Iluviel nie chciał natknąć się na
nikogo ze straży przybocznej królowej. Musiał przemknąć korytarzami pałacu
niezauważony, osiodłać konia i jak najszybciej dostać się do Doliny Smoka.
Nigdy nie ignorował wiadomości od ser Irvinga – jeżeli mówił prawdę, w państwie
na nowo odżyje nadzieja na lepsze czasy, a dawna świetność smoczych jeźdźców
powróci. Smoki zasieją strach oraz respekt w mieszkańcach, pokonają wroga i na
ziemiach wszystkich państw zapanuje pokój, którego od kilku miesięcy już nie
dostrzegano.
Wszystko zależało jednak od
powodzenia jego misji.
Musiał zachowywać się normalnie,
jakby pójście do stajni i osiodłanie konia było najzwyklejszą rzeczą, jaką elf
robił każdego dnia. Dlatego też nie starał się biec; szedł równym, spokojnym
krokiem, nie patrząc na widoki rozpościerające się po prawej stronie.
Wysokie kolumny podtrzymywały ręcznie
malowany sufit, a szerokie łuki umożliwiały podziwianie elfickiego miasta
skąpanego w promieniach zachodzącego słońca. Delikatna szadź osiadła na nagich
drzewach, mieniąc się i skrząc, a niezamarznięte wodospady nieprzerwanie
szumiały w tle, zagłuszając ciche rozmowy prowadzone przez mieszkańców.
Iluviel kochał to miejsce, ale nie
potrafił przebywać w nim długo. Tęsknił za otwartą przestrzenią, rozległymi
lasami, miastami, których nie zdążył jeszcze ujrzeć. Thorndile – miasto Elfów
Wysokich – zachwycało magią oraz naturalnością, jednak on znał już każdy
skrawek ogrodów, każdy zaułek, każdy wodospad i półkę skalną, skąd obserwował
pobratymców.
Zawsze zastanawiał się, jakby się
czuł, lecąc ponad Thorndile na grzbiecie smoka.
Zszedł po kamiennych schodach na
dziedziniec i już miał skręcić w niewielką uliczkę prowadzącą do stajni, gdy
czyjś głos nakazał mu się zatrzymać:
— Dokąd ci tak śpieszno, przyjacielu?
Iluviel odetchnął głębiej, a
spomiędzy ust wyleciał biały obłok pary, natychmiast rozpływając się na
mroźnym, późno popołudniowym powietrzu. Chyba zbyt szybko ucieszył się z
powodzenia. Teraz musiał się tłumaczyć przed ostatnią osobą, jaką chciał
spotkać na drodze.
— Na przejażdżkę, Amaondelu.
Książę elfów kiedyś należał do jego
najbliższych przyjaciół. Razem jeździli na konne wyprawy, ćwiczyli i walczyli
ramię w ramię. Z czasem jednak Amaondel zaczął się zmieniać. Stał się bardziej
podejrzliwy, powściągliwy, przestał się cieszyć nawet z najbardziej błahych
spraw. Iluviel podświadomie czuł, że winę ponosiła królowa.
Kobieta zdawała się iść z duchem
czasu i w bardzo krótkim czasie przemieniła się w przepełnioną goryczą oraz
zwątpieniem władczynię. Wielu osobom się to nie podobało, ale nie śmieli mówić
o tym głośno, by nie ściągnąć na siebie gniewu najwyższej władzy.
— Nie za późno na tę przejażdżkę? –
spytał elf, podchodząc bliżej.
Iluviela poraziła intensywność niebieskich
oczu księcia oraz zaciśnięte usta w wąską kreskę, choć zawsze wargi wyginał w
ciepłym, przyjaznym uśmiechu.
— Nastały niespokojne czasy.
— Umiem się bronić — odparł Iluviel i
skłonił się księciu, ucinając tym samym rozmowę.
Wiedział też, że Amaondel tak łatwo
nie odpuści i będzie próbować wyciągnąć z niego jakiekolwiek informacje.
— Chciałeś powiedzieć: smok cię
obroni — wytknął mu tuż przed wejściem do stajni, ale Iluviel nie chciał
odpowiadać.
Nie lubił, gdy ktokolwiek zaczynał
temat jego smoka, bo doskonale wiedział, że są to szyderstwa. Nigdy nie
przypuszczał, że naród, do którego należał, potrafi być tak zawistny.
Jaja odnalazł przypadkiem na jednej z
górskich samotnych wypraw. Uważał się za szczęściarza tylko i wyłącznie
dlatego, że w pobliżu nie kręciła się matka broniąca gniazda. Czuł, że musi
podejść bliżej i przyjrzeć się tak niecodziennemu zjawisku. Nie sądził jednak,
że natrafi na wylęg.
Największe jajo pękło jako pierwsze i
spomiędzy twardych, roztrzaskanych kawałków skorupy wychynęła w jego kierunku
pomarańczowa, klinowata główka. Gad jęczał żałośnie, próbując wydostać się z
błon, ale były tak mocne, że nie dawał rady przebić ich mocnym pyskiem. Iluviel
postanowił mu pomóc – uważał to za naturalny odruch w przypadku elfów, jak i
każdej istoty o ciepłym, miękkim sercu.
I gdy niechcący dotknął palcami
jeszcze miękkich, pomarańczowych łusek, w jego głowie rozległ się zaskakująco
dojrzały głos, przebijając się przez wszystkie umysłowe mury, jakie postawił
przez wiele lat obcowania z najpotężniejszą rasą istot dwunożnych.
Złocisty Promień.
Od tamtego momentu miał na wychowaniu
wielkiego, dzikiego smoka o spokojnym usposobieniu i niezrównoważonej sile,
jakiej jeszcze nikt nigdy nie spotkał. Wśród smoczych jeźdźców Złocisty Promień
został uznany za najsilniejszego smoka, jakiego kiedykolwiek dosiadano.
Być może to też należało do przyczyn,
dla których Amaondel odsunął się od Iluviela. Ognisty Rubin nie należał do
smoków dzikich, nigdy nie dorównał sile oraz wielkości Złocistego Promienia, a
to mogło wzbudzić w księciu zazdrość. Iluviel jednak nie uważał się za kogoś
wyjątkowego – pomarańczowy smok często doprowadzał go do wściekłości i z chęcią
zamieniłby się na innego, najlepiej cichego i skromnego.
— A przy okazji: gdzie jest twój
smok? — spytał znów Amaondel, przystając przed wejściem do boksu klaczy
Iluviela.
Koń należał do jednego z
najpiękniejszych w królewskich stajniach: mlecznobiała sierść i zaróżowiony
pysk, jakby umoczyła chrapy w pyłku kwiatów królewskiego ogrodu.
— Pewnie poluje w górach lub wyleguje
się nad jeziorem — mruknął Iluviel, łapiąc za szczotkę i przeczesując sierść
wierzchowca.
Miał dość tej niezręcznej rozmowy, a
czas go naglił. Nie mógł jednak powiedzieć Amaondelowi, żeby się odczepił - nie
teraz, gdy ich relacje stały się napięte i kruche.
— Chyba nie mówisz mi wszystkiego,
przyjacielu.
Iluviel złapał za czaprak oraz siodło
i zarzucił na grzbiet klaczy, lekko się irytując, gdy zwierzę drgnęło pod
wpływem siły zamachu. Wyczuwało doskonale, że elf nie ma dobrego humoru i
zaczynało się bać.
— Jadę na konną przejażdżkę, książę.
Przez cały dzień siedziałem w bibliotece i wyszukiwałem dla królowej informacje
o elfach leśnych oraz ich garnizonie. Chcę się zrelaksować i pozwolić
rozprostować nogi Yuki.
Amaondel patrzył długo na poważną
twarz Iluviela, stojąc w przejściu i nie pozwalając mu wyjść na szeroki
korytarz. Jedynymi dźwiękami, jakie ich otaczały, było chrupanie siana oraz okazyjne
parskanie innych koni umieszczonych w boksach.
I gdy Iluviel myślał, że książę nie
odpuści, ten odsunął się na bok, pozwalając mu przejść z klaczą. Elf nie
zastanawiał się więcej – gdyby wahał się kilka sekund dłużej, mógłby za to
słono zapłacić. Wskoczył więc na grzbiet Yuki i wyjechał stępem na dziedziniec,
a potem na główny, brukowany trakt prowadzący do wyjazdu z Thorndile.
Czuł na sobie wzrok dawnego
przyjaciela, ale nie zamierzał się odwracać. Każdy ruch mógł zdradzić innym, co
planował, a im mniej osób o tym wiedziało, tym lepiej. Musiał jednak poradzić
sobie z ostatnim problemem, jaki stanął mu na drodze.
Smoki.
Złocisty Promieniu!, zawołał w myślach do gada, który najpewniej spał lub tak bardzo skupiał
się na polowaniu, że nie podtrzymywał umysłowej więzi z jeźdźcem. Potrzebuję twojej pomocy.
Słyszałem twoją rozmowę. Ognisty Rubin próbuje mnie odszukać. Czy mam mu
powiedzieć, gdzie jestem?, Iluviel wiele razy dziękował bogom za mądrość gada i chęć do podejmowania
decyzji z panem, nie w pojedynkę.
Powiedz mu, że polujesz w wyższych partiach gór i nie wrócisz do
następnego rana,
odpowiedział szybko Iluviel, manewrując klaczą tak, by nie zdeptała kilku
bawiących się dzieci. Miał nadzieję, że to da mu wystarczająco dużo czasu,
zanim Amaondel oraz ludzie królowej zorientują się, że elf opuścił miasto na
dłużej. Nawet nie chciał myśleć, co będzie, jeśli jego pobratymcy uznają to za
zdradę.
Czy coś się stało, Iluvielu?, spytał ostrożnie smok i przesłał mu obraz lasu, nad którym
kołował. Wydajesz się być zmartwiony.
Nie, to nie zmartwienie, przyznał elf i gdy ujrzał, że trakt prowadzący do Throndile
jest pusty, spiął Yuki i z radością powitał powietrze na policzkach, szczypiące
skórę i podrażniające oczy. Jestem
podekscytowany.
W głowie usłyszał dziwne, urywane
ryczenie, co mógł porównywać do smoczego śmiechu. I właśnie dzięki obecności
smoka poczuł się pewniej i mniej samotnie. Po raz pierwszy od początku rozmowy
z sir Irvingiem wiedział, że robi dobrze.
