłej sieni, natychmiast kierując się do małego pokoiku, gdzie spał Bron. Ron ciągle przy nim czuwał, jednak gdy zajrzała do ciemnego pomieszczenia, nikogo tam nie było prócz nieruchomego ciała przyjaciela pogrążonego we śnie. Chciała zostać przy nim choć przez chwilę, potrzymać za rękę i pomodlić się do bogów o przychylność, jednakże nie za bardzo w nich wierzyła.
Althea zostawiła Brona w spokoju i przeszła do kuchni, gdzie zastała resztę mężczyzn. Zamilkli na jej widok, a wzburzone spojrzenie Rona podpowiedziało jej, że rozmawiali o czymś, co miało też z nią jakiś związek.
— Smoki zadziwiają, nieprawdaż, Altheo? — odezwał się Amaondel, chcąc przerwać przedłużającą się ciszę. Zabębnił palcami w blat starego, wysłużonego już stołu, uśmiechając się pod nosem. — Kiedy sądzisz, że już je przejrzałeś na wylot, one znów to robią – zaskakują.
— Ognisty Rubin ci powiedział? — spytała, przekraczając próg i dosiadając się. — Nie spodziewałam się po smokach takich gestów.
— Szacunek to jedna z cnót, które posiadają i są u nich niezwykle silnie rozwinięte. — Althea miała ochotę się roześmiać.
Nigdy nie przypuszczałaby, że takich informacji dowie się od ponurego księcia Elfów Wysokich! Nie wyglądał na skorego do rozmów, zwłaszcza z nią.
A skoro chciał ją odciągnąć od głównego tematu, postanowiła mu w tym pomóc, widząc w tym szansę dla siebie.
— Jakie więc jeszcze cnoty posiadają, o których muszę wiedzieć, by lepiej je poznać?
— Bezgraniczna miłość do swego jeźdźca, przez którą są w stanie zabić inne smoki.
Nie wiedziała, co na to odpowiedzieć. Skoro Amaondel powiedział to takim tonem, znaczyło to, że gady nie chciały się wzajemnie mordować, jednak w sytuacji zagrożenia ich jeźdźców nie cofną się przed zabiciem własnej rodziny, przyjaciół.
Iluviel odchrząknął, widząc, że powietrze między rozmawiającą dwójką gęstnieje, szturchnął pod stołem Irvinga, który, wyrwany z letargu, klasnął w dłonie i położył je na blacie.
— Altheo, musimy udać się do Thorndile, stolicy Elfów Wysokich. — Gdy dziewczyna w końcu spojrzała na mężczyznę, westchnął i jego twarz nieco stężała. — Musimy zabić łowcę i spróbować zdobyć przychylność królowej, inaczej zginiemy, zanim dotrzemy do kolejnego miasta.
— Królowa nie lubi jeźdźców smoków? — zironizowała Althea, ale zaraz zganiła się w myślach za tę uwagę.
Gdyby tak faktycznie było, Amaondel nie siedziałby tu z nimi. Choć, z drugiej strony, mógł ukrywać obecność smoka, tak jak ona musiała przed mieszkańcami tych ziem.
— Jest… chwilowo niedysponowana i nie odróżnia dobra od zła — warknął książę, ucinając tym samym dyskusję o Isanii.
Althea też nie chciała wdawać się w dłuższą rozmowę z Amaondelem – od momentu poznania nie miała z nim żadnej dobrej chwili, dlatego też nie darzyła go wielką sympatią, choć powinna jako najwyżej postawionego z nich wszystkich. Kogoś ważnego, kto mógłby decydować o jej życiu lub śmierci.
— Rozumiem, że o tym rozmawialiście przed moim przyjściem, nie mylę się? — Tym razem zwróciła się do sir Irvinga.
To jemu ufała i wolała się wszystkiego dowiadywać od mężczyzny, który pomógł jej wtedy, gdy nikt inny nie umiałby tego zrobić.
— Tak, w istocie — przyznał powoli sir Irving.
Spojrzał niepewnie na elfy, wziął głęboki oddech i już miał kontynuować, gdy przerwał mu Ron:
— Ja i Bron zostajemy.
Sir Irving wypuścił ze świstem powietrze i wyraźnie oklapł. Unikał wzroku zaszokowanej Althei, jakby był wszystkiemu winien.
— Jak to: zostajecie? — powtórzyła z niedowierzaniem; zaraz pokręciła głową i parsknęła. — To zbyt niebezpieczne, możecie zginąć!
— Z pewnością będziemy bezpieczniejsi tam, gdzie ciebie nie będzie — odparł ponuro Ron, splótłszy ręce na piersi.
To był cios poniżej pasa. Althea patrzyła zszokowana na zaciętą twarz Rona, na jego wściekłe oczy ciskające gromy, na całą jego napiętą postawę, której nie poznawała. Czy to był ten sam Ron? Czy to ten sam chłopak, który ratował ją z opresji oraz pomagał na każdym kroku, gdy sobie nie radziła, a tak bardzo chciała nadążyć za Bronem? Bo tamten Ron nie zostawiłby jej już na samym początku tej drogi.
— Ron… — wybełkotała nieskładnie, mrugając, jakby chciała się pozbyć się łez, choć te na razie nie pojawiały się w kącikach oczu. — Co ty mówisz?
— Nie widzisz, że ciągle dostajemy baty za ciebie? — Althea odniosła wrażenie, że jej przyjaciel długo tłamsił w sobie te słowa. — Gdy przyleciała smoczyca, dostałem ja. Gdy zaatakował ten… łowca, dostał Bron. Cholera, Al, gdybyś nie miała smoka, Bron skonałby, zanim zdołałabyś cokolwiek wymyślić, żeby mu pomóc!
Wiedziała, że miał rację. Miał cholerną rację, bo odkąd tylko pojawiła się Nocna Furia, bracia narażali życie, pomagając jej w czymś, z czym sama sobie nie potrafiła poradzić. Jednak oni nie mogli jej w żaden sposób wesprzeć, bo nie wiedzieli, jak to było. Nie sądziła jednak, że tak łatwo dadzą za wygraną i porzucą przyjaźń, którą przez tyle lat starannie pielęgnowali.
Wtedy też pojawiła się złość. Althea zacisnęła dłonie w pięści, by po chwili grzmotnąć jedną z nich w stół, dając upust wściekłości zalewającej duszę. Smoczyca przerwała posiłek i zagłębiła się w uczucia swej pani, pytając w ten sposób, co się stało, ale Althea odsunęła ją od siebie oraz uspokoiła. Nie musiała mieszać w to wszystko smoka, poradzi sobie sama.
— Ron, pomyślałeś więc, co zrobisz, gdy wrócisz do wioski? — zapytała dziwnie spokojnym tonem, choć każdy widział jej wybuch. — Skąd możesz mieć pewność, że łowca pójdzie za nami? Równie dobrze może zostać, zaczaić się na was i zaatakować, a potem potraktować jako zakładników, by móc mnie szantażować. Jeżeli chcesz zginąć, proszę bardzo. Ale nie decyduj zbyt pochopnie za swojego brata, bo nie wiesz, co on powie o tym pomyśle.
— Powie, że pójdzie z tobą, Altheo.
Wszyscy jak jeden mąż odwrócili się w stronę wejścia do kuchni, gdzie w progu stanął Bron. Jego twarz nadal nie odzyskała zdrowych kolorów, a pod oczami wyraźnie odznaczały się sine cienie. Mimo to uśmiechał się, choć jego postawa jasno wskazywała na niezbyt dobrą kondycję.
Ron wstał i już miał podejść do brata oraz mu pomóc, jednak on uniósł rękę, zatrzymując młodzieńca w pół kroku. Bron przeszedł kilka chwiejnych kroków i oklapł ciężko na ostatnie wolne krzesło stojące przy stole, po czym oparł głowę o rękę, spoglądając z uśmiechem na elfkę.
— Nie zostawia się przyjaciół w potrzebie, prawda? — Potem spojrzał na Rona, a jego uśmiech nadal nie schodził z twarzy, jakby to, co się stało, nie napawało go strachem, lecz radością. — Jeżeli nie czujesz się na siłach, by iść z nami, wróć do wioski i spróbuj ich obronić przed atakami wroga najdłużej, jak się da.
— Pamiętaj jednak, że nie możesz nikomu wyjawić tajemnicy istnienia smoków czy Althei albo naszej — dodał Amaondel, patrząc z ukosa na przestraszonego Rona. — To ściągnie na ciebie i na nas pewną śmierć. Wróg cierpliwie czeka na słabe ogniwa.
Ron wyglądał jak jagnię zapędzone przez wilki w róg. Nie patrzył nikomu w oczy, nerwowo wykręcał palce i najwyraźniej bił się z własnymi myślami, bo długo nie odpowiadał.
W końcu jednak westchnął głęboko i pokręcił głową.
— Przykro mi, ale nie mogę — przyznał. — Jestem zbyt wielkim tchórzem, by podjąć takie ryzyko.
Sir Irving nachylił się ponad blatem i położył rękę na ramieniu Rona w geście pocieszenia. Młodzieniec najwyraźniej się tego nie spodziewał, bo zdziwił się taką szczodrością ze strony starego rycerza.
— Nie, Ronie — powiedział — wykazałeś się ogromną odwagą, decydując się zostać i walczyć za rodzinę i przyjaciół. Pomaganie najbliższym nie zawsze oznacza podążanie za nimi. Czasami ktoś musi pójść w przeciwną stronę, by później dostrzec, że to była dobra decyzja.
Słowa mężczyzny wyraźnie podniosły wszystkich na duchu, jednak czas pożegnań przyszedł zbyt szybko. Ron tłumaczył się tym, że ich rodzina zbyt długo trwała w niepewności, a po pożarze w warowni z pewnością umierają z niepokoju i chcą się dowiedzieć, co się stało, więc wolał wyruszyć już teraz, niż siedzieć dalej wraz z nimi w chacie, by przeciągać nieuniknione.
Althea szanowała Rona za tę decyzję. Gdy młodzieniec odmówił wyruszenia z nimi w drogę po raz pierwszy, chciała go przekonać za wszelką cenę, by zmienił zdanie. Poniosły ją emocje, przez co zakrzywiły jej osąd i spojrzenie na sytuację. Gdy Irving zaaprobował jego pomysł, w końcu zrozumiała, że Ron właśnie tego chciał. I musiała to zaakceptować mimo sprzeciwów serca.
Gdy stała przy odpoczywającej Nocnej Furii, powoli głaszcząc jej łuski, Ron przyszedł się pożegnać oraz przeprosić za wcześniejsze zachowanie. W Althei dawno opadła złość, pozostała jedynie nostalgia i smutek, ale też nadzieja na ponowne spotkanie.
— Wiesz, że nie chciałem tego powiedzieć, prawda? — spytał. — Po prostu… byłem przerażony, jak dużo się wydarzyło w ciągu tych kilku dni i ile mogliśmy przez ten czas stracić.
— Wiem to, Ronie — odpowiedziała spokojnie. Cichy pomruk smoczycy dał jej poczucie, że dobrze czyni. — Wszystkich nas poniosły emocje, bo sprawa nie jest prosta, a czas nagli. Cieszę się, że zostaniesz i będziesz bronić wioski.
— Spotkamy się jeszcze, prawda? — spytał drżącym głosem i to utwierdziło elfkę w przekonaniu, że miejsce jej przyjaciela było tutaj, nie w szerokim świecie pełnym niebezpieczeństw, gdzie na każdym kroku czyhało zło oraz śmierć.
— Oczywiście, że tak.
Zgarnęła go w objęcia i mocno przytuliła do siebie, choć to on przewyższał ją o pół głowy. Cieszyła się, czując ciepło Rona tak blisko, słysząc spokojne bicie serca oraz ciche zapewnienia, że na pewno kiedyś znów się spotkają, że będzie do nich pisać tak często, jak na to pozwolą obowiązki w wiosce.
Gdy patrzyła na zad konia, którego Ron dosiadał, znikający między drzewami, wiedziała już, że nigdy nie napisze, a ich ponowne spotkanie raczej nie nastąpi.

