poniedziałek, 27 stycznia 2014

1.5 'Nieznajomi'



Morze podczas sztormu stawało się śmiertelnie niebezpieczną pułapką, on wiedział o tym najlepiej. Lubił jednak wychodzić na balkon starego zamku i patrzeć na spienione fale uderzające z wściekłością w klify, rozbijające się o skałę i wracające do swego domu, by po chwili wznowić natarcie. Huk, ostry wiatr i słone krople w niewyjaśniony sposób go uspokajały, podczas gdy atmosfera w budowli nie zachęcała do uśmiechów oraz dobrego humoru. W dodatku w warowni nigdy nie znajdywał żadnego zajmującego zajęcia, dzięki któremu mógł zapomnieć o nudzie i choć na chwilę oderwać myśli od ponurej rzeczywistości.
Najczęściej jednak ponura rzeczywistość nie zamierzała opuścić jego.
Cichutkie chrząknięcie zostałoby zignorowane, gdyby nie fakt, że rozległo się tuż przy jego nogach. Stęknął zaskoczony i spojrzał w dół, by napotkać przestraszone spojrzenie dużych, wyłupiastych oczu. Od razu zalała go złość.
Nienawidził niziołków.
— Panie — zaczął człowieczek cicho, ale on nie chciał słuchać tego skrzekliwego głosu, który przyprawiał go o mdłości i dreszcze wściekłości jednocześnie.
— Powiedz mu, że nie mam ochoty na pogawędki o pogodzie — warknął rozzłoszczony, zaciskając palce na kamiennej balustradzie balkonu.
Niziołek jednak nie odchodził, co rozwścieczyło go jeszcze bardziej. A już na pewno słowa, które powiedział chwilę później:
— Przewidział twoją odpowiedź, panie. Nakazał ci przyjść pod groźbą kary śmierci.
Prychnął mimowolnie rozbawiony, słysząc tę nowinę z ust małego stworzenia. Wiedział doskonale, że groźby te nie miały żadnego pokrycia.
Stał przy balustradzie dłuższą chwilę, nadal wpatrując się w wysokie fale. Z dziwną melancholią stwierdził, że przypominały mu jego samego – tak samo wściekłe, lecz bezsilne wobec mocniejszego, potężniejszego rywala. Uderzały, ale nie zdołały zranić.
Tak samo on krążył wokół przeciwnika, jednak nie mógł mu zrobić krzywdy, bo doskonale wiedział, że sam by zginął.
Dlatego czekał.
— Panie? — Nieśmiały głos znów dotarł do jego uszu, przez co skrzywił się wyraźnie i przeniósł wzrok na nadal cierpliwie czekającego, choć przestraszonego oraz zziębniętego niziołka.
— Już idę — mruknął, rezygnując z zabicia stworzenia.
Był jednym z nielicznych niewolników zdolnych posługiwać się mową powszechną, dlatego też śmierć tak przydatnego pionka w zamku stałaby się wysoce niekorzystna zarówno dla niego, jak i pana całej budowli.
Tego, którego wszyscy się bali.
Zostawił za sobą sztorm i przenikliwe zimno, chowając się w ciepłej komnacie oświetlanej jedynie blaskiem pochodzącym z kominka. Ogień trzaskał wesoło, trawiąc suche szczapy drewna i rzucając łagodne światło na czerwony dywan zakrywający stare, kamienne podłogi.
Przystanął na chwilę i ściągnął z siebie płaszcz, rzucając go niedbale na wysokie krzesło przysunięte do biurka, przy którym lubił przesiadywać i pisać listy.
Nigdy ich nie wysłał.
Pisał, by nie dać się zwariować w starym nieprzystępnym zamczysku. W dodatku jego komnata sypialniana była zarazem jedynym miejscem w całej budowli, które w dziwny sposób zachęcało do pozostania. Inne pomieszczenia nie zostały objęte tak troskliwą opieką, nie licząc sali tronowej. Tam zawsze znajdował się ktoś, kto chciał rozpalić liczne świece, wypolerować rozlatujące się zbroje, umyć zakurzoną posadzkę, zmyć krew z kamieni…
A teraz musiał iść, choć rano obiecywał sobie, że spędzi dzień z dala od znienawidzonego miejsca i człowieka wiecznie przesiadującego na zimnym tronie. Dlatego szedł ze spuszczoną głową, narzucając sobie szybkie tempo, by jak najprędzej załatwić sprawę i uciec do swojej komnaty. Przetrwa tam resztę wieczoru, czytając po raz kolejny liczne księgi opowiadające o zamierzchłych czasach.
Starych drzwi do sali tronowej pilnowali dwaj zakuci w zbroje strażnicy z pikami. Ani drgnęli, gdy młodzieniec przechodził obok nich, trzymając ręce w kieszeniach i wpatrując się w posadzkę. Jedynie delikatny chrzęst metalu dał mu znać, że nie przeszedł obok nich bez echa. Najwyraźniej nawet żołnierzy zżerała ciekawość, co też działo się za wejściem do obszernej komnaty.
A działo się więcej, niż sam młodzieniec mógłby się spodziewać. Już od progu powitał go wysoki wrzask, a gdy przeszedł kilka kroków, mógł także ujrzeć wszystko, co rozgrywało się u stóp tronu. I w żaden sposób nie spodobało mu się to, co zobaczył.
Wysoki mężczyzna o nienaturalnie czerwonych włosach pochylał się nad nagą, zakrwawioną dziewczyną i śmiał się jej prosto w twarz, trzymając nóż w ręku. Obserwował z uśmiechem, jak drobna postać próbuje odczołgać się od niego, zachłystując się szlochem oraz upokorzeniem, a także bólem i krwią z rozciętej wargi. Dziewczyna znów wrzasnęła, gdy mężczyzna kopnął ją w brzuch i zaśmiał się histerycznie, patrząc z lubością na cierpienie słabszej od niego istoty.
— Widzisz to, mój słodki Dannarze? Słyszysz to? Kocham ten dźwięk! — Młodzieniec wiedział, że mężczyzna zorientuje się w mig, gdy nadejdzie. Nigdy nie udało mu się zaskoczyć władcy.
Dziewczyna znów otrzymała cios w żebra, jednak już nie krzyczała. Wydała z siebie jedynie żałosny jęk i opadła na posadzkę, tracąc przytomność. Dannar odwrócił wzrok i schował głębiej ręce do kieszeni.
— Kobiety są takie słabe! — prychnął mężczyzna i odrzucił na bok nóż, tracąc zainteresowanie nagą, sponiewieraną ofiarą. — Nigdy nie czerpię zbyt dużej przyjemności z torturowania ich. Zawsze zemdleją, zanim na dobre uda mi się wciągnąć w zabawę!
Dannar wolał przemilczeć tę uwagę. Jednocześnie próbował doszukać się jakichkolwiek podobieństw między nim a tyranem, ale jak na złość umysł ział pustką. On, w przeciwieństwie do człowieka, który z namaszczeniem wycierał blade dłonie, uśmiechając się złowieszczo do swoich myśli, nie potrafił z radością obserwować cierpienia słabszych.
Sprawiało mu to przyjemność, ale nie karmił się bólem innych.
Dannar w milczeniu obserwował, jak mężczyzna przeczesuje czerwone włosy bladymi palcami i zaczyna się histerycznie śmiać, układając dłoń wolnej ręki w dziwny znak. Zaraz potem z cienia oderwała się czarna plama i przesunęła w kierunku słabo oświetlonego tronu oraz schodów, na których leżało bezwładne ciało.