~*~
Altheę obudziło pukanie w okno.
Dziewczyna z początku starała się zignorować natrętny dźwięk odganiający
resztki snu, jednak w końcu podniosła się z niewygodnego starego siennika i
spojrzała w kierunku lufcika. Na parapecie siedział jej orzeł, Wędrowiec,
obserwując wnętrze pokoiku złotym okiem.
Wpuszczając zwierzę do środka była mu
poniekąd wdzięczna, bo na zewnątrz zaczęło już świtać i gdyby nie on,
najpewniej by zaspała. Miała dziś dużo do zrobienia, a nie chciała znów narażać
się na gniew pani warowni. Greta nie odpuściłaby żadnej okazji, dzięki której
miałaby pełne prawo ukarać niesforną podopieczną.
Wędrowiec wskoczył zgrabnie na
wewnętrzny parapet i wystawił nóżkę. Althea wyciągnęła zwitek pergaminu i już
po chwili musiała zasłonić twarz ręką, bo orzeł natychmiast zerwał się do lotu,
wzbijając w górę drobinki śniegu. Dziewczyna westchnęła cicho i zamknęła okno,
po czym rozwinęła papierek, szybko odczytując staranne pismo nadawcy.
Spotkajmy
się w południe w zamkowych sadach. Lwie Serce
Althea zgniotła kartkę i wrzuciła do
paleniska, zastanawiając się, dlaczego ser Irvingowi tak bardzo zależało na
spotkaniu. Gdyby chciał, mógłby po prostu przyjechać do zamku i spotkać się z
nią w stajniach.
Dziewczynę nurtowała ta kwestia przez
następnych kilka godzin. Niedawno widziała się z nim, rozmawiała w jego chacie
wraz z Bronem i Ronem – czyżby miał dla niej ważne informacje? Może znalazł
bezpieczne miejsce i będzie mogła odejść z zamku, zostawiając jej oprawczynię
oraz Dolinę Smoka – tego nie wiedziała, ale wraz z powolną wędrówką słońca po
niebie ciekawość zaczynała stopniowo wzrastać.
Kilka minut przed południem Althea
złapała Escuduro i wyszła ze stajni, kierując się w stronę wyżej położonych
pastwisk, gdzie zamierzała go puścić i zniknąć na chwilę w zamkowych sadach.
Jednak gdy tylko skierowała się na zaśnieżoną ścieżkę prowadzącą wzdłuż płotu,
naglące wołanie nakazało jej zatrzymać się.
Zaciekawiona Althea odwróciła się i
ujrzała Gretę w towarzystwie syna jednej z kucharek. Chłopak niósł w dłoni
ptaka, a dziewczyna mimowolnie jęknęła. Nienawidziła wyskubywać piór dla
kucharek, choć zawsze zabierała kilka dla siebie, by zrobić z nich ozdoby.
— Gdy skończysz wyprowadzać konie,
masz wypatroszyć tego ptaka.
W tym samym momencie kobieta
podniosła zwłoki na wysokość oczu dziewczyny i Althea ostatkiem sił
powstrzymała wrzask przerażenia. Jej serce zamarło, by po chwili ruszyć dwa
razy szybciej, a na czoło wstąpił zimny pot.
Greta trzymała zwłoki Wędrowca. Orzeł
został przeszyty strzałą prosto w brzuch, a gdy spadł i konał, ktoś dokończył
dzieła, przebijając szyję.
Dziewczyna nie mogła na to patrzeć,
więc odwróciła wzrok, kiwając wolno głową. Do oczu cisnęły się jej łzy, na
barku czuła ciepły oddech ogiera, a słowa pani warowni przeszywały ją niczym
strzały, które zabiły młodego ptaka.
— Chciałabym go wypchać i powiesić w
głównym salonie w zamku – przyznała z brutalną szczerością, przygładzając fałdy
sukni wystającej spod zimowego płaszcza obszytego lisim futrem.
W Althei gotowało się, a do silnie
targających nią emocji dołączyły także uczucia Nocnej Furii, która obudziła
się, czując wściekłość oraz rozpacz właścicielki.
— Zjawiskowo piękne zwierzę, nie
uważasz, Altheo?
Elfka wyraźnie słyszała drwinę w
głosie kobiety; była pewna, że w pewien sposób Greta dowiedziała się, że to
właśnie Althea opiekuje się tym stworzeniem i rozkazała je zabić, by potem
torturować dziewczynę.
Przez moment zapragnęła zabić
oprawczynię – poprosić Nocną Furię, by zrobiła to, co chciała kilka dni temu,
ale szybko odrzuciła tę myśl.
Musiała pozostać silna.
— Tak jest, pani — powiedziała i
skłoniła lekko głowę, po czym pociągnęła Escuduro w stronę ścieżki, ignorując śmiech
Grety.
Ten szyderczy dźwięk utwierdził ją w
przekonaniu, że niewiele uchodziło uwadze właścicielki zamku.
Dopiero gdy oddaliła się na
bezpieczną odległość i wpuściła ogiera na padok, dała upust długo tłumionym
emocjom. Trzasnęła bramką, płosząc konia, który zerwał się do galopu i z wysoko
uniesionym ogonem pognał pod ścianę lasu, gdzie natychmiast się położył i
wytarzał, zapominając o właścicielce oraz jej problemach.
Altheo?, głos
smoczycy był bardzo niepewny, jakby zwierzę bało się przerwać. Czy coś się stało?
To nieważne,
odparła cicho Althea, otarła łzy z policzków i spojrzała w kierunku zamku,
jednak nikogo na podwórzu nie widziała, więc czym prędzej pobiegła zasypaną
śniegiem drogą w kierunku opustoszałych sadów.
Szła wzdłuż rzędów jabłoni, próbując
odnaleźć jakąkolwiek żywą duszę w zasięgu wzroku, ale otaczała ją jedynie cisza
i mruczenie najedzonej jeleniem smoczycy kręcącej się w pobliżu. Jak dla elfki
gad zapuszczał się stanowczo zbyt blisko terenów zamku, ale z drugiej strony
okolice sadów w zimie nie były przez nikogo odwiedzane, więc smok poniekąd mógł
się czuć tutaj bezpiecznie.
Mimo wszystko smoczyca nadal
niepokoiła się o niedawno wypłakane łzy, przez co dziewczyna czuła się nieco
przytłoczona naciskiem ze strony gada na jej umysł. Musiała jednak zacząć
przyzwyczajać się do obecności smoka i jego nadmiernej troski.
— Wyrazy współczucia.
Althea zdusiła okrzyk przerażenia i
obróciła się błyskawicznie na pięcie, by stanąć twarzą w twarz z uśmiechniętym
sir Irvingiem. Dziewczyna dostrzegła, że miał bledszą skórę niż na
wcześniejszym spotkaniu, a także wyraźnie zarysowały mu się cienie pod
powiekami, co jasno wskazywało na to, że albo Lwie Serce miał kłopoty ze
zdrowiem, albo od kilku dni cierpiał na bezsenne noce.
— Przez ułamek sekundy… miałam ochotę
ją zabić — wyszeptała Althea i spuściła wzrok, porażona prostolinijnością
wewnętrznych pragnień, jakich doznała w zetknięciu z tak traumatycznym
przeżyciem.
— Mroczne Elfy zawsze cechowały się
dosyć niepewnym, gwałtownym charakterem — przyznał ser Irving, wyciągając zza
pazuchy podłużny pakunek.
Althea zwróciła na to uwagę, jednak
bardziej zainteresowały ją słowa, jakie wypowiedział.
— Mroczne Elfy?
— To rasa, do której należysz, Altheo
— odpowiedział cierpliwie i przykucnął, by zabrać się za rozwijanie tajemniczej
paczki.
Elfka przyglądała mu się w
zaciekawieniu, nie mogąc zrozumieć, czemu tak nagle ser Irving zechciał się z
nią spotkać i czemu z taką otwartością opowiadał jej o rzeczach, które
wcześniej trzymał starannie w tajemnicy.
Postanowiła więc skorzystać z okazji.
— To są na świecie inne rasy elfów?
— To rozmowa na inny dzień, Altheo.
— Powiedz mi! — zaprotestowała, ale
odniosła wrażenie, że jej słowa powoli słabną, gdy ujrzała, co po rozwinięciu
starej skóry mogła podziwiać.
Miecze.
Dwie lśniące klingi leżały spokojnie
na ziemi, przykuwając wzrok i zachwycając swym pięknem. Dziewczyna
podejrzewała, że sir Irving, zanim je przyniósł, porządnie wypolerował metal, a
rękojeści wyczyścił z brudów. Elfka jednak nie rozumiała, po co mężczyzna
zdecydował się spotkać z nią i pokazać oręż.
Althea ukucnęła i dotknęła głowicy,
dostrzegając na jelcu napisy, ale Lwie Serce ubiegł ją i podał drugi miecz,
mniej zdobny oraz przyciągający uwagę. Tamten jednak wziął do ręki i wstał z
klęczek, patrząc na młodą elfkę z uśmiechem na ustach.
— Jeżeli chcesz przeżyć, musisz umieć
walczyć — oznajmił z rozbrajającą szczerością, skłaniając się lekko przed
powoli prostującą się Altheą — a wiem, że nie miałaś zbyt wielu okazji na naukę
władania mieczem.
— Ja, Ron i Bron wiele razy
walczyliśmy! — zaprotestowała słabo, zauważając z konsternacją, że miecz jest
dziwnie ciężki i nieporęczny w jej dłoniach.
Musiała użyć dwóch rąk, by go unieść
nieco powyżej bioder, a gdy zastygła na moment, ujrzała, jak jej ramiona zaczynają
drżeć, a klinga po chwili opada.
— Twoich przyjaciół może kiedyś
zabraknąć, a walka tylko za pomocą łuku nie wystarczy. Musisz umieć się obronić
w starciu na krótki dystans, a, jak widzę, na razie nie zapowiada się na to,
byś mogła w tym momencie wyprowadzić czysty, celny cios.
