niedziela, 21 lipca 2013

1.2 'Zmiany'



Althea przyglądała się z ponurą miną pomarańczowym językom ognia tańczącym na zeschłych szczapach, próbując nie myśleć o dziwnym uczuciu rozdwojenia jaźni, jakie przeżywała w umyśle. Obecność smoczycy w głowie na początku w ogóle nie przeszkadzała, ale im dłużej wgłębiała się w zawiły umysł gada, tym coraz bardziej zaczynała mieć dość. Chciała z powrotem spokój i ciszę myśli, swobodną możliwość prowadzenia wewnętrznego monologu bez potrzeby wyjaśniania zainteresowanemu zwierzęciu, dlaczego tak bardzo ją trapi cała sytuacja.
Za oknem gęsty śnieg przestał sypać i z nieba spadały jedynie drobniutkie płatki, oblepiając nagie gałęzie drzew. Na niewielkiej polance przed chatą leżała czarna smoczyca, podnosząc łeb ku chmurom i wpatrując się w wirujący puch. Czarne łuski kontrastowały z bielą otaczającego bestię świata, podkreślając imponujące rozmiary gada.
Lubię śnieg.
Althea westchnęła i odwróciła wzrok od okienka, znów skupiając się na ser Irvingu, który, najdelikatniej jak mógł, opatrywał obrażenia Rona. Starała się uśmiechać za każdym razem, gdy chłopak stękał i próbował odnaleźć wzrokiem ją lub starszego brata, jednak w głębi duszy rozrywał ją paniczny strach.
Od dzisiaj nic już nie będzie takie samo. Odkryli rano coś, co nie powinno istnieć, a co więcej – rozmawiać mentalnie z nią na każdy temat. Od maleńkości wpajano jej, że magia nie istniała na tych ziemiach, a ona była jedynie wybrykiem natury; eksperymentem Stwórcy, który się nie udał. Jak miała teraz żyć z myślą, że za jej plecami kroczy dumnie potężna smoczyca zdolna bez wahania zabić każdego, kto tylko narazi się na jej gniew?
— Sądzę, że miałeś dużo szczęścia, Ronie. — Ser Irving Lwie Serce przetarł dłonie brudną szmatą i oparł je na kolanach, uśmiechając się pokrzepiająco do leżącego na sienniku chłopaka. — Nie codziennie wychodzi się cało w starciu z młodym smokiem — przyznał ze śmiechem, a Bron, dotąd milczący, zgromił go wzrokiem.
— Może jeszcze będziesz próbował obrócić to w żart? – spytał z niesmakiem, na co Althea syknęła ostrzegawczo.
Ser Irving jednak podniósł dłoń i pokiwał wolno głową.
— Rozumiem twój gniew, Bronie — oznajmił spokojnie, już nie starając się rozładować napięcia nadmierną wesołością — ale prędzej czy później każde z was dowiedziałoby się o istnieniu smoków, elfów czy innych stworzeń zdolnych władać magią. Pamiętajcie: magia przyciąga magię, a sądzę, że Althea do zwyczajnych ludzi nigdy nie należała, nieprawdaż?
Elfka drgnęła i podniosła powoli wzrok na mężczyznę, który próbował się lekko uśmiechać, by dodać jej otuchy. Dziewczyna potrząsnęła głową i wstała gwałtownie z krzesła, niemal je wywracając.
— Przejdźmy do rzeczy, ser Irvingu — zarządziła, zaczynając wędrówkę po niewielkim pomieszczeniu w chacie Lwiego Serca. — Co to za farsa ze smokiem? O co chodzi? Skąd w ogóle smok w naszej dolince?
Lwie Serce spodziewał się takiego natłoku pytań – nie wiedział tylko, jak przekazać dziewczynie wszystkie informacje, nie wgłębiając się zanadto w rzeczy, o których nie musiała teraz wiedzieć. Postanowił więc zacząć od początku, by cała trójka pojęła wagę dzisiejszych wydarzeń i przygotowała się na kolejne.
— Znacie Roberta Śmiałego? — spytał dla pewności, a gdy Bron rzucił mu ponure spojrzenie, domyślił się, że niepotrzebnie to zrobił.
— Nie mamy pięciu lat — burknął gniewnie pod nosem starszy z braci i splótł ręce na piersi, opierając się barkiem o framugę starych, dębowych drzwi.
— Robert Śmiały nie miał łatwego życia — zaczął opowieść ser Irving, sprzątając bez pośpiechu wszystkie medykamenty ze stolika przy łóżku — albowiem to podczas jego panowania wybuchła jedna z największych wojen w dziejach naszej ery. Morten Okrutny powołał do życia gargule, bezrozumne bestie ślepo wykonujące rozkazy władcy, i zaatakował święte bramy miasta Vahlenn, gdzie przebywał król wraz ze świtą i wojskami. Gdy bitwa wydawała się być z góry przegrana, Robert Śmiały zapragnął złożyć się w ofierze bogom w zamian za wygraną i uratowanie królestwa przed złem. Bogowie wysłuchali jego próśb i zamienili ciało króla w ogromnego smoka – postać z herbu rodziny królewskiej. Gada dosiadła królowa i pod jej rozkazami wojska Roberta Śmiałego wygrały bitwę, a także wojnę, wyzwalając świat spod władzy Mortena Okrutnego.
— Niezła bajka — warknął Bron, podchodząc bliżej, by przyjrzeć się twarzy Lwiego Serca.
Gdy młodzian spojrzał z kolei na Altheę, aż otworzył usta ze zdziwienia, bowiem dziewczyna słuchała rycerza z tak ogromną uwagą, że nie zauważyła, gdy ten przestał mówić.
— Co to ma wspólnego ze smokiem i Altheą? — spytał Ron, po raz pierwszy od bardzo dawna zabierając głos.
— To tylko legenda — przyznał powoli Irving, drapiąc się po zarośniętym policzku — ale sens należy wyłuskać spomiędzy wierszy, moi drodzy. To bardzo okrojona, najprostsza definicja powstania najpotężniejszej w dziejach ludzkości armii smoczych jeźdźców.
— Smoczych jeźdźców, smoczych jeźdźców, ciągle to powtarzasz — zauważył Bron, najwyraźniej podchodząc do całej sprawy dość sceptycznie — ale co to w ogóle znaczy? I czemu nikt nigdy o nich nie słyszał oprócz ciebie?
— Żyjemy w bardzo trudnych czasach, gdzie zło czai się tuż za twoimi plecami i tylko czeka, aż wykonasz o jeden krok za dużo — powiedział tajemniczo starszy rycerz, uśmiechając się do zaciekawionej elfki.
