Szczęk zbroi niósł się echem po
długim kamiennym korytarzu, wyrywając Amaondela z zamyślenia. Szedł sprężystym,
równym krokiem, łudząc się, że szybkie tempo zmęczy towarzyszących mu
strażników. Elfy jednak nie męczyły się tak łatwo jak ludzie, nawet jeśli
nosiły na sobie ciężką zbroję wojenną.
Skręcił w jedną z odnóg korytarza i
zacisnął dłonie w pięści, gdy ujrzał na samym końcu wielkie dębowe drzwi
chronione przez dwóch gwardzistów. Musiał wypomnieć królowej jej bezpodstawny
lęk przed niebezpieczeństwem, który zaczynał mu się dawać we znaki. Nie lubił
tych czterech obrońców - nie odstępowali go na krok, choć w sytuacji zagrożenia
w ogóle by mu się nie przydali. Władał magią bieglej niż niejeden królewski
czarownik, na rozkazy miał smoka, a młokosy w srebrzystej stali trzęśli
portkami za każdym razem, gdy na ziemi pojawiał się ogromny cień.
Gwardziści strzegący wejścia skłonili
się głęboko przed nadchodzącym księciem i ustawili się bokiem do wejścia,
prostując się niczym struny. Amaondel pchnął odrzwia i machnął dłonią,
nakazując jego strażnikom pozostanie przy wejściu.
Sala tronowa była najprawdopodobniej
największym, a zarazem najbardziej pustym ze wszystkich pomieszczeń zamku w
Thorndile. Wysoko sklepiony sufit zamalowany freskami walk najświetniejszych królów
oraz królowych podtrzymywały kamienne kolumny. Każda z nich miała bogato
zdobioną głowicę; oddzielały główną nawę od naw bocznych, gdzie ustawiono
podłużne ławy skąpane w cieniu. Głównym źródłem światła były tutaj pochodnie,
lecz tron zawsze oświetlał blask słońca wpadający przez kolorowe witraże.
Stukot obcasów ustał, gdy Amaondel w
końcu dotarł do schodów prowadzących na podwyższenie. Podniósł wzrok i ujrzał
wysoką kobietę z długimi, złocistymi lokami opadającymi swobodnie na odkryte
ramiona i dekolt. Siedziała w nonszalanckiej pozie, nie przejmując się kusą,
czerwoną suknią, która jej się podwinęła, odsłaniając zdecydowanie zbyt dużo.
— Twój przyjaciel uciekł — odezwała
się cichym głosem, który przeszył jego ciało niczym strzała.
Spuścił wzrok i odwrócił głowę,
chowając ręce do kieszeni obcisłych bryczesów.
— Bez mojego pozwolenia.
— Widocznie miał dobry powód, żeby to
zrobić — odezwał się bez przekonania, choć wiedział, że sprawa była już
przegrana w chwili, gdy Iluviel zdecydował się postąpić w tak niemądry sposób.
— Jest zbiegiem. Zdrajcą rodu — kontynuowała,
wbijając błękitne oczy w sylwetkę Amaondela.
Nachyliła się nieco i oparła policzek
o dłoń, a długie włosy musnęły jej podkulone kolano oraz podłokietnik tronu.
— Nie wysuwaj tak pochopnych
wniosków, Isanio — poprosił książę, ponownie zbierając się na odwagę, by unieść
wzrok. — Iluviela jako ostatniego powinnaś podejrzewać o zdradę, doskonale o
tym wiesz.
— Dla ciebie królowa Isania! —
warknęła, zrywając się z miejsca i schodząc kilka stopni w dół.
Miała bose stopy, choć w sali
tronowej panował wyjątkowy chłód.
Amaondel spodziewał się, że go
uderzy, jak to miała w zwyczaju ostatnimi czasy, jednak kobieta zamiast tego
podeszła do niego, uśmiechnęła się i dotknęła z czułością gładkiego policzka.
— Amaondelu, mój słodki książę,
dlaczego nie mówisz już do mnie tak jak kiedyś? — spytała cicho, przejeżdżając kciukiem
po wargach młodzieńca.
Elf odtrącił jej rękę i cofnął się
dwa kroki, patrząc z oburzeniem na królową.
Siarczysty policzek nie był czymś,
czego spodziewał się chwilę po tym, jak odsunął od siebie zbyt natarczywą
kobietę. Jednak teraz trzymał rękę na piekącej skórze i mierzył plecy wchodzącej
na stopnie Isanii lodowatym spojrzeniem. Druga dłoń zacisnęła się w pięść; między
nadgarstkiem a poszczególnymi kostkami przeskoczyły iskry przypominające małe
wyładowania elektryczne.
— Jestem twoją matką, lecz przede
wszystkim jestem twoją królową i jako mój podwładny powinieneś wykonywać każdy
rozkaz, jaki ci wydam. Nawet jeśli będzie dotyczyć grzania mego łoża.
Nie, to nie była jego matka. Już nie.
Matka Isania odeszła w chwili, gdy on wrócił z zebrania i przekazał wieści o
tragedii, jaka rozegrała się na jego oczach. A było to dokładnie siedem lat
temu…
— Iluviel to zdrajca, wie o moich
planach względem Elfów Leśnych i krasnoludów. Gdyby nie chciał spiskować
przeciwko mnie, nie zdecydowałby się na ucieczkę z Thorndile. — Znów widział w
jej postawie zimną, wyrachowaną królową Isanię, która nie cofnie się przed
niczym, póki nie podporządkuje sobie innych ras oraz nie zabije wszystkich
wrogów.
— Skazujesz go na śmierć zbyt
pochopnie — zauważył chłodno Amaondel, znów chowając dłonie do kieszeni.
Isania uśmiechnęła się i machnęła
niedbale ręką, jakby odganiała od siebie natrętną muchę.
Z mroku oderwał się cień i wszedł w
krąg światła. Amaondel wytrzeszczył oczy i spojrzał na wyraźnie zadowoloną
królową.
— Chcesz wysłać za nim łowcę? —
spytał ze zgrozą, bo wiedział, że jeśli tak, to szanse Iluviela na przeżycie
drastycznie malały.
Łowcy istnieli od tysiącleci i
najczęściej zostawali nimi elfy. Od najmłodszych lat uczono ich skradania się,
łucznictwa, tropienia, a także… zabijania. Gdy osiągali wiek męski, stawali się
pełnoprawnymi łowcami zdolnymi wytropić każdego, porwać lub zabić. Wystarczyło
sformułować odpowiednio rozkaz, łowca przyjmował zlecenie i nie spoczywał, póki
nie wypełnił zadania. Ich stuprocentowa skuteczność stała się postrachem wielu,
jednak z upływem lat liczebność łowców znacząco spadła.
Ten elf był przedstawicielem Elfów
Leśnych – wskazywały na to długie włosy, które zafarbował czarnym barwnikiem, a
także ciemna karnacja. Cechował się jednak wysokim wzrostem, co mogło wskazywać
na to, że pochodził z linii mieszanych.
— Mothril sam zgłosił się na
ochotnika, nie potrzebował żadnej dodatkowej zachęty — oznajmiła wesoło
królowa, co nie pasowało do jej zazwyczaj ponurego, odpychającego nastroju. —
Mothril dostał rozkaz zabicia Iluviela.
Amaondel spojrzał na kamienną maskę,
jaką przywdział na twarz elf, po czym przeniósł wzrok na matkę.
— Dlaczego najpierw nie chcesz
wysłuchać, co ma do powiedzenia na ten temat Iluviel? Wydajesz osądy zbyt
pochopnie…
Już gdy wypowiadał te słowa,
wiedział, że źle postąpił. W jednej chwili stał, patrząc na wściekłą twarz
Isanii, a w następnej leżał na posadzce przyciskany przez łowcę do podłogi.
— Nie waż się oceniać swojej królowej,
bezczelny młokosie! — zagrzmiała kobieta, wstając z tronu i patrząc na syna bez
żadnej krzty miłości w oczach.
Bolało to Amaondela, ale po siedmiu
latach zdołał przyzwyczaić się do nowego wcielenia jedynej kobiety, którą
kochał nad życie. Teraz nawet nie wiedział, czy darzył ją jakimkolwiek ciepłym
uczuciem.
Nie zamierzał jednak pozwalać na
takie traktowanie.
W dłoni rozbłysło fioletowe światło,
a gdy Mothril zorientował się, co się szykuje, było już za późno. Udało mu się
odepchnąć rękę, jednak zaklęcie trafiło go w ramię, obezwładniając na tyle, by Amaondel
zdołał się wyswobodzić.
Wstał z posadzki i spojrzał na twarz
królowej wykrzywioną w grymasie złości. Nawet nie skłonił się przed nią, tylko
odwrócił się na pięcie i odszedł szybkim krokiem.
— I tak dosięgnie go śmierć!
Resztę słów zagłuszył trzask
zamykanych potężnych drzwi, a także chrzęst zbroi jego osobistych strażników.