— Kiedy wyruszamy? — spytała Althea, wpatrując się w wesoło trzaskający ogień w kominku, przed którym siedziała opatulona w koc.
Piła z glinianego kubka kojącą, gorącą herbatę, a Irving w bujanym krześle palił od niechcenia fajkę, także nie odrywając wzroku od ognia.
— Przed świtem. Czeka nas długa podróż, więc musisz się wyspać — odpowiedział cicho Iluviel oparty plecami o jej nogę. — Powiadają, że niektórzy jasnowidze są w stanie odczytywać przyszłość z płomieni.
— Lub z dymu — dopowiedział Irving, wypuszczając z ust potężny obłok, który wolno poszybował w stronę rozluźnionego elfa.
— To tylko bajki, Irvingu — zaśmiał się Iluviel, pospiesznie rozganiając chmurę drażniącego dymu. — Nikt już w to nie wierzy.
Althea lubiła patrzeć na ich relacje, choć nie chciała pytać, skąd się znali, skoro Iluviel pochodził z Thorndile, tak samo jak Amaondel, a sir Irving podobno urodził oraz wychował się tu. Była jednak tak zrelaksowana, że dopadło ją znużenie i zapragnęła usnąć, choć usilnie starała się dotrzymać towarzystwa mężczyznom nadal na tyle wypoczętym, by dyskutować o zakresie kompetencji jasnowidzów.
Myślami ciągle wracała do Rona. Czy dotarł do wioski? Jak powitali go mieszkańcy? Co powiedzieli jego rodzice na samotny powrót bez brata? Jak to wytłumaczy przerażonym mieszkańcom i ile będzie musiał kłamać, nim świat się dowie, że Bron postanowił towarzyszyć jedynemu ocalałemu Mrocznemu Elfowi i jego smoczycy – symbolowi nadziei na lepsze czasy?
Musiała się położyć. Przeprosiła dyskutujących i wyszła z pomieszczenia, choć podejrzewała, że Irving z Iluvielem nawet nie zauważyli jej zniknięcia, zbyt pochłonięci rozmową na temat amuletów jasnowidzów i ich magicznego działania oraz wpływu na innych ludzi.
Nigdy nie sądziła, że będzie kiedykolwiek świadkiem tak niedorzecznych rozważań. Jeszcze niedawno przecież nie wiedziała, że magia w ogóle istniała na tym świecie.
Nie przeraziła jej obecność Amaondela. Pokój tonął w ciemnościach, Bron pochrapywał cicho, a elf spokojnie siedział na krześle przy oknie, wpatrując się w ciemności, jakby wypatrywał czających się w mroku wrogów.
— Nie idziesz spać? — spytała cicho nieśmiałym tonem, zakopując się w przygotowanym przez Irvinga skromnym posłaniu.
Elf nie poruszył się, ale zdawało jej się, że na jego ustach na kilka chwil zagościł niewielki uśmiech.
— Ktoś musi cię pilnować, gdy będziesz spać, Altheo — odpowiedział równie cicho, by nie zbudzić śpiącego Brona.
— Ale też potrzebujesz snu, przed nami długa droga! — zaprotestowała, choć nie tak mocno, jak w przypadku Brona, gdy ten upierał się, że będzie na warcie, w razie gdyby wróg chciał ich zaatakować w chacie.
— Nie przejmuj się mną, Altheo — wymruczał Amaondel niemal pogodnym tonem, jakby cała ta rozmowa niezmiernie go bawiła. — Jestem nie tylko księciem, ale też wojownikiem. Tego elfów uczą najpierw, dopiero potem przychodzi czas na naukę innych ról. Poza tym ktoś musi pozostać w kontakcie ze smokami. Owszem, zdołałbym pójść spać, bo więź nie słabnie, nawet gdy jedna ze stron śpi, więc Ognisty Rubin w każdej chwili mógłby mnie obudzić, jednak zajęłoby mu to dłuższą chwilę, która często przydaje się w organizowaniu ewentualnej ucieczki.
— Czy ja…?
— Ty tego jeszcze nie umiesz, bo w niewytłumaczalny sposób tracisz kontakt ze swoją smoczycą, co nie jest normalne. — Amaondel w końcu poruszył się i poprawił na krześle, wyciągając nogi przed siebie, by rozprostować kości. — Nie możemy ryzykować, że w chwili ataku nie będziesz w stanie skontaktować się z Nocną Furią.
— Dlaczego chcesz mnie tyle uczyć o smokach? — spytała nagle, zauważając, że tylko on powiedział jej tak dużo o smokach, w dodatku przez przypadek.
Jednak gdy już mówił, jego informacje miały dla niej ogromne znaczenie, dzięki czemu szybko się uczyła oraz pojmowała kolejne zasady rządzące światem smoków i ich jeźdźców.
— Podobno jesteś nadzieją nas wszystkich — przyznał i wtedy naprawdę ujrzała jego uśmiech, gdy zerknął na nią. — A głupio by było, żeby nadzieja całej tej krainy miała tak mało wiedzy na tema smoków czy magii. To nie przystoi.
Althea roześmiała się, lecz zaraz ten dźwięk stłumiło potężne ziewnięcie. Podziękowała więc Amaondelowi za wszystko i położyła się spać, życząc też Nocnej Furii powodzenia w warcie na zewnątrz. Smoczyca jednak była tak podekscytowana przydzielonym jej zadaniem, że chyba nie do końca pojmowała jego wagę, ale dziewczyna cieszyła się szczęściem swojej podopiecznej.
Mimo przeżytych wcześniej mrożących krew w żyłach chwil, sen przyszedł zaskakująco szybko. Jednak nie przynosił ze sobą dobrych rzeczy.
Tylko koszmary.
~*~
— Chyba się zgubiliśmy, Armelliano — mruknął zrezygnowany Dannar, rozglądając się na boki.
Koń prychnął i tupnął mocniej nogą, wyrażając w ten sposób dezaprobatę.
A ja ci mówię, że to dobra droga. Jesteś po prostu niecierpliwy.
Dannar westchnął cierpiętniczo i nieznacznie zgarbił w siodle, jednak zaufał wierzchowcowi i przyspieszył do kłusa, mrużąc oczy, gdy wyjechali na polankę, a śnieg odbijający ostre promienie słoneczne na kilka chwil go oślepił.
Gdy przetarł powieki palcami i ponownie spojrzał na polanę, zagryzł ze złością wargę, niemal przegryzając ją do krwi. Warknął kilka przekleństw pod nosem, żeby wyrazić w ten sposób złość, po czym zeskoczył z konia i puścił go wolno. Ruszył przez wysoki śnieg, uważnie obserwując każdy trop napotkany po drodze.
Spóźnił się, co wprawiło go w ogromną wściekłość.
Nikogo tu nie ma, Dannarze, zauważył koń, idąc za nim powolnym stępem. Zwierzę starało się tak stawiać kroki, by nie zatrzeć żadnego śladu, ale i tak było jasne, że niczego tutaj nie znajdą.
Chata została opuszczona, a on najpewniej krążył po okolicy przez kilka godzin, szukając jakichś wskazówek, podczas gdy tamci odeszli, nawet nie wiadomo dokąd. Jak tak dalej pójdzie, zawali całą misję i nie wykona zadania.
Dannar stanął kilka metrów przed wejściem do chaty i rozejrzał dookoła, podpierając się pod boki.
— Widzisz coś dziwnego? — spytał ogiera, a gdy koń szturchnął go pyskiem w plecy, odwrócił się, by rzucić okiem na to, co znalazł.