— Zabierz ją i dokończ to, co sam zacząłem. A potem możesz ją zabić lub wykorzystać do badań — rozkazał zakapturzonej postaci, nawet na nią nie patrząc, po czym odwrócił się przodem do Dannara, w końcu zwracając na niego zimne spojrzenie, w którym czyhało szaleństwo.
Niebo przecięła błyskawica, na kilka chwil rozświetlając ponure komnaty i rzucając poświatę na twarz mężczyzny.
Dannar zadrżał, bo ujrzał coś, co od zawsze go w tym człowieku przerażało.
— Wiesz, ilu ciekawych rzeczy można dowiedzieć się od głupiej wieśniaczki? — Mężczyzna znów się zaśmiał i usiadł u stóp tronu, patrząc, jak zakapturzona postać łapie dziewczynę za nogi i ciągnie ku cieniom, by po chwili zniknąć.
Smugi krwi z rozcięć oznaczyły kamienną posadzkę, ale żaden z rozmawiających zdawał się tym nie przejmować.
Jakby ten widok stał się dla nich codziennością.
— Tamta oto Sydya, córka bogatego kupca, miała odwagę rozmawiać na targu zbyt głośno i w nieodpowiednim towarzystwie. — Dannar zmrużył oczy, obserwując mężczyznę z uwagą. — Chodziła i rozpowiadała na prawo i lewo o smoczych jeźdźcach, wiesz? O smoczych jeźdźcach, o smokach, o elfach, o… krasnoludach. Ukarałem ją za to.
Kolejny grzmot zagłuszył wszystkie inne dźwięki, w tym dziwne chrobotanie i popiskiwanie przerażonych myszy, z trudem przeciskających się w kątach, by ukryć się przed szalejącą na zewnątrz burzą.  
Ale tuż po grzmocie nie zapadła cisza, nie słyszeli jedynie huku rozbijających się o klify skał i bębniącego deszczu. Słyszeli dziwne chrobotanie przypominające niski warkot i chrzęst metalu trącego o metal. Dannar zacisnął zęby i odetchnął głębiej. Wiedział doskonale, co zwiastował ten dźwięk.
— Nie sądziłem, że dożyję dnia, w którym ktoś będzie mieć na tyle odwagi, by wszczynać bunt… — wymruczał cicho mężczyzna, wyciągając z szerokiego rękawa zakrzywione ostrze, żeby z czułością przyjrzeć się starożytnym znakom wyrytym w klindze.
— Landarze — zaczął niepewnie Dannar, bojąc się, że zwrócenie się do niego po imieniu może oznaczać gniew. Niepohamowany gniew. Landar bowiem nie lubił swojego imienia, choć wiedział, że każdy, kto je wypowiadał, mimowolnie rozglądał się dookoła i ściszał głos. — Nie sądzę, by przekazywanie sobie legend i mitów było wszczynaniem…
— Skąd możesz wiedzieć, jakie były jej zamiary?! — Nie zerwał się z miejsca ani nie zaczął wymachiwać rękoma jak opętany w napadzie wściekłości. Landarowi wystarczało samo podniesienie głosu i ostre spojrzenie na podwładnych, by wzbudzać respekt oraz strach. — Nie masz pewności, że opowiadała tym ludziom… legendy i mity, jak to określiłeś.
— A ty z kolei nie masz pewności, że dziewczyna wszczynała bunt — odparował, zanim zdążył ugryźć się w język.
Potem już było za późno.
W jednej chwili widział Landara siedzącego u szczytu schodów prowadzących na tron, leniwie czyszczącego zakrzywiony sztylet, którym lubił wycinać krwawe wzory na ciałach ofiar. W drugiej chwili czuł na szyi klingę ostrza.
Dannar przełknął ślinę, ale nie próbował się szarpać. To mogłoby się dla niego źle skończyć. Stał więc na środku sali cały w nerwach, próbując nieznacznie przechylić głowę, by ujrzeć twarz oprawcy.
— Ostatnio ciągle próbujesz podważać moje decyzje — zauważył spokojnie Landar, ani na chwilę nie poluzowując uchwytu. — A wiesz, jak bardzo polegam na twoim zdaniu w wielu kwestiach. Jednakże coś… zaczyna się w tobie zmieniać, mój słodki Dannarze. Powiedz mi, czy mam się tym martwić?
— Nudzę się tutaj, to wszystko — warknął Dannar, udając rozluźnienie, choć dłonie wciśnięte w kieszenie już dawno zacisnął w pięści. — Mam dość tej przytłaczającej pogody, mam dość przeklętych przeciągów i czytania w kółko o tym samym. A przede wszystkim mam dość tych małych niewolników.
— Niziołki są świetnymi kompanami, Dannarze. Możesz ich torturować i próbować cokolwiek z nich wyciągnąć, a one i tak ci nie odpowiedzą, bo nie znają języka powszechnego. I już masz rozrywkę na chłodne wieczory! — Ręka trzymająca sztylet zniknęła, a Landar z powrotem pojawił się na schodach, tym razem opierając dłonie na kolanach i pochylając się, by lepiej widzieć młodzieńca. — Jeżeli tak bardzo nudzi ci się w zamku, wykonasz dla mnie misję. — Dannar miał ochotę wywrócić oczami, jednak w porę powstrzymał się od ruchu.
Mógłby znów odbyć bardzo bliskie spotkanie z chłodnym ostrzem Landara, jednakże drugi raz z pewnością nie skończyłby się tak subtelnym ostrzeżeniem i ukrytą między wierszami groźbą.
Misje zlecone dla niego przez Landara zawsze krążyły wokół jednego tematu – wyeliminować przeciwnika, który mógłby zagrozić tyranowi w przejęciu władzy. Dlatego zwiedzanie całej krainy i zabijanie szybko stały się nudną koniecznością. Dannar potrzebował wyzwania, dreszczyku emocji, nuty niepewności. Takiej misji, która ciągle wahałaby się między szalą zwycięstwa a porażki. Wolał żyć w niepewności i czerpać z tego przyjemność, niż wyruszać na misję, znając jej wynik.
Jednak wiedział, że znów dostanie zlecenie zabicia kogoś mało istotnego i najprawdopodobniej niewinnego.
— Masz odnaleźć przyczynę tych plotek. Znajdź tego, który to rozsiewa, zbadaj teren, przerzedź szeregi nieprzyjaciela. To chyba wystarczająco dobra rozrywka dla ciebie, nieprawdaż, mój słodki Dannarze?
Landar uśmiechnął się, a niebo po raz kolejny przecięła zygzakowata błyskawica, oślepiając Dannara na kilka chwil. Gdy odzyskał ostrość widzenia i przetarł oczy, ujrzał wreszcie to, co czaiło się w mroku i obserwowało rozmawiających z ukrycia.
— Tak… ojcze.
Zadrżał i odwrócił się, zapominając o ukłonie. Szedł szybko, chcąc jak najszybciej opuścić pomieszczenie, w którym przebywały dwie najstraszniejsze istoty, jakie chodziły po starych posadzkach ruin zamku. I jedyne, których się bał.
Gdy zamknęły się za nim drzwi, odetchnął z ulgą, lecz nie zwolnił kroku. Chciał opuścić to miejsce i pozbyć się dziwnego uczucia, jakby ktoś go uważnie obserwował.
Jakby obserwował go smok.
*
Czuła się tak, jakby stratował ją młody koń. Bolał ją każdy skrawek ciała, lecz najbardziej ucierpiała niewątpliwie głowa, pulsująca i nie dająca zebrać myśli. Próbowała otworzyć oczy, ale gdy już uchyliła powieki, ujrzała jedynie czerń. Zostawiła w spokoju zdziwienie i spróbowała się podnieść, jednak w tym samym momencie, w którym napięła mięśnie karku, żeby się unieść, ból wręcz rozsadził czaszkę.