— Smoczy jeźdźcy to oddział wojsk, który nie miał sobie równych. Potężne bestie były dosiadane przez najznamienitszych mężczyzn z całej krainy i pary te walczyły ramię w ramię na śmierć i życie, broniąc królestwa i zaprowadzając pokój wśród ciżby. Wszyscy szanowali jeźdźców, wszakże nie każdy mógł się szczycić tą wyjątkową więzią z najmądrzejszym zwierzęciem tych ziem.
— Ale coś się zmieniło – zauważył trzeźwo Ron, podciągając się lekko na posłaniu, by lepiej widzieć innych zebranych w pomieszczeniu.
— Tak — mężczyzna pokiwał głową — zmieniło się na gorsze. W pewnym momencie jeźdźcy przestali być potrzebni społeczeństwu i stali się zawadą. Pobierali od ludzi daniny praktycznie za nic, a król żądał od poddanych dodatkowych opłat, by wyciągnąć królestwo z długów oraz zniszczeń, jakie poczyniły wojny i liczne walki rebeliantów. Ludzie się zbuntowali i przestali szanować jeźdźców. Dochodziło do morderstw, poniżeń, kamieniowania… Aż w końcu smoczy jeźdźcy zniknęli i już nie powrócili. A raczej chcieli, by społeczeństwo tak sądziło. Do dzisiaj przeżyło kilku smoczych jeźdźców daleko w głębi pasm górskich, jednakże to za mało, by przeciwstawić się rosnącej w siłę armii Zła.
Gdy ser Irving przestał mówić, w izbie zapanowała cisza, podczas której trójka przyjaciół dokładnie analizowała to, co zdążyli usłyszeć od rycerza. Ron wydawał się być jeszcze otumaniony nagłym atakiem ze strony smoczycy, za to Bron i Althea gorączkowo rozważali wszystkie aspekty zasłyszanej historii i układali w myślach kolejne pytania, które cisnęły im się na usta.
Irving natomiast wstał i podszedł do niewielkiego okienka, by poobserwować odpoczywającego smoka. Nękała go ciekawość i chęć porozumienia się ze zwierzęciem, by wypytać o nawet najdrobniejsze szczegóły, wszakże ostatniego żywego smoka widział ponad dwadzieścia lat temu.
Nocna Furia leżała na boku, machając skrzydłem, by wzniecać w górę tumany śniegu. Obserwowała wirujące płatki i próbowała łapać co większe pyskiem, a Lwiemu Sercu przez moment wydawało się, jakby patrzył na niewinną zabawę małego kocięcia, które dopiero poznaje świat. Na ten widok uśmiechnął się – kiedyś smoki na stałe wpisywały się w krajobraz horyzontu; dzisiaj ser Irving niemal rozpłakał się ze szczęścia, widząc potężnego, młodego smoka. Za każdym razem, gdy słyszał wzmianki o rzekomym smoku w paśmie górskim lub w lesie, wątpił w pogłoski i zbywał je machnięciem ręki, albowiem wiedział, że większość tego gatunku zginęła.
Czarny smok stał się w jego oczach symbolem nadziei, którego ludzie tak bardzo potrzebowali.
— Co to za Zło, o którym ciągle wspominasz? — spytała nagle Althea, podnosząc wzrok z rąk na twarz mężczyzny.
Lwie Serce drgnął i odwrócił się od okna, zostawiając Nocną Furię samą z jej nietypową zabawą, po czym oparł się o kamienny parapet i westchnął ciężko.
— Zło… Tak kiedyś określaliśmy mrok, który czaił się na północy. Teraz wiemy, że to zwolennicy Mortena Okrutnego zbierają siły, by najechać nasze ziemie i podbić królestwa.
Bron gwałtownie oderwał się od framugi, o którą się opierał, i zaczął krążyć nerwowo po izbie. Na jego twarzy malowało się zdenerwowanie przemieszane z niepokojem, a oczy skupiały się tylko na czubkach wysokich butów. Już po samym sztywnym poruszaniu ciała wszyscy mogli wywnioskować, że młodzieniec zaczynał powoli pojmować, w jak ciężkim położeniu się znaleźli.
— Więc dlaczego nigdy nie słyszeliśmy o jakichś zwolennikach dawno nieżyjącego Mortena? — spytał w końcu, stając przed ser Irvingiem ze złością widoczną w oczach.
Rycerz odwrócił wzrok, nagle tracąc pewność siebie. To wzmogło czujność i tak już podejrzliwego Brona.
— To poniekąd moja wina — przyznał cicho, a Ron i Althea musieli mocno wytężać słuch, żeby cokolwiek z tego usłyszeć — bo nie chciałem, żeby niepokojące wieści trafiły też do Doliny Smoka. Nie chciałem, żeby wybuchła tutaj panika. Ludzie zaczęliby podejrzewać, że coś z Altheą jest nie tak, mimo że od dziecka ukrywała swoje pochodzenie i odmienność rasową. Ale są też tacy, którzy nie cofnęliby się przed niczym, żeby jakoś wspomóc nasz kraj. Nawet jeśli miałoby to oznaczać wydanie Althei w ręce wroga.
— Greta — mruknęła ponuro elfka, nagle spuszczając głowę i zaciskając lekko powieki, żeby nie pozwolić łzom na wydostanie się.
W tym samym momencie poczuła w umyśle zalążek niepokoju; wiedziała, że jej dziwne wahanie nastroju zostało zauważone przez zawsze czujną smoczycę.
Wszystko w porządku, Altheo?, spytała Nocna Furia, a mocne tąpnięcie wstrząsające fasadą budynku poinformowało zebranych, że smok podniósł się z ziemi i podszedł bliżej domu. Gdy ser Irving i Bron odwrócili się w stronę okna; do środka zaglądało błękitne oko, zasłaniając widok.
Tak, wszystko w porządku, odpowiedziała szybko dziewczyna, czując narastający w smoczycy gniew i niepokój o swoją panią. Po prostu rozmawiamy na trudne tematy, to wszystko.
Trudne tematy? A co to trudne tematy?
To rozmowy, które sprawiają innym ludziom ból.
Althea nieco rozluźniła się podczas tej krótkiej wymiany zdań. Zapomniała na chwilę o Grecie i jej zdradliwej naturze, a także o tym, że na pewno wszyscy w pomieszczeniu zauważyli jej umysłową nieobecność. Musiała przyznać, że dokładne tłumaczenie zwierzęciu trudnych słów, których nie rozumiało, było na swój sposób uspokajające oraz rozweselające. Bo to tak, jakby rozmawiała z małym dzieckiem, które uwielbia zadawać mnóstwo niewygodnych pytań w najmniej odpowiednim momencie.