Tam leżało coś dużego, zauważył trzeźwo Armelliano, wysuwając pysk w kierunku krańca polany, gdzie śnieg nie był jednolity, zgnieciony przez coś dużego i ciężkiego, w dodatku ciepłego, bo miejscami wystawała trawa targana przez chłodne powiewy wiatru.
Dannar ruszył przez zaspy, nie zważając na inne ślady, które przestały być dla niego istotne. Gdy doszedł do miejsca wskazanego przez konia, kucnął przy dołku i dotknął śniegu. Był ubity i wygładzony, miejscami poprzecinany przez coś ostrego.
Smok, pomyślał Dannar i uzyskał tym samym pewność, że wszystkie plotki okazały się prawdą. A skoro tak, miał coraz mniej czasu. Musiał działać szybko, by znaleźć gada oraz jego jeźdźca.
— Armelliano, musimy ruszać! — zawołał konia, wstając z klęczek.
Ogier szybko pokłusował do niego i lekko ugiął nogę, by Dannarowi prościej było wsiąść. Zaraz też ruszył szybkim galopem poganiany przez zniecierpliwionego jeźdźca.
Co się dzieje? Już wiesz, co to jest?, spytał zaniepokojony Armelliano, wyciągając kopyta, choć i tak było mu ciężko rozwinąć pożądaną przez Dannara prędkość – zaspy śnieżne skutecznie hamowały konia, czasami nawet zmuszały go do sarnich skoków, by dotrzeć do w miarę ubitej, przetartej drogi.
— Goni ich łowca, jeśli się nie pospieszymy, pozabija wszystkich, ale wtedy nie mamy po co wracać do zamku — odpowiedział Dannar pomiędzy jednym głębokim oddechem a drugim.
Przecież o to właśnie chodzi, prawda? By wyeliminować wrogów twojego ojca.
— Tyle że ci wrogowie mogą się okazać cholernie przydatni — przyznał szybko młodzieniec i jeszcze mocniej spiął boki konia. — Jeżeli dasz radę postarać się bardziej, zdążymy. Teraz wszystko zależy od ciebie, Armelliano!
Ogier zarżał cicho i skoczył do przodu, kładąc uszy na potylicy. W tym akurat był dobry.
~*~
Althea zachwiała się w siodle, lecz szybko złapała równowagę i pochyliła się nad końską szyją, obserwując Iluviela przemykającego między pniami. Jego klacz była doskonale wytrenowana w walce, dzięki czemu potrafiła galopować lasem, omijając drzewa bez straty tempa, jakie narzucał jej jeździec. Escuduro mógł jedynie pozazdrościć koleżance tak imponujących umiejętności.
Jednak teraz nie liczyła się zwinność, a szybkość. Musieli uciekać przed łowcą.
Tuż za nią jechał Amaondel, tuż obok dotrzymywał mu kroku kary ogier sir Irvinga niosący nie tylko mężczyznę, ale także osłabionego po ostatniej ranie Brona. Wszyscy czuli na plecach oddech elfickiego łowcy, jednakże na razie pozostawała im jedynie ucieczka.
Nie byli jednak osamotnieni w tej walce. Mieli ze sobą smoki.
Zniknął z mojego pola widzenia, oznajmiła zaniepokojona smoczyca i obniżyła lot, rzucając cień na uciekających. Tuż obok niej szybował Ognisty Rubin z uwagą obserwujący drogę rozciągającą się przed nimi. Była pusta, a po łowcy nie został żaden, nawet najmniejszy ślad.
Wtem Althea ujrzała kątem oka ruch, jednak zanim Nocna Furia ryknęła rozdzierająco, nurkując między rozpędzone konie, coś ciężkiego wyrzuciło ją z siodła. Dziewczyna upadła z głuchym stęknięciem na ziemię i przeturlała się kilka razy, w końcu zatrzymując się plecami na drzewie. Chropowata kora wbiła jej się w kręgosłup, ale ten ból był niczym w porównaniu z dławiącym strachem ściskającym gardło, gdy podniosła głowę i ujrzała łowcę celującego z łuku prosto w jej pierś. Mężczyzna uśmiechał się i coś mówił, jednak dzieliło ich kilka długości smoka, przez co nie zrozumiała, o co mu chodziło.
Wiedziała, że nie zdążą na czas. Ale nie miała im tego za złe. Do tej pory robili, co w ich mocy, by uchronić ją przed wrogiem, jednak póki nadal była słaba, niewiele mogli zdziałać. Podświadomie czuła, że w końcu dosięgnie jej przeznaczenie.
Żałowała jednak, że tak szybko.
Zamknęła oczy w momencie, gdy łowca wypuścił strzałę. Słyszała wściekły ryk Nocnej Furii, jej wściekłość zalewała falami umysł dziewczyny, doprowadzając krew do wrzenia, jednak na nic się to zdało. Nie zdoła uchylić się przed elficką strzałą wymierzoną w serce.
Nagle smoczyca urwała skowyt szału, a wokół zapanowała cisza. Althea miała wciąż zamknięte oczy, jednak nie czuła żadnego bólu, nie słyszała jęków żalu, nawoływania. Otulało ją dziwne milczenie, które ciążyło na niej i zmusiło do uchylenia powiek.
Niemal natychmiast podskoczyła i zamrugała kilka razy, próbując niemal wtopić się plecami w drzewo, jednak nie posiadała takich umiejętności. Jej serce waliło jak oszalałe, a źrenice rozszerzały się w wyrazie szoku.
Żyła. Męska, muskularna ręka mocno zaciśnięta na drzewcu strzały po chwili złamała ją na pół. Gdy Althea odważyła się obrócić nieco głowę w bok, ujrzała poważną twarz młodzieńca oraz przeszywające spojrzenie miodowych, nienaturalnych oczu. Ciemnobrązowe, mocno rozwichrzone włosy niemal sięgały ramion, a delikatny zarost dodawał nowoprzybyłemu uroku.
Nieznajomy wyprostował się i przyjrzał grotowi strzały, słowem nie odzywając się do nadal zszokowanej Althei. Gdy w zasięgu wzroku elfki pojawił się zdyszany Amaondel wraz z Iluvielem, dziewczyna powoli zaczęła się otrząsać z szoku i wstawać z ziemi, posykując co chwila, gdy czuła w różnych częściach ciała ból spowodowany upadkiem z konia.
Spomiędzy drzew wyjechał na drogę sir Irving, jednak gdy Amaondel krzyknął w jego kierunku, mężczyzna jedynie pokręcił głową. Łowca uciekł.
Znowu.
— Nic ci nie jest? — spytał Iluviel, łapiąc Altheę za ramię i przyciągając bliżej siebie, by przyjrzeć się jej twarzy.
— Nie, wszystko w porządku… — odpowiedziała powoli, a po chwili usłyszała w swojej głowie kojący głos smoczycy:
Jak to dobrze, że ten chłopak był w pobliżu, nie zdążylibyśmy na czas.
Althea mruknęła tylko coś niewyraźnie, szybko skupiając uwagę na nieznajomym. Jednak zanim zdążyła zapytać, kim właściwie był, ubiegł ją w tym Bron, zeskakując z konia:
— Coś za jeden? — warknął nieprzyjemnie, za co Althea miała ochotę go kopnąć w piszczel.
On właśnie uratował jej życie! Mógłby być nieco milszy.
Młodzieniec w końcu oderwał wzrok od grotu i powoli przeniósł spojrzenie na zebranych w pobliżu, patrząc każdemu z osobna w oczy. W końcu jego wzrok zatrzymał się na zaciekawionej Althei, by tam pozostać na dłużej.
— Jestem Dannar i przybyłem tu, by was uratować.