Opadła na ziemię z jękiem i zamknęła oczy, podnosząc powoli ociężałą rękę, by dotknąć palcami skroni.
— Althea? Althea! Hej, obudziła się!
Chciała syknąć na tego, kto miał czelność krzyczeć tak głośno i tak blisko, jednak z ust wydobył się tylko kolejny cichy jęk.
— Musisz poleżeć chwilę, zioła jeszcze nie zaczęły działać. — Zmarszczyła brwi, słysząc obcy głos. Dlatego szybko otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła na tyle, na ile pozwalała boląca głowa.
Ujrzała nad sobą twarz zmartwionego Rona, kawałek dalej dostrzegła opartego nonszalancko o drzewo Brona z nachmurzonym obliczem, a gdy uniosła się lekko, czując się już na siłach, by to zrobić, dojrzała właściciela obcego głosu.
Potem wręcz rozdziawiła usta ze zdziwienia, widząc kogoś, kogo nawet nie spodziewała się nigdy ujrzeć.
Przed nią kucał najprawdziwszy elf! Tyle razy widziała ich podobizny w księgach, że nie mogłaby go pomylić z żadną inną rasą posiadającą szpiczaste uszy. Jednak księgi te opowiadały o zamierzchłych czasach – czasach, gdy te istoty rządziły krainą i stały na najwyższym szczeblu władzy. I jakoś nigdy do końca nie wierzyła w prawdziwość swojego pochodzenia.
Tutaj widziała wysokiego, przystojnego młodzieńca o złocistych włosach i niebieskich oczach, przyglądającego się jej z zaciekawieniem. Trzymał się na dystans, a gdy Althea nie zdołała wydukać żadnej sensownej wypowiedzi, elf wyprostował się płynnym ruchem i złapał za miskę stojącą przy niewielkim, osłoniętym ognisku.
— Wypij to, powinno pomóc na obrażenia. — Podał jej naczynie i uśmiechnął się kącikiem ust, zachęcając dziewczynę ruchem dłoni, by wypiła parujący wywar.
Żaden z jej przyjaciół nie protestował, gdy na nich spojrzała, więc posłuchała się i wypiła duszkiem białawy płyn, krzywiąc się lekko, gdy poczuła na języku posmak goryczki.
— Jestem Iluviel, syn Elorila — przedstawił się elf i ukłonił się głęboko, po raz pierwszy od ich krótkiego spotkania uśmiechając się szczerze oraz niewymuszenie.
Gdy się wyprostował i spojrzał na nią z góry, zrozumiała, czemu każda legenda opisywała elfy jako istoty piękne, pełne gracji i dumy. Wzbudzał ogromny respekt samą postawą.
— Althea — powiedziała jedynie i zacięła się, ale przecież nie wiedziała, co mogłaby dopowiedzieć.
Nie znała rodziców, nikt nigdy jej o nich nie opowiadał, a Greta ciągle powtarzała, że do stajni podrzuciła ją stara chłopka. Więc przemilczała to i spuściła wzrok, odrzucając na bok kocyk, którym zawsze okrywała grzbiet Escuduro.
Potarła głowę i wyczuła pod palcami sporego guza, co wywołało na jej twarzy krzywy grymas złości. Musiała teraz uważać, bo nawet przy delikatnym dotknięciu skóry syczała przez zaciśnięte zęby.
— Co tak właściwie się stało? — spytała, zostawiając na kilka chwil temat jej stanu zdrowia. — Niewiele pamiętam…
— Nasz plan nie obejmował twojego upadku. — Wszyscy drgnęli na dźwięk nowego śpiewnego głosu.
Wszyscy oprócz Iluviela, który odsunął się na bok, dając komuś przejść.
W słabym świetle dogasającego ogniska pojawiła się kolejna wysoka postać. Althea zmrużyła oczy, a potem otworzyła je szeroko, widząc elfa o zimnym błękitnym spojrzeniu. Wydawał się być starszy od Iluviela oraz silniejszy, sądząc po mięśniach rysujących się pod lnianą koszulą.
— Amaondel, syn Norfirila, następca tronu Elfów Wysokich. Witaj, Altheo.  
Długie włosy pozostawił rozpuszczone, przez co wyglądał na zwykłego młodzieńca, nie na poważnego księcia, przyszłego króla jednej z najpotężniejszych ras.
Althea nie wiedziała, co mu odpowiedzieć. Skłoniła głowę, a po chwili usłyszała czyjś kaszel. Gdy odwróciła się, ujrzała, że to Ron zachłysnął się wodą z bukłaka i teraz próbował odkaszlnąć, robiąc się przy tym czerwonym na twarzy.
— Książę! — wycharczał, a Bron wywrócił oczami, oderwał się od pnia i grzmotnął z całej siły ręką w plecy brata, by mu ulżyć w chwilowym cierpieniu. — Stwórco, chciałem zabić księcia!
— Nigdy by ci się to nie udało, Ronie — odpowiedział uprzejmie Amaondel, choć jego twarz przypominała kamienną maskę zastygłą w ponurym grymasie. — Nie jesteś tak dobrym wojownikiem jak ja, z całym szacunkiem.
Bron prychnął i znów oparł się o drzewo, splatając ręce na piersi, jakby w ten sposób chciał się odgrodzić od nowych towarzyszy.
— Czy mogłabym w końcu dowiedzieć się, co tu robicie i czemu straciłam przytomność? — Althei zakręciło się w głowie. Od nadmiaru niewiadomych i obawy przed nieznajomymi znów rozbolała ją głowa.
— Jestem przyjacielem sir Irvinga — odezwał się Iluviel, kucając przy ognisku i wpatrując się w płomienie z zamyśloną miną.
Amaondel wycofał się w cień i stamtąd obserwował wędrowców, nie chcąc się wtrącać w opowieść przyjaciela.
— Kilka dni temu poinformował mnie, że w dolinie pojawił się dziki smok, który naznaczył człowieka. Zwykłą dziewczynę, a ta okazała się być elfką. Mroczną Elfką w dodatku. Nakazał mi przybyć i zabrać cię w bezpieczne miejsce, gdzie nauczysz się władać magią należną ci od urodzenia oraz staniesz się jeźdźcem swego smoka.
Iluviel przerwał, dostrzegając minę dziewczyny. Na twarzy Althei malował się szok i niedowierzanie. Odnosiła wrażenie, że głowa pęka jej od nadmiaru informacji, a cała historia wydawała się być jedynie bajką.
— Mroczny Elf? Magia? Gdzie chcesz mnie zabrać? — Pytania nasuwały się same, bo od początku jej związania z Nocną Furią nikt nie starał się wyjaśnić, o co tak właściwie w tym wszystkim chodziło.
Dlaczego każdy patrzył na nią z szacunkiem, gdy opowiadał o Mrocznych Elfach, dlaczego każdy powtarzał, że ma zostać smoczym jeźdźcem? I co najważniejsze – dlaczego nagle w jej życiu zaczęły pojawiać się postaci rodem z legend?
Dorastała w kłamstwie, chowana przez obłudną kobietę, która pewnie znała jej przeszłość, znała jej rodziców, lecz chciała, by dziewczyna bardziej cierpiała, więc nie wyjawiała prawdy. Althea nie wiedziała o sobie nic, choć każdego dnia, stając przed lustrem, pytała samą siebie, kim jest ta dziewczyna po drugiej stronie tafli? Dlaczego inni nie mieli fiołkowych oczu, dlaczego jej uszy były szpiczaste i czemu musiała to ukrywać?