Althea przygryzła wargę i spojrzała
na klingę, którą próbowała bezskutecznie podnieść. Może i był jednoręczny,
jednak przez całe życie nie miała do czynienia z prawdziwymi mieczami. Raz czy
dwa trzymała kopie, gdy ktoś zorganizował kilka wiosek dalej mały turniej, a w
zamku Greta zawsze jako pracę dawała polerowanie replik wiszących na ścianach w
różnych komnatach.
Nigdy jednak nie miała zaszczytu trzymać
w dłoni najprawdziwszego miecza, gotując się do walki. Na samą myśl poczuła
podekscytowanie, co ściągnęło uwagę dotąd zajętej zabawą smoczycy.
Nocna Furia zatoczyła nad
rozmawiającą dwójką duże koło, po czym zniżyła lot, przygotowując się do
lądowania. Jakież było zdziwienie wszystkich, gdy smoczycy nie do końca wyszło
to, co zamierzała zrobić!
Althea z rozszerzonymi w szoku oczyma
obserwowała wraz z uprzejmie zaskoczonym sir Irvingiem, jak smoczyca potyka się
o przednie łapy, a siła rozpędu pcha cielsko do przodu, przez co zwierzę zaryło
pyskiem o ziemię, tułów uniósł się nieznacznie do góry, a tylne kończyny
zamachały rozpaczliwie w powietrzu. Po chwili całe ciało zastygło w tej
przekomicznej pozie, a gdy spod śniegu usłyszeli stęknięcie przemieszane z
warknięciem, oboje wybuchli niepohamowanym śmiechem.
To nie tak miało wyglądać, poskarżyła się oburzona smoczyca, stawiając tylne łapy na
ziemi i wyciągając spod hałd białego puchu długą szyję. Otrzepała pysk niczym
mokry pies wytrzepujący krople deszczu z futra, a następnie kilka razy
zamrugała, pozbywając się ostatnich płatków z powiek.
— W wolnych chwilach powinnaś nad nią
popracować — zauważył rozbawiony sir Irving, wskazując na siadającą niczym kot
smoczycę starającą się dotknąć nosem czubka ogona, lawirując szyją między
przednimi i tylnymi łapami, a także rozłożonymi szeroko skrzydłami. — Wydaje
się być zaskoczona wielkością ciała, jakim dysponuje.
— Czy młode smoki zawsze się tak
zachowują? — spytała nadal chichocząca Althea, nie potrafiąc oderwać wzroku od
zaabsorbowanej własną zabawą Nocnej Furii.
Nie do końca rozumiała, co miał na
myśli mężczyzna, ale postanowiła zapytać go później, co dokładnie należy robić,
żeby rozwój smoka przebiegał pomyślnie i bez zbędnych komplikacji. Wydawał się
mieć taką wiedzę.
— Zazwyczaj, ale to też zależy od ich
charakteru — odparł sir Irving i uniósł klingę, mierząc klingą w jej stronę. —
Później porozmawiamy na ten temat. Smoczyca umie obronić się sama, natomiast ty
na dzień dzisiejszy nie.
Althea dosyć niechętnie oderwała
myśli od gaworzącego po swojemu gada, by skupić się ponownie na sir Irvingu.
— Począwszy od dziś, tak i każdego
dnia w południe będziesz tutaj przychodzić, by ćwiczyć ze mną walkę na miecze.
Rozumiemy się? — zagrzmiał ostrzej niż wcześniej, przez co dziewczyna niemal
odruchowo wyprostowała plecy, kiwając głową na znak zgody.
— Ale co z Gretą? Może zadawać
pytania.
— Nie martw się nią na zapas —
oznajmił z przebiegłym uśmiechem mężczyzna, postępując kilka kroków w bok z tak
niesamowitą gracją, że oczy Althei niemal wyszły z orbit na ten widok. —
Najpierw martw się o siebie.
Althea już miała zgryźliwie
odpowiedzieć, że owszem, martwiła się, bo Greta należała do głównych zagrożeń
jej krótkiego życia, jednak nie zdążyła otworzyć ust, bo sir Irving skoczył w
jej stronę, wyprowadzając cięcie z boku.
Szybko sparowała atak, ale siła
uderzenia tak nią wstrząsnęła, że aż zgrzytnęła zębami i zacisnęła powieki,
czując niemal wibracje w ramionach. Chwilę później leżała w pokaźnej zaspie
śnieżnej, nawet nie zauważając, kiedy Lwie Serce podciął ją i wytrącił oręż z
ręki.
— Nie żyjesz. — Przystawił czubek
miecza do jej szyi, a Althea przełknęła nerwowo ślinę, patrząc na twarz
mężczyzny.
Na ustach igrał mu delikatny uśmiech,
lecz oczy pozostały nieruchome i twardo spoglądały na jej skrzywioną minę,
oczekując kolejnego ruchu.
Podniosła się z ziemi i otrzepała
ubranie ze śniegu, podchodząc do miejsca, gdzie spoczywał podłużny miecz.
Schyliła się po niego i już złapała za rękojeść, gdy poczuła uderzenie w plecy.
Pisnęła zaskoczona, lądując twarzą w ziemi.
Gdy zerwała się z miejsca i spojrzała
do tyłu, sir Irving stał nieopodal, opierając się niedbale o swój oręż.
— Nigdy nie odwracaj się plecami do
przeciwnika — poinstruował, w końcu się prostując, gdy dziewczyna szybko złapała
miecz i podniosła go jedną ręką, choć niemal pisnęła z bólu, czując ogromny
ciężar spoczywający w dłoni.
— To tylko trening! — zaoponowała skonsternowana,
znów chwytając pewnie rękojeść w obie dłonie.
— To przygotowanie do walki o życie —
poprawił Altheę Lwie Serce, przerzucając od niechcenia oręż z jednej ręki do
drugiej.
Elfka, widząc to, wytrzeszczyła w
zdumieniu oczy, by chwilę później zdać sobie sprawę z tego, że czekają ją
długie dni wypełnione zamkowymi obowiązkami oraz treningami, by stać się
silniejszą. Na tyle silną, by móc trzymać tylko w jednej dłoni jednoręczny
miecz.
— Musisz pamiętać, że na polu walki
nie ma przerwy na zebranie się z ziemi, otrzepanie ubrania, schylenie po miecz.
Upadłaś? Musisz wstać, nim ktoś cię zabije. Masz brudne ubranie? Nie zwracasz
na to uwagi. Upuściłaś miecz? Walczysz dalej.
Althea złapała pewniej oręż i
skoczyła do przodu z bojowym okrzykiem, który miał zagrzać ją do walki oraz
usunąć strach. Jednakże ser Irving tylko na to czekał – odskoczył w bok i
uderzył dziewczynę w plecy sztychem miecza, niemal zwalając uczennicę z nóg.
Wasza zabawa jest dziwna, odezwała się nagle Nocna Furia, obserwując podnoszącą się z
ziemi i głośno przeklinającą Altheę. Smoczyca już nie próbowała złapać się za
ogon; leżała spokojnie między drzewami, wachlując od niechcenia potężnymi
skrzydłami.
Dziewczyna nie próbowała niczego
odwarknąć na stwierdzenie gada, nie miała na to ani sił, ani chęci. Usiadła
więc na ziemi i stęknęła, nadal czując na plecach dziwne mrowienie po
uderzeniu.
— Masz już dość walki o swoje życie?
— spytał z rozbawieniem, kreśląc czubkiem miecza wzory na śniegu.
Elfka wzruszyła ramionami i
zapatrzyła się na własny oręż.
— To trudniejsze niż sądziłam —
przyznała cicho, dotykając palcami trzonu broni. — Gdy patrzysz na innych
walczących bądź udajesz wielkich rycerzy, walka jest prostsza. Jednak dostając
w ręce prawdziwy miecz i ucząc się prawdziwej walki, nic już nie wydaje się być
tak proste jak na początku.
— Doskonale, zdałaś pierwszą lekcję!
— Sir Irving klasnął w dłonie i schował miecz do pochwy, którą miał cały czas
przytroczoną do pasa. — Od jutra zaczniemy prawdziwe treningi.
— Słucham? — Elfka była niemal pewna,
że się przesłyszała.
Jak to? On ją testował? Sprawdzał,
jak sobie poradzi na pierwszym spotkaniu? Co dokładnie chciał ujrzeć? Jej
nieporadne, nieskoordynowane ruchy? Brak doświadczenia w walce na miecze?
— Chciałem ostudzić twój zapał do
walk. Chciałem ci pokazać, że nie od razu ujrzysz wyniki treningów — wyjaśnił
spokojnie, na powrót zawijając miecz Althei w starą skórę. — Gdybyś nie
zobaczyła na samym początku swoich umiejętności, z każdym kolejnym treningiem
zniechęcałabyś się do lekcji przez niepowodzenia, jakie z pewnością na ciebie
czekają.
Althea musiała przyznać mężczyźnie
rację. Gdyby od razu nie zobaczyła, jak kiepska jest we władaniu mieczem, nie
chciałaby się uczyć podstaw, sądząc uparcie, że już je umie i nie potrzebuje
nauk godnych kilkulatka. Ale potrzebowała ich, bo dzięki tym podstawom miała
szansę stać się niedługo o wiele
silniejsza.
I miała szansę przeżyć.
Swędzi mnie bark, poskarżyła się Nocna Furia, ściągając na siebie uwagę dwójki rozmawiających.
Jęknęła przeciągle i podniosła się, podchodząc do gada. Althea przełknęła
ślinę, zdając sobie sprawę, jak rzadko bywała tak blisko podopiecznej. Smoczyca
łypnęła dużym, błękitnym okiem na sir Irvinga, a potem opadła na ziemię, by
elfka miała łatwiejszy dostęp do wyższych partii ciała.
— Zrzuca łuski — odezwał się Lwie
Serce, wskazując na miejsce, o którym wspomniała kilka chwil wcześniej
smoczyca. — To dobry znak.
Faktycznie, Althea dotknęła barku
gada i przejechała palcami po twardym pancerzu, zahaczając o skraj martwego
naskórka. Złapała delikatnie za poszarpany róg i pociągnęła kawałek, a jej
oczom ukazały się kolejne łuski. Gdy dotknęła ich opuszkami, poczuła dziwną
miękkość, jakby powłoka jeszcze się nie utwardziła.
— Możesz dzisiaj wieczorem wyszorować
skórę Nocnej Furii jakąś mocną szczotką — mruknął, przejeżdżając ostrożnie po
świeżej skórze.