Ser Irving z trudem oderwał wzrok od nieruchomego, złowrogiego oka, po czym przeniósł go na dziewczynę i wzruszył ramionami.
— Nie tylko o Gretę tu chodzi, ale o każdego. Pamiętaj, że nie wszyscy posiadają silne charaktery i mocną psychikę. — Gdy Althea zmarszczyła brwi i spróbowała odnaleźć pomoc w Bronie, stary rycerz dodał szybko: — Pod wpływem gróźb lub tortur ludzie wyśpiewają wszystko, co wiedzą, a nawet sporo dodadzą, byleby oprawcy zostawili ich w spokoju. Praktycznie nikomu nie możesz ufać.
Althea wpatrywała się w ser Irvinga w takim szoku, jakby właśnie się dowiedziała, że jej rodzice żyją i mają się dobrze, choć zostawili ją na pastwę losu u najgorszej opiekunki, jaką mogli znaleźć w królestwie. Jednak im dłużej obserwowała w poważną twarz Lwiego Serca, tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że to wszystko, co usłyszała, było prawdą.
— Skąd tyle zła na tym świecie? — wyszeptała cicho bardziej do siebie niż do innych, ale ser Irving poczuł się w obowiązku, żeby na to odpowiedzieć:
— Przez lata starałem się uchronić Dolinę Smoka przed złem; sądziłem, że to tylko plotki zasłyszane na traktach, ale szybko przekonałem się, że zwolennicy Mortena nigdy nie zostali pokonani i ciągle spiskują pomimo upływu tysięcy lat. Dłużej po prosu nie potrafię tego robić, niedługo i dolinkę mogą zaatakować najeźdźcy z północy.
Bron prychnął i znów ruszył na wędrówkę po małej izbie, rozpraszając głośnym tupaniem zarówno melancholię ser Irvinga, jak i rosnący niepokój Althei. Ron poruszył się nerwowo na łóżku i odrzucił koc na bok, stękając cicho, gdy spuszczał nogi na podłogę. Straszy brat czym prędzej podbiegł do siennika i pomógł Ronowi wstać, patrząc na niego z troską.
Althea podniosła się i spojrzała najpierw na wspierających się wzajemnie braci, dopiero potem na Lwie Serce.
— I co teraz? — spytała, splatając ręce na piersi. — Mamy żyć dalej, udając błogą nieświadomość, podczas gdy reszta świata walczy z szaleńcami wierzącymi w Mortena Okrutnego?
— Na razie nie macie innego wyjścia. — Widząc pełne niedowierzania oraz oburzenia spojrzenia, jakimi uraczyła go trójka przyjaciół, szybko dodał: — Muszę zasięgnąć rady, a to trochę potrwa. Na razie jesteście bezpieczni, jednakże smoka nikt nie może zobaczyć. Wbrew pozorom w Dolinie przeważająca ilość mieszkańców wie, że magia istnieje, że po tych ziemiach jeszcze nie tak dawno wędrowały smoki i inne równie wspaniałe zwierzęta. Nocna Furia to nasz atut, którego nie możemy zbyt szybko zdemaskować. Bądźcie cierpliwi, moi przyjaciele. A cierpliwi zawsze zostają wynagrodzeni.
Pewien czas później cała trójka opuszczała chatę ser Irvinga, kierując się zaśnieżoną, ubitą dróżką w stronę głównego traktu prowadzącego do miasteczka i zamku, w którym mieszkała Althea. Szli powoli, zważywszy na stan, w jakim znajdował się Ron, choć usilnie zapewniał, że czuje się już dobrze, a ziółka oraz lecznicze napary starego rycerza naprawdę mu pomogły i postawiły go na nogi. Nikt nie śmiał przerywać milczenia, a to znikająca, to pojawiająca się sylwetka smoczycy na tle szarego nieba nie pomagała w przemyśleniu tego, czego zdążyli się dzisiaj dowiedzieć.
Althea za każdym razem, gdy na jasnym śniegu pojawiał się nieco ciemniejszy, potężny cień, szybko przesuwający się po ziemi, podnosiła głowę i obserwowała, jak gad z wrodzoną gracją przecina powietrze potężnymi skrzydłami i bez żadnego wysiłku zniża lot, by po chwili znów zwiększyć wysokość z radością wymalowaną na pysku.
Do tej pory nie potrafiła pojąć, że od dzisiaj miała sprawować opiekę nad smokiem – przedstawicielem gatunku uznawanego za wymarły. Nie wiedziała, co powinna robić, czy ma gada karmić, kąpać lub w jakiś sposób dbać o skórę pokrytą twardymi jak skała łuskami. Ser Irving zarzekał się, że nic o tym nie wie, ale elfka w głębi serca czuła, iż rycerz coś ukrywa.
— Wierzysz mu? — Z rozmyślań wyrwał ją zamyślony głos Brona, a gdy spojrzała na niego, patrzył przed siebie w skupieniu, jakby pomaganie brata stało się dla niego najważniejszym priorytetem.
— Znam go, wiele razy spotkałam go w zamku i we wsi — przyznała Althea, wzruszając ramionami — więc nie mam powodu, by mu nie ufać. Nigdy nie sprawiał wrażenia… szalonego. Wiedział, co mówi, nie powinniśmy lekceważyć jego słów.
— Jak dla mnie, to on coś ukrywa — burknął cicho Bron, a dziewczyna spojrzała z zaskoczeniem na przyjaciela i zachichotała. — Co cię tak śmieszy? — warknął ze złością, spoglądając na elfkę.
— Co on ci takiego zrobił, że jesteś taki wściekły? Dawno się tak nie irytowałeś, Bronie.
— Zaskoczył nas! — oznajmił żywo Bron, jakby czekał, aż ktoś w końcu poruszy ten temat. — Wypadł z lasu i dziwnym trafem wiedział o wszystkim i wszystkich, jakby przewidział, że twój smok tam przyleci i cię naznaczy.
— Dobrze, przyznam, że to trochę dziwne. — Althea poprawiła uchwyt na ramieniu zmęczonego wędrówką Rona i kontynuowała: — To nie jest jednak powód, by komuś nie ufać, gdy od razu widać, że on wie, co robi.
— Jesteś naiwna, Altheo — powiedział ponuro Bron, a elfka zmroziła go wzrokiem — szybko przekonasz się, kto miał rację.