I gdy sądziła, że zaczęła się przyzwyczajać do męczącej niewiedzy i zaakceptowała siebie taką, jaka była, spotkała smoka, który po pierwszym dotknięciu twardych łusek wtargnął do jej umysłu i tam już pozostał, doprowadzając często do bólu głowy.
Nocna Furia była swoistym kamieniem rozpędzającym lawinę niezrozumiałych dla niej sytuacji. Sir Irving i szczątkowe informacje, a później rozpoczęcie morderczych treningów.
Iluviel, Amaondel, smoczy jeźdźcy…
To było zdecydowanie za dużo.
Althea zerwała się z miejsca i zaraz tego pożałowała. Zakręciło się jej w głowie i dopiero silne ramiona Brona uratowały ją od upadku na twardą, zmarzniętą ziemię.
— Nic z tego nie rozumiem… — wymamrotała, zaciskając palce na ramieniu przyjaciela.
— Czy wiesz, dlaczego smoki są taką rzadkością, a informacja o każdym nowym smoczym jeźdźcu jest starannie chowana i przekazywana jedynie zaufanym ludziom? — spytał powoli Iluviel, prostując się i wpatrując się w elfkę z góry.
Dziewczyna pokręciła tylko głową. Iluviel spojrzał na Amaondela, szukając wsparcia, jednak książę zdawał się być zamyślony, bo nie zareagował w żaden sposób. Wpatrywał się w ciemność, nie starając się nawet udawać, że interesuje go nowo poznana dziewczyna i jej przyjaciele.
— Jedźmy stąd, Iluvielu — odezwał się Amaondel w chwili, gdy elf chciał zacząć tłumaczyć Althei złożoność tego świata. Wszyscy zwrócili spojrzenia na księcia. — Nie jesteśmy tu bezpieczni.
Altheę ogarnęła wściekłość. Od kilku chwil starała się uzyskać odpowiedzi od elfów, jednak do tej pory otrzymała szczątkowe informacje, które sprowadziły na jej umysł jeszcze więcej mętliku niż wcześniej. W dodatku nie czuła obecności myśli smoczycy, co zaniepokoiło ją mocniej niż Amaondel i Iluviel razem wzięci.
— Nie ruszę się stąd, póki nie dowiem się, co tu się stało! — Bron uśmiechnął się kącikiem ust, widząc butność w jego przyjaciółce.
Lubił na nią patrzeć, gdy się złościła; wydawała się być jeszcze piękniejsza niż zazwyczaj.
Amaondel w końcu zwrócił twarz w stronę elfki, a zaraz za nim poczynił to Iluviel, nawet nie starając się ukryć zdziwienia nagłym wybuchem.
— Jak już mówiłem, sir Irving skontaktował się ze mną i poprosił o bezpieczny azyl dla ciebie i smoka. Zgodziłem się na to, bo od lat właśnie tym się zajmuję – zbieram informacje o nowych smoczych jeźdźcach, odnajduję ich i otaczam należytą opieką. Każdy nowy jeździec jest na wagę złota.
— Jak mnie znaleźliście? — spytała, splatając ręce na piersi.
Gdzieś w oddali zahukała sowa, płosząc jednego z koni stojących nieopodal rozmawiającej grupy.
— Sir Irving powiedział mi, gdzie powinienem cię szukać — przyznał z ociąganiem Iluviel, potem wskazał ręką milczącego Amaondela — a on odnalazł mnie w jednej z gospód niedaleko Doliny Smoka. Klacz, którą kupiłaś na targu, należy do mnie i jej zadaniem było przyciągnięcie twojej uwagi. Potem musieliśmy czekać, aż wyjedziecie z miasta, by nie zwracać niepotrzebnie niczyjego zainteresowania. Twój koń spłoszył się i wierzgnął, a ty spadłaś, uderzając głową w gałąź. Dlatego straciłaś przytomność i dlatego boli cię głowa. Czy teraz wsiądziesz na konia i pojedziesz z nami do Doliny Smoka?
Althea odniosła wrażenie, że Iluviel stracił cierpliwość, a w jego glosie pobrzmiewała ledwo skrywana ironia. Nie wyglądał jednak na zezłoszczonego albo potrafił nieźle maskować uczucia i emocje.
— Dlaczego nie jesteśmy tu bezpieczni? — spytała za to Amaondela, zostawiając młodego elfa w spokoju na kilka chwil. — To zwykła droga, nigdy nikt mnie tutaj nie napadł.
— Zadajesz zbyt dużo pytań — zauważył ponuro Amaondel i podszedł do swojego konia, po czym podciągnął popręg i wsiadł na jego grzbiet. Złapał za wodze i skierował go w przeciwnym kierunku niż miasto, które nie tak dawno opuścili. — Nigdzie nie jest już bezpiecznie, a zwłaszcza na głównych drogach często uczęszczanych przez innych ludzi. Musimy się stąd wynosić jak najszybciej, nim wpadniemy w jakąś pułapkę.
— Ale… — Chciała zaprotestować, jednak wtedy Amaondel spiął konia i niemal stratował dziewczynę, nachylając się do niej i patrząc zimnym wzrokiem w przestraszone fiołkowe oczy.
— Przestań żyć złudzeniem idealnego świata, bo taki nie istnieje! — zganił ją wyjątkowo spokojnym głosem, choć mimika i cała postawa zdradzała ogromne wzburzenie. — Pogódź się ze swoim losem, wsiadaj na konia i staraj się pojąć to, o czym mówimy.
Nie dopowiedział nic więcej, choć wyraźnie miał na to ochotę. Althea nie usłyszała z jego ust żadnego obraźliwego komentarza, jednak odniosła wrażenie, jakby ją co najmniej spoliczkował. Nie sądziła, że kiedykolwiek poczuje się tak żałośnie mała, jak w tamtej chwili.
Bron i Ron zrezygnowali z udziału w słownej potyczce, choć obaj widzieli wyraźnie, że Althea potrzebowała pomocy. Żaden jednak nie ośmielił się wtrącić w rozmowy istot potężniejszych od nich samych. Najzwyczajniej w świecie obawiali się tajemniczych elfów.
Nikt nie protestował po gwałtownym przemówieniu Amaondela. Ron zasypał ognisko śniegiem i wsiadł na konia, a zaraz po nim również Bron oraz Althea. Gdy jako ostatni dosiadł siwej klaczy Iluviel, dziewczyna bez słowa protestu przyjęła od niego długi sznur, na końcu którego tańczył kasztanowaty ogier.
— Yoko nigdy bym nikomu nie oddał, dlatego kupiłem jednego z lepszych koni na targu. Potraktuj to jako zadośćuczynienie — powiedział elf i uśmiechnął się, ruszając kłusem za prowadzącym pochód Amaondelem.
Althea zacisnęła zęby i pojechała za nimi, siłując się z niepokornym zwierzęciem, klepiąc jednocześnie szyję parskającego nerwowo Escuduro. Koń czuł coś w powietrzu, jednak dziewczyna nie wiedziała, o co mu mogło chodzić. Ciągle zarzucał łbem, wyrywał jej z rąk wodze i tupał mocno nogami, zamiatając powietrze długim, czarnym ogonem.
— Uspokój się — mruknęła do konia, znów kładąc mu rękę na szyi, jednak to nie pomogło wierzchowcowi w zachowaniu spokoju.
Gdy dziewczyna odwróciła się do tyłu, by spojrzeć na kasztanowatego ogiera oraz przyjaciół, ze zdziwieniem zauważyła, że ich konie także nie wyglądały na zrelaksowane i szczęśliwe z powodu długiej przejażdżki. Gryzły mocno wędzidła i strzelały białkami oczu, buntując się.
— Coś się… — Nie dokończyła, zacinając się w połowie zdania, w końcu zwracając się w kierunku elfów i obserwując ich konie.