Mężczyzna był wyraźnie zafascynowany
tym zjawiskiem i nie potrafił oderwać wzroku od czarnego pancerza.
— Smoczyca będzie ci bardzo wdzięczna
za pomoc w zrzuceniu starych łusek.
— Nie zrobię jej krzywdy? — spytała
cicho elfka, dotykając ręką pyska smoka.
Nocna Furia przymknęła powieki,
mrucząc z zadowoleniem.
— Nie, jeżeli nie uszkodzisz nowych
łusek.
Mężczyzna złapał za owinięty miecz i wyprostował
się, patrząc z uśmiechem na parę. W tamtym momencie smoczyca nie wyglądała na
śmiertelnie niebezpieczną bestię zaopatrzoną w ostre kolce, zęby i pazury.
Wyglądała bardzo niewinnie, leżąc na boku i przytulając klinowatą głowę do
piersi Althei, jakby szukała ciepła.
— Pamiętaj o jutrzejszym treningu w
południe! — zakrzyknął ser Irving do elfki, a ona jedynie machnęła ręką, nawet
nie patrząc, w którą stronę poszedł jej nowy nauczyciel.
Nie miała ochoty wypytywać mężczyzny
o Mroczne Elfy czy wiedzę o smokach, jaką posiadał. Teraz liczyły się te
minuty, które mogła spędzić w towarzystwie gada, choć w głębi duszy wiedziała,
że powinna już wracać do stajni.
Odgłosy przeżuwanego powoli siana,
stukanie kopyt o twarde podłoże, szelest przesuwanej słomy oraz miarowe
parskanie co pewien czas – te dźwięki uspokajały Altheę i skutecznie odganiały
ciągle napływające do oczu łzy.
Siedziała na kostce siana tuż przy
wejściu do stajni, obserwując powoli sypiący śnieg, a do piersi tuliła zimne
ciałko Wędrowca. W głowie słyszała zawodzenie Nocnej Furii; zwierzę postanowiło
uczcić śmierć ptaka smoczym śpiewem, który dziewczynie wydał się zarówno
piękny, jak i straszny. Zawierał w sobie ogromny smutek i żal; siła z jaką gad
śpiewał sprawiała, że po jej plecach wędrowały dreszcze, choć równie dobrze
mogło to być zimno wkradające się pod materiał zimowego płaszcza.
— Tak bardzo mi przykro… —
wyszeptała, ostatni raz spojrzała w martwe, a niegdyś bardzo inteligentne, oczy
i złapała za nóż, by wypatroszyć orła.
Robiła to szybko, żeby nie musieć
zbyt długo wpatrywać się w charakterystyczne pióra, dotykać miękkiego puchu
okalającego szyję. Odnosiła wrażenie, że oczy Wędrowca wpatrują się w nią
niemal oskarżycielsko, ale po chwili zdała sobie sprawę, że to łzy
zniekształcają obraz. Szybko je otarła i podniosła się, gdy już skończyła.
Escuduro stał w długim korytarzu i
patrzył na nią nieodgadnionym wzrokiem, ale nie podeszła do niego, by wtulić
się w ciepłą szyję i zaplątać palce w długą grzywę. Wiedziała, że w tamtym
momencie przegrałaby tę walkę, jaką rozpoczęła Greta.
Musiała iść do zamku i oddać Wędrowca
w szpony tej niegodziwej kobiety.
Szła przez dziedziniec, patrząc na
wysokie kamienne ściany warowni, ani na chwilę nie zatrzymując się, gdy ktoś
wołał jej imię. Kilka śnieżek dosięgło celu i ugodziło ją w plecy, ale nie
reagowała. Nie miała sił na zabawę – wyrosła z niej w chwili, gdy ujrzała zło,
jakie czaiło się w murach tej budowli.
Rzadko zapuszczała się do wnętrza
zamku. W dniu, w którym dostała pod opiekę stajnię, obiecała sobie, że nie
będzie wracać do zimnego budynku, który od maleńkości napawał ją ogromnym,
irracjonalnym strachem przemieszanym z respektem. Ciemne kamienie, miejscami
nadgryzione zębem czasu, wielkie okna z wprawionymi witrażami przedstawiającymi
różne sceny z legend – to i jeszcze więcej przyciągało uwagę, ale Althea po
tylu latach stała się odporna na urok tego miejsca. W pewien sposób go
nienawidziła.
— Skończyłaś już? — Althea odniosła
wrażenie, że Greta jest zdziwiona, gdy dziewczyna weszła z martwym ptakiem do przestronnego
salonu z kominkiem pod jedną ze ścian.
Ogień trzaskał wesoło, liżąc gorącymi
językami suche szczapy, a elfka zapragnęła nagle wrzucić tam kobietę i słuchać
jej agonalnych wrzasków.
Szybko otrząsnęła się z krwawych
myśli i wcisnęła ptaka w ręce chłopca, który stał przy krześle pani warowni, a
później odwróciła się i już miała wyjść bez słowa, gdy dotarł do niej
stanowczy, surowy głos Grety:
— Mam nadzieję, że to cię czegoś
nauczyło.
— Więcej niż myślisz, pani —
wycedziła przez zęby i, nie oglądając się za siebie, wyszła z pomieszczenia,
nie omieszkując odważyć się na trzaśnięcie drzwiami frontowymi.
Jeszcze schodząc ze schodów miała
wrażenie, jakby kobieta krzyczała coś ze środka zamku, przeklinając podopieczną
i rzucając na nią nic nieznaczące klątwy. Althea jednak chłonęła te
nieprzychylne słowa – po tylu latach przyzwyczaiła się do nienawiści ze strony
Grety i wielu zamkowych pracowników.
Dlaczego pozwalasz na takie traktowanie?, spytała nagle Nocna Furia, która do
tej pory milczała i nie przesyłała żadnych nieskładnych obrazów do myśli elfki.
Bo nie mam dokąd się udać, przyznała Althea. Wiele razy myślała o ucieczce – to nie
było trudne, zwłaszcza że prawie codziennie opuszczała tereny warowni w wielu
sprawach. Jednak zawsze wracała, a Greta doskonale o tym wiedziała.
Bo jak mogła sobie poradzić w tej
wielkiej krainie? Gdzie miałaby spać? Gdzie miałaby pracować? Nic nie wiedziała
o świecie, mieszkając całe życie w cieniu wielkiego zamku, szorując końską
sierść i przerzucając gnój.
Możesz uciec do sir Irvinga, on cię przyjmie.
Althea zakrztusiła się śliną i już
miała odwarknąć, że na pewno nie będzie się wpraszać do małej chatki niemalże
obcego mężczyzny, bo nie potrafiła sobie poradzić ze starą, zgrzybiałą kobietą,
ale z zamyślenia wyrwał ją czyjś krzyk:
— Althea, brzydalu!
Dziewczyna odwróciła się na pięcie i
ujrzała Brona oraz Rona na koniach. Obaj młodzieńcy machali do niej raźno i
jechali szybkim kłusem, by po chwili okrążyć ją i zagrodzić drogę do stajni.
— Ubieraj swojego siwka, jedziemy się
przejechać! — Althei nie trzeba było tego dwa razy powtarzać.
Obejrzała się tylko w stronę wejścia
do zamku, ale najwyraźniej nikt jeszcze nie zdążył zaalarmować Grety o
niespodziewanym najeździe ze strony braci.
Wpadła w ciemny korytarz, płosząc
drzemiącego Escuduro, ale koń natychmiast się ożywił, gdy zarzuciła mu koc i
siodło na grzbiet, a potem szybko założyła ogłowie i dosiadła go, wyjeżdżając
na dziedziniec. Dopięła popręg i w tym samym momencie zobaczyła, że Greta
wychodzi przed drzwi, by o własnych siłach próbować zatrzymać kolejną ucieczkę
dziewczyny.
— Nie tym razem — wymruczała do
siebie, spojrzała na uśmiechniętych braci wbiła mocno pięty w boki ogiera.
Escuduro skulił uszy i natychmiast
skoczył do przodu, rozwijając ogromną prędkość jak na potężnie zbudowanego
ogiera przedzierającego się przez coraz szybciej rosnące zaspy.
Bron i Ron nadążali za nią
odprowadzani wrzaskiem rozwścieczonej Grety. Najwyraźniej kolejna z wielu
ucieczek Althei nie nauczyła jej, że gdy dziewczyna chce opuścić posiadłość –
robi to bez względu na to, jaką karę później otrzyma.
Nocna Furia skrzeknęła po swojemu i
pojawiła się nagle nad galopującą trójką przyjaciół, rzucając rozległy cień na
drogę rozciągającą się przed gnającymi końmi. Była wyraźnie szczęśliwa razem z
elfką, bo raz obniżała lot, raz osiągała wyższe pułapy, nie milknąc zarówno w
głowie dziewczyny, jak i nad jeźdźcami.
Dzięki nim poczuła się lepiej, przez
moment była nawet pewna, że pewnego dnia uwolni się od Grety i jej terroru,
jaki wprowadziła w życie dziewczyny. A wesoły śmiech Brona oraz dziki okrzyk
radości Rona utwierdził ją w tym przekonaniu.
Przed nimi otwierał się nowy,
ekscytujący świat.
Aghwjdghj, Amaondel! (●´∀`●) Pojawił się tylko dwa razy, a już zdobył fankę, hihi… Dobrze, mój mały fetysz do smętnych męskich postaci i elfów dochodzi do głosu. Ale od początku...
OdpowiedzUsuń"[...]były tak mocne, że nie dawał rady przebić ich mocnym pyskiem." - powtórzenie, a coś takiego potwornie wytrąca mnie z równowagi; może zamiast tego należałoby użyć "silny pysk" albo coś podobnego.
"Tamten jednak wziął do ręki i wstał z klęczek[...]" - brakuje słowa miecz/orędzie/broń/cokolwiek innego. Musiałam przeczytać to zdanie trzy razy, żeby w końcu odgadnąć sens (a może to ja jestem po prostu mało ogarnięta XD). Więcej błędów w treści nie znalazłam, ale ja nie jestem mistrzem języka polskiego, więc w tej kwestii ciężko polegać na mnie i moich radach.