Kilka godzin później, gdy siedział na
parapecie wielkiego okna w jego komnacie, ujrzał samotnego jeźdźca
wyjeżdżającego w pośpiechu z królewskich stajni. Wiedział, że to Mothril, nawet
jeśli postać całkowicie skryła się pod ciemnym płaszczem.
Obawiał się, że nie spotka już
Iluviela – legendy mówiące o umiejętnościach łowców nigdy nie były przesadzone.
Na odległość nie pomoże przyjacielowi, nie dogoni Mothrila, nawet jeśli
zabrałby najszybszego i najmocniejszego konia, jakiego posiadali w Thorndile.
Wyprostował się jak struna, wnet
odganiając ponure myśli. Miał pomysł, który przywiedzie go najprawdopodobniej
do śmierci, jednak po dzisiejszym starciu z królową nie napawało go to tak
ogromną obawą, jak mogło kiedyś.
Znajdzie Iluviela z pomocą smoka.
~*~
Althea upadła na ziemię, boleśnie
obijając sobie biodro, lecz zaraz zerwała się z miejsca i skoczyła z dzikim
okrzykiem na przeciwnika. Wynik jednak zawsze był ten sam – ona upadała, on
uśmiechał się pobłażliwie i opierał się na mieczu, czekając cierpliwie, aż
dziewczyna zdoła wstać. Co z upadku na upadek przychodziło z coraz większą
trudnością.
— Może powinnaś zrobić sobie przerwę?
— Bron podniósł się z ziemi, otrzepał płaszcz i zachęcił przyjaciółkę gestem
ręki, jednak ona odmówiła.
Zaparła się i znów wstała, ocierając
oczy z potu, który spłynął na powieki.
— Nie mogę, muszę ćwiczyć! —
zaprotestowała i przymknęła na chwilę oczy, przypominając sobie kroki oraz
ruchy, jakich ser Irving nauczył jej przez ostatnie dni.
Może i sama nauka wydawała się jej
prosta, jednak przełożenie tego na walkę nie przynosiło żadnych skutków – cały
czas lądowała w śniegu, a pod koniec dnia liczyła nowe siniaki zdobiące ciało.
— Musisz pamiętać, że nikt nie będzie
podporządkowywać się ruchom, których cię nauczyłem. Wychodzisz na pole bitwy,
by zabijać i przeżyć; twoi wrogowie także. Obserwuj ich ciała, obserwuj dłonie
i nogi… Przewiduj krok przeciwnika! I pamiętaj, że oczy zdradzają zamiary
człowieka. Stopa czy ręka może oszukać, natomiast oczy już nie.
Ta rada nie przydała się Althei w
żaden sposób. Choć starała się ze wszystkich sił obserwować Lwie Serce, to on
wygrywał, nawet się przy tym nie męcząc.
— To na nic! — jęknęła w końcu, gdy
ser Irving uderzył ją w twarz zewnętrzną stroną dłoni i rozciął dolną wargę.
Bron nachmurzył się, ale nic nie
powiedział, bo wiedział, że nie może – to było dla dobra dziewczyny.
Usiadła na zaspie śnieżnej i otarła
krew rękawem, odrzucając na bok ciężki oręż. Choć wyrobiła sobie mięśnie i
trzymanie jednoręcznego miecza nie sprawiało jej już większych trudności, to i
tak nie potrafiła przyzwyczaić się do machania nim oraz zadawania ciosów. Gdy
kilka razy klingi walczących zderzyły się z donośnym brzękiem, ramię Althei
przeszywały prądy, których nie sposób było wytrzymać, przez co upuszczała broń
i po raz kolejny tamtego dnia przegrywała.
— Nie możesz się tak łatwo poddawać —
wytknął jej spokojnie Ron dotąd opierający się o pień drzewa i w spokoju
obserwujący trening przyjaciółki.
— Na polu bitwy nie odrzucisz miecza
na bok, nie skrzyżujesz ramion na piersi i nie powiesz przeciwnikowi, że nie
walczysz, bo nie potrafisz go pokonać — zauważył ser Irving i podszedł bliżej
dziewczyny, podnosząc ze śniegu oręż. — Bron? Chodź, powalczymy trochę.
Althea prychnęła i usiadła wygodniej,
nie przejmując się przesiąkającymi powoli spodniami, obserwując uważnie Brona.
Wiedziała, że ta walka miała jej pokazać, iż nawet przeciętny chłopak ze wsi
może przeciwstawić się wytrawnemu wojownikowi.
Bron zrzucił płaszcz i przeciągnął
się mocniej, by stara łatana bluza lepiej ułożyła się na ciele. Złapał miecz
Althei i machnął nim kilka razy na próbę, aż w końcu ustawił się naprzeciwko
ser Irvinga i rozstawił lekko nogi, gotując się do pierwszego ciosu.
Nim elfka zdążyła się zorientować,
walczący szczepili się ze sobą przy akompaniamencie dźwięczących kling. Z
zafascynowaniem obserwowała płynne ruchy przyjaciela, jego zaskakująco dużą
siłę i łatwość, z jaką przychodziło wyprowadzanie kolejnych ciosów. Niestety
ten pokaz wprawił dziewczynę w jeszcze większe przygnębienie; poczuła się
żałośnie słaba przy trzech mężczyznach, którzy ją otaczali.
Musisz po prostu więcej ćwiczyć, upomniał ją łagodnie głos w myślach. Althea wyprostowała
się i zadarła głowę, obserwując niebo, jednak nie dostrzegła ciemnego cielska
przecinającego powietrze wielkimi błoniastymi skrzydłami.
Ćwiczę od wielu dni i nie widzę żadnych efektów, mruknęła elfka na odczepne i wydęła
wargę, mocniej obejmując się ramionami.
Efekty pojawią się z czasem, odparła smoczyca i przesłała jej obrazy prób lądowania z
wielu dni, jednak dopiero wczoraj udało się gadowi osiąść na ziemię bez żadnego
potknięcia oraz upadku. Cierpliwości…
I kto to mówi,
zachichotała z rozbawieniem i wstała z ziemi, otrzepując ubranie z grudek
śniegu.
Między bogami a prawdą wszyscy mieli
rację. Althea zbyt mocno się starała, za łatwo się poddawała i obrażała się jak
małe dziecko, gdy coś nie szło po jej myśli. Efekty ciężkich treningów pragnęła
poznać od razu, choć nie było to możliwe, a gdy nie dostawała tego, czego
oczekiwała, wolała zrezygnować i wrócić do starych obowiązków, niż naprawdę
nauczyć się bronić przed wrogami.
Gdy miewała gorszy dzień, zawsze
przed snem zastanawiała się, czy to, co powiedział im ser Irving, było prawdą.
Wątpiła w jego słowa, przekonywała siebie, że żadnego zagrożenia nie ma, a
mężczyzna stara się po prostu zapełnić wolny czas nauką trzech młokosów walki
na miecze.
Potem jednak przychodził poranek, jej
ciało napełniało się nową, nieznaną siłą i dziewczyna z powrotem zaczynała
wierzyć, że gdzieś w dalekim świecie czaiło się straszliwe zło, które tylko
czekało na takie słabe jednostki jak ona.
Głośny jęk wyrwał Altheę z
zamyślenia. Podniosła głowę i ujrzała leżącego na śniegu Brona kurczowo
trzymającego się za ramię. Jego twarz wykrzywiła się w grymasie bólu, a miecz
upadł kawałek dalej.
— Nigdy nie bądź pewny wygranej —
oznajmił po prostu ser Irving i oparł się o miecz, obserwując próby
podniesienia się z ziemi.
Ból jednak był na tyle silny, że Bron
zdołał tylko podkulić nogi i oprzeć się drugą ręką o zimny śnieg.
— To było… — Chyba zabrakło mu słów
lub nadal pozostawał w szoku, bo jedynie pokręcił głową i zaśmiał się krótko,
walcząc ze łzami bólu.
— Nic ci nie jest? — Althea podeszła
bliżej i pochyliła się nad nim, jednak Bron westchnął kilka razy i powoli
wstał, rozcierając ramię w miejscu, gdzie ser Irving zadał mu ostatni cios.
— Myślę, że na dzisiaj wystarczy tego
dobrego. — Lwie Serce złapał swój miecz i schował do pochwy, a drugi owinął w
skóry i przytroczył do siodła pasącego się w pobliżu konia.
Zwierzę z wdzięcznością przyjęło
ciężar jeźdźca, przysypiając przez ostatnie dwie godziny z braku zajmującego
zajęcia.
— Do zobaczenia! — Althea pomachała
mężczyźnie i z pomocą Rona podniosła Brona z ziemi.
— Musimy jechać do miasta po jedzenie
— oznajmiła cicho, patrząc na nadal oszołomionego przyjaciela.
— Zaraz mi przejdzie, nie przejmuj
się – mruknął, a jego usta przyozdobił ciepły, pokrzepiający uśmiech, jakby to
dziewczyna była tutaj najbardziej poszkodowana, nie on.