Tamte wierzchowce nie wierzgały, nie machały wściekle ogonami i nie próbowały brykać; kłusowały spokojnie, strzygąc uszami i patrząc pewnie przed siebie. Już miała się odezwać i poprosić o postój, gdy na nad ich głowami przeleciał ogromny cień.
Wtedy też konie zupełnie oszalały.
Escuduro zarżał przenikliwie i stanął dęba, obserwując z przerażeniem potężną bestię przysiadającą na pobliskiej polanie. Bron z tyłu wrzasnął; to pociągowy rumak szarpnął mocno głową, wyrwał się młodzieńcowi, przy okazji ściągając go z siodła, i pogalopował przerażony przed siebie, niknąc kilka chwil potem na zakręcie. Ron z kolei nie radził sobie z dwoma wierzchowcami naraz, więc przywiązał postronek do przedniego łęku siodła, co szybko okazało się błędem. Oszalałe ze strachu zwierzę stanęło dęba i wygięło się pod naporem sznurów, przewalając wierzchowca chłopaka. Ron w porę spadł i odturlał się kawałek na bok, jednak dla konia było już za późno. Usłyszeli suchy trzask i głośne rżenie przepełnione bólem.
Iluviel odwrócił się i obserwował, jak przywiązany do siodła wierzchowiec szarpie się coraz mocniej, przesuwając po śniegu zranione zwierzę. Wałach złamał nogę, upadając, przez co nie mógł wstać i kwiczał tylko, strasząc i tak już spłoszone rumaki.
Amaondel zawrócił i pognał w kierunku szarpiących się zwierząt, wyciągnął sztylet i przeciął napiętą linę. Wszyscy po raz ostatni usłyszeli kwik i tętent kopyt – koń zniknął tak samo szybko jak pociągowy wałach.
— Ron, Bron, żyjecie?! — Althea starała się przekrzyczeć ranne zwierzę, jednocześnie skupiając się na uspokojeniu ogiera.
Gdy usłyszała głośne wołanie przyjaciół, w końcu szarpnęła za wodze i zmusiła rumaka do postawienia wszystkich czterech kopyt na ziemi. Escuduro posłuchał niechętnie, a gdy znieruchomiał i zaczął głośno wciągać powietrze, poczuła, że drży i stoi cały napięty, gotów w każdej chwili do ucieczki.
Iluviel podjechał do rannego konia i zsiadł z Yoko, klękając na ziemi. Dotknął jego łba, przymknął oczy i wymruczał pod nosem kilka dziwnie brzmiących słów, których znaczenia Ron, będący najbliżej, nie zrozumiał. A później ze zgrozą ujrzał, że wierzchowiec nieruchomieje i zamyka oczy.
Na polanie nastała pełna napięcia cisza przerywana jedynie charczeniem Escuduro.
— Coś… coś ty zrobił? — wyjęczał Ron, zapominając w sekundzie o przyczynie przerażenia wszystkich koni.
— Skróciłem jego cierpienia — powiedział i podniósł się, podchodząc do młodszego z braci i podając mu rękę.
Ten jednak ją odtrącił i odsunął się od elfa, patrząc na niego ze strachem.
Althea rozdziawiła usta i przeniosła wzrok na Amaondela, który obserwował całą sytuację z ogromnym spokojem. Jakby ukracanie cierpień innych stanowiło dla niego codzienność. I tak, jakby lądujące na polanie smoki nie były dla niego żadną nowością.
Elfka czuła, że to zaczynało ją powoli przerastać.
Smok schylił się i przysiadł na łapach niczym kot, owijając ogon wokół ciała. Łypnął wielkim okiem na dwunożne istoty i otrzepał szyję z drobinek śniegu oraz kryształków lodu.
— Dlaczego pozwoliłeś na to Ognistemu Rubinowi? — warknął Iluviel, podchodząc do swojego przyjaciela.
Zignorował słabe protesty Rona; nie miał ochoty tłumaczyć człowiekowi, że władał magią, której on nigdy nie pojmie, a ukojenie bólu zwierzęcia było jego obowiązkiem. Gdyby tego nie zrobił, zżerałyby go wyrzuty sumienia.
— Nie będę rozkazywać mojemu smokowi, gdzie ma lądować, a gdzie nie — odpowiedział spokojnie Amaondel, patrząc na elfa z góry.
Jego chłodne spojrzenie zdziwiło Iluviela, ale tylko na chwilę. Książę od zawsze był uważany za tego ponurego, sztywnego elfa stosującego się do zasad. Taką też taką odgrywał rolę – dawał przykład pobratymcom i pokazywał, że gdy już zostanie królem, stanie się dobrym, sprawiedliwym władcą.
Był przeciwieństwem Iluviela – zawsze pogodnego, łaknącego przygód elfa o czarującym uroku osobistym. Przez co zawsze dochodziło między nimi do spięć i potyczek słownych.
— Komuś mogło coś się stać, Amaondelu — zauważył trzeźwo elf, wskazując na podnoszącego się ze śniegu Rona i Brona łapiącego wodze Escuduro, by Althea mogła zsiąść i odetchnąć przez chwilę.
Amaondel nic nie odpowiedział. Wpatrywał się za to w Altheę. Dziewczyna stała nieopodal, patrząc z zafascynowaniem na potężnego, czerwonego smoka. Gdy gad spojrzał w jej stronę, lekki uśmiech zniknął z twarzy elfki, za to wstąpił grymas niepokoju przemieszanego ze strachem.
— Gdzie twój smok, Altheo? — spytał Amaondel, zwracając wierzchowca w jej stronę.
Iluviel zmarszczył brwi i przeniósł spojrzenie na zdezorientowaną Altheę.
— Ja… nie wiem — przyznała i objęła się ramionami, jakby było jej zimno, choć miała na sobie ciepłe ubrania podszyte futrami. — Gdy straciłam przytomność, straciłam z nią kontakt.
— To niemożliwe — przyznał cicho Iluviel i pokręcił głową. — Więź zerwać może tylko śmierć.
— Co przez to sugerujesz? — Bron nie ukrywał wściekłości. Podszedł do dziewczyny i objął ją opiekuńczo ramieniem. — Że kłamała? Że Irving kłamał? Obaj z Ronem widzieliśmy smoka.
— Gdy ktoś naznacza smoka, jego umysł łączy się z umysłem gada na zawsze, to jest do czasu, gdy któraś ze stron nie straci życia. Jeżeli umysły znajdują się daleko od siebie, nie mogą ze sobą rozmawiać, ale czują swoją obecność, dzięki czemu wiedzą, gdzie druga strona w danym momencie się znajduje. Tego nie można zerwać zwykłym upadkiem z konia i utratą przytomności. Coś jest nie tak.
Bron nachmurzył się jeszcze bardziej i wzmocnił uścisk, ale tym razem Althea nie protestowała przed tą manifestacją uczuć. Gorączkowo nawoływała podopieczną, czując na skraju umysłu nieśmiałą iskierkę obcej obecności. Uczepiła się tego i starała się przyciągnąć smoczycę do siebie, choć odnosiła wrażenie, jakby chciała przysunąć ogromny głaz.
— Jest tylko jeden sposób, by się przekonać, gdzie jest smoczyca — odezwał się nagle Amaondel, a reszta spojrzała na niego bez zrozumienia.
I wszystko potem potoczyło się lawinowo.
Ognisty Rubin rozwinął skrzydła i uniósł się w powietrze, nabierając wysokości. Gdy ktokolwiek pojął, co miało za chwilę się zdarzyć, było już za późno.
— NIE! — wrzasnęła Althea, upadając na śnieg, ostatkiem sił próbując uciec przed rozwartą paszczą smoka, jednak nadaremno.
Potem usłyszeli potężny ryk, który wstrząsnął nimi aż do głębi.
I wszystko pokryła biel.