Poza tym, moment kiedy Irving walnął główną bohaterkę sztychem w plecy; dla mnie jest to sytuacja z goła... dziwna. Po prostu nie wierzę, że jakiekolwiek uderzenie głownią/klingą, może spowodować jedynie siniaka na plecach, prędzej w tej roli widzę głowicę, a nie ostrze (mimo, że wiem, że Irving użył do tego płazu broni, a nie samego tylca, (o ile się nie mylę tak to się nazywa)).
Zdziwiło mnie też to, że Iluviel jest nie w Thorndile, a nie w Puszczy Elfów – przecież z toku jego rozmowy z Irvingiem wydawało się, że jest właśnie tam, w lesie razem ze swoimi (chyba, że się mylę i on wcale nie jest leśnym elfem), a nie u księciunia… chyba, że w międzyczasie trafił tam z wizytą.
Kolejna sprawa to imię klacz pana Iluviela - tarzałam się po podłodze jak tylko przeczytałam, ze nazywa się... Yuki. Może to kwestia tego, że dla mnie jest to przekomiczne, kiedy obok zmyślonych imion, ot tak pojawia się... ziemskie, nazwijmy to. Chociaż… bardziej prawdopodobne jest to, że w moim otoczeniu było sporo dziewczyn o takim imieniu, a tu nagle wyskakuje mi… koń! ! ಥ‿ಥ
Och, jestem ciekawa, jak na niego zareagujesz w nadchodzących rozdziałach, zrobiłam z niego nieco dziwaczny charakter... Jego domena to "po trupach do celu". Ale lubię go, ma w sobie to "coś" :D
UsuńMoże dziwna Ci się wydaje, bo Twoja wyobraźnia zaczęła pracować na wyższych obrotach i Ci podsunęła różne szalone wizje? To nie było mocne uderzenie, raczej zaliczałabym go pacnięcia, ale przecież nie napiszę, że ją pacnął, bo sama zaczęłabym się śmiać z tego słowa xD
Hm, może źle to wytłumaczyłam, ale Thorndile znajduje się w Puszczy Elfów, jest po prostu trudno dostępne dla zwykłych śmiertelników... Muszę w końcu zacząć prace nad mapką i opisami poszczególnych miejsc, bo się pogubicie w końcu, jak zacznę Wam walić różnymi nazwami xD
Wiele imion, jakie pojawiły się lub dopiero się pojawią (a będzie ich, mówiąc prosto i kolokwialnie - fchuj), będą najczęściej wersjami roboczymi :) Nie mówię, że Yuki na pewno będzie w wersji do druku, bo na pewno nie. Po prostu wymyślanie imion dla bohaterów (choć tutaj pomaga mi często gra Neverwinter i jej niezawodne wybieranie losowe, dzięki bogom!), dla smoków, dla koni, dla miejsc, a niedługo dla gryfów i innych dziwacznych stworzeń jest tak trudne, że jak podczas poszukiwań coś się do mnie przyczepi, to potem wydaje mi się, że tylko to pasuje i je daję. Ale nie, one będą często zmieniane (co się nie zmieni, to bankowo Nocna Furia, Althea, sir Irving i Iluviel, ewentualnie Amaondel, reszty bohaterów nie daję głowy).
Jako ciekawostkę dodam, że imię konia Althei - Escuduro, też jest poniekąd imieniem ludzkim, tylko deczko zmodyfikowanym. Oryginał to Escudero i jest to hiszpańskie imię ogiera andaluzyjskiego, którego właścicielką jest Blanka Satora. Zdjęcia można zobaczyć tu --> http://www.photoblog.pl/thehorseboy/145257943
Przy okazji tak sobie mniej więcej wyobrażam mojego Escuduro, choć mój ma więcej siwej sierści. Może kiedyś znajdę takiego, który idealnie by obrazował Escuduro z Wojny :)
Jakoś mało komentujących, to się odezwę.
OdpowiedzUsuńNo i gdzie ten rozdział do betowania, szanowna pani? xD Zaraz szkoła się zaczyna, a Ty co? Nieładnie, nieładnie, leniu!
No właśnie dziwne - sądziłam, że szał pozostanie po prologu, ale z rozdziału na rozdział coraz mniej ;___;
UsuńNie przypominaj mi o szkole, rzygam tęczą na samą myśl o tym budynku... ;c
A rozdział się pisze! Jest spory postęp, serio! Na dniach go dostaniesz ;>
A leniem jestem, to fakt... Gdybym tylko chciała, miałabym napisanych już 8 rozdziałów, ale nie, nie chciało mi się...
Nie martw się, ja pod 90% rozdziałów nie mam żadnego komentarza i jeszcze żyję! xD
UsuńA ja mam taki zaciesz, że studiuję ten sam kierunek w tym samym miejscu, co Nomida <3 Nie zginę marnie przynajmniej :3
To ja Cię znowu poczęstuję cytatem, który napędza we mnie siły do pisania. I sprawia, że słyszę w głowie głos "shame on you" xD
"Wena nie istnieje. To mit dla amatorów. Istnieje tylko wewnętrzna dyscyplina"!
E tam, ja też to jakoś przeżyję, mam tak od kilku lat i nie narzekam (no dobra, czasami, ale tylko wtedy,gdy mam gorszy dzień i wpienia mnie nawet kropka na suficie niewiadomego pochodzenia...) :D
UsuńOch, ten cytat jest świetny, kiedyś mi go zapodałąś, kiedy Ci się żaliłam, że brakuje mi weny i, cóż... Ta dyscyplina bardzo często spieprza gdzie pieprz rośnie i mam problem xD
Ja trochę narzekam, bo nie wiem, gdzie schrzaniłam ;_; Ale no, przywykłam xD Tylko Strażniczka cieszyła się aprobatą ludu, ale fikom chyba w ogóle łatwiej xD
UsuńBo ją trzeba ćwiczyć! Samodyscyplina jest do wyrobienia, sama się przekonałam swego czasu xD Tylko uporu potrzeba i zawziętości, ot i wsio.
Nie martw się, ja na przykład zastanawiam się w takich chwilach nad fenomenem "gorszych" blogów. No wiesz - początkujące pisarki, które walą błąd za błędem, mają jakieś szablony z kosmosu, wielgachną czcionkę, a cały tekst składa się praktycznie z dialogu, a mimo to pod tekstem posiadają masę komentarzy, w dodatku pozytywnych. To jest dopiero niezła schiza xD
UsuńEch, mój leń w takim razie jest o wiele silniejszy ;___;
Że tak się wtrącę - bo masy nie są zainteresowane literaturą ambitną! :P
UsuńTeż odniosłam takie wrażenie xD
Usuń*drapie się w nos*
UsuńNie sądzę, by Legenda była literaturą ambitną, ale faktycznie - używam w niej TYYYYYLE słów xDD
Ja chyba rozgryzłam, o co w tym chodzi. Bo wszyscy w tych opkach dążą do miłości i seksów ;_; A u nas nie.
Ech, mamy odpowiedź... Wszystko teraz sprowadza się do miłości i seksu ;__; Ludzi już nie obchodzą inne wartości, to smutne ;c
UsuńA teraz jebnę sucharkiem - w takim razie czemu ludzie nie czytają Granic? Przeca tam są seksy! xD
UsuńNo ja właśnie tego nie potrafię zrozumieć xD
UsuńZnalazłam jeden błąd:
OdpowiedzUsuń"Smoczyca umie obronić się sama, natomiast ty na dzień dzisiejszy nie." - wyrażenie dzień dzisiejszy jest błędne (to pleonazm chyba), można to zastąpić np. na tę chwilę
I jeszcze gdzieś na początku widziałam przecinek zamiast kropki, ale mi umknęło i nie mogę znaleźć.
To lubię! :D Takie miętolenie życiowe mi pasuje. Bardzo spodobał mi się wątek zestrzelenia Wędrowca, wg mnie pokazuje, że nieuzasadnione okrucieństwo często przyćmiewa rozsądek i obnaża głupotę - ptak łowny zawsze przydatny, a Greta go zabiła (czy kazała komuś to zrobić) tylko po to, by dopiec dziewczynie. To takie ludzkie. Aczkolwiek reakcja Althei nie wydaje mi się specjalnie mrocznoelfowa - jeśli ktoś zabija bliską osobę, przyjaciela, i czerpie z tego satysfakcję, najczęstszą reakcją jest chęć natychmiastowego odwetu... chyba że Althea przy okazji wymordowałaby pół zamku, wtedy to faktycznie byłoby, hm, osobliwe. :P
Kurczę, jestem ciekawa króla i królowej elfów. Elfi monarcha zwykle jest mądry, sprawiedliwy i potężny, a nawet jeśli ma swoje słabości, oczywiście potrafi je przezwyciężyć - zdecydowanie pozytywna postać. U ciebie para królewska nie wydaje się być w tym typie. Mmm, czyżbym wyczuwała zawiść, zazdrość, rozgoryczenie i parę innych soczyście złych emocji?
Mmmniamuśnie. :D
Więcej treningów! No i nareszcie główny bohater, który nie zionie pychą i pokornie przyjmuje do wiadomości swój brak umiejętności. Czemu to takie rzadkie w powieściach?
A propos powyższej dyskusji - u mnie są znikome ilości komentarzy, ale pocieszam się, że czytają mnie jacyś cichociemni. Ty też powinnaś to sobie powtarzać, humor jakby się poprawia. :P
Ano musiałam pokazać, że ta kobieta naprawdę jest niezrównoważona psychicznie ;P
UsuńAkurat z Altheą to grubsza sprawa będzie, jednak nie chcę zdradzać całego jej wątku w komentarzu, u know ;P
Och, coś mi się zdaje, że osobistości królewskie Ci się spodobają ;D A zwłaszcza królowa Elfów Wysokich - kobita ma już jedną fankę w postaci Nearyh xD
Kurczę, czytam ten Twój komentarz i odnoszę wrażenie, że jak do tej pory niczego nie spieprzyłam i nie jest sztampowo! *,* Matko, jak to dobrze, że nie dałam dupy po całości xD
Och, no wiem, że mam tutaj cichociemnych, ale mimo wszystko preferuję jednak pisanie komentarzy pod rozdziałami, wtedy przynajmniej znam szerszy punkt widzenia, a nie tylko stałych bywalców.
Przykre jest to, że wielu jest podobnych ludzi, i często "niezrównoważeni" to ostatnie słowo, jakiego się użyje, by ich określić. Dobre maskowanie i jeszcze lepsze plecy. Ech.