W tym samym momencie zza ich pleców
dobiegło znaczące chrząknięcie. Elfka podskoczyła przestraszona i odwróciła
się, puszczając Brona. Młodzieniec stęknął cicho i spojrzał przed siebie, gdzie
ujrzał Gretę.
— Co wy tu robicie? — spytała na
powitanie, mierząc trójkę przyjaciół surowym wzrokiem.
Althea zerknęła na obolałego Brona,
potem na spanikowanego Rona, a gdy sięgnęła umysłem do smoczycy, ta chowała się
w pobliskiej jaskini nieopodal warowni.
— Wygłupialiśmy się, Bron upadł
podczas gonienia mnie — odpowiedziała szybko, nie chcąc wdawać się w długą
dyskusję z Gretą.
— Miałaś jechać do Kelamne. Jutro są
zimowe targi. Jak chcesz zdążyć na wczesne godziny, bawiąc się tutaj z
wieśniakami w głupie gry? — warknęła nieprzyjemnie, a Bron nachmurzył się na
wzmiankę o wieśniakach.
Obaj bracia nienawidzili Grety już za
samo imię, nie wspominając o paskudnym charakterze i okropnym wyglądzie starej
wiedźmy.
— Już jedziemy — mruknęła i skinęła
na przyjaciół, by ruszyli wraz z nią.
Greta zmierzyła całą trójkę zimnym
spojrzeniem i ruszyła wydeptaną przez Altheę ścieżką jako pierwsza, ani razu
nie spoglądając za siebie.
Przygotowania do podróży nie zajęły
im dużo czasu; osiodłali zamkowe konie, napełnili juki jedzeniem oraz rzeczami
na zmianę, po czym, nie żegnani przez nikogo, ruszyli głównym traktem w
kierunku Kelamne.
Miasto słynęło z największych targów
w Dolinie Smoka. Organizowano je cztery razy do roku i nazywano porami roku, w
jakich się odbywały. Kupcy i handlarze ze wszystkich wsi oraz zamków zjeżdżali
się do Kelamne, by sprzedawać najróżniejsze wyroby od zwykłego chleba po
najdroższe błyskotki z kamieni szlachetnych.
Althea zawsze miewała wtedy radosny
nastrój – to był idealny powód, by wybrać się w dłuższą podróż z przyjaciółmi i
wyrwać się na dzień lub dwa z zamku. Nie dostawali zbyt dużo pieniędzy na
takowy targ, ale samo przebywanie wśród wielobarwnego tłumu znacząco poprawiało
ich humory.
Zostań tutaj, niedługo wrócę, poprosiła w myślach Althea, widząc za drzewami czarny cień
przemykający stanowczo za szybko jak na zwykłego drapieżnika. Nic mi nie będzie.
Chcę iść z tobą!, zaprotestowała smoczyca i w tym samym momencie ich uszu dobiegło
żałosne wycie przemieszane z piskiem. Elfka zignorowała pytające spojrzenia
braci i zmarszczyła brwi, skupiając się całkowicie na rozmowie z podopieczną.
Ja też chciałabym iść tam z tobą, ale to otwarta przestrzeń, nie ma gdzie
się schronić, a dobrze wiesz, że nikt nie może cię zobaczyć. Trzymaj się blisko
chaty ser Irvinga,
oznajmiła dziewczyna i dała sygnał do przyspieszenia tempa, zostawiając daleko
w tyle smoka schowanego za nagimi drzewami.
W myślach usłyszała jeszcze gniewne
prychnięcie, jednak wiedziała, że gad dał za wygraną. Althea nie mogła
ryzykować, a zabieranie wszędzie wielkiego gada skończyłoby się źle. Nikt nie
mógł wiedzieć o istnieniu Nocnej Furii.
Jeszcze nie.
~*~
Iluviel usiadł przy długim stole i
skrzywił się na widok brudnego blatu. Mógł rozróżnić na drewnianej powierzchni
plamy po piwie, winie, gulaszu, a także lukrze. Zastanawiał się, gdzie podziała
się renoma oberży, do której zajechał. Tyle razy słyszał od towarzyszy, że
właśnie w Gospodzie pod Rumianym Jabłkiem znajdzie najlepsze jadło i pokój z
dobrą obsługą. Tutaj jednak zastał pustą salę, brudne stoły i skromny wybór
jedzenia, które najprawdopodobniej nie było nawet jadalne.
Jako jedyny z podróżnych przebywał w
głównej sali, czekając na zamówienie, jednak nie odważył się ściągnąć płaszcza.
Musiał ukrywać długie złote włosy i ubranie elfa, bo najpewniej jeszcze przed
zachodem zawisłby na stryczku. Nastały bardzo niespokojne czasy i każdy
traktował tutaj nietutejszego jako wroga, którego trzeba powiesić, nawet jeśli
był niewinny.
— Zupa warzywna z chlebem i kompot z
wiśni. — Potężna, gruba kobieta przed czterdziestką podeszła do stołu i rzuciła
miski na stół, nawet nie starając się być miłą.
Iluviel zignorował tak grubiańskie
zachowanie, skinął w podzięce głową i zabrał się za jedzenie, z ulgą
stwierdzając, że jedynie wygląd gospody uległ zmianie; wszystko inne
najwyraźniej pozostawało takie samo.
Znajdował się już bardzo blisko
Doliny Smoka. Nie chciał kontaktować się z sir Irvingiem, żeby nie ściągnąć na
mężczyznę dodatkowych kłopotów, więc postanowił zjeść ciepły posiłek i przez
resztę wieczoru oraz nocy pędzić w stronę chaty wojownika, by móc porozmawiać z
nim i zabrać dziewczynę w bezpieczne miejsce.
Miał sporą przewagę nad potencjalną
pogonią z Thorndile i dlatego chciał to wykorzystać na własną korzyść. Żołnierze
królowej mogli się nie guzdrać, jednak wiedział, że i tak dotarcie tutaj, gdzie
on był aktualnie, zajmie im co najmniej dwa dni, przy mocnych koniach niecałe
półtora. On w tym czasie zdąży porozmawiać z Lwim Sercem, zabrać dziewczynę ze
smokiem i ruszyć w przeciwnym kierunku niż pogoń.
Gdy zupa się skończyła, a kubek
wysuszył z pysznego kompotu, pozwolił sobie na kilka minut odpoczynku. Podróż
przez tyle dni w siodle znacząco dawała się mu we znaki, nie wspominając o Yoko,
która wyraźnie osłabła i schudła przez tyle dni szaleńczych galopów, długich
kłusów i kilkugodzinnych stępów, gdy nie chciał się zatrzymywać. Dawał
zwierzęciu luźniejsze wodze i przysypiał w siodle, co pewien czas budząc się,
by sprawdzić, czy koń dobrze wybiera drogę.
Gdy miał już wstawać, do gospody
wszedł ktoś nowy. Gruba kobieta podniosła wzrok znad brudnej lady i zmierzyła
wędrowca krytycznym spojrzeniem, jednak nie odezwała się, póki nieznajomy nie
podszedł bliżej.
Iluviel spiął się i obserwował chwilę
wysoką zakapturzoną postać, zastanawiając się, kim ona może być. Po chwili
rozluźnił się i wyprostował. Nie mógł traktować każdego jako potencjalnego
wroga, musiał się uspokoić i zacząć trzeźwo myśleć.
Wstał od stołu, rzucił garść
srebrników i wyszedł, nie kłaniając się kobiecie oraz odwróconemu do niego
plecami nieznajomemu. Szedł długim, pewnym krokiem, nie chcąc zrywać się do
biegu. Gdyby tak zrobił, ściągnąłby na siebie niepotrzebną uwagę, a wiedział,
że od wielu lat nawet las obserwował każdy ruch wędrowców przemierzających
leśne ostępy.
Yoko stała przy korycie ze zwieszonym
łbem, żując od niechcenia siano. Wyraźnie ożywiła się na widok Iluviela, jednak
zaraz skuliła uszy, co nakazało elfowi zachować czujność. Coś było nie tak. Koń
reagował tak tylko na widok innych ludzi. A na dziedzińcu za gospodą był
przecież sam.
Przystanął i obrócił się, w ostatniej
chwili zatrzymując cios zakapturzonej postaci, która kilka chwil temu siedziała
przy ladzie i dyskutowała o czymś z grubą kobietą przyciszonymi głosami. Warknął
i spojrzał na smukły zakrzywiony sztylet z ozdobnymi runami wygrawerowanymi na
klindze.
— Masz zbyt charakterystycznego
konia, powinieneś go sprzedać, głupcze! — syknął niskim głosem zakapturzony
mężczyzna, a Iluviel odepchnął go od siebie ostatkiem sił i zamrugał zaskoczony.
— Amaondel? — wychrypiał, odrzucając
kaptur.
Postać wyprostowała się i opuściła
ręce wzdłuż boków, obserwując Iluviela kilka chwil. Potem niespiesznie schowała
sztylet i także odsłoniła twarz, zrzucając z głowy nakrycie.