Althea prychnęła i nie zamierzała kontynuować słownej przepychanki, w duchu klnąc na nadopiekuńczość i troskę Brona o jej życie. Nie byli już małymi dziećmi – każde z nich musiało sobie radzić w życiu; wiele razem przeszli i cała trójka doskonale wiedziała, na co kogo stać. Nigdy jednak nie znaleźli się w sytuacji zagrożenia życia, co zmieniało postać rzeczy. Przez to jej przyjaciel zaczynał przesadzać; Althea nie należała do słabych dziewek ze wsi, które na widok miecza robiły się białe jak kreda. Świetnie władała łukiem, nie miała sobie równych w jeździe konnej, lubiła walczyć. Jednak wiedziała doskonale, że udawane potyczki z wieśniakami na kijki nie odzwierciedlały walk na śmierć i życie z mieczem oraz tarczą w dłoniach.
— Jak myślisz, co zastaniesz w zamku? — Milczenie przerwał Ron, klepiąc Altheę po ramieniu, by go puściła.
Trakt rozwidlał się w dwóch różnych kierunkach i każde z nich szło inną drogą: elfka do zamku, bracia w stronę wioski.
— Nie będzie to miłe powitanie — przyznała Althea i wzruszyła ramionami. — Greta i tak by mnie ukarała za samowolkę.
— Chciałaś dobrze — zauważył Ron, ale uśmiechnął się i szturchnął brata w bok. — Chodźmy już, rodzice z pewnością się zamartwiają.
— Altheo! — krzyknął Bron, gdy dziewczyna już się odwróciła i ruszyła z wolna zaśnieżoną drogą, odkrywając świeże ślady kopyt niechybnie należące do spłoszonego Escuduro. — Obiecaj mi, że bez względu na wszystko będziesz mnie na bieżąco o wszystkim informować. — A gdy elfka kiwnęła powoli głową, westchnął cicho i dodał, patrząc na nią z powagą wymalowaną na twarzy: — Teraz wszystko się zmieni…
— Czasami zmiany są dobre — odpowiedziała tylko i zostawiła braci na drodze, nie starając się przyspieszyć kroku.
Być może źle robiła, ale chciała odwlec konfrontację z Gretą, która na pewno została poinformowana o samotnym Escuduro wracającym do stajni. Dziewczyna nastawiała się już na surową karę i długie kazanie, jakie jej wygłosi starsza kobieta.
Dlaczego się boisz? Nie wyczuwam w pobliżu żadnego zagrożenia, odezwała się nagle Nocna Furia, przez co Althea podskoczyła i przyłożyła dłoń do piersi na wysokości szaleńczo bijącego serca. Przez myśl przebiegło pytanie, czy kiedykolwiek przyzwyczai się do obecności innej istoty w umyśle. Przez to czuła pewien dyskomfort – do tej pory myśli starannie ukrywała przed wszystkimi; teraz dzieliła tajemnice z młodą smoczycą, którą znała zaledwie od kilku godzin i nadal nie potrafiła objąć rozumem tego faktu.
Są różne rodzaje strachu, odpowiedziała powoli, starannie ważąc słowa, by zwierzę mogło ją zrozumieć. To nie jest strach o własne życie, to jest strach przed konsekwencjami mojej dzisiejszej eskapady do lasu. Opiekunka zamku, w którym mieszkam, nie należy do osób wyrozumiałych.
Wyrozumiałych? A co to znaczy?
Althea westchnęła zrezygnowana, dostrzegając w oddali zarys kutej bramy.
Rozumiejących powody, dla których zrobiło się konkretną rzecz tak, a nie inaczej.
Ale nie zrobiłaś przecież nic złego.
Ona tego nie zrozumie.
Althea szybko pojęła, że posiadanie smoka wiązało się z wieloma konsekwencjami, a zwłaszcza posiadanie młodego smoka, który miał po raz pierwszy w życiu do czynienia z człowiekiem. Nie rozumiał wielu słów, jakich ludzie używali na co dzień, nie pojmował systemu myślenia istot dwunożnych i rozumował zupełnie innymi kategoriami.
Czasami umysł Nocnej Furii przesyłał jej obrazy, które widziała w głowie, ale nie miały one dla Althei żadnego głębszego sensu. Najczęściej widziała swoją twarz, a przy tych obrazach towarzyszyło jeszcze uczucie radości oraz miłości, co lekko onieśmielało dziewczynę. Pojawiało się też bezkresne niebo ze ścianą lasu pod skrzydłami, a także mięso jelenia i stara jama nad strumieniem, którą smoczyca sobie wykopała, by ukrywać się przed innymi drapieżnikami oraz niesprzyjającą pogodą. Dzięki temu Althea bardzo łatwo rozgryzła, że porozumiewanie ze smoczycą nigdy nie będzie wyglądać tak jak zwykła rozmowa pomiędzy ludźmi.
Będzie o wiele trudniejsze.
Althea przekroczyła granice posiadłości potężnego zamku i szła dalej zaśnieżoną drogą w kierunku starej, kamiennej fontanny, z pewnym roztargnieniem dopiero teraz zdając sobie sprawę, że śnieg w końcu przestał padać, a niebo ponad nagimi konarami drzew rozpogodziło się, ciesząc oko jasnym błękitem. Promienie słońca oświetlały zamarznięte mury twierdzy i pobliskie budynki, zachęcając mieszkańców do wyjścia na świeże powietrze. Tego elfka obawiała się najbardziej.
Kiedy weszła na dziedziniec, Greta już tam stała, rozmawiając z młodym chłopcem na posyłki. Gdy ujrzała powoli nadchodzącą dziewczynę, wskazała dziecku wejście do zamku i ruszyła raźnym krokiem podopiecznej na spotkanie.
W momencie, w którym Althea już miała się odezwać, by wyjaśnić całą sprawę, Greta zamachnęła się i spoliczkowała ją. Elfka zakryła dłonią bolące miejsce, patrząc w szoku na kobietę. Mina pani zamku wyrażała bezgraniczną wściekłość. Wokół nastała pełna napięcia cisza, a jedna z kucharek zamilkła w połowie zdania, przerywając rozmowę z rolnikiem, by przyjrzeć się rozgrywającej się na ich oczach scenie.
W tej samej chwili w umyśle dziewczyny pojawił się obraz jej samej, ból oraz ogromna wściekłość. A także widok Grety leżącej na dziedzińcu całej oblanej krwią. Martwej. I nieszkodliwej w oczach gada.
Althea pobladła jeszcze raz i wrzasnęła, jednocześnie znów dostrzegając uniesioną w górę dłoń Grety:
— Nie, nie rób tego!
Nocna Furia natychmiast zaniechała ataku, lecz jej wściekłość nadal przyćmiewała wszystkie inne obrazy, a głębokie warczenie dudniło w uszach, jakby smok stał tuż obok i mierzył starą kobietę morderczym wzrokiem.