__________ ~ * ~ __________

Przepraszam, że dopiero teraz, ale z tą publikacją wywiązało się sporo perypetii. Najpierw zabrakło mi Internetu i musiałam czekać tydzień, żeby ktoś przywiózł mi doładowanie do karty - moja wieś jest dosyć mała, w dodatku mam psa i nie mogę go zostawić w domu, bo zrobi mi przemeblowanie, a gdybym go wzięła do sklepu i zostawiła przy wejściu, raczej już bym go nie zobaczyła. Husky, co tu się dziwić, nie dość, że do wszystkich cieszy mordę, to jest piękny, co jest czasami jego przekleństwem. Pocieszam się tym, że mam non stop minę szaleńca, dzięki czemu ludzie zastanawiają się dwa razy, zanim podchodzą i głaszczą go.
Anyway, jak już dostałam Internet, okazało się, że... zawieruszył się mail z betą. Obszukałam całą pocztę, Nearyh tak samo, ale bez rezultatu - wsiąkł jak kamfora! I biedna Nereczka sprawdzała mi go dwa razy, przeżywając zagubiony mail trzy dni :D Nie dziwię się jej, tyle pracy poszło się... no właśnie :P
A ja powoli wchodzę w lepszą część tego tomu - piszę już 12 rozdział, w końcu akcja płynie wartko do przodu, więc najbliższe miesiące będą obfite w ciekwe rozdziały i niespodziewane zwroty akcji.
Dziękuję, że jesteście ze mną!

27 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. No to cóż, mam do powtórzenia co najwyżej uwagi z rozdziału przy poprawkach. Naprawdę podobała mi się ta pierwsza scena, wyszła bardzo klimatycznie i generalnie na duży plus. Jakoś tak... ciepło? No, nie wiem, ale szalenie przypadła mi do gustu ^^
      Dalej... cieszę się z kwestii Rona. Nie, że się go pozbyłaś, ale wykazał się jakimś krytycyzmem, resztką rozsądku, zwał jak zwał. Generalnie do tej pory było poczucie... no, nawet nie uwielbienia odnośnie Althei, ale takiego wiesz, łał, ona ma smoka i jest ostatnia ze swojej magicznej rasy, ci do niej jak do jajka, ten się ewidentnie podkochuje... a Ron się wypiął i stwierdził "taki wał, bardziej cenię swoje życie niż jej zajebistość" xD Dałabym mu lajka.
      A wreszcie - tak biorąc pod uwagę ten i przyszłe rozdziały, mam nadzieję, że moje przypuszczenia co do Dannara chociaż trochę były słuszne xD Generalnie to byłoby piękne. Serio. Może to kwestia tego, że nie polubiłam Ali jakoś specjalnie. Dlatego mogę patrzeć na jej krzywdę xDD