— Co ty tu robisz, książę? — spytał
zaskoczony Iluviel, patrząc na zmęczoną twarz Amaondela, który obserwował go
zmrużonymi oczami.
— Dlaczego uciekłeś? — Najwyraźniej
książę nie zamierzał odpowiadać na pytania przyjaciela, bo zignorował
poprzednią wypowiedź Iluviela i podszedł bliżej, ciągnąc go w kierunku drzew,
by nikt nie mógł ich zobaczyć oraz rozpoznać. — Królowa uznała cię za zdrajcę.
— Spodziewałem się tego — mruknął
ponuro Iluviel i poprawił spięte w kucyk włosy. — Nie mogę ci jednak powiedzieć,
dlaczego uciekłem. Po prostu musiałem i nie ma to nic wspólnego z królową czy
Thorndile… No, może ma coś wspólnego z królową i Thorndile, ale nie jest to
nic, o czym królowa musi wiedzieć. Ona wręcz nie powinna o tym wiedzieć.
— Iluvielu, do reszty postradałeś
rozum?! — wykrzyknął Amaondel, rozkładając ramiona. — Isania wysłała za tobą
łowcę!
Między elfami nastała cisza
przerywana nieśmiałym trelem zagubionych sikorek i wróbli szukających okruchów
przy gospodzie. Słońce skryło się za wysoką linią lasu iglastego, a pod ich
zimowe płaszcze wkradł się chłód. Gdzieś w oddali zawył samotny wilk. Yoko podniosła łeb i spojrzała na mierzące
się wzrokiem elfy, jednak szybko straciła zainteresowanie i powróciła do
spokojnego przeżuwania siana.
— Łowcę? — powtórzył głucho Iluviel,
rozwiewając powoli gęstniejącą między nimi atmosferę. — Więc nie pozostało mi
zbyt wiele czasu…
Odsunął się od przyjaciela i
podciągnął popręg klaczy, tracąc zainteresowanie nagłym najściem Amaondela. Jednak
książę nie zamierzał dać za wygraną. Podbiegł do konia i złapał za rękę
Iluviela, siłą odwracając go w swoją stronę.
— Nie po to przeleciałem tysiące mil,
byś zignorował to ostrzeżenie – warknął i puścił zaskoczonego elfa, po czym
odetchnął głębiej. — Życie ci niemiłe? Powiedz chociaż, w czym ci pomóc… Jakby
nie patrzeć, Isania może i mnie uznać za zdrajcę.
— Będzie wiedzieć, że to ty mnie
chciałeś uratować? — spytał Iluviel, obserwując z lekkim zainteresowaniem twarz
księcia.
— Przed wyjazdem łowcy i moim
pokłóciliśmy się o to. — Nie musiał dodawać nic więcej, Iluviel domyślał się,
jak dalej potoczyła się sprzeczka i jaki był finał.
Musiał też podjąć decyzję, która
mogła zadecydować o losie wielu istnień. Nie wiedział, czy może mu ufać,
wszakże Amaondel był przez wiele lat pod pływem królowej Isanii, która
zaszczepiła w synu dziwną nieufność do każdego elfa, człowieka, a zwłaszcza
krasnoluda.
Z drugiej strony gdyby Amaondel był
pionkiem w grze Isanii, nie ruszyłby z Thorndile na grzbiecie Ognistego Rubina,
by ostrzec go przed łowcą. Sam ryzykował życie i własną reputację, by uratować jego
– Iluviela, starego przyjaciela z dawnych lat.
— W dolinie żyje naznaczony smok —
powiedział cicho Iluviel i z niemałą satysfakcją obserwował szok powoli
malujący się na dotąd niewzruszonej twarzy Amaondela. — Muszę go stąd zabrać,
nim będzie za późno.
— Jak to się stało? — wykrzyknął mimo
woli książę i szybko zniżył głos do szeptu: — Wszyscy byli pewni, że dzikich
smoków już nie ma!
— Najwyraźniej są i chowają się w
jaskiniach. Dobrze wiesz, że to piekielnie inteligentne stworzenia. Nie wygrasz
z nimi, one będą tutaj już zawsze.
Iluviel wsiadł na Yoko i podał dłoń
Amaondelowi, zachęcając go uśmiechem. Książę nie wahał się długo – wskoczył na
konia i złapał się płaszcza przyjaciela, obserwując drogę.
Koń skoczył do przodu, natychmiast
rozpędzając się do szybkiego galopu. Nie osiągali zawrotnych prędkości, ale
musieli jeszcze bardziej zwiększyć szansę na ucieczkę przed łowcą.
Prowadził ich księżyc oraz gwiazdy, a
na niebie szybował Ognisty Rubin, w dzień ciemnoczerwony, w nocy niemal czarny,
sycząc i powarkując na nocne latające stworzenia. Droga wydawała się być pusta,
a okolica opuszczona, jednak obaj nie tracili czujności, raz zwalniając, raz
przyspieszając wierzchowca, by nie wpaść w żadną pułapkę.
Nawet sen ich nie zmorzył, gdy wjechali do ciemnego lasu
okalającego dolinę, a nad ich głowami rozbrzmiało nieśmiałe warknięcie smoka.
~*~
— Naszyjniki, bransoletki,
pierścionki, błyskotki!
— Chleb, najlepszy chleb, prosto z
pieca!
— Owies, siano, jęczmień!
— Pyszne podpłomyki, tylko u mnie!
Zapraszam! Pieczone gęsi w miodzie!
Althea przeciskała się między
okutanymi w futra oraz płaszcze ludźmi, z uśmiechem na ustach obserwując
kolorowe stoiska i barwnie odzianych sprzedawców wykrzykujących zachęcające
hasła. Tuż za nią szedł równie zafascynowany Ron oraz mocno już znudzony Bron,
niosąc na plecach worek z otrębami dla koni zamkowych.
— Moglibyśmy wrócić do stajni i
zostawić to cholerstwo przy naszych bagażach? Nie widzi mi się targanie zakupów
dla Grety przez resztę dnia! — poskarżył się i przystanął, gdy tłum nieco się
przerzedził.
Althea oraz Ron odwrócili się, by
spojrzeć na Brona, lecz on pochylał się nieco, biorąc głębsze wdechy.
— Poddajesz się, braciszku? – spytał
ze złośliwą satysfakcją Ron, a gdy Bron wyprostował się, niemal mordując go
spojrzeniem, zachichotał i machnął ręką. — Chodźmy, trzeba jeszcze kupić nowego
konia.
— Greta znów chce powiększyć stado?
— Chce zarobić na źrebakach, gdy nadejdzie
wiosna — odparła Althea, wyciągając szyję, by odnaleźć stoiska ze zwierzyną
gospodarską.
Przecisnęli się między straganami
pełnymi wyrobów mięsnych i skręcili w ciasną uliczkę, kryjąc się w cieniu
zabudowań. Temperatura podniosła się o kilka stopni niż w ostatnich dniach, co
ludzie przyjęli z pewną ulgą. Każdy jednak wiedział, że to tylko pojedynczy
wybryk natury; jutro znów mogą przywitać ich śnieżyce i siarczyste mrozy
ściskające skostniałe ciała. Zima w tych stronach zawsze cechowała się
wyjątkową brutalnością i ostrym traktowaniem Doliny Smoka.
— Może zjemy coś, zanim spędzimy
kolejne kilka godzin na wybieraniu dobrych klaczy? — zaproponował nagle Ron,
dostrzegając w oddali kolorowy szyld przedstawiający upieczone prosię z
jabłkiem wetkniętym w pysk. — Lepiej robić to z pełnym brzuchem!
— To chyba niegłupi pomysł — podjął
szybko temat Bron, nadal męcząc się z ciężkim workiem na samym końcu małej
grupy. — Odetchniemy trochę i ustalimy, co jeszcze musimy kupić. A potem
pozostanie nam już tylko powrót do domu.
W dni targowe Kelamne wręcz pękało w
szwach. Zewsząd otoczone łagodnymi wzgórzami, na których latem pasły się owce,
krowy i konie, wyrastało na najwyższym wzniesieniu w okolicy, odstraszając
wrogie wojska groźnie wyglądającym z daleka murem obronnym. Niestety czas nie
obszedł się łagodnie z budowlą: co i rusz jakaś cegła wypadała z konstrukcji, a
na jej miejscu zaraz mościł się kolejny ptak wijący gniazdo. Gwardziści rzadko
kiedy zapuszczali się na szczyt muru, a dolne komnaty wieży strażniczej w
szybkim czasie zamieniono w małą gospodę dla żołnierzy.
Każdy czuł się tutaj bezpiecznie i
żył dostatnio.
Trójka przyjaciół dobrnęła w końcu do
stoiska z jedzeniem, a widząc wyłożone, cudownie pachnące specjały, ślinka sama
napłynęła im do ust. Każdy z nich zamówił po misce gulaszu z kawałkiem chleba
posmarowanym smalcem, a dodatkowo otrzymali po kubku herbaty z rumem na
rozgrzanie.