Althea chciałaby móc wykorzystać Nocną Furię do zastraszenia oprawczyni, ale jednocześnie wiedziała, że nikt nie może ujrzeć zwierzęcia. Musiała więc znosić upokorzenie, walcząc w tym samym czasie z furią gada, który pragnął zabić, umoczyć pysk we krwi Grety i tylko stanowcza komenda Althei mogła zapobiec tego mordu.
— Jak śmiesz mi mówić, co mam robić! — Greta znów uderzyła dziewczynę, ale ta w porę uchyliła się i uniosła ręce w obronnym geście, próbując uspokoić rozwścieczoną panią zamku.
Bezskutecznie.
— Niewdzięcznico! Ja ci daję dach nad głową, żywię twoją gębę dzień po dniu, pozwalam hodować te kupy mięsa, a ty tak mi się odpłacasz?!
Althea nie zamierzała reagować – wiedziała, że nic jej to nie pomoże. Kobieta nie lubiła, gdy ktokolwiek sprzeciwiał się lub nie wykonywał należycie obowiązków. Jednakże w oczach Grety elfka zawsze wszystko robiła źle.
— Jeszcze raz wybierzesz się na konną eskapadę z tymi wieśniakami, a każę cię wychłostać! — Ostatnie słowa wywrzeszczała jej w twarz, po czym odwróciła się na pięcie i odeszła, krzycząc coś na kucharkę i rolnika.
Oboje czym prędzej zeszli kobiecie z drogi, powracając do wyznaczonych obowiązków.
Althea westchnęła ciężko i ruszyła w stronę stajni, chcąc sprawdzić, czy Escuduro nic się nie stało. W tym samym momencie w jej umyśle rozległ się cichy, zaciekawiony głos:
Dlaczego nie pozwoliłaś mi jej zabić?
Nikt nie może cię zobaczyć, odpowiedziała, wchodząc do pomieszczenia. Odetchnęła zapachem siana oraz słomy i ruszyła wzdłuż rzędu boksów w kierunku ostatniego, gdzie od zawsze urzędował siwy ogier. Poza tym nie można zabijać każdego, kto podniesie na mnie rękę. Musisz nauczyć się odróżniać wroga od prawdziwego wroga.
A czym różni się wróg od prawdziwego wroga?
Prawdziwy wróg chce zabić, nie spoliczkować.
Nocna Furia nie odpowiedziała, najwyraźniej akceptując taki stan rzeczy. Chwilę później Althea przestała wyczuwać jej namacalną obecność w centralnej części umysłu, ale wiedziała, że na skraju świadomości smoczyca czuwa, obserwując wszystko z bezpiecznej odległości. To w pewien sposób uspokajało dziewczynę i pozwalało dalej wykonywać powierzone obowiązki.
Escuduro przywitał ją głośnym rżeniem, podchodząc z ochotą do drzwi i wystawiając łeb na korytarz. Althea uśmiechnęła się i pogłaskała miękką sierść na pysku, wpatrując się w lśniące, przepełnione inteligencją oko. Przejechała palcami po chrapach i przeczesała grzywkę nachodzącą na czoło wierzchowca.
— Dobrze, że nic ci nie jest… — wyszeptała i odsunęła się, wchodząc drewnianymi schodami na piętro, gdzie znajdował się mały pokoik, w którym mieszkała praktycznie od zawsze.
Weszła w głąb pomieszczenia i zrzuciła ciężki, zimowy płaszcz, wieszając go na starym kołku. Z niewielkiej skrzyni, gdzie trzymała skromny ubytek, wyciągnęła dziurawą kamizelkę, w której zawsze pracowała przy koniach. Poprawiła jeszcze włosy i zeszła na dół, by zabrać się za czyszczenie boksów.
Nawet jeśli z samego rana życie Althei zmieniło się nie do poznania, teraz po tym wydarzeniu nie został żaden ślad prócz ledwo uchwytnej obecności innego umysłu w głowie dziewczyny.
~*~
Ser Irving podszedł do niewielkiego okienka i wyjrzał przez nie, obserwując najbliższą ścianę nieruchomego lasu. Jednakże między pniami drzew nie dostrzegł niczego, tak samo jak na ośnieżonej polanie tuż przed kamienną chatą, w której mieszkał.
Tak uspokojony odsunął się od światła, zanurzając się w przyjemnym półmroku nieoświetlonych pomieszczeń. Minął hebanowy stolik cały zastawiony opasłymi księgami zbierającymi kurz, a także biurko pełne papierów oraz napoczętych listów, których nigdy nie wysłał.
Wszedł do jednego z największych pomieszczeń w chacie – w ciemnej izbie trzymał cały dorobek życia. Książki i artefakty, które tu zebrał, narażały jego życie, ale jeszcze żaden złodziej nie zapędził się w odległe rejony Doliny Smoka, więc póki co mógł spać spokojnie, nie obawiając się o żywot. Ta wiedza zabijała, wiedział to, ale nie mógł się jej pozbyć. Zbyt dużo zależało od tych ksiąg i zakurzonych przedmiotów, leżących od dłuższego czasu w bezruchu, zapomniane oraz nieużyteczne w rękach starego rycerza.
Mężczyzna złapał wielki puchar w obie ręce i przeniósł na czysty stolik, najprawdopodobniej najczystszy w całej chacie, po czym znów zaczął wędrować między pomieszczeniami, zbierając po drodze z pozoru niegroźnie wyglądające rzeczy.
Gdy miał już wszystko, stanął nad pucharem, przymknął oczy i zaczął mruczeć pod nosem słowa w dziwnym, niesłyszanym w tych stronach języku, wlewając zielonkawą wodę mieniącą się w blasku zachodzącego słońca. Odłożył po chwili pustą misę na bok, złapał za srebrny nóż i naciął kciuk, spuszczając kilka kropel krwi do naczynia. Po chwili uchylił powieki, a woda nagle sama zaczęła wirować w pucharze, zmieniając kolor z zielonkawej najpierw na krwistą czerwień, by na końcu zmienić się w głęboki granat.
Gdy już powierzchnia się uspokoiła, na tafli znów zielonkawej wody pojawiła się czyjaś twarz, lekko zniekształcona i falująca, jakby wodą targał niewielki wiatr, choć w pomieszczeniu było aż duszno od zastanego powietrza.
— Iluviel! — Ser Irving odetchnął z ulgą, rozpoznając w twarzy niewidzianego przyjaciela z dawnych lat.
Gdyby na jego wezwanie odpowiedział ktoś inny, nie wiedział, czy odważyłby się powiedzieć to, co zamierzał przekazać.
Lwie Serce, stary druhu, coś się stało? — Głos dochodził jakby z daleka, a twarz jeszcze mocniej zniekształciła się, jakby obraz nie mógł iść w parze z dźwiękami.