___________________ ~*~ ____________________

Muszę spiąć dupkę z pisaniem tej powieści, bo coś mi nie idzie 8 rozdział. Ciągle mam jakieś kryzysy, ale to bardziej w życiu prywatnym, które potem przekładają się na moje chęci do pisania czegokolwiek... Ale będę się starać to zmienić, choć teraz zaczną cisnąć w szkole w związku z maturą i egzaminem zawodowym.
Nie wszyscy pewnie wiedzą, ale ruszyłam z publikacją mojego nowego projektu: Historie Faerunu. Jest to Fan Fiction na podstawie gry komputerowej typu RPG - Neverwinter Nights 2. Jeżeli ktoś zna, zapraszam, a jeśli nie, zachęcam do poczytania, bo także jest z gatunku fantasy :)
Kolejny rozdział już za miesiąc! Piszcie, co sądzicie, bo nowe postaci nam przybyły do tego cyrku :P

34 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Ach, przez Ciebie tak go wychucham i wydmucham, że przyćmi inne postaci xD Ale to fajnie, chociaż jeden będzie zajebisty xD Też go lubię ;P

      Usuń
    2. Co przeze mnie :c Musiałam zostać czyjąś fanką, a on jest najfajniejszy. Może powinnaś zacząć ignorować swoje główne postaci też...? xDD

      Usuń
    3. No jasne, a powieść nazwijmy "Dannar", bo w sumie on jest najbardziej zajebisty xD

      Usuń
    4. Chodzi mi o to, że może wtedy Althea by wyszła lepiej... xD Bo o Dannara się w ogóle na początku nie troszczyłaś z tego, co mówiłaś!

      Usuń
    5. No nie, nie troszczyłam się, bo on taki poboczny, choć będzie mieć duuży wkład w historię, jak i w główną bohaterkę... więc... kto wie, może właśnie trzeba olewać postaci, żeby lepiej wyszły? xD

      Usuń
    6. Duży wkład w główną bohaterkę. Nie powiem, zabrzmiało to dość... przewrotnie. Ekhu-ekhu xD

      Usuń
    7. Pożyjemy, zobaczymy :P Tylko nie wyobrażaj sobie za dużo! xD

      Usuń
    8. ...! Hue-hue-hue. Mówisz to do bardzo spaczonej, niemoralnej osoby... xD