      Usuń
    2. Och, to cieszę się, że w końcu wyszedł mi jakiś ciekawy dłuższy fragment, w który wczułaś się i polubiłaś :D Oby takich było więcej, bo czasami zaczynam w siebie wątpić xD
      Taaaa, muszę poważnie zastanowić się nad składem początkowym drużyny, która się stworzyła... Zauważyłam, że nie radę sobie jeszcze z natłokiem postaci w jednym momencie, bo często odnoszę wrażenie, że jakąś faworyzuję, jakąś pomijam, a potem wychodzi kiszka... Znaczy ta ostateczna wersja ma już swój zarys, jak to będzie wyglądać, ale to jeszcze wyjdzie w praniu, jak się ludziom spodoba dalsza część :) Bo to w sumie też zaważy nad tym, jak to wszystko będzie ostatecznie wyglądać.
      Ach, ten Dannar - tyle pytań :P Mam nadzieję, że jego postać zostanie naprawdę fajnie przeze mnie poprowadzona, nie spieprzę jej i wszystkim się podoba jego rola w tej historii :) Ba! Nawet ostatnio przemyślałam jego cały wątek i zmieniłam jego starą wersję na nową... Czy będzie lepsza, to się okaże dopiero za, hohohooh, bardzo długo ;)

      Usuń
  2. Ale super rozdział <3. Tylko trochę źle się czyta. To przez zieloną czcionkę i ogólnie kolorystyka szablonu nie jest zbyt korzystna. Czekam na next.
    [http://straznicy-fantastyki.blogspot.com/]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! I chciałabym też bardzo serdecznie podziękować za spostrzeżenia dotyczące szablonu - wezmę je pod uwagę i postaram się coś zmienić :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Hm, wychodzi na to, że przegapiłam ostatni rozdział, więc zacznę od skomentowania właśnie jego.

    Zginęła jako pierwsza. / Well, w zasadzie to jako trzecia :D
    Smoczyca długo nie dawała żadnej odpowiedzi, a gdy w końcu takowa nadeszła, wcale nie okazała się dobrą wiadomością. / Chyba tylko ogień pod strosem Wszechzłego mógłby być dobrą wiadomością.
    Kątem oka dostrzegł biegnącą w stronę przyjaciół Altheę, powstrzymaną w ostatniej chwili przez Iluviela. / To zdanie sugeruje, że zdążyła przebiec kawałek, w zasadzie tyle, by dobiec do Brona i Rona, ale Iluciel tuż przed nimi ją złapał. Może lepiej coś w stylu "Kątem oka dostrzegł zrywającą się z miejsca Altheę..."
    Bron odepchnął na bok Rona w ostatniej chwili i nawet nie zdążył się dobrze przygotować do zablokowania ciosu – klinga elfickiego miecza weszła miękko w brzuch młodzieńca i przebiła ciało na wylot. / Przecież uniósł­ ten miecz nad głowę, jak mógł wejść w brzuch w ten sposób? Prędzej wbiłby się odgórnie w ramię albo rozchlastał pierś w poprzek; żadnego przebijania. No i miecz tak sam z siebie by się z rany na wylot nie wysunął.
    Nawet Ognisty Rubin zapiszczał zdziwiony, widząc koleżankę używającą magii w tak młodym wieku. / Wielki,przerażający smok... piszczy? :D
    Potrafił zachować więcej zimnej krwi niż jego przyjaciel, a Amaondel nie protestował zbytnio – często wolał, gdy ktoś inny wykonywał jego obowiązki, samemu oddając się rozmyślaniom lub przyjemnościom. / lepiej brzmiałoby "...jego obowiązki, by sam mógł oddać się..."

    W warowni było tylko dwóch strażników? Mało prawdopodobne. Dziwię się, że nikt nie próbował Mothrila powstrzymać, nawet jakaś zdesperowana kobieta. Fakt, zapewne nie stanowiliby dla niego wyzwania, ale trudno uwierzyć, że wyrżnął ich wszystkich tak po prostu, zwłaszcza stosując jakieś, hm, finezyjne metody (jak to wieszanie pod sufitem). Gdyby pojawił się w nocy i zabił ich wszystkich w łóżkach – okej, to jeszcze mogę zaakceptować. Ale jedna osoba mordująca cały zamek w biały dzień, podczas gdy nikt nie usiłował uciekać lub walczyć – mało prawdopodobne. Mogłaś bardziej rozpisać tę sekwencję, opisać te próby powstrzymania czy ucieczki, strach mieszkańców. Mothril miał się rozkoszować krwią, a mam wrażenie, że trochę pozbawiłaś go okazji (i czytelników też).
    Reakcje Althei wydały mi jakieś bez życia, zarówno reakcja na spaloną warownię, jak i na zranienie Brona. Nie czułam jej bólu i lęku (ale może to tylko ja). Ach, i telepatyczny koń póki co wydaje mi się trochę nietrafionym pomysłem... znaczy, wygląda na to, że dorównuje inteligencją swojemu panu, myśli jak człowiek; za mało w nim zwierzęcości, jeśli pojmujesz, co mam na myśli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obecny rozdział.

      Nigdy nie przypuszczałaby, że takich informacji dowie się od ponurego księcia Elfów Wysokich! / Hm, po mojemu to jakieś strasznie dużo istotnych rzeczy jej nie powiedział.
      Althea też nie chciała wdawać się w dłuższą rozmowę z Amaondelem – od momentu poznania nie miała z nim żadnej dobrej chwili, dlatego też nie darzyła go wielką sympatią, choć powinna jako najwyżej postawionego z nich wszystkich. / Czemu powinna? Gdyby była mowa o szacunku do wyżej postawionego, to co innego, ale sympatia?

      Althea samoluba powinna dać im odejść, ba, zachęcać ich do tego! I wymusić na Bronie pozostanie w wiosce, zwłaszcza że nie doszedł do pełni sił. Tak strasznie egoistycznie pokierowała się swoimi potrzebami... Rozumiem, strach przed nieznanym, niechęć nieposiadania nikogo bliskiego w otoczeniu istot, którym nie ufa, ale wyszła na straszną hipokrytkę – uznała, że Ron zdradza ich przyjaźń, a w zasadzie to sama popełnia jeszcze gorszą rzecz, wymagając ich obecności przy niej w obliczu niebezpieczeństw, które mogą zakończyć się śmiercią. Aaale z drugiej strony fajnie, że nie masz tej głównej bohaterki krystalicznej, dobrej. Kto wie, jak my byśmy się zachowały w podobnych sytuacjach.
      Cieszę się, że Ron powiedział NIE dalszym przygodom, wybrał rozsądek i wypełnianie swoich obowiązków tu, na miejscu, gdzie należy. Sądzę, że wykazał się nawet większą odwagą niż Bron czy Althea. I jego, hm, postawa obywatelska również wydaje się lepsza. :D
      No i wreszcie Dannar się sprezentował towarzystwu. :)
      Szablon spoko, podoba mi się, tylko sądzę, że litery powinny być jaśniejsze albo tło ciemniejsze. Kontrast większy i powinno być w porządku.

      Usuń
    2. Ach! Brakowało mi Twojego głosu pod poprzednim rozdziałem, dlatego też bardzo się cieszę, że znalazł się on tutaj! :) Cenię sobie bardzo Twoje uwagi, zawsze zwrócisz uwagę na coś nowego, co nam umknęło :) I zawsze to taki fajny zimny kubełek wody, który mówi mi, żebym bardziej skupiła się na różnych detalach :P
      Do pierwszego komentarza: faktycznie, sama teraz odnoszę wrażenie, że potraktowałam atak Mothrila na warownię nieco po macoszemu. Z chęcią to zmienię, wezmę pod uwagę Twoje uwagi i postaram się to bardziej rozbudować :) Niestety czasami w mojej głowie zapala się czerwona lampka, który głosi: a jeśli napiszesz za dużo i czytelników będzie to nudzić? Albo głosi co innego: dawaj, dawaj, piszemy dalej, bo mam w głowie świetną scenę! I przez to tekst, który piszę aktualnie, jest napisany nieco na odwal się, żeby przejść do jednej konkretnej sceny, która jawi mi się w głowie jak plakat z jaskrawymi napisami. I to bardzo zły nawyk, przyznam szczerze, że walczę z nim od samego początku mojej "kariery pisarskiej". Muszę się pilnować, jednak z drugiej strony mam tak, że piszę coś, uważam, że jest okej, ale po publikacji patrzę na ten tekst i myślę sobie: cholera, mogłam tutaj pociągnąć więcej opisu, tutaj jest to źle, tutaj bym coś dodała... Dlatego tak bardzo kocham komentarze od czytelników: bo oni zwracają na takie rzeczy uwagę! Dzięki ich komentarzom ja jestem w stanie następną wersję napisać sto razy lepiej, mając już pod ręką uwagi, na które muszę zwrócić uwagę i poprawić - to bardzo pomaga :)
      Hm, na pewno zweryfikuję konia i postaram się coś zdziałać z Altheą, ale zauważyłam, że im dalej w las, tym gorzej xD Ale na pewno coś jeszcze uda mi się uratować :P