Ser Irving nigdy nie lubił tej metody komunikacji – wolał stary, sprawdzony sposób w postaci ptaków. Po magię sięgał tylko w krytycznych sytuacjach, a Iluviel doskonale o tym wiedział. Dlatego też od razu zorientował się, że coś jest nie tak.
— W dolinie żyje smok — wydyszał mężczyzna, czując, że dawno nieużywana magia zbiera obfite żniwo, osłabiając harde ciało. — Naznaczył dziewczynę, którą znam. To elf. Musimy ją stąd zabrać i ukryć. To miejsce przestało być bezpieczne.
Młodzieniec po drugiej stronie pokiwał głową i zmarszczył nieco brwi, jakby nad czymś intensywnie myślał.
Porozmawiam z radą i…
— Nie, Iluvielu! — Po czole ser Irvinga spływał pot, a dotąd zwykły oddech przerodził się w ciężkie rzężenie.
Mężczyzna czuł, że długo nie podtrzyma tej rozmowy, więc musiał się streszczać, by przekazać jak najwięcej informacji.
— Nie ma czasu na obrady elfickiej rady! Zresztą nie ufam im. Ufam tylko tobie, Iluvielu… Musisz tutaj przybyć i zabrać dziewczynę w bezpieczne miejsce, do przyjaciół. Nikomu o tym nie mów, chyba że ostał się w Puszczy Elfów jeszcze ktoś godny zaufania.
Obraz zafalował, ale Lwie Serce widział, że Iluviel pokiwał głową na jego słowa. Po chwili woda zawirowała, a twarz młodzieńca zniknęła; tafla na powierzchni pucharu znów się uspokoiła i przybrała początkową barwę bladej zieleni.
Ser Irving opadł na kolano, ciężko dysząc. Magia od zawsze doszczętnie wyczerpywała jego siły, zbierając żniwo przez kolejne dni, zanim ciało z powrotem się regenerowało i wracało do formy. Nigdy nie miał talentu do posługiwania się nią, ale obcując z elfami, które ten dar odziedziczały przez pokolenia, samemu nauczył się kilku przydatnych zaklęć. Wiedział jednak, że człowiek nigdy nie osiągnie takiej perfekcji we władaniu magią jak ich dalecy kuzyni.
Czy smoki.
Mężczyzna podniósł się na drżących nogach i złapał za puchar, wylewając wodę do misy, z której kilkanaście minut wcześniej brał zielonkawą ciecz. Wiedział, że taka woda była słabsza i nie potrafiła lepiej utrzymać rozmowy z drugą stroną, ale nie miał większych zapasów. Musiał mocno eksploatować ostatnie zapasy, zanim znów zapuści się w głąb kraju w poszukiwaniu magicznych przedmiotów przydatnych w codziennym życiu.
Miał jedynie nadzieję, że Iluviel zaraz po przebytej rozmowie wskoczy na konia i nie bacząc na konsekwencje, przyjedzie do Doliny Smoka, by zabrać dziewczynę oraz młodą smoczycę. Tylko ten młody elf był zdolny do dokonania tego.
Ser Irving rozpalił w kominku i dorzucił kilka szczap, gdy chrust zajął się ogniem. Słońce za oknami zupełnie zaszło, a na niebie rozświetliły się pierwsze gwiazdy wraz z księżycem, który zapowiadał mroźną noc.
Mężczyzna usiadł na fotelu obitym skórami zabitych zwierząt, trzymając w dłoni kubek pełen gorącego wina. Wpatrywał się w skaczące płomienie i rozmyślał nad tym, co miało dzisiaj miejsce. I doszedł do zatrważającego wniosku, którego wcześniej nie dostrzegał.
Nienawidził czekać.



Od autorki Minął już ponad miesiąc od publikacji ostatniego rozdziału. Stwierdziłam, że nie będę czekać na zakończenie pisania rozdziału 5, tylko opublikuję coś już dzisiaj. Ale dobra wiadomość w tym wszystkim jest taka, że praktycznie piąteczka jest już na ukończeniu. Mam co do niego mieszane uczucia, bo nic się w nim nie dzieje, ale to raczej nie mi już oceniać.
Z moim pisaniem jest ostatnio kiepsko, bo mam zdecydowanie za dużo na głowie, a za mało czasu. Pracuję przez wakacje w ośrodku sportowym (ujeżdżeniowcy, fuck yeah!) i to pochłania 3/4 mojego dnia, a także całą moją energię, więc jak wracam to myślę już tylko o tym, by pójść spać. Mam jednak nadzieję, że niedługo przyzwyczaję się do takiego trybu pracy i będę w stanie także pisać wieczorami.
Liczę na Wasze szczere opinie, wytykajcie błędy, jakieś nieścisłości i niedociągnięcia, postaram się wszystko naprawić! Piszcie o wszystkim, co Wam przychodzi do głowy - zbieram wszystkie informacje i zapisuję do zeszytu, by przy ostatecznej korekcie treści wziąć to pod uwagę i nie popełnić tych samych błędów, co teraz. Dlatego to jest dla mnie tak ważne - dzięki Waszym opiniom sprawiacie, że treść będzie coraz lepsza!
Następny rozdział w sierpniu, ale nie wiem jeszcze, kiedy dokładnie zdecyduję się na publikację.

27 komentarzy:

  1. Małym słowem wstępu muszę przyznać, że nie rozumiem skąd się wzięło porównanie Twojej historii do Eragona; książki wprawdzie tylko liznęłam, ale poza tematem smoków i Smoczych Jeźdźców, to nie mają one za wiele wspólnego. No dobrze, w obu są jeszcze potwornie schematyczne motywy, ale podobne występują w większości książek fantasy; właściwie przestało mnie to dziwić czy wręcz nużyć, bo nie każda książka fantasy musi być tak polityczna jak saga "Pieśń Lodu i Ognia" Martina (tak między nami mówiąc, bardzo polecam, bije na głowę serial ・ω・)
    Ale koniec porównywania i czas na moje chwalenie połączone z marudzeniem.
    Po pierwsze, fragment " [...]dlaczego tak bardzo ją trapi cała sytuacja[...]" - cały czas używasz czasu przeszłego, a tu nagle wyskakujesz z teraźniejszym. Ewentualnie moja natura "rudej jędzy" (choć naturalnie ruda nie jestem :)) każde mi szukać dziury w całym.
    Po drugie, jestem uczulona na to, ale niestety widzę, że jest bardzo częsty błąd, mianowicie - nie kamieniowania, a kamienowania.