Usiedli z jedzeniem do niewielkiego
drewnianego stolika ustawionego tuż obok stoiska, oddychając z lekką ulgą.
Pałaszowali w ciszy, rozkoszując się pysznym smakiem wczesnego obiadu i z ulgą
popijając gorącą herbatę rozgrzewającą zmarznięte kości i uderzającą lekko do
głowy.
Zarumieniona Althea wytarła ostatnim
kęsem chleba dno miski i oblizała palce z sosu, ze zdziwieniem stwierdzając, że
dawno nie jadła tak wspaniałego posiłku.
— Zostały nam do kupienia jeszcze…
Smar do kopyt, dobry nóż dla kucharek, maść na zranienia i klacze do dalszego
rozrodu. — Althea spojrzała na skrawek pergaminu, który otrzymała od Grety, po
czym zmięła go i schowała do kieszeni płaszcza, podnosząc się z miejsca. —
Jeżeli się pospieszymy, za niecałe trzy godziny powinniśmy stąd wyjechać.
Bron i Ron mruknęli pod nosem zgodę i
podążyli za przyjaciółką w kierunku straganów związanych z inwentarzem
gospodarskim. Mijali stoiska wieszczek, wróżbitek, czarodziejów, a nawet
czarownika, choć w większości przypadków byli to oszuści, którzy żyli z
naiwności prostych ludzi. Althea też kiedyś wykazała się naiwnością, za co
dostała po głowie od wieszczki, do której się udała po radę.
Gdy kobieta ujrzała szpiczaste uszy
dziewczyny, fiołkowe oczy i czarne jak smoła włosy, zaczęła wrzeszczeć, wyzywać
od oszustek i bić po głowie zwojem pergaminu, nakazując zaprzestania tak
głupich żartów. Althea wybiegła stamtąd z krzykiem oraz płaczem, niemal
przewracając towarzyszącą jej wtedy starą kucharkę, a gdy przekazała kobiecie,
co się stało, Greta roześmiała się i stwierdziła, że pewnie dziewczynka na to
zasłużyła.
Od tamtej pory trzymała się z daleka
od barwnie ubranych ludzi okrzykujących się obdarowanymi magią, bo wiedziała,
że oszukują, zdzierając z ludzi pieniądze praktycznie za nic.
— Widzę stoisko z maściami. To ten
sam zielarz, co na jesień — oznajmił Ron, wyciągając szyję, gdy ujrzał jasno
malowany szyld zachęcający ludzi do kupienia wyrobów. — Pójdę kupić te maści.
Spotkajmy się przy wejściu do dziedzińca z końmi na sprzedaż.
Althea oraz Bron kiwnęli krótko
głowami i zaczęli przepychać się dalej, torując sobie z czasem drogę łokciami,
bo tłum zaczynał gęstnieć z każdym kolejnym krokiem. Gdy dotarli do łukowatej
bramy oddzielającej zapchane ulice od niedużego dziedzińca, tuż obok powstało wielkie
zamieszanie z udziałem siwej klaczy, która kopnęła małego chłopca, spłoszyła
się i nie dała się ujarzmić.
Althea i Bron obserwowali ze zgrozą
rozgrywającą się na ich oczach scenę, nie chcąc podchodzić ani kroku bliżej bez
Rona, który z niezwykłą łatwością potrafił zgubić się nawet na otwartej
przestrzeni.
Jakaś kobieta złapała nieprzytomnego
chłopca w ramiona i zaczęła wrzeszczeć na mężczyznę próbującego zapanować nad
koniem, jednak napierający tłum, oskarżenia wykrzykiwane pod adresem właściciela
oraz przepychania nie pomagały w uspokojeniu rozszalałego zwierzęcia.
Althea prychnęła i wyszła przed ludzi,
zanim Bron zdążył zareagować i złapać ją za kaptur, by zatrzymać w miejscu i
wybić z głowy głupi pomysł. Nie lubił, jak elfka narażała się na ujawnienie
zbyt pochopnie podjętymi decyzjami, ale nie miał wpływu na jej poczynania. Nie
wtedy, gdy nie wiedział, co dziewczyna ma zamiar za chwilę zrobić.
— Al, wracaj tu natychmiast! —
syknął, gdy jeszcze widział jej spięte w długi warkocz włosy, a ludzie w
pobliżu nie krzyczeli zbyt głośno.
Althea jednak nie zareagowała,
uśmiechnęła się do niego lekko i w dwóch susach złapała za kantar klaczy, siłą
przyciągając łeb do siebie.
Niemal wszyscy zamarli, widząc tak
pochopny czyn ze strony dziewczyny. Zwierzę szarpnęło łbem i znów spróbowało
się wyrwać, jednak stanowczość oraz spokój, jaki przejawiał nowy człowiek w
otoczeniu, sprawił, że klacz coraz słabiej walczyła, aż w końcu zupełnie
odpuściła i stanęła, oddychając ciężko. Na bokach i szyi wystąpiły poty, a z
pyska leciała piana, jednak koń nie wyglądał już na tak chętnego do buntu jak
jeszcze kilka chwil wcześniej.
Althea odetchnęła z ulgą, gdy zwierzę
się uspokoiło, i delikatnie pogłaskała rumaka po szerokim czole, pozwalając też
sobie na delikatny uśmiech.
Nie wiedziała, ile czasu minęło, nim
siwa klacz znieruchomiała, ale zdążyła zauważyć, że im dłużej przy niej stała,
tym głośniejsze stały się podszeptywania zebranego wokół tłumu.
— Weź sobie to diabelskie nasienie
choćby i za darmo, nie chcę jej! — Mężczyzna puścił sznur, na którym ją
prowadził, i umył od sprawy ręce, szybko wycofując się sprzed oczu płaczącej
kobiety podtrzymującej bezwładne ciało chłopca.
Althea pogładziła zwierzę po pysku i
uśmiechnęła się. Dzięki odrobinie szczęścia zarobiła kilka sztuk złota i mogła
za nie kupić więcej rumaków niż tylko dwa. Postanowiła przeznaczyć te pieniądze
na ogiera pociągowego do bryczki, która nie była używana od lat z braku dobrego
konia do powożenia.
— Postradałaś rozum?! — Bron dopadł
dziewczynę, gdy tylko tłum znacząco się przerzedził i rozszedł w swoją stronę.
Tuż za nim dreptał oszołomiony Ron,
który nie widział całego zajścia; z jego oczu biła ciekawość.
— Może — odpowiedziała tajemniczo i
znów pogłaskała klacz po pysku — ale zarobiłam na niej kilka sztuk złota. Chłop
mi ją oddał.
— Głupi zawsze ma szczęście — mruknął
cicho Bron, za co dostał mocnego kuksańca w bok od rozchichotanej Althei. —
Lepiej chodźmy po te konie i uciekajmy stąd, nim matka tego chłopaczka
zdecyduje się na poderżnięcie gardła zarówno tobie, jak i tej kobyle.
Dziewczyna jednak zwróciła się już w
kierunku klęczącej kobiety opatrującej ranę na głowie dziecka, odpowiadając
zdawkowo na pytania zainteresowanej chłopki, najpewniej znajomej ze wsi. Gdy
Althea podeszła, niemal siłą ciągnąc za sobą oporną klacz, kobieta zasłoniła
sobą chłopca i nachmurzyła się.
— Precz ode mnie, zabierz tego
demona, diabelskie nasienie! — krzyknęła i zamachnęła się na elfkę, jednak ta
zgrabnie odsunęła się w bok poza zasięg dłoni rozzłoszczonej kobiety.
— Przepraszam za tego konia —
oznajmiła spokojnie i kucnęła, wpatrując się w twarz chłopca z bezpiecznej
odległości. — Jest przerażony tłumem, to wszystko. Z pewnością nie chciał mu
zrobić krzywdy.
Starsza pani za nic jednak nie dała się
ugłaskać, mrucząc pod nosem wymyślne określenia obrazujące dzikość klaczy oraz
bezmyślność ludzi. Althea wiedziała już, że nic nie zdziała, wstała więc i,
wiedziona impulsem, pogłaskała dziecko po głowie, uśmiechając się lekko pod
nosem.
— Chodźmy już — poprosił cicho Bron,
dotykając ramienia przyjaciółki.
Althea przystała na to, przekazała
sznur Ronowi, a gdy klacz położyła uszy po sobie, szybko zrezygnowali z
odprowadzenia zwierzęcia w pojedynkę. Zabrali więc konia ze sobą, ignorując
karcące spojrzenia odpychanych przez cielsko zwierzęcia ludzi. Każdy jednak
zatrzymywał się i obserwował piękno istoty, bo wierzchowiec miał niezwykłą
urodę, choć charakter bardziej pasował do rozhukanego ogiera niż filigranowej
klaczki.