      Do drugiego komentarza: ano, Althea jest porąbana, będę musiała ją całkowicie zrestartować, bo aktualnie wkurza wszystkich naokoło, a ja zbieram baty za jej durnotę xD He he :P A Ron to w ogóle nie powiedział ostatniego słowa w tej historii, ale i na niego przyjdzie czas :D
      Everybody loves Dannar xD
      Nie wiem, czy jestem w stanie zmienić ten kolor, ale coś pokombinuję, żeby były bardziej kontrastowe :)

      Usuń
    3. Czas okołomaturalny, doskonale rozumiesz. Byłam nieobecna. :)
      Gdybyś zupełnie olała sprawę opisywania jego ataku aż do spotkania z Gretą (ewentualnie z jakimś krótkim komentarzem, np. coś w stylu "krew każdego mieszkańca zamku była już rozlana, gdy dotarł do pokojów Grety"), sądzę, że byłoby lepiej. Zaś szczegółowy opis masakry mógłby być interesujący, chociaż niewątpliwie trudny do przedstawienia. Mnie z pewnością zabrakłoby fantazji. Ale ty chyba jesteś czytelniczką Martina, prawda? Można czerpać od niego inspiracje, to pewne. :D
      Moim zdaniem nuda rzadko się wkrada, nawet jeśli jest długi, spokojny fragment. Musisz sobie zaufać, że potrafisz przedstawić go ciekawie, bo pędząca akcja i skomplikowane plot twisty nie zawsze równają się brakowi nudy. ;)
      Hej, przynajmniej wywołuje dziewczyna jakieś emocje! Gdyby nie odbijała się żadnym echem - jeszcze gorzej. :D Ale z drugiej strony możesz to wykorzystać jako pole do popisu, zmienić ją na oczach czytelnika.
      Taka moda - czarne charaktery rządzą sercami fanów. Zwłaszcza fanek. :D

      Usuń
    4. Ech, nawet właśnie doświadczam tego pragnienia przeskoczenia kilku scen, by wreszcie zacząć tę ciekawszą. Żywy dowód, że nie tylko ty borykasz się z tym problemem. :( Łączę się w bólu przyszłych.

      Usuń
    5. Hah, ja teraz mam czas okołoegzaminowy, bo zawodowy mam w poniedziałek i wtorek, ale zbyt długa przerwa między maturą a zawodowym sprawiła, że się rozleniwiłam do końca :)
      Czasami ciężko mi uwierzyć w siebie. Mimo że cholernie cenię sobie rady Nerki, jak i czytelników, nachodzą mnie takie chwile, że mam ochotę to rzucić, spróbować czegoś innego, olać Wojnę i do niej nie wracać, bo nie podołałam. Ale potem odżywa we mnie nadzieja, gdy czytam takie komentarze :)
      No, też fakt, ale chyba jednak normalnie główny bohater powinien wywoływać jakieś pozytywne emocje :P
      Ach, te czarne charaktery - zawsze seksowni, pociągający, tajemniczy :P
      Ach, to nie jestem sama w tym! Dobrze wiedzieć :P

      Usuń
    6. Ach! Te wakacje to po prostu maraton opieprzania się. Musiałam wstać dziś o szóstej na jazdy i ledwo się zwlokłam, chociaż się wcześnie położyłam. Ale z drugiej strony śpię po jakieś dwanaście godzin.
      Zawsze miło mi pomóc. ;)
      Czy ja wiem? Główny bohater z Pachnidła nie wzbudził we mnie specjalnej sympatii (eufemistycznie mówiąc; bardzo eufemistycznie), a powieść była interesująca i czytałam ją z przyjemnością. I to jeszcze nie był nudny czy irytujący, tylko obrzydliwy i godny nienawiści. Podług niego Althea jest całkiem fajna. :P Nie łam się tym, masz szansę przeprowadzić jej epicką zmianę. Narzekamy na nią, ale w sumie, cholera, postać nie powinna być zbiorem zalet już od samego początku.

      Usuń
    7. Nie no, ja tam się nie nudzę - wakacje to czas, gdy mogę pisać maksymalnie dużo, nie tracąc zbyt dużo, mogę siedzieć całymi dniami w stajni na legalu, mogę oglądać seriale, nie martwiąc się o zaliczenia, mogę iść na piwo, nad rzekę... Ach, takie wakacje przy koniach są super! <3 Mogłabym tak żyć, tylko najpierw muszę zdobyć zawód, by móc zarobić na te konie :D
      Ja tak teraz próbuję sobie przypomnieć, czy był gdzieś główny bohater, który mnie wnerwił, ale chyba jeszcze nie zdarzyło mi się, bym pałała do niego jakąś ogromną niechęcią. Owszem, często mi się zdarza, że coś mi w danej postaci przeszkadza, ale potem mimo wszystko im kibicuję :P W przypadku Althei musi to być naprawdę ogromna zmiana :P

      Usuń
    8. A kto mówi o nudzie? Opieprzanie się interpretuję jako czytanie, oglądanie, pisanie i chlanie, a tak że spanie i drzemanie, czyli wszystko to, na co czasu nie było, a przecież żadne z tych zajęć nie jest szczególnie ambitne. :D
      Trzeba wygrać w Totka. Albo napisać bestseller światowy. :P
      Ja tam jestem za tym, żeby Althei się powiodło, cokolwiek dla niej planujesz, nienawiści nikt do niej przecież nie żywi, a przecież nawet nienawiść można przemienić w miłość.
      W serii Kate Daniels na początku nie przepadałam za Kate właśnie, jakaś taka bez wyrazu była w pierwszej części, ale od drugiej - kocham tę kobietę! Już zresztą pod sam koniec jedynki było widać tę ogromną zmianę, jaka w niej zaszła. A czuję, że Wojna będzie dłuższa niż Magia kąsa. :P
      Hm, mam wrażenie, że strasznie często się odwołuję do jakichś pozycji i autorów.