UsuńJasna sprawa, poczekam cierpliwie na wyjaśnienie sprawy w fabule. Mam kilka pomysłów, ale pewnie jak zwykle żaden się nie sprawdzi. xD
Już mi się spodobały. Znaczy - nie muszę ich lubić jako osoby, ale mogą mi się podobać jako postaci literackie, a takie - im bardziej skomplikowane, im bardziej skurwysyńskie, tym lepsze. :D
Nie spieprzyłaś, nie bój żaby! :) Jasne, że przewijają się znane motywy, ale nie da się ich uniknąć - np. trening/nauka. Zawsze są, ale właśnie dlatego, że okazują się niezbędne, by w poprowadzić fabułę do przodu i wiarygodnie opisać cokolwiek związanego z walką/ucieczką. Jestem dość sceptyczna, jeśli chodzi o "wrodzony talent". Można mieć do czegoś smykałkę, ale musi być ktoś, kto w ogóle ci pokaże, do czego ta smykałka jest. O.
O tak, ja cenię każdą krytykę w kierunku mojego pisania, o ile rzecz jasna nie jest to bezsensowny hejt (chociaż... w sumie nigdy się u siebie z czymś takim nie spotkałam, tylko u popularnych. Widać ilość hejterów jest wprost proporcjonalna do sławy). W czasach świetności WCB informowałam około dwudziestu osób, a pod postami były trzy, cztery komentarze. Smuteczek. :(
To wszystko będzie mocno skomplikowane i pokręcone, ale myślę, że mogłabyś się wstrzelić z czymś, skoro pomysłów masz kilka ;D
UsuńAno pewne motywy będą już zawsze, a przecież nie zrobię z kobity jakiejś super-hiper zajebistej babki, tego ja nie lubię ;P
Na razie nie zdarzył mi się jakiś hejt (choć kto wie, może ktoś gdzieś pisze, jak bardzo nienawidzi tej historii, ale ja o tym nie wiem? xD), a konstruktywna krytyka często podchodzi mi lepiej niż zwykłe komentarze - bo czegoś uczy, zwraca uwagę, doradza w jakiś sposób.
Ja mam teraz właśnie tak: powiadamiam mnóstwo osób, a komentują te same osoby pod rozdziałami... Ech, smuteczek ;ccc
No tak, a ja jak zwykle spóźniona z komentarzem o jakieś dwa tygodnie, ale rozdział czytałam jeszcze w sierpniu - no cóż, czasem tak bywa xD.
OdpowiedzUsuńDobra! Podoba mi się ten rozdział, baaardzo nawet mi się podoba, bym rzekła. Na początku nie ogarnęłam tej sceny z orłem. Znaczy najpierw był, a potem nagle Greta jej go podsunęła martwego pod nos, ale spokojnie, już wszystko rozumiem. Tylko, że to się zadziało w 5-ciu akapitach bodajże. Jak dla mnie trochę szybko. Poza tym raczej bez zastrzeżeń. Znaczy nie wiem tak do końca, bo na błędach się nie znam, a przynajmniej nie zwracam na nie uwagi, jakoś tak.
A tak mi teraz przyszło jeszcze do głowy, że Altea jest całkiem spoko, ale jednak Irving przoduje w rankingach xD.
Pozdrawiam, Shetani!
E tam, lepiej późno niż wcale, o! :D
UsuńCieszę się, że się podobał :) To pewnie dlatego, że początkowo miałam w ogóle go nie uśmiercać, ale moja beta stwierdziła, że zrobiłam lasce niezły zwierzyniec, więc coś trzeba było uśmiercić i padło na ptaka (bo konia to nie zabiję, o nie, nie, nie...) ;P
No, jestem ciekawa, jak będzie się dalej układać ranking, gdy na scenę wkroczą kolejne pokręcone postaci ;P
Dzięki za komentarz! :*
TAK ZWAL WSZYSTKO NA BETĘ ;_;
UsuńNO NA KOGOŚ TRZEBA! ;P
Usuń;___________;
UsuńChciałam tutaj zaśpiewać "NIE PŁACZ, KIEDY ODJADĘ!", ale deczko nie pasuje do kontekstu... ;P
UsuńA WYPIERDALAJ xDDD
UsuńTEŻ CIĘ KOCHAM! <33333
UsuńKolejne godziny w pracy:P Trzeba jakoś czas zająć, najlepiej jakimś dobrym opowiadaniem :)
OdpowiedzUsuńA więc jak zwykle kilka uwag ode mnie:
1. „na mroźnym, późno popołudniowym powietrzu” – ja bym dała raczej „w mroźnym…”
2. „przestał się cieszyć nawet z najbardziej błahych” – że ktoś przestał cieszyć się z błahych spraw to żadna tragedia. Gorzej by było jakby przestał się cieszyć z ważnych spraw.
3. „iść z duchem czasu” – czyli mam rozumieć, że „iść z duchem czasu” u ciebie znaczy zgorzknieć? A nie prawidłowe znaczenie: ‘być nowoczesnym, postępować zgodnie z najnowszą modą, być zwolennikiem nowoczesności’?
4. Robisz z Iluviela typową Mery Sue – najsilniejszy smok, najpiękniejszy koń, on też przystojniak
5. Wiesz ile waży jednoręczny miecz? Około 2,5 kg to jest max, więc Althea, wykonując w zamku ciężkie pracy, powinna bez problemu go podnieść (zauważ, że kiedyś ludzie byli znacznie silniejsi i wytrzymalsi). Oczywiście inną sprawą jest już walka takim orężem. Kopia, o której też piszesz (że trzymała w rękach) jest znacznie cięższa i mniej poręczna. Repliki broni też zazwyczaj są gorzej wywarzone, a więc wydają się cięższe, a jednak je jakość potrafiła podnieść.
6. „uniósł klingę, mierząc klingą w jej stronę” – brzydkie powtórzenie
7. „gaworzącego po swojemu gada” – gaworzenie dotyczy niemowlaków (przed fazą mówienia), a ona raczej już jest starsza
8. „oznajmił z przebiegłym uśmiechem mężczyzna” – zmieniłabym kolejność na „oznajmił mężczyzna z przebiegłym…”
9. „ twarzą w ziemi.” – raczej w śniegu
10. Trzy razy ją przewrócił i koniec treningu? Jak w takim tempie będzie ją uczył to ona nigdy nie nauczy się walki
11. Jeżeli chodzi o sam trening w sadzie… Jakoś nie chce mi się wierzyć, że obecność Althei, Irvinga i przede wszystkim smoczycy pozostanie niezauważona, przecież śnieg musi tam być strasznie rozryty. Już nie wspominam o tym jakim cudem smoczyca po takim nieudanym lądowaniu, nie połamała żadnego drzewa (w końcu to sad)
12. „krwawych myśli” – spalenie raczej nie jest krwawe, a raczej skwierczący bekonik:P
13. „Althea jednak chłonęła te nieprzychylne słowa” – chyba raczej ignorowała
14. „Nocna Furia skrzeknęła po swojemu i pojawiła się nagle nad galopującą trójką” – ledwo wyjechali z zamku, a ona już się pojawia, przecież każdy by ją zobaczył…
15.„Dzięki nim poczuła się lepiej” – poprzedni akapit w całości poświęcony został Nocnej Furii, więc te zdanie (patrząc na podmioty) też jest o Furii. Domyślam się jednak że chodzi o Altheę, ale mimo to jest to błędny zapis.
16. Jeżeli chodzi o mapkę i inne dodatki, o których piszesz w komentarzach, robisz poważny błąd. „Wojnę”, jak mniemam, chcesz kiedyś wydać. Książka musi być tak napisana, by nie trzeba było sięgać po dodatkowe materiały, by zrozumieć i ogarnąć tekst. Wszystkie niezbędne informacje MUSZĄ znaleźć się w tekście, a nie w „załącznikach”. Zamiast pędzić z akcją zamieszczaj te informacje w opisach. Mapa owszem może być, ale tylko orientacyjnie, a nie jako główna pomoc, gdzie jakie miasto się znajduje.
17. Następną sprawą są imiona. Sypiesz nimi jak z rękawa, a każde jest z innej bajki. Tu fantastyczne, tu europejskie, tu japońskie, jakieś nawiązania do naszej kultury (Lwie serce – czy w twoim świecie są w ogóle lwy?). Musisz zdecydować się na jedną wersję, bo inaczej cały świat przedstawiony się sypie. Na dzisiaj mam wrażenie, że sama sobie tego świata jeszcze dobrze w głowie nie poukładałaś i wszystko jest w fazie planowania.
18. Masz też pewien problem z dobraniem odpowiednich słów i związków frazeologicznych, ale to przychodzi z czasem i ilością napisanych stron.
Jeżeli chodzi o tekst całościowo to poprawiasz się z każdym rozdziałem. Emocje są bardziej odczuwalne. Tekst jest płynniejszy i po prostu lepiej się czyta. Z pewnością przed tobą jeszcze wiele poprawek i wielokrotnie będziesz chciała tekst wyrzucić i od nowa napisać, ale wygląda to już dobrze. Oby tak dalej.
Pozdrawiam
Delvila
www.ksiegi-luain.blogspot.com
Um, jak na razie nie mam nawet czasu, by zrobić te wszystkie dodatki - jeżeli już się pojawią, to też z naciskiem na mnie: taka mała, drobna pomoc, bo mam tendencję do zapominania z kim, gdzie, po co, jak i dlaczego ;P Może za dużo piszę na raz, nie wiem xD Przez to wszystko zaczyna mi się deczko mieszać.
UsuńNajpewniej zrobię jedynie mapę, a wychodzę tak samo jak Ty z założenia, że wszystko czytelnik powinien poznać z tekstu, a nie z jakichś dodatków. Dlatego staram się wszystko dokładnie opisywać na miarę swoich możliwości.