Niecałą godzinę później cała trójka
wracała z końmi u boku, śmiejąc się wesoło i przeliczając sztuki złota, jakie
udało im się zarobić na targowaniu się z kupcami. Althea nadal prowadziła
mlecznobiałą klacz, Bron ciągnął za sobą potężnego ogiera pociągowego, a Ron
szedł z karą klaczą z białymi odmianami na nogach.
Pochód z pewnością przyciągał wzrok,
bo i konie zachwycały swym pięknem; jak zauważył Bron podczas wynajdywania
dobrych wierzchowców, Althea posiadała naturalny dar wybierania koni o
niecodziennej maści, charakternych, ale przydatnych w zamkowej hodowli.
Wyjechali z Kelamne niedługo później,
zajadając się jabłkami w syropie i śmiejąc się w głos z kilku zabawnych
sytuacji, jakich byli świadkami dzisiejszego dnia. Droga była pusta, bo targ
jeszcze się nie skończył i trwać miał przez co najmniej pięć następnych dni,
więc mogli śmiało sobie pofolgować bez obawy o to, że ujrzy ich ktoś
niepożądany.
Gdy na niebie zapadał zmierzch, Bron
umilkł i zaczął oglądać się co pewien czas za siebie, ściągając tym samym uwagę
najpierw brata, potem przyjaciółki. Jego twarz była zmarszczona, brwi
ściągnięte, a usta zaciśnięte w wąską linię, jakby trapiło go coś wyjątkowo
ciężkiego do przełknięcia.
— Ktoś nas śledzi. — Althea
zesztywniała i odwróciła się powoli w siodle, udając, że poprawia kocyk pod
siodłem Escuduro.
Gdy podniosła wzrok, ujrzała
niedaleko nich dwóch zakapturzonych jeźdźców kłusujących żywo w tym samym
kierunku, co oni. Jednakże nie starali się ich wyprzedzać, trzymali się na
dystans, obserwując poczynania trzech wędrowców.
— Musimy im uciec — mruknęła cicho,
łapiąc mocniej za wodze ogiera.
— Jak chcesz to zrobić, mając trzy dodatkowe
konie i ciężkie juki? — warknął nieprzyjemnie Bron, któremu już udzieliło się
zdenerwowanie zaistniałą sytuacją.
— Musimy spróbować! – odpowiedziała
ostro, ścisnęła mocniej wodze i kopnęła konia piętami, zmuszając do biegu.
Klacz z łatwością dostosowała tempo
do pędzącego ogiera, tuż za nią znalazł się Ron, a tyły zamykał Bron, jadąc
wolniej ze względu na ciężki galop wielkiego pociągowego wierzchowca. Zwierzę
nie nadążało za smuklejszymi końmi, ale i tak wyciągało szyję, by dać z siebie
wszystko.
Gdy Bron odwrócił głowę, ujrzał
pędzących za nimi jeźdźców. Nie zachowywali się agresywnie, ale wyraźnie ich
gonili, zacinając mocniej swoje wierzchowce i zmniejszając systematycznie
odległość, jaka między nimi wyrosła podczas leniwego kłusa sprzed kilku chwil.
Jako pierwszego wyprzedzili Brona i
zostawili go w spokoju, tak samo stało się z Ronem. Gdy bracia zorientowali
się, że od początku chodziło im o Altheę, w obu wstąpiły nowe siły.
— Althea, uważaj! — wrzasnął Bron i
kopnął mocniej wałacha, którego dosiadał, by dogonić napastników i wybić im z
głowy porwanie lub, co gorsza, zabicie elfki.
Dziewczyna odwróciła się w momencie,
w którym wyjechali na otwartą przestrzeń, a jeden z jeźdźców złapał za wodze
Escuduro i ściągnął je mocnym szarpnięciem, osadzając konia dziewczyny i
swojego w miejscu. Bron i Ron zaraz znaleźli się obok i już chcieli rzucać się
na napastników z pięściami, gdy druga z zakapturzonych postaci wyciągnęła rękę
i zatrzymała ich gestem.
Althea zadrżała i spojrzała na cień w
miejscu, gdzie powinna być twarz człowieka, jednak nic nie dostrzegła pomimo okrągłego
księżyca wskazującego drogę do domu.
I gdy chciała zacząć krzyczeć,
myślami nawołując Nocą Furię, na polanie tuż obok drogi wylądował smok i
zaryczał, rozdzierając paszczę najszerzej, jak mógł.
Potem została już tylko ciemność.
Głupia jesteś z tą maturą, proszę pani, o.
OdpowiedzUsuńJa Ci dam głupią, ja Ci dam!
UsuńOczywiście, że głupia, bo marnujesz czas na naukę, a najpewniej okaże się, że wcale nie musiałaś poświęcać na to całego roku życia, bo maturę z palcem w dupie można zdać xD
UsuńNie, mądra nie jestem, dlatego muszę siedzieć i zmądrzeć :c Smuteczeg.
UsuńJeju, Sen Chu, wiesz, że idealnie prowadzisz akcję? Nie ma żadnych wymuszonych scen, wszystko jest płynne. Ani za szybkie, ani za wolne. Idealne.
OdpowiedzUsuń"zagrzmiała kobieta, wstając z tronu i patrząc na syna bez żadnej krzty miłości w oczach" bez żadnej krzty wydaje mi się być masłem maślanym, jeśli rozumiesz, co mam na myśli.
Więcej błędów nie wyłapałam, a jeśli już coś mi zakłóciło czytanie, to jakieś drobne niedociągnięcie, na które specjalnie nie zwróciłam uwagi. Życzę Ci weny czy też samodyscypliny pisarskiej, jak zwał, tak zwał! Pisz jak najwięcej, a kiedy wydasz jakąś książkę, to proszę o autograf!
Pozdrawiam ciepło i raz jeszcze życzę wesołych świąt, Sen Chu, oraz udanego Sylwestra i wszystkiego najlepszego na nowy rok!
To ja. Wybacz, nie zauważyłam, że piszę z drugiego konta. ;_;
UsuńJak dla mnie akcja jeszcze za szybko leci w tych początkowych rozdziałach, ale później już nieco zwalniam, a przynajmniej tak mi się wydaje ;P Ale dziękuję, po prostu jestem dla siebie zbyt surowa, to dlatego ciągle narzekam, nawet jeśli jest okej ;P
UsuńJa to czekam do końca szkoły, żeby się przekonać, czy faktycznie będę mieć o wiele więcej czasu na pisanie, choć pewnie zajmę się fotografią i znowu na pisanie będzie mało czasu. Ale jestem twarda, dam radę i napiszę! :D
Wesołych świąt, kochana! I najlepszego w Nowym Roku! <3
"Spuścił wzrok i odwrócił głowę, chowając ręce do kieszeni obcisłych bryczesów." - Hm, nie znam się na bryczesach, ale skoro były obcisłe, to pewnie te kieszenie były widoczne, a to nie wygląda ładnie. Poza tym chowanie rąk do kieszeni to przejaw braku szacunku (przynajmniej w kulturze europejskiej), więc może zastąpić to spleceniem rąk za plecami? Neutralny gest, a chyba własnie taki byłby najlepszy w obliczu oszalałej królowej.
OdpowiedzUsuń"— Nie wysuwaj tak pochopnych wniosków, Isanio" - Nie mam pojęcia, czy zrobiłaś to celowo, ale imię królowej skojarzyło mi się od razu z "insane". :D
"Choć wyrobiła sobie mięśnie i trzymanie jednoręcznego miecza nie sprawiało jej już większych trudności" - Wcześniej odniosłam wrażenie, jakby minęło raptem kilka dni od pierwszego treningu, więc wydało mi się dziwne, że już zdążyła przywyknąć i wyrobić mięśnie. Ale może to tylko ja się czepiam.
"Między bogami a prawdą wszyscy mieli rację." Nie pasuje mi to wyrażenie zupełnie, jest za bardzo "nasze", nawet jeśli je nieco sparafrazowałaś.
"jednak Bron westchnął kilka razy i powoli wstał, rozcierając ramię w miejscu, gdzie ser Irving zadał mu ostatni cios. (...) — Do zobaczenia! — Althea pomachała mężczyźnie i z pomocą Rona podniosła Brona z ziemi." Przecież Bron już wstał.
"nie żegnani przez nikogo," Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że tu powinno być "nieżegnani"
"by sprzedawać najróżniejsze wyroby od zwykłego chleba po najdroższe błyskotki z kamieni szlachetnych." przecinek po wyroby, ewentualnie pauza
"Temperatura podniosła się o kilka stopni niż w ostatnich dniach, co ludzie przyjęli z pewną ulgą."Coś mi nie pasuje w tym zdaniu.