      Usuń
    9. Ha ha, to prawda - trzeba coś robić, by zapełnić sobie ten wolny czas, którego nagle zrobiło się tak dużo :P
      Cóż... wybieram obydwie opcje, ewentualnie znajdę sobie bogatego chłopa xD
      Ach, zobaczymy, co zrobię z tą Altheą, może samo jakoś wyjdzie w praniu, że ludzie zaczną ją lubić? Kto wie! :P
      Ha! Ja ostatnio wywalczyłam wszystkie części o Kate Daniels, bo drugiej to już nigdzie nie ma! Tak się cieszę, że w końcu chociaż to udało mi się kupić! (Szukam jeszcze namiętnie dwóch drugich części Wiedźmy...) I mam właśnie ze sobą drugą część Kate, więc może i ja ją polubię, bo faktycznie po pierwszej części nie pałałam do niej miłością, ale nie nie lubiłam jej ;) Tak, ot, po prostu była :)
      Ale to dobrze! - to świadczy o tym, że dużo czytasz, jesteś oczytana i masz do czego się odwołać, by podeprzeć czymś swój argument! To się chwali :)

      Usuń
    10. O tak, bogaty chłop byłby cudowną perspektywą. Nawet nie musi od razu umierać, byle tylko chciał rozpieszczać swą wybrankę. xD
      Ja mam wszystkie. :3 Wychodzi na to, że chyba już z pięć książek FS nabyłam w zasadzie w ostatniej chwili, bo jakieś tydzień później rozlegały się głosy, że nigdzie ich nie można znaleźć, a ja całkiem spokojnie sobie z księgarni internetowej zamówiłam. Chociaż w jednym mam szczęście.
      Kate Daniels jest fantastyczna, absolutnie kocham tę serię. Nie ma żadnych wad według mnie, chociaż zarazem nie mogę powiedzieć, że jest idealna. I muszę przyznać, że mam na jej punkcie lekkiego pierdolca. :D Jak będziesz potrzebowała jakichś objaśnień czy przedstawienia różnorakich teorii na temat bohaterów i wydarzeń to wiesz, do kogo pisać. xD

      Usuń
    11. Wracając do Twojego poprzedniego komentarza: Wojnę planowałam na trylogię, ale coś czuję, że objętościowo jeden tom będzie mieć 800 stron albo cholera wie, ile, i chyba podzielę to na 4-5 części. Jednak na razie gdybać nie będę, zobaczymy, jak wyjdzie mi pisanie :P
      Ha ha, nie no, ja to wolałabym bogatego, przystojnego, młodego faceta, żeby mnie rozpieszczał i żeby fajnie nam się żyło :P Lepiej niech nie umiera, bo mnie posądzą jeszcze o zabójstwo xD
      A ja właśnie dzisiaj znalazłam na allegro do licytacji, więc będę walczyć o niej jak lwica xD I, kurde, muszę je zdobyć, choćbym miała majątek stracić (i pewnie stracę, bo to już białe kruki są...). I właśnie zaczęłam operację: zebrać wszystkie zagraniczne książki FS, zanim będzie za późno xD Bo, cholera, coraz trudniej się je zdobywa! Więc jak kupię już Wiedźmę, zabieram się za resztę - te wszystkie antologie chcę kupić, typu "wielka księga..." - są w miarę tanio jeszcze na allegro w zestawach, więc bierę :P
      Okej, jak coś, to będę walić jak w dym :P Na razie kończę książkę "Wilczy miot" Swanna, więc pewnie jutro zacznę czytać "Magia parzy" :D

      Usuń
    12. No to widzisz, tyle miejsca, żeby przeprowadzić zmiany, nie ma co się ograniczać. xD
      Istnieje wspaniały obrazek podsumowujący tę filozofię życiową, ale jak na złość nie mogę go znaleźć. :(
      Walcz, warto. :D Bo wznowień nie zrobią na pewno, za małe zyski im te serie przynoszą. Ale dobra wiadomość jest taka, że wyszli na prostą i w przyszłym roku wydadzą dwie książki Andrews, wreszcie piątka stanie na mojej półce. :D Jeszcze autorstwa Ilony FS wydaje serię o Rubieżach, też warto się zainteresować. Jedynka nie jest jakaś wybitna, ale dwójka i trójka są świetne.
      O, o, i jeszcze Zmiennoskóra Faith Hunter! Póki co też jedną część wydali, nie wiadomo, kiedy wezmą się za resztę... ale myślę, że i tak dobrze mieć. :D

      A tak z innej beczki...
      ZDAŁAM KURWA :D
      I może nawet uda mi się na to pieprzone UW dostać xD

      Usuń
    13. No niby tak, ale na razie moim nadrzędnym celem jest spisanie wszystkich wątków, które zaplanowałam na 1 tom :P A potem to myślę, że poleci z górki :)
      No ja mam nadzieję, że je wygram, wtedy będę spokojniejsza i będę systematycznie kupować resztę... Tylko nie wiem, jak jest z książkami polskich autorów, ale z tego, co widzę, nie ma tam większego problemu, więc na razie skupiam się na tych zagranicznych autorach FS, bo tutaj to jedna wielka niewiadoma ;P
      Ja to uwielbiam FS, więc na razie chyba będę tylko z tego wydawnictwa kupować, a dopiero potem zabiorę się za inne pozycje wydawnictw, bo tam takich jazd nie ma, a przynajmniej o nich nie słyszałam :P
      Hah, ja też zdałam matmę - na 30%, normalnie głupi ma zawsze szczęście xD W poniedziałek składam papiery na studia fotograficzne i od września zaczynam studenckie życie ;P

      Usuń
  4. "Tuż za nią jechał Amaondel, tuż obok dotrzymywał mu kroku kary ogier sir Irvinga niosący nie tylko mężczyznę" - o! znalazłam powtórzenie xD
    No, w końcu pojawia się jakiś cel podróży, chyba. W każdym razie mam taką nadzieję. Bo wszystko się zaczyna układać w ładną całość :3
    Ogólnie mam wrażenie, że w tym rozdziale wszystko dzieje się tak szybko. Przeskakujesz z jednej sceny na kolejną i na końcówce wyglądało to trochę dziwnie. Znaczy, pewnie, wszystko było zrozumiałe, ale znowu akcja bardzo przyspieszyła (chodzi mi głównie o tego łowcę), ale to może tylko moje odczucie.
    Dannar to mądry chłopiec, hehehe ;> Dobrze, że wysłałaś Rona do domu, pewnie jest tego jakiś wyższy cel. Choć nie za bardzo lubię braci, to jestem ciekawa, czy coś stanie się w wiosce itd. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak naprawdę ich celów podróży jest kilka, które będą się klarować wcześniej lub później, w zależności od ciągu akcji, ale wiem już teraz, że ten najważniejszy cel podróży powinien być zaznaczony już na samym początku.
      A być może, ostatnimi czasy przestałam na to zwracać uwagę, raczej piszę to, co mam mniej więcej zaplanowane, nie zważając na to, czy jest zbyt dużo akcji, czy wręcz przeciwnie - wlecze się jak flaki z olejem ;)
      Ej, bracia są fajni! Ale wiadomo, NIGDY nie pobiją Dannara xD
      Dzięki za komentarz, love ya! :*