Jeśli chodzi o imiona - większość z nich jest w fazie... próbnej. Sporo mogę zmienić, wiele z nich wymyślałam od czapy, co mi wpadło akurat do głowy i co mi w danej chwili pasowało. Więc faktycznie wygląda to tak, jakby każdy miał imię z innej parafii. Ale spokojnie, w ostatecznej wersji wszystko zostanie starannie ujednolicone ;>
I fakt, masz rację, jeszcze nie do końca cały świat mam dobrze i dokładnie zaplanowany. Ba! - wiele rzeczy nie mam zaplanowanych do napisania w tej powieści. Jest ogólny zarys, a w trakcie pisania i planowania najbliższych rozdziałów przychodzą mi pomysły na te wątki bliższe, jak i dalsze. Dlatego może też wyglądać od strony czytelnika jak... totalny chaos, czarna, blada dupa (okej, moje porównania idą w dziwnym kierunku...), ale staram się już to wszystko ogarniać z wyprzedzeniem ,by uniknąć tego typu odczuć.
Te związki frazeologiczne to moja zmora, czasem ich używam, nawet nie zdając sobie sprawy, ostatecznie robiąc to kompletnie źle! Nie wiem, co ze mną nie tak, ale na razie ten aspekt mojego słownika kuleje, jednak moja beta i ja dzielnie nad tym pracujemy! :)
Och, kamień z serca, że mimo wszystko tekst wygląda lepiej, przyjemniej się go czyta - dużo to dla mnie znaczy, motywuje do dalszego pisania. Cieszę się, że to wychodzi na plus! :)
Dzięki za komentarz, to bardzo pomaga! :)
;* <3
Witaj.
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu miałem ochotę na Twoje opowiadanie, ale zauważyłem , że ostatnia notka pochodzi jeszcze z sierpnia. Niby niewielkie opóźnienie, ale nigdy nic nie wiadomo. Czy masz zamiar kontynuować tą opowieść? Z komentarza powyżej wnioskuję, że raczej tak. Wolę jednak się upewnić, bo trochę dziwnie by było zacząć czytać i nie skończyć. A nuż wciągnę się w historię, spodoba mi się i co dalej? Jak tu żyć, kiedy nie ma kontynuacji?
Wybacz taki nic niewnoszący komentarz, trochę od czapy. Nie chciałem zaśmiecać, ale nigdzie nie mogłem znaleźć spamownika.
Pozdrawiam i przepraszam raz jeszcze.
Jestem jej betą, porządzę się jak na swoim :3
UsuńTak, ta leniwa dupa będzie pisać. Mając taką betę, nie ma za bardzo wyboru, bo jestem tyranem, uzurpatorem oraz sadystą-mordercą-psychopatą. Na dodatek upierdliwym cholerykiem.
Ma nawet do przodu rozdziały, ale oszczędza, bo brakuje jej czasu na pisanie ^^
Zbieram się do tego, by opublikować 4, ale potem znów zniknę na jakiś czas - wina szkoły i ciężkiej choroby, przez którą teraz przechodzę i nie mam czasu na pisanie. Ale spokojnie - powieść zostanie dokończona, moja beta już się o to postara ;D
UsuńPrzejrzałem zakładki. Jestem po lekturze prologu. Osobiście nie przepadam za nimi. Mam nawet wrażenie, że wszystkie autorki blogowych opowiadań mają tendencję do pisania prologów. Wówczas wypisują jakieś notki liczące zaledwie stronę, czasami nawet mniej. Przy czym nie wnoszą one nic do opowiadania i równie dobrze mogłoby ich nie być. No ale wypadałoby zacząć od prologu...
OdpowiedzUsuńTen Twój spodobał mi się. Jest całkiem obszerny, co prawda można by pokombinować nad dłuższymi opisami, ale i tak jest w porządku.
Dobrze zaznaczyłaś wszystkie elementy, treść dużo wnosi do opowiadania. Co najważniejsze mamy nawiązaną akcję, która toczy się swoim rytmem. Momentami wydawało mi się, że było trochę zbyt statycznie, ale to pierwsza notka. Przedstawiłaś naradę, na której znalazło się kilka postaci - nie byle jakich, więc można by trochę pokombinować z nieco dokładniejszym przedstawieniem ich psychiki. Mniemam, że każdy z nich ma silną osobowość, więc dobrze by było to wykorzystać.
Zauważyłem, że przyrównałaś burzę do żywiołu. Czyżby aluzja do jednego z pięciu japońskich żywiołów, którym jest piorun?
Wybacz mało konkretny komentarz. Powiem jedynie, że całość podobała mi się. Zachęciłaś mnie do przeczytania kolejnych notek, zwłaszcza końcówka była bardzo wymowna. Czuć tą nieuchronność zdarzeń, że coś wisi w powietrzu.
Pozdrawiam i trzymam kciuki za powrót do zdrowia.
Prologi są dobre, jeśli autor wie, jak się do nich zabrać. Dlatego cieszę się, że mój przypadł Ci do gustu :) A opisy na pewno będą rozbudowywane, już sam Tolkien się o to właśnie stara (tak, szukam inspiracji u mocarza w chłodne wieczory).
UsuńOgólnie rzecz biorąc prolog napisałabym jeszcze raz, bogata już o wiele różnych opinii na jego temat, w tym też i Twoją - obawiam się jednak, że gdybym zaczęła zagłębiać się w każdą postać z naradzających się, prolog liczyłby sobie 20 stron, niczym u Martina w "Grze o tron" ;P
Mam słabość do burz, zwłaszcza piorunów, które kocham fotografować, dlatego często poświęcam im długie opisy ;P Nie ma opowiadania bez małego wspomnienia o jakiejś burzy i piorunach! :D
Cieszę się, że Ci się spodobało, mam kolejnego mężczyznę w gronie fanów - jestem z siebie dumna, to coś znaczy! :D
Mam nadzieję, że rozdział 4 pojawi się na dniach, więc będziesz mieć nieco więcej do czytania ;)
Pozdrawiam i dzięki za słowa wsparcia, z chorobami żołądka nie ma żartów ;)
Rozdział bardzo dobry, jak zwykle zresztą. Spodobał mi się Twój sposób kreowania dialogów między bohaterami, jednak tym, czego mi tutaj zabrakło, były opisy. Mnóstwo opisów. Może odrobinę przesadzam, jednak przyzwyczajony do niewiarygodnie szczegółowej prozy Roberta Jordana (potrafi poświęcić dwie strony na opis twarzy któregoś z bohaterów!), polubiłem rozbudowane akapity dotyczące jedynie przyrody, wnętrz domów, ubioru itp. Kolejnym minusem rozdziału jest to, że trening z Lwim Sercem skończył się, jak na mój gust, zdecydowanie zbyt szybko. Mogłaś dodać jeszcze kilka akapitów opisujących ich potyczkę oraz rozbudować nieco wywiązującą się między nimi rozmowę.
OdpowiedzUsuńCo jeszcze... Nie będę wytykał powtórzeń i literówek, bo od tego masz betę. Mogę za to pochwalić słownictwo - nie jest może szczególnie wyrafinowane, ale czuć w nim pióro wprawnego pisarza, który niejedno opowiadanie ma za sobą.
Tylko jedno pytanie: kiedy następny rozdział?
Nad opisami pracuję, minusem mojego pisarstwa jest to, że jak już się rozkręcę w opisywaniu czegoś, to zaraz mam hamulec pod tytułem: a jeśli to jest nudne i za dużo już tego? Czasami ciężko jest się tego pozbyć, ale pracuję nad tym ;)
UsuńNa razie rozbudowanych opisów treningów nie będzie, ale planuję napisać w przyszłości lepiej, żeby każdy mógł to sobie spokojnie zobrazować :)
Aktualnie męczę sobie Tolkiena, tak czytam te jego "Niedokończone opowieści" i stwierdzam, że moje słownictwo jest proste, denne, a moje postaci powinny się schować ;P Pomijam już fakt, że facet pisze dosyć specyficznie i nie umiałabym opisać tego wszystkiego tak jak on, no ale... To Tolkien ;P
A tutaj mogę pocieszyć - kolejny rozdział już niedługo! Być może 6 grudnia się pojawi, może wcześniej, kto wie? ;P Ale będzie już niedługo, poprawiam go aktualnie :)
Pozdrawiam i bardzo dziękuję za komentarz!
Wiesz, Tolkien posiadał niezwykły styl - podniosły, pasujący raczej do wielkich epopei niźli bardziej przyziemnych dzieł. Epickość "Władcy Pierścieni" upoważniała go jednak do korzystania z takiego a nie innego słownictwa. Jeśli zastosować by je do opisywania codziennych, zwykłych sytuacji, jakie mają miejsce w Twojej powieści, efekt mógłby być wręcz komiczny. :D Podniosły styl jest atutem Tolkiena, ale czasem potrafi, niestety, męczyć (zwłaszcza w dialogach, ale to już moje spostrzeżenia). Najważniejsze, żeby słownictwo wpasowywało się w klimat dzieła, ot i co.
UsuńO tak, zgadzam się z Tobą! Czasami jest to cholernie męczące, ale na tamte czasy taki styl był... normalny w sumie. Wiele rzeczy mi w jego stylu przeszkadza, pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że pewne rzeczy mogłyby być napisane nieco lepiej, ale mimo wszystko to jest Tolkien - wciąga bez reszty i sprawia, że na powrót chce mi się pisać pomimo braku czasu ;)
UsuńA gdybym miała pisać takim podniosłym stylem u siebie, brzmiałoby to mniej więcej tak: "Mocium panie, chodź na chlanie!" ;P
Witaj, to znowu ja. Trochę długo mnie tu nie było z powodu ogromnej ilości nauki, potem jeszcze te próbne matury. Szkoda gadać.
OdpowiedzUsuńChciałem wypowiedzieć się na podstawie dwóch rozdziałów, żebyś nie uznała mnie za stalkera czy coś, ale pierwszy był dość obszerny.
Podobało mi się, że bardzo obrazowo przedstawiłaś wszystko to, co działo się wokół Althei. Całość działa na wyobraźnię, łatwo można wczuć się w akcję.
Relacje między bohaterami nakreśliłaś może trochę nazbyt dokładnie i zbyt szczegółowo. Na pierwszy rzut oka można się było spodziewać, że między nią i którymś z braci będzie jakieś uczucie. Mogłaś dać rozwinąć się temu wątkowi samoczynnie, w swoim tempie - może jakieś potajemne, ukradkowe spojrzenia albo takie trochę zaloty "na niby" - jakieś wygłupy ze strony Brona? Trudno jest coś takiego przedstawić z perspektywy narratora trzecioosobowego, bo wie on wszystko o tej historii i zdradza wszystkie cechy i emocje bohaterów. Watro jednak pokusić się o to, by bohater sam się obronił i nie był więźniem narratora (niestety mam ten sam problem, że opowiadacz jest zbyt wygadany i nie potrafi utrzymać wszystkiego w tajemnicy).