      Usuń
    9. Stwórco, z kim ja żyję ;__; Ale w sumie ja nie lepsza xD

      Usuń
  2. Dannar! Pamiętam tę postać i nawet mi świta, że go lubiłam, ale nie mogę mieć pewności. Hmmm. Póki co mamy za mało, żeby wydać werdykt, ale na tę chwilę mogę śmiało powiedzieć, że jest intrygujący (osoby pozostające blisko tyranów zwykle są o wiele bardziej interesujące od tychże władców, którzy na ogół po prostu mieli/mają jakiś kompleks niższości do pokonania i dlatego dążyli do podporządkowania sobie innych :P). Ponadto mam jakieś przebłyski dotyczące roli, jaką pełnił, i jak rozwinęła się owa misja, ale żadnych konkretów, więc - czekam! :) O! W poprzedniej wersji też chyba za niziołkami nie przepadał.
    Za to Landar... (Jak go nazywać, skoro nie znosi tego imienia?). Jego zachowanie zupełnie nie odpowiada temu, jakie pamiętam... i bardzo dobrze. Węszę tu ciekawy materiał, zwłaszcza po słowach, jak to miło torturuje się niziołków, bo nic ci nie powiedzą. ;D Normalnie muszę to sobie zapisać.
    Amaondel bardzo królewski. :3 Kurczę, to niepowstrzymanie smoka niezbyt mądre z jego strony, bo wielki smok to dość wyraźny znak obecności pewnych osób w danym miejscu... chyba że Ognisty Rubin jest równie królewski i ma w dupie co mu każą. :3 Ryk, hm, to jest czy Nocnej Furii? Pewnie się dowiemy w następnym rozdziale. O, w tym miejscu pragnę złożyć zażalenie - to drugi cliffhanger pod rząd. Odrębna rzecz, że ich nie lubię (historia jest sama w sobie interesująca, nie musisz się uciekać do podobnych sztuczek ;) ), ale jeden za drugim jakoś mi zgrzyta.
    Spinaj dupkę i pisz, ale przynajmniej masz te kilka rozdziałów do przodu, więc w razie kryzysu pisarskiego blog nie stanie. Ja piszę na bieżąco i potem pół roku nic nie wstawiam (staram się poprawić i nawet mi wychodzi...).
    Zdrówka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Everybody loves Dannar, tyle w remacie, że tak powiem xD Jego rola... nie będzie taka sama jak w poprzedniej wersji, ale początki pewnie się nałożą na siebie, a co dalej... zobaczycie :P W każdym razie muszę tą postać dopieścić, bo facet ma sporo fanek i potem mogą być problemy, jeśli coś mu się stanie, haha xD
      Ach, w ogóle z nim to też będzie zabawna historia, ale muszę trzymać język za zębami, bo popsuję Wam całą radość z czytania i próbowania rozgryzienia tego wszystkiego :P
      Amaondel też powalony jest... Tak w sumie stwierdzam, że każda z tych postaci ma jakieś ubytki psychiczne, no ale cóż mogę na to poradzić - jaki pan, taki kram xD
      Ach, muszę pisać do przodu, bo jakbym miała pisać na bieżąco... to rozdziały pojawiałyby się raz na dwa miesiące lub rzadziej ;P A tak to jak mi się zmniejsza zapas, to spinam dupkę i piszę kolejny rozdział, żeby nie zostać w czarnej dupie potem xD Bo ja z reguły mam tak, że na pisanie zostaje mi mało czasu i nie lubię pisać pod presją ;)
      Pozdrawiam! ;*

      Usuń
    2. Pamiętam jedynie jego hm-hm konfrontację z Altheą i jej niespodziewany, choć rozczarowujący wynik oraz garść nieistotnych szczególików, których autentyczności nie jestem pewna, więc wciąż jestem dobrym materiałem do bycia zaskakiwaną. :P Hej, ale pomyśl o tym od drugiej strony - jeśli Dannarowi coś się stanie, zaraz zleci się banda bab gotowych zagłaskać go na śmierć! :D
      Ludzie normalni są nudni! ;)
      Dwa miesiące? Jeszcze nie ma za bardzo się czym martwić, u niektórych bywa gorzej. Ale rzeczywiście, lepiej pisać na zapas. (Mówi to osoba, która nigdy tak nie robi).

      Usuń
    3. Nie no, na pewno Dannar nie będzie mieć lekko, ale myślę, że plan jego historii będzie o tyle ciekawy, że każda jego panienka będzie baaardzo zadowolona :P Tylko muszę tak to wszystko zgrabnie napisać, żeby tego nie spieprzyć, bo pierwszą, która mnie ubije, będzie na pewno Nerka xD
      Przede mną matura, muszę mieć zabezpieczenie w razie ewentualnych zrywów nauki, więc wolę pisać z wyprzedzeniem, bo te zrywy wraz z nadchodzącym majem mogą być coraz częstsze :P

      Usuń
    4. Możesz się przed nią bronić argumentem, że jeśli umrzesz, nie będziesz miała jak tego odkręcić. :P
      Ooo, mnie też by się przydały zrywy do nauki... właśnie kończą mi się ferie i nic w tym kierunku przez ten cały czas nie zrobiłam. ;__;

      Usuń
    5. Żelazny argument nie do przebicia! :P
      Ech, ja mam za 2 tygodnie i już teraz wiem, że co najwyżej zrobię podczas nich prezentację maturalną i na tym się skończy xD

      Usuń
    6. Ja mówię sobie, że przecież naukę zaczyna się od studniówki... a ja jej jeszcze nie miałam. xD
      Ha! Wiedziałam, że ten szablon jest dla ciebie! :D

      Usuń
    7. Ja już miałam, no ale... nadal brak chęci, by zacząć się uczyć xD Matura to bzdura przecież ;P
      Nie, szablon znalazłam przypadkiem, nie zamawiam na szabloniarniach, bo najczęściej jest tak, że nie trafiam w kolejkę. Pobrałam sobie i jest on tymczasowy, ale zamówionego nadal brak... :c

      Usuń
  3. Nagle wchodzę i "cooo?! już piąty rozdział?". No, mam spore zaległości, które wypadałoby w końcu ogarnąć i nadrobić. jest dwa rozdziały do tyłu i to długie rozdziały *.*! Będzie, co robić na ferie. A Ty pisz, pisz i aby żadnych poważniejszych komplikacji nie było :))) Niedługo napiszę coś sensowniejszego xD
    Shetani

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany, żyjesz, jak się cieszę! <3 Już myślałam, że coś Cię porwało :P
      No to nadrabiaj, nadrabiaj, kochana, masz co nadrabiać :P
      Ach, żeby tylko mieć jeszcze siłę na pisanie... Ale moją nadzieją są weekendy :P

      Usuń
  4. Aaaa! Ogarnęłam sobie konto na blogspocie! Ale ze mnie informatyk normalnie xD Dobra, teraz przyjdźmy do rzeczy.
    Po pierwsze, bo zapomnę:
    "Taką też taką odgrywał rolę" - o! to wyłapałam, a poza tym jest ślicznie. W ogóle styl Ci się poprawił, prawda? ;> No, nie czytałam u Ciebie jeszcze lepiej napisanego rozdziału. Aż by się chciało więcej i więcej.
    Pamiętasz jak się czepiałam tego rozciągania i skracania czasu akcji (czy tam, cholera wie, jak to nazwać)? To w tych ostatnich dwóch rozdziałach jest ona świetnie poprowadzona. Jest trochę napięcia, trochę codzienności, trochę akcji. Trzymaj tak dalej :)))
    Co do bohaterów, to mam mieszane uczucia. Znaczy nie mogę sobie jakoś wybrać ulubionego. Trochę ich się namnożyło ostatnio xD Chociaż może przypadł mi do gustu Amaondel. Tak, jak na razie on jest całkiem fajny. Aha, a co do tych negatywnych postaci, to ja widzę, że stworzyłaś niezłą patologię! Cudownie *.* Landar jest nieźle popie... przony <3 Natomiast królowa mi się podoba. No, jest taka, no inna. Wyróżnia się, odchodzi od tych "dobrych, miłych elfów", aczkolwiek mam nadzieje, że nie jest taką psychopatką, jak wyżej wymieniony pan :D A co do głównej bohaterki, to mam wrażenie, jakby odeszła na drugi plan, była tylko pionkiem, a historia kręciła się wokół innych, ale w sumie i tak średnio ją lubię xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo xD Jestem z Ciebie dumna :P
      Być może mi się poprawił... Hm, na pewno więcej opisuję i staram się, żeby tekst miał ręce i nogi, ale czy mi wychodzi, to już Wy musicie oceniać, bo ja, wiadomo, różnic wielkich nie będę dostrzegać, bo ciągle piszę z małymi przerwami, gdy dopada mnie twórczy kryzys :P
      Pamiętam, pamiętam, staram się właśnie dawkować tę akcję i wszystkiego po trochu, żeby nikt nie musiał potem na mnie krzyczeć ;P Ale wiadomo, ja uwielbiam, jak coś się dzieje, więc tej akcji zawsze będzie nieco więcej niż reszty :P
      Każdy cieszy się z moich patologicznych postaci, wariaci ;P Ale myślę, że takie patologie są fajniejsze niż zwykły, stary schemat dobra i zła ze szczęśliwym zakończeniem.
      Nikt nie lubi i nie zwraca uwagi na Altheę, tyle przegrać ._____. Muszę to zmienić xD