      Usuń
  5. I ja przybywam, by skomentować nie tylko ten rozdział, ale i całe twoje opowiadanie. Prolog przeczytałam całe wieki temu i przypadł mi do gustu, toteż od razu dodałam bloga do obserwowanych. Na tym się skończyło, może troszkę przerosła mnie ilość tekstu (były wtedy opublikowane cztery rozdziały :p), która, biorąc pod uwagę jeden wielki czasobrak, zniechęciła mnie chwilowo do zapoznania się z treścią opowiadania. Toteż przybywam teraz!
    Tak jak wcześniej wspomniałam, prolog niezwykle mi się podobał, gdyż był utrzymany w atmosferze tajemniczości. Niewiele się z niego dowiedziałam i to właśnie zachęciło mnie do zapoznania się z twoim opowiadaniem. Chociaż miałam wrażenie, że w pierwszym rozdziale troszkę przesadziłaś z tak szybkim rozwojem wydarzeń, to do późniejszych nie mam większych zastrzeżeń. Całość kojarzy mi się oczywiście z Eragonem, bo to jedyna książka, którą znam i która bezpośrednio dotyczy smoków i ich jeźdźców. Co prawda czytałam tylko i wyłącznie pierwszą część, ale nie o tym miałam mówić.
    Nie lubię Althei, tego jednego jestem pewna. Denerwuje mnie, w jakiś dziwny i nieopisany sposób działa na nerwy. Nie robi nic, za co mogłabym ją znienawidzić, ale już tak się stało. Lubię za to Amaondela, mimo jego chłodu. No i Dannar - tutaj chyba nie trzeba niczego dodawać, prawda? :D
    Podoba mi się twój styl pisania, całe opowiadanie czyta się niezwykle przyjemnie i szybko, a za to należy ci się ogromny plus! Wręcz nie mogę się doczekać kolejnego spotkania bohaterów z łowcą, a także kolejnej wzmianki o królowej-mamie-Amaondela-której-imienia-nie-pamiętam. :)
    Z (nie)cierpliwością czekam na kolejny rozdział, życzę weny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, witam serdecznie nową czytelniczkę i kłaniam się w pas! Strasznie się cieszę, że przybyłaś tutaj i postanowiłaś zostawić po sobie ślad! :)
      To prawda, tekst jest dosyć obszerny, a z pewnością całość na pewno powali długością, jednak takie ilości tekstu ja uwielbiam najbardziej, bo przynajmniej mam pewność, że fajowość zbyt szybko się nie skończy :D Ale często też przytłacza mnie to, gdy właśnie czasu braknie, a chce się coś szybko przeczytać :) Mimo to cieszę się, że Cię to nie zniechęciło :D
      Och, akcja w początkowych rozdziałach na pewno zostanie znacząco spowolniona w ostatecznej wersji tej powieści, bowiem ja też zdaję sobie sprawę z szybkości, z jaką rozwiązałam ten wątek.
      Polecam poszerzyć zakres książek związanych ze smokami, bo "Eragon" to niezbyt dobry punkt odniesienia, uwierz mi :P
      Och, nikt nie lubi Althei! Niby cieszę się, że w ogóle jakieś emocje w czytelniku wyzwala, ale wychodzę z założenia, że główną bohaterkę należy jednak darzyć sympatią, a nie antypatią i życzyć jej z całego serca spalenia w najgłębszej otchłani piekła ;P A z kolei tajemniczy, seksowny Dannar przyciąga panny jak lep na muchy :P Się chłopak rozszaleje, to dopiero będzie xD
      Już niedługo rozwinie się nieco akcja związana z wątkiem zarówno łowcy, jak i królowej elfów, więc cierpliwości, cierpliwości! W piąteczek już pojawi się kolejny rozdział :)
      Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za dołączenie do skromnego grona czytelników! :)

      Usuń
  6. Noi nie zdążyłam. ;_;
    Tutaj będzie komć. Dziś albo jutro. Rezerwuję sobie miejsce, będę mieć łatwiejszy dostęp, jak dostanę powiadomienie, jakby coś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to jestem, witam. :D
      Jedno pytanie - czy w tym uniwersum masz druk? Przeczytałam o regale zawalonym tomiszczami i to pierwsze, co mi przychodzi do głowy. Czy może sir Irving jest bogaty tudzież ma wpływową rodzinę/przyjaciół? Nie czytałam pierwszych czterech rozdziałów - niestety - to wolę się dopytać, co i jak, może gdzieś o tym pisałaś.
      Amaondel ma u mnie -10 za zdanie "Martwa Althea to martwy smok", znaczy rozumiem, to pewnie element kreacyjny bohatera-księcia, który rozpatruje sprawę z chłodniejszej perspektywy, bardziej racjonalnie i tak dalej... Noale nie wiem, niby to bez zarzutu, a jednak takie wyrachowanie nie przypadło mi do gustu. Narzekam, nie zwracaj na mnie uwagi, proszę. XD
      "— To samobójstwo — zaprotestował słabo Iluviel, ale pod miażdżącym naporem dwóch innych mężczyzn musiał odpuścić."
      Ale przed chwilą Amaondel mówił, jakby przyznanie racji sir Irvingowi podważało jego zasady moralne i było szczytem nienaturalności, koloryzując oczywiście. Gdzie tu miażdżący napór?
      Ale ogółem to pierwsza scena wyszła Ci bardzo ładnie, dobrze wyważasz opisy z dialogami. Tego chyba jeszcze nie mówiłam? Chyba nie, a szkoda. Ciężko to tak ładnie wyważyć, co z czym, jakie konstrukcje zdań będą adekwatne - tutaj wszystko jest na swoim miejscu.

      "Miała do czynienia z potężnymi bestiami władającymi magią; posiadały paszczę pełną ostrych zębów, miały pazury zdolne rozerwać na strzępy(...)." - formatowanie spłatało Ci nieprzyjemnego figla, bo dwa "miała" wylądowały tuż nad/pod sobą.
      "Nie można ufać zwierzętom. To samobójstwo." ... chyba dzikim zwierzętom albo smokom. Sądzę, że o to Ci chodziło - w obecnym stanie, przy wcześniejszym wzmiankowaniu ogiera Althei, brzmi to dość dziwnie.

      Ach, ta kwestia Rona i niebezpieczeństwa jest piękna, po prostu piękna. Wypadła bardzo naturalnie, musiało kiedyś do niej dojść, a w tym przedstawieniu wypadło jak oczywistość. Była wspaniała. Dalsza scena jest po prostu dobrze napisana, ładnie i przyjemnie, ale to tamta wygrała. No, chociaż zdanie „tylko koszmary” robiło wrażenie, nie powiem.

      Ach, ten Dannar. Tyle powiem w kwestii tego fragmentu. Zło się zawsze sprzeda, jak się mówi, a ten bohater to przykład - jest teoretycznym złym charakterem, ale i tak wszyscy go kochają, jak czytam w komciach. :D I tak, on jest świetną postacią, udał Ci się.

      Hihi, nie powiem, zrobiło się ciekawie. Czy mi się tylko wydaje, czy Bron lubi Altheę bardziej, niż ustawa przewiduje? Czy tylko jestem zniszczona wynajdywaniem ererów? XD Wtedy dużo rzeczy by się wyjaśniło, ale co ja tam wiem, hihi. Ładnie to wszystko zgrałaś, to Ci trzeba przyznać, więc kolejny rozdział musi być intrygujący, co nie miara. :D

      Chyba tyle chciałam.
      Pozdrówki,
      Athemoss.

      Usuń
    2. Hejo, hejo, cieszę się, że dotarłaś z komciem! :D
      Nie tyle druk, co siła pergaminu, atramentu i ludzi, którzy chcą sobie to wszystko pisać, a potem sklecać w książki :) Nie wydaje mi się, żebym w tekście to gdzieś zaznaczyła, ale jako takiego druku nie ma, jest kopiowanie poprzez pisanie.
      Ha ha, Amaondel musi grać takiego zimnego, wyrachowanego - to zostanie wyjaśnione później, dlaczego taki jest :)
      Cieszę się, że pierwsza scena przypadła Ci do gustu! :) Naprawdę cieszą mnie takie małe rzeczy, jak właśnie dostrzeżenie fajności w jakiejś scenie, że komuś się to podobało... Mnie najczęściej się nie podoba, więc przynajmniej tyle, że ktoś inny dostrzega w tym jakieś ziarenko fajności ;P
      Dzięki za wskazanie błędów, wezmę je pod uwagę przy poprawianiu! :)
      No cóż, Dannar ma rzesze fanów i tego nie zmienię, tak już chyba będzie do końca... chyba że jego zachowanie w następnych rozdziałach sprawi, że jego fanklub zastanowi się dwa razy nad nim :P
      He he, dobrze kombinujesz, Bron faktycznie czuje miętę do panienki Althei, lecz co z tym dalej będzie, to się dopiero okaże :)
      Dziękować raz jeszcze za komentarz! <3 :)

      Usuń