    Po trzecie, szanowny pan sir Lwie Serce (domyślam się, ze inspiracją do przydomku był szanowny Ryszard I) wspomniał, że Smoczy Jeźdźcy jednak gdzieś są, ale w ukryciu, a ludność o tym praktycznie nie wie. Kłóci mi się to z prologiem, gdzie przecież mamy szanownego elfickiego/elfiego (za wszystko co święte, nie mam pojęcia, które z nich jest tak naprawdę poprawne - ten sam zgryz co z angielskimi Elvish i Elven, tak przy okazji) księcia, który właściwie nie ukrywa faktu bycia takowym i tego, że oni jednak stricte nie odeszli. Ok, to może być tylko moja naciągana interpretacja + wyżej wspomniana natura "rudej jędzy" ;).
    No i jeszcze mała sprawa co do nazywania rycerzy 'ser' zamiast 'sir'. Kole mnie to potwornie tak samo u Ciebie, jak i u wyżej wspomnianego Martina; wprawdzie nie ma tu jakiejś zbytniej różnicy ba!, nawet się brzmi identycznie (przynajmniej dla mnie, ale ja nie jestem native speakerem), jednak jak już się jest przyzwyczajonym do 'sir' to może to odrobinę przeszkadzać. Ale Twój świat Twoje reguły.
    Ale kończąc już marudzenie, powiem tak: nie pędzisz w tym rozdziale tak bardzo, jak zrobiłaś to w poprzednim - znaczy, ja bym i tak się przyczepiła, że całe Naznaczenie mogłoby być dopiero w tym rozdziale, ale nie można mieć wszystkiego, nie wymagam od Ciebie, żebyś miała tak zabójcze tempo jak Trudi Canavan, szczególnie takie jak w pierwszym tomie Trylogii Czarnego Maga. W ogóle ta wersja wydaje się być zdecydowanie wolniejsza od pozostałych, cieszy mnie to, że zerwałaś z motywem tego, że główna bohaterka jest wprowadzona w świat smoków przez odpowiednika naszego księcia, którego obie... tfutfutfu, którego imienia nie potrafię zapamiętać XD, a przynajmniej nie od samego początku.
    W każdym bądź razie, kciuki trzymam, mam nadzieję, że tym razem już nie przerwiesz pisania (niestety, o Twoim ewentualnym planowaniu wydania WoD postaram się nie mówić, bo niestety ja zawsze jestem w takich sprawach bardzo sceptycznie nastawiona, a nie chcę Ci niczego zapeszać, a do tego mam talent, niestety...)
    Więc... ładnie pozdrawiam i życzę miłego wieczorku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, "Eragon" był swojego czasu na topie i wiele osób dzięki temu poznało smoki i temat szeroko pojęty jako smoczy jeźdźcy - kij z tym, że tego było mało, a u mnie będzie tego fchuj, mówiąc prostolinijnie :P Ludzie znają "Eragona", więc automatycznie porównują to z moją powieścią, nie wiedząc o innych książkach poruszających tematykę smoków czy smoczych jeźdźców.
      A sagę pana Martina mam w całości, większość już przeczytałam :) Oto dowód: https://pbs.twimg.com/media/AwP6-AMCAAI3KdZ.jpg :D
      Jeśli chodzi o Lwie Serce to... szukałam jakiegoś przydomku w głowie, wpadło mi Lwie Serce i ot, zostało. Nie sugerowałam się Ryszardem ani niczym innym ;)Jeśli chodzi o to małe nieporozumienie: władcy państw wiedzą o istnieniu smoczych jeźdźców, wiedzą, że się ukrywają, ale nikt nie wie gdzie, prócz tych nielicznych. Być może powinnam to wyraźnie zaznaczyć w prologu, na pewno zapiszę to sobie w uwagach odnośnie treści, co by wziąć pod uwagę... W każdym razie: władcy wiedzą o smoczych jeźdźcach, lecz nie wszyscy wiedzą, gdzie dokładnie są, o :)
      Chyba zmienię serek na sirek, serio ;P Bo już kilka osób się na to skarżyło i faktycznie zaczyna mnie to uwierać, że tak powiem ;P Obiecuję, że od następnego rozdziału już będzie normalnie! ;)
      Ano w pierwszym rozdziale popędziłam deczko do przodu, będę musiała wymyślić potem, jak rozbić mądrze rozdział 1 na dwa i być może nawet wiem już jak :P Ale to kiedyś, nie teraz... Teraz się skupiam na tym, by powieść NAPISAĆ i zebrać wywiad środowiskowy od czytelników, by później usiąść na spokojnie, poprawić wszystkie błędy, zostawić to w cholerę, później znów wrócić, przeczytać raz jeszcze i dopiero poważnie się zastanowić, co dalej z tym czymś zrobić xD
      A ja tam lubię Trudi... Znaczy się podoba mi się jej pomysł, jej książki, jej styl... Przypadła mi do gustu :)
      Ja nie mówię, że NA PEWNO wydam - planuję to. Ale za kilka lat mogę się rozmyślić, gdy już spiszę całą historię, poprawię i zostawię do odczekania. Wszystko okaże się w późniejszym terminie, na razie myśl o wydaniu napędza mnie do pisania :) Plany jednak mogą być zgoła zupełnie inne ;)
      Od razu mogę zdradzić, że jeżeli w ogóle zdecyduję się cokolwiek wydać, WOD nie będzie moim debiutem :)
      Dziękuję za komentarz! ;*

      Usuń
    2. serek i sirek - tarzam się po podłodze XD bardziej już tylko rozbił mnie Amaondel zgubił rondel XDD

      Znaczy, nie to, że ja Trudi nie lubię; mam do niej potworny sentyment, bo jej książki to był jeden z pierwszych kontaktów z fantastyką wydaną po polsku, poza tym tworzy świetnych bohaterów (Akkarin ♥ Lorlen ♥♥ - fangirl ;P). I masz bardzo ładny martinowy stosik, ale jednak japońskie wydanie ma ładniejsze okładki °ω°
      Anyway, twitujesz (ja naprawdę nie ogarniam tej strony .__.), że niedługo książątko wkroczy na scenę i zamiesza, robisz mi smaka, owsiku ;)
      *archaniele Gabrielu, ja mam dzisiaj dziwnie dobry humor i piszę jak najarana*

      Usuń
    3. Och, Amaondel zgubił rondel to mistrzostwo świata, tego nic nie przebije xD

      Ja ją bardzo lubię, tak samo jak Licię Troisi - ta kobita bardzo przypadła mi do gustu, chcę w najbliższym czasie kupić książki jej autorstwa :)I to fakt, Trudi fajnie buduje bohaterów *,*
      Japońskie wydanie? Hm, pewnie kojarzę, ale mi to akurat było obojętne, chciałam po prostu te bez serialowych okładek, a kupiłam wszystkie za jednym razem w zestawie, to taniej mnie to wyszło ;)
      Jestem uzależnione od Twittera, ale serio - ja też na początku totalnie nie ogarniałam tej strony, jak każdy zresztą xD A teraz to śmigam po niej jak stara xD
      Um, niechcący zaspoilerowałam, lecz powstrzymać się nie mogłam przez Amaondela, co zgubił rondel ;P Ale pożyjecie, to zobaczycie, więcej nie będę zdradzać xD

      Usuń
    4. *puszy się z dumy* Rondelek obiega świat <3

      Usuń
    5. Dziwisz się? To było mistrzostwo świata! xD

      Usuń
  2. "Gdy młodzian spojrzał z kolei na Altheę, aż otworzył usta ze zdziwienia, bowiem dziewczyna słuchała rycerza z tak ogromną uwagą, że nie zauważyła, gdy ten przestał mówić." Hmmm. To nie ma najmniejszego sensu. Serio.