To przekomarzanie z Bronem wyszło całkiem dobrze. Świadczy, że Althea nie jest mu obca, a i ona coś do niego czuje. Nie musi to być od razu miłość. Mamy czas, by się przekonać, czy to zwykła przyjaźń, czy może coś więcej.
Obstawiałem raczej, że Ron nie wyjdzie z tego cało. Miłe zaskoczenie. Z kolei Naznaczenie mnie trochę rozczarowało. Trwało jak dla mnie za krótko. Brakowało mi też tej magicznej oprawy. Samemu zjawisku mogła towarzyszyć jakaś kolorowa emanacja, rozbłysk płomiennego światła, aura tajemniczości.
Ogółem podobało mi się. Zdarzało się kilka powtórzeń - zwłaszcza Dolina Smoka pojawiała się trochę za często. Podobały mi się nazwy koni. Opisy tworzysz ciekawe. Można się nad nimi zadumać, porozważać trochę - jednym słowem, dają do myślenia. Odrobinę brakowało mi psychologizacji krajobrazu. W takich bajkowych sceneriach można ukryć dodatkowy przekaz, przemycić coś ciekawego. Bohaterowie mogliby też sami zdradzać swoje cechy, okazywać emocje i oddziaływać na siebie bez wnikliwej analizy narratora.
Wyczytałem w komentarzach, że nie przepadasz za narracją pierwszoosobową (ja również), ale ciekawie jest je czasem ze sobą mieszać - w odpowiednich proporcjach, coby nic nie wybuchło. Sam jeszcze tego nie próbowałem, ale mam chętkę.
Czasami dobrze jest też, wypowiadając się z perspektywy trzeciej osoby, używać zwrotów, które nie określają jednoznacznie wydarzenia, a jedynie dają powody przypuszczać, że coś mogło mieć miejsce. Nie wiem, czy coś z tego zrozumiałaś - chodziło mi, by jedynie dać czytelnikowi pozory, drobne przesłanki, a reszty domyślił się sam.
Historia wciągnęła mnie. Cieszę się, że tu zajrzałem. Liczę, że nie uznasz, że się wymądrzam. A jeśli sama chcesz, to możesz poddać mój tekst dokładnemu zmasakrowaniu. Chętnie poznam Twoje zdanie, jakie by ono nie było (krytykę przyjąć umiem, choć kiedyś różnie z tym bywało).
Mnie też tutaj nie ma z jednego prostego powodu: matury i egzamin zawodowy ;) Jest, słowem, bardzo ciężko, bo mało już czasu zostało, a ja borykam się z zaliczeniami, okropność ;c
UsuńNo to zaczynamy z tym koksem :D
Patrząc na ich późniejsze relacje, zakreślenie ich wzajemnych uczuć teraz było, no, dosyć dobrym rozwiązaniem, zresztą jakbym tego dziwacznie nie napisała, każdy i tak by się domyślił, że coś jest na rzeczy, jednak nie jest to najważniejszy wątek ;)
Akurat utrzymywanie czegoś w tajemnicy nie jest jakimś szczególnie piekielnie trudnym zadaniem, po prostu często stwierdzam, że mogę o czymś napisać teraz, a nie później, bo wtedy nie będę mieć już czasu i możliwości, by to dobrze opisać :)
Sądzę, że sam opis Naznaczenia w wersji ostatecznej z pewnością będzie nieco dłuższy i bardziej szczegółowy, bo faktycznie mógł być napisany po łebkach, czy coś :)
Jeżeli chodzi o nazwy czy imiona, te powtórzenia nie powinny jakoś strasznie mocno razić, bo często jest tak, że nie da się ich uniknąć ;) Ale wezmę to pod uwagę i postaram się pilnować w kolejnych rozdziałach :)
Nie przepadam za pisaniem w narracji pierwszoosobowej ;P Czytać to ja mogę w tej narracji, o ile, oczywiście, autor umie się nią sprawnie i pięknie posługiwać, czyli innymi słowy jeśli natrafię na takową na jakimś blogu i mi się nie spodoba, nie omieszkam tego odpowiednio skomentować :) Ale żebym ja miała tutaj pisać w narracji pierwszoosobowej... Może będą takie momenty, ale jedynie fragmenty, jakieś wycinki z przeszłości czy listy, ale nic poza tym.
Nie uważam, że się wymądrzasz, wręcz przeciwnie! - zawsze chętnie przyjmuję słowa krytyki, bo to pozwala rozwijać się zarówno mnie, jak i całej historii, by była jeszcze lepsza i fajniejsza :) Dlatego dziękuję, że chcesz to komentować i wyrażać opinię na temat tekstu, dużo mi to pomaga, dzięki temu, gdy już spiszę całość i zacznę przygotowania do publikacji, będę wiedzieć, co muszę poprawić, żeby cała historia stała się jeszcze bardziej wartościowa :)
Na razie, niestety, nie mam czasu na czytanie innych dzieł, ale gdy tylko znajdę kilka minut, to z chęcią do Ciebie zajrzę i wyrażę zdanie na temat Twoich tekstów :)
Pozdrawiam!
od razu mówie - nie czytałam komentów .. ale już dawno nie dodałaś nic nowego i chciałam się zapytać czy jeszcze dodasz ... w każdym razie fajnie ci wyszło to co już opublikowałaś ale fajnie by było jakby spotkali już tego elfsa ..
OdpowiedzUsuńbuziaczki + tencza + dużo uścisków
Miałam dodać 6 grudnia, ale nadal nie dostałam nowego szablonu, na dniach powinnam odebrać zamówienie, szybko go ustawię i nowy rozdział będzie! :)
UsuńTakże cierpliwości, kochani, cierpliwości :)
głupi to ma zawsze szczęście..... ta, mowa o mnie i o powtórnym trafieniu na twojego blogaska, gdyż już jakiś czas temu (hohoho temu dokładniej) tutaj zawitałam, ale coś się zrypało i światła nie było, [...], potem nie pamiętałam adresu bloga, no a teraz go znalazłam i tak się historyjka potoczyła. hahaha, nawet sama nie wiem po co to piszę.... pewnie dlatego, że tak mi dobrze siedzieć sobie samej w domku, z herbatą obok i muzyczką w tle. ale wracając do bloga, to: no świetnie, teraz zamiast "Lalkę" czytać, to wezmę się za twoje poprzednie rozdziały..... a po ich przeczytaniu pewnie załadowany już będzie kolejny odcinek supernatural i "Lalki" nie przeczytam dzisiaj nic a nic i wyjdzie dupa nad dupami (ale się nie obwiniaj, oj nie nie.... chociaż i tak pewnie tego nie robisz xd) aaaasz kurde, nie umiem pisać kompetentnych komentarzy, które na dodatek wychwalają, przepraszam :c wg to muszę to skomentować: Nocna Furia i jej lądowanie..... hahahaha, czyli jak to w kreskówkach bywa xd ale teraz powaga, a więc bardzo podoba mi się styl twojego pisania, jest.... no, najprościej mówiąc lekki, przez co szybko i z radością się czyta. oczywiście dochodzi do tego fabuła, która w tym przypadku wydaje się być bardzo ciekawa, zwłaszcza, że to fantasy i twoja wyobraźnia ma wielkie pole do popisu :) mam tylko nadzieję, że Iluviel nie będzie taki wyidealizowany do samego końca, chociaż ok jest, że jego smok jest najsilniejszy ^^ wg takie imiona trudne dowaliłaś, że muszę z tekstu kopiować, ale da się przeżyć. wiesz, komentowałabym dalej, ale muszę iść ćwiczonka na odchudzanie robić (głupi zakład, że schudnę 6 kg ;/), dlatego na zakończenie napiszę, że nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i oby pojawił się szybko ;)
OdpowiedzUsuńA mnie takie rzeczy ciekawią! Zawsze się zastanawiam, kto i w jaki sposób trafił do mnie na bloga :D To cholernie interesujące, bo dzięki temu wiem, gdzie mam zagęścić kampanię reklamową, by przyciągnąć więcej ludzi ;P
Usuń"Lalka" rzecz ważna! Lepiej czytaj, bo ja w tym roku pisałam próbną maturę i miałam jako jeden z tematów właśnie "Lalkę"! Uważaj, bo możesz mieć niespodziankę, na maturze ta lektura lubi wracać ;) Ale weekend mamy, warto korzystać z wolnego czasu i w taki sposób ;)
Ach, moja rola w tej historii jest taka, by pokazać smoki od każdej strony - nawet tej mniej pięknej, stąd te niezgrabne lądowania Nocnej Furii, która jeszcze nie ogarnia świata, a zwłaszcza swojej wielkości ;P
Ja to powinnam spłonąć na stosie, tudzież "Co szkoła robi z ludźmi": miałam niezłego mind fucka, gdy napisałaś, że Iluviel ma smoka. Ja w pierwszym momencie patrzę na ekran, marszczę w skupieniu brwi i mruczę pod nosem: "Ale Iluviel nie ma smoka..." A potem przywaliłam sobie w łeb xD Taaaak, muszę być bardzo zmęczona, skoro już nie ogarniam własnego tekstu ;P
A imiona nie są trudne! Kwestia przyzwyczajenia ;P Niektórzy mają trudniejsze, na przykład czasami musiałam się głowić nad imionami elfów od Tolkiena, a on potrafi dowalać te wszystkie "thriry" i inne dzikości ;P
Ćwicz, ćwicz, to dobra rzecz! :D
A kolejny rozdział już niedługo! :)
Bardzo dziękuję za komentarz i zapraszam ponownie w moje skromne progi! ;*
SKĄD SZABLONIK? : ))))
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: nie krzycz, mam jeszcze na tyle dobry wzrok, że z łatwością odczytam wiadomość pisaną małymi literami ;)
UsuńA odpowiadając na Twoje pytanie, szablon wykonała koleżanka i czytelniczka historii, po znajomości, na specjalne zamówienie. Niedługo pojawi się tutaj jej kolejna praca ;)
Pozdrawiam!