I jeszcze dodam, że ta zapadająca ciemność na końcu rozdziału jest raczej zbędna. To dość częsty chwyt i ja zawsze się krzywię na jego widok, ale jeśli jest ci potrzebny, może ujmij go w innych słowach? Np. "I wtedy ciemność połknęła Altheę jak wygłodniałe słodyczy dziecko/Althea runęła miękko w żarłoczną ciemność/ (albo w najprostszej wersji:) I wszystko zgasło"
Dooobra. Z tego co pamiętam, pisałam, że Amaondel mnie zafascynował niespodziewanym przedstawieniem elfiego księcia - nie skrytą, mądrą istotę, a podejrzliwego i przewrażliwionego starca w skórze młodzieńca - i smutno mi, że się opamiętał i stał "tym dobrym". ;( (Czy raczej że ujawnił przed Czytelnikiem ową dobrą stronę). Ale postać Isanii to wynagradza - mniam i jeszcze raz mniam! <3 Wariatka napędzana paranojami, dziwnymi obsesjami i nienawiścią do świata, po prostu nie mogłam trafić lepiej. Poprowadź ją dobrze, a gruchnę na kolana i oddam ci pokłon.
Kurczę, jej imię naprawdę jest podejrzanie podobne do słowa "insane"...
Zastanawiam się, czy Iluviel i Amaondel wyczuli jakoś hm hm smoczość Alethei czy może jest inny powód ich zainteresowania. Pomyślałam, że może chcą ukraść białego konika - na pewno poruszaliby się szybciej i dotarli do Irvinga w krótszym czasie (nie znam się na koniach, ale cóż, dwóch jeźdźców na jednym koniu nie brzmi zbyt zachęcająco). Los splatałby im figla - wyprzedzili osobę, której poszukiwali. Ale potem - nieeee, niemożliwe, elfy nie kradną... chyba nie... ale jeśli bardzo im zależy na czasie i niepokazywaniu się szerszej publiczności... hm...
Pisz prędko, bo czuję że teraz moim głównym zmartwieniem będzie "czy elfy kradną?". xD
Zdrówka!
Dzięki za wytknięcie błędów, wiadomo, że nie wszystko z betą ogarniemy, także jestem wdzięczna! :D
UsuńMyślę, że Amaondel Cię jeszcze nie raz zaskoczy ;) On nie należy do postaci pokroju Legolasa od Tolkiena (prędzej Iluviel). On jest raczej taki... na granicy dobra i zła ;P O ile Elf Wysoki może być zły, ale w tej historii wszystko jest możliwe xD
Och, zbieżność imienia totalnie przypadkowa, nawet nie miałam takich skojarzeń! Genialna sprawa xD Isania wyszła mi przypadkiem, nie zamierzałam jej takiej robić, ale gdy już zaczęłam tworzyć jej postać, pomyślałam sobie: "a czemu by nie?" I jakoś poszło ;P Teraz tylko stoi przede mną kawał ciężkiego zadania, żeby to utrzymać ;P
Hahahaha, Twoje rozkminy zrobiły mi dzień! xD W styczniu przekonasz się, mam nadzieję, czy elfy faktycznie kradną ;P
Pozdrawiam gorąco w te chłodne, wiosenne dni, Wesołych Świąt oraz Szczęśliwego Nowego Roku, kochana! <3
Zawsze służę pomocą. :)
UsuńCo bardzo się chwali, bo najlepsza postać to taka, która pomimo pięciu poprzednich części wciąż nas zaskakuje nieodkrytymi aspektami osobowości. A szarzy bohaterowie idealnie do tego pasują. Zaś złe Wysokie Elfy to niewątpliwe... wystąpienie naprzeciw kanonowi. :P
Hmmm, zaraz, jak to się nazywa - pomyłka Freudowska? :D
Aby z tego stycznia nie zrobił się styczeń '15, o!
Spokojnie, ja ją przypilnuję :3
UsuńSpokojnie, Nereczka mnie pilnuje i zagania do pisania WOD, więc myślę, że na dniach przymierzę się do pisania rozdziału 7 :)
UsuńLepiej dla Ciebie, żebyś się przymierzyła! Ja już jestem w trakcie kolejnego na Legendę, obiboku! xD
UsuńZa dużo siedzę nad fotografią, to dlatego :c Ale dzisiaj spróbuję napisać chociaż ze dwie strony :>
Usuńuuu, co ja tu tak późno? skandal, no skandal...... wybierz mi karę, a się ukażę ;c
OdpowiedzUsuńostro królowa pogrywa..... bo może. nieładna jest. nie lubię jej. jakaś taka... psychiczna się wydaje. ale zły charakterek taki musi być ;) przez nią przypomniały mi się wszystkie nienormalne książki jakie przeczytałam- ostatnio była chyba o związku 7-latki z 54-latkiem. ale w sumie o matce i synu nie czytałam.... hm, chyba się skuszę.
Amaondel coraz bardziej przypada mi do gustu i już w sumie mam mętlik! kogo ja lubię, kogo ja nie lubię- bo widzisz, z moim móżdżkiem jest tak, że zawsze mam dwójkę faworytów- babkę i chłopa i ich do końca ubóstwiam, a resztę tylko toleruję, no ok, lubić też lubię, ale już nie aż tak bardzo ;p dlatego mam do ciebie pretensje- wykreowałaś za dużo fajnych postaci. jak mogłaś? ;c wg to biedny Ron, mam to co on, czyli zero orientacji w terenie. to okropne i czyni człowieka takim uzależnionym od kogoś innego. a co do akcji z agresywnym (a raczej wystraszonym konikiem) to woow. ja się koników boję. znaczy z daleka podziwiać mogę, kucyka i pogłaszczę, ale.... jakoś mam ciary i tyle.
powiedz mi, że ci dwa ekstra tajemniczy goście, to nasz księciunio i jego przyjaciel, proszę no..... nie no, żarcik, ja wiem, że to oni. to muszą być oni xd ale łejt, oni jadą na dwóch koniach, taaak? a tamci mieli tylko jednego..... eee tam pewnie ukradli komuś- takie życie.
powiem ci jedno (tak na zakończenie tego komentarza..... który jest zupełnie bez ładu i składu), a więc jak wydasz wojnę, to kupuję książkę, w sumie to dwie- drugą przyjaciółce, bd takie suprajs:
- słuchaj, kupiłam książkę dla ciebie.
- oo, serio? jesteś kochana.
- taa. x zł się należy.
ps! niedługo sylwek, chociaż sama się w sumie o tym dzisiaj dowiedziałam (obieram telefon, a przyjaciółka do mnie "mam nadzieje, że wiesz jaki placek upieczesz" a ja, że na co niby, a ona, że na sylwestra, to ja wystraszona, że co? że już sylwester? i tym oto sposobem dowiedziałam się, który jest dzisiaj dzień. wiem, pasjonujące, haha). no, ale z racji tego, iż niedługo owy sylwester będzie, to życzę ci szczęśliwego nowego roku, pełnego super, ekstra, klawych pomysłów, dużo weny, chęci, czasu no i hard dżampreski oczywiście i oby nowy rozdział ukazał się wkrótce :)
Myślę, że biczowanie to najlepsza kara ;P
UsuńMoże i jest psychiczna, ale jakiś tego powód też musiał być, nieprawdaż? ;P Ja tam ją lubię, odchodzi od wcześniej ustalonych norm, że elfy to dobre są, przykładne, kochane i w ogóle och, ach ;P Ustalam własne standardy xD
O rany, jakie Ty książki czytasz?! O.O Chociaż w sumie ja nie lepsza, też potrafię nieźle powalone książki dorwać.
Czy ja wiem, czy mam tutaj tyle fajnych postaci? Mam kilka swoich faworytów, w dodatku są to panowie, ale pożyjemy, zobaczymy, jeszcze tych postaci się tutaj sporo przewinie ;) Może dalsze ich losy wskażą Ci dokładnie, kogo powinnaś lubić, a kogo nie ;)
E tam, koni nie ma się co bać, są cudowne! Ale mówię to tylko dlatego, że konie to całe moje życie xD
Ach, no wszystko okaże się w następnym rozdziale, cierpliwości, to już niedługo! Wtedy się dowiesz, czy to księciunio z kumplem, czy jednak nie ;)
O rany, nawet nie wiesz, jak ja się cieszę, gdy czytam, że ktoś kupi kiedyś te moje wypociny! To cholernie uskrzydla i sprawia, że aż chce mi się otwierać Worda i pisać dalsze losy Wojny! <33
A ja, gupia, odpisuję na ten komentarz dopiero teraz! W każdym razie bardzo serdecznie dziękuję za życzenia i także Tobie życzę udanego i wspaniałego 2014 roku! :)
A nowy rozdział pojawi się już niedługo, pod koniec stycznia ;)
Dzięki za komentarz! <3
Witam. C:
OdpowiedzUsuńTrafiłam na Ciebie w kolejce Nearyh na Betowaniu i zajrzałam, tytuł ciekawy, smoki - pasjonujące stworzenia, jeśli nie są wyciągnięte z Eragona, oczywiście. No i wojna, klasyk już.
Wypowiem się o tym rozdziale, resztę nadgonię prawdopodobnie w ciągu tego tygodnia.