      Usuń
    2. Przynajmniej nie jest nudno i całe to "zło" wypada naprawdę nieźle w ogólnym zarysie :P
      No bo przychodzą do Althei ciągle jacyś nowi faceci i każdym mówi jej coś po swojemu. To się nie ma, co dziwić, że dziewczyna gdzieś w tym wszystkim zanika xD
      Nie no, akcja dobra rzecz, ale jakby w każdym rozdziale się mordowali, zjadali czy tam co jeszcze można robić, to też trochę średnio. A tak jak teraz jest, to jest dobrze :)))

      Usuń
    3. Aha, a tak w ogóle, bo zapomniałam dodać, a lubię sobie pospamować :P, to zaczęłam pisać opowiadanie http://trwalosc-pamieci.blogspot.com/
      Więc jakbyś miała czas i ochotę, to serdecznie zapraszam :)

      Usuń
    4. Jasne, w wolnej chwili na pewno tam zajrzę :) A że tych wolnych chwil mam malutko, niczego nie obiecuję na sto procent ;)

      Usuń
  5. Ale śliczny szablon. <2

    Tyle tytułem wstępu. Jeśli przypadkiem zauważysz podobieństwo, choćby fizyczne, pomiędzy Landarem a jedną z postaci w moich historiach, plagiatować nie zamierzam, przypadek. ;-;
    Ciekawi mnie, co zrobisz z Dannarem, bo postać z dużym potencjałem, który już wykorzystujesz.
    Amaondel jest dla mnie człowiekiem-zagadką, bo niby to jest w porządku, a jednak w tym rozdziale był takim... nudziarzem. Personalnie, nie chodzi o kreację, żeby nie było.
    Ła, skąd ta biel, w sensie czemu straciła przytomność? Dokąd nas przenosisz? I czemu wszyscy zachowują się jak w miejscu toptoptop sikret? Tyle pytań bez odpowiedzi... < 2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat trafiłam przypadkiem, jak szukałam szablonu na innego mojego bloga :P Idealnie pasuje do historii, nawet z taką samą nazwą! <3
      Spoko, nie ma problemu, nie będę Cię posądzać o plagiat :D
      Ach, Dannar to perełka tej historii, odegra, coś czuję, o wiele większą rolę niż początkowo dla niego planowałam xD A to wszystko przez jego fanklub xD
      Amaondel też i dla mnie jest zagadką, jego rola w historii nie została jeszcze dobrze nakreślona, ale ogólny plan jest taki, żeby faktycznie był takim... nudziarzem, co to bardziej wkurza niż można go lubić xD
      Te i jeszcze więcej odpowiedzi znajdziesz w następnym rozdziale :P

      Usuń
    2. Cooo?! Amaondel nudziarzem? No weeeź, jak to tak? Nie rób mi tego :( Jak ktoś, kto należy po części do tej patologii może być nudny? Ja mu mogę poszukać jakiegoś zajęcia xD No przecież ma smoka, nie? Myślę, że dałoby się znaleźć więcej zalet. Chyba xD

      Usuń
    3. Mam wrażenie, że Rondel zaraz też dostanie fanklub i biedna Sen Chu nie będzie wiedziała, co z tyloma fantami zrobić... xD

      Usuń
    4. Cholera... Mam przesrane, naprawdę xD Nic tylko iść się powiesić z wami, serio xD Ech, dobrze, spróbuję pomyśleć nad tym Amaondelem coś więcej :P

      Usuń
    5. A mówiłam od razu - zrobić plan całej powieści i się go trzymać, byś teraz nie miała problemów xD

      Usuń
    6. Jakoś mi ten plan nie idzie, szczerze powiedziawszy xD Gdybym go zrobiła, zanim zaczęłam pisać, byłoby o wiele prościej... Ech, cała ja, muszę sobie utrudniać życie :P

      Usuń
  6. Ojeju, wchodzę tu sprawdzić, czy Sen Chu odpowiedziała na mój komentarz... A tu niespodzianka, bo komentarza nie dodałam XD Borze liściasty, daj mi więcej ogarnięcia!
    No nic, jakoś to przeżyjemy. A więc, droga Sen Chu, chciałam Cię poinformować, że również dopisuję się do fanklubu Dannara (hehe, z pewnością Cię to zaskoczyło) jak i również posądzam Cię o inspirowanie mnie. Po raz setny, czy też tysięczny zabrałam się za swoją historię. Teraz mam nadzieję, że będzie miała ręce i nogi, a nie tylko głowę i smoczek w ustach. ;_;
    Rzeczywiście, jak tak patrzę, to styl masz coraz lepszy, ale co się dziwić, skoro ciągle ćwiczysz i piszesz? Jednak jak tak czytam, to przyłapuję się na tym, że sięgam myślami do tej poprzedniej publikowanej przez Ciebie historii i zastanawiam się, jakby się potoczyła...
    Pisz dalej, życzę Ci weny i wytrzymałej klawiatury!
    Trzymaj się ciepło!

    www.ostatnia-furiata.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś ostatnio blogspot uwielbia zżerać komcie na moim blogu, ja nie wiem, chyba smaczne są :D
      Ach, ten Dannar, niedługo doczeka się fan page'a, osobnej historii i cholera jeszcze wie, czego xD
      Ja inspiracją dla kogoś innego?! Żartujesz sobie?! Lepiej poczytaj blogi Nearyh, mojej betunii, wtedy zobaczysz, co to znaczy inspiracja dla mnie xD Kobita pisze o niebo lepiej ode mnie, moje wypociny to taka... kupa xD Ale ładna kupa, żeby nie było, że nie doceniam mojego tworu xDD
      Ach, ja zmian nie widzę, więc cieszę się za każdym razem, gdy ktoś mi mówi, że styl jest coraz lepszy, a i cała historia lepiej się prezentuje. Dużo to dla mnie znaczy :) Choć poprzednia wersja potoczyłaby się tak samo jak ta, więc... cierpliwości, moja droga, cierpliwości, a być może poznasz historię całej tej ferajny :)
      Dzięki, przyda się i Tobie też życzę duuużo weny! :)
      Pozdrawiam! ;*

      Usuń