Zaczynam czytać i najpierw zachwyciłam się opisami. Zgrabnie rozbudowanymi, ale nie męczącymi czytelnika. Potem kreacją Isanii i Althei. Królowa zachowuje się jak osoba prawdopodobna, ale jest cudownie odpychająca. Althea natomiast jest naturalna, jakaś stanowcza i otwarta, znaczy takie odniosłam wrażenie.
Prawdopodobnie będzie to opisane, ale jestem ciekawa. Jak to jest z elfami, że Althea musi ukrywać swoje pochodzenie? Elfy się tępi, dyskryminuje?
Spodobała mi się też wzmianka o mieszańcach krwi. Doszłam do wniosku, że prawdopodobnie było to częste... am, chyba trzy dni temu (XD), ale co zrobić, wychowałam się na opkowym FR i erpegach. ;_;
W ogóle stosujesz świetną narrację, nie umiem takiej tworzyć. Preferuję narratora, który nie wie wszystkiego, a wiedza wynika z kontekstu, bo boję się, że wtrącenia wyjdą niezręcznie, ale Tobie jak najbardziej udało się to pomyślnie.
Jedynym potknięciem, jakie zauważyłam, było określenie "stuprocentowy", w realiach brzmi to nieco niezgrabnie, ale pewnie się zorientujesz - wytykam każdy, nawet najmniej istotny błąd. Taka natura.
No i ten, dziękuję za możliwość przeczytania znakomitego rozdziału.
Pozdrawiam.
Sen Chu, dziękuj mi, załatwiłam ci czytelnika! xD
UsuńZauważyłam w panelu administracyjnym, że właśnie z tamtej stronki największy ruch się odbywa, więc wielkie ukłony w kierunku Nereczki, napędza mi interesty tutaj :P
UsuńNie, serio, zapewniam Cię, że to nie będzie żaden "Eragon". Mam uczulenie na to słowo w komentarzach pod tą historią ;P
Ach, chyba jesteś pierwszą osobą, która pisze w ten sposób o Althei! Większość stwierdziła, że na razie ciężko cokolwiek o niej powiedzieć albo że jej nie lubi. Dla mnie osobiście jest chyba, kurde, obojętna, a to zły znak, powinnam ją lubić xD
Sprawa elfów będzie wyjaśniona w kolejnych rozdziałach, z czasem :)
Cieszę się, że wychodzą mi opisy, narracja - duże te słowa dla mnie znaczą, naprawdę! <3 To znak, że nie jest jeszcze ze mną aż tak źle ;D
To ja dziękuję za tak wspaniały komentarz, zapraszam ponownie! ;*
Pozdrawiam!
Przyszłam, przysiadłam, przeczytałam. Najpierw skomplementuję, później wkurzę, jak zwykle :3
OdpowiedzUsuńGdzieś było rażące powtórzenie słowa "klinga", a jeszcze gdzieś indziej "wygląd". Ale nie każcie mi wskazywać gdzie, bo na moim przeklętym telefonie gunwo widać i na tapecie mam maść na ból dupy, bo nie mogę go znieść :(
Z ostatnich zdań: "I gdy chciała zacząć krzyczeć, myślami nawołując Nocą Furię," - Nocną Furię. Chyba.
Zacznijmy od tego, że smoki, jeźdźcy, elfy i wojna dobra ze złem są kompletnie nie w moich klimatach. Czytałam jedną książkę o tej tematyce (o tym później, we wkurzaniu) i jakoś... Cierpię na przesyt do tej pory. Nie wiem, wolę szarości i mniej baśniowe klimaty (mówi to człek, który pisał sobie opko na podstawie bajek, eh) w fantastyce. ALE czytało się z dużą przyjemnością i po twoich opisach płynie się jak po maśle.
Wait, co ja właśnie napisałam? xD
Mniejsza, wracając. O głównej bohaterce nie mogę nic rzec niczego, bo na razie się nie wyróżnia, ot jest. Charakteru na razie jeszcze nie pokazała, albo go nie widać, bo szczerze powiedziawszy trudno wykreować postać na autentyczną psychologicznie w oczach czytelnika, kiedy na razie nie ma zbyt wiele temperamentu. No, może przesadzam. Ucieczka z zamku czy trzaśnięcie drzwiami to chyba pierwsze takie znaki, że niedługo Althea pokaże, na co ją stać, na co liczę.
Smoka lubię, kto by smoków nie lubił. Trochę dziwnie czyta mi się ich imiona, kiedy w tle 24 godziny na dobę lecą mi disnejczanele, a w nich podobne przydomki lecą jak z rękawa, ale w sumie można przywyknąć.
Postaci poboczne są postaciami pobocznymi i służą za tło, prawidłowo. Ten Facet Którego Imienia Nie Pamiętam, Lwie Serce, jest bardzo miłym dziadziem, w tle bliźniacy co chwilę są uszkadzani, dwa smoki i łowca. O tych z prologu nie mam zdania w tym momencie. Gospodyni zalicza się do kategorii "gnój" no i tyle.
W ogóle, to dziwne, że dwójka dorosłych (wytrenowanych podejrzewam) facetów ze smokami obawia się jednego ludzika. Nie wiem, czy nielogicznie, to się okaże, w końcu ci Łowcy mogą być jakimiś pałerrendżersami wśród elfów.
Zagadką jest dla mnie sama Nocna Furia. Najpierw jej nie było, później się stała. Gdzie się właściwie wykluła? Co z jej matką (e...)? W sensie, smoczyce porzucają gniazdo przed wykluciem piskląt? I tak się biedaczka wykluła i włóczyła? Swoją drogą, jakich rozmiarów jest smocze pisklę?
Miałam dalszą część komentarza, ale zapomniałam, co chciałam pisać O_o Niemniej, spośród wielkiej trójcy, do której się przyczepiłam, twoje opowiadania chyba komentuje mi się najłatwiej <3
Dalszą część historii będę śledziła, chociaż nie wiem jak wytrwale, bo jak już wyżej pisałam, WOD nie za bardzo wpisuje się w moje upodobania.
I na koniec element wkurzający:
ERAGON xDDD
Po odpowiedziach na komentarze z tym tytułem w treści wnioskuję, że bardzo go nie lubisz. To jest właśnie ta książka, przez którą choruję na przesyt elfów, smoków i innych. Z tym, że mi się podobała i lubię do niej wracać. Płaskie postaci, dość przewidywalna fabuła, naprawdę głupie momenty, ale styl Paoliniego jest na tyle przystępny i lekki, a niektóre sceny opisane tak dobrze, że "Dziedzictwo" mnie wciągnęło i "Eragon" był właściwie takim moim pierwszym spotkaniem z tró fantasy. Kiepskim, bo kiepskim, niemniej mnie nie irytuje do teraz. Raz chwyciłam Tolkiena - nie mogłam przebrnąć do drugiej strony, ległam.
Wiem, to złe.
Ale z mojej perspektywy właściwie nie ^^
Num, pozdrawiam.
O, wreszcie jesteś! Czekałam na Ciebie, hue hue hue ;>
UsuńDzięki za wytknięty błąd, poprawię w wolnej chwili! :)
Całkowicie to rozumiem, ja cierpię na przesyt wampirów aktualnie i jeśli książka nie zachwyci mnie przez pierwsze sto stron maks, nie pozostawiam na niej suchej nitki. Dlatego nie potępiam Cię za to, cieszę się, że w ogóle chciałaś czytać moje wypociny i... płynąć po nich jak po maśle, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało czy nie wyglądało xD
Kurde, muszę wzmocnić tę naszą małą Altheę, bo jak na razie to dupa wołowa z niej jest... Ech, nie lubię tworzyć skomplikowanych postaci głównych, lepiej wychodzą mi poboczne, bo na spontanie xD
Nad imionami smoków będę się jeszcze zastanawiać, ale raczej takie zostaną, ewentualnie pozmieniam imiona na jakieś inne, jednak wiem, że Nocna Furia na zawsze pozostanie Nocną Furią :)
Historia każdej z postaci, jak i smoków, będzie przedstawiona w nadchodzących rozdziałach. Ach, to są minusy pisania na blogu - musisz czekać, by znaleźć odpowiedzi na swoje pytania, a w książce czytasz, czytasz, czytasz, aż w końcu je znajdujesz i masz płynność z tego ;) Ale tutaj, mam nadzieję, niedługo taka płynność wskoczy i będzie git malina :D
Och, przebrnęłaś przez "Eragona" (w sumie nie dziwię się, lekko się czyta książki pisane takim stylem), a nie przebrnęłaś przez Tolkiena?! Ja próbowałam kilka lat temu, ale to było zdecydowanie za wcześnie dla mnie. Teraz jednak nastał dla mnie idealny czas i wciągam książki Tolkiena nosem :D Genialny człowiek, kocham go <3
Dzięki za tak obszerny komentarz! ;*
Smar do kopyt?
OdpowiedzUsuńTak, służy do nawilżenia kopyta i zapobiegania popękaniu. Stosuje się go, gdy koń dużo przebywa na suchym podłożu, na przykład ma styczność z piachem, który wysusza.
Usuń