    "— Ale coś się zmieniło – zauważył trzeźwo Ron, podciągając się lekko na posłaniu, by lepiej widzieć innych zebranych w pomieszczeniu." i dalej: "Straszy brat czym prędzej podbiegł do siennika i pomógł Ronowi wstać, patrząc na niego z troską." o ile to drugie jest konieczne, żeby trio mogło wrócić, to w przypadku pierwszego powątpiewam - gdyby mnie coś bolało, wolałabym raczej leżeć w bezruchu i czekać, aż przejdzie...
    "— Wierzysz mu? — Z rozmyślań wyrwał ją zamyślony głos Brona, a gdy spojrzała na niego, patrzył przed siebie w skupieniu, jakby pomaganie brata stało się dla niego najważniejszym priorytetem." najważniejszy priorytet... To nie wychodzi masło maślane?
    "Wiedział, że taka woda była słabsza i nie potrafiła lepiej utrzymać rozmowy z drugą stroną, ale nie miał większych zapasów. Musiał mocno eksploatować ostatnie zapasy, zanim znów zapuści się w głąb kraju w poszukiwaniu magicznych przedmiotów przydatnych w codziennym życiu." powtórzenie, dwa razy zapasy

    Teraz o rozdziale. :3
    Podoba mi się, że tak zwolniłaś! Bałam się, że po emocjonującym początku będziesz dalej tak gnać i gnać, a ja lubię liznąć codziennego życia bohaterów, by dokładniej czuć, co w zasadzie tracą. Zresztą, rozpisałam się o tym obszernie pod poprzednim rozdziałem, więc nie sądzę, że jesteś zaskoczona moim entuzjazmem wobec powrotu do zamku i akcji "udawajmy że jest tak jak było i nic a nic się nie zmieniło". Wspomniałaś Gretę, ale wtedy w ogóle się nią nie przejęłam - była tylko imieniem. Teraz stała się postacią, żyjącą osobą, i mam nadzieję, że rozwiniesz nieco jej wątek, bo na razie wobec niej nie żywię tej słodkiej, słodkiej nienawiści, która zalewa mnie, gdy wspomnę co poniektórych antagonistów. Prześladowcy/oprawcy na ogół są ciężkim kawałkiem słowa i dla piszącego, i czytającego. Zwłaszcza, gdy nie można nic z nimi zrobić, są absolutnie nie do ruszenia. Och, jak ja kocham ich nienawidzić!
    No, ten.
    Tak z innej beczki, czy jest jakaś przewrotna ironia w tym, że Greta ma germańskie (z naciskiem na niemieckie) imię? :P
    "Althea prychnęła i nie zamierzała kontynuować słownej przepychanki, w duchu klnąc na nadopiekuńczość i troskę Brona o jej życie." Hm, to mi się nie spodobało. Bran ma rację, cała ta sytuacja jest niepokojąca i słusznie się martwi - Althea radzi sobie z mieczem i łukiem, ale nie zmienia to faktu, że Nocnej Furii nie poradziła. Ja na jej miejscu spodziewałabym się najgorszego. Bo hej, skoro istota z legend się pojawiła, to czemu nie jakiś demon albo inne gówno? Chyba że planujesz tę pychę przekuć na jej zgubę (nawet tymczasową)? :>
    Nie mogę się przyzwyczaić do tego sera. Zdążyłam zapomnieć, że używasz takiej formy, i po prostu zbaraniałam, gdy przeczytałam "ser Irving". Jest chyba herbata Inrvingte czy jakoś tak, ale co ona ma do sera? Przypomniałam sobie. I przypomniałam sobie też, że w Grze o tron straszliwie mnie to irytowało. Noale, jak powiedziała koleżanka wyżej, twoje zasady.
    A propos Irvinga... ciekawi mnie. Wydaje się zgorzkniały, pozbawiony optymizmu, stary i zmęczony, ale jakaś iskierka nadziei się w nim tli. Jeszcze nie wiem, nadziei na co, ale ufam, że się w końcu dowiem. Albo sama coś wykoncypuję. :)
    Wgl to w ten mijający właśnie łykend w mojej zadupiowej mieścinie miał miejsce konwent (!) i była prelekcja o smokach. Wypadła najlepiej ze wszystkich, na których byłam. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za wytknięcie błędów, kochana!
      Och, a nad piątką to będziesz się rozpływać w takim razie! Tam nic się nie dzieje, ciągle tylko gadka-szmatka xD No, może coś jednak się dzieje, ale nie ma gwałtownych zwrotów akcji, jak w jedynce na przykład xD
      Rozwinięcie postaci Grety... będzie w następnym rozdziale, o ile dobrze pamiętam, jednak potem raczej już będzie tylko wspominana... A nie, chyba w szóstce jeszcze kobita będzie, zobaczymy, jak mi pójdzie pisanie :) Och, wiesz, że nie zwróciłam na to uwagi?! Hahahaha, faktycznie zalatuje mi tu germańszczyzną xD Nie, to był zabieg przypadkowy, ale jakże trafny, haha! xD
      Ugh, odnoszę wrażenie, że czego bym nie zrobiła, Althea będzie nielubianą przez wszystkich główną bohaterką, ups xD Lepiej mi wychodzą postaci drugoplanowe lub główne, ale nie najważniejsze - only, kurde, me! xD A Brona, skubańca, lubię, muszę wymyślić dla niego jakąś większą rolę w tej powieści xD
      W odpowiedzi na komentarz wyżej obiecałam, że ser zostanie zmieniony na stare, dobre "sir". Żeby nie było już problemów ;P
      Irving troszeczkę wymknął mi się spod kontroli, zaczął żyć własnym życiem. Na razie mi to nie przeszkadza, ale lekko mi to przeszkodziło w planach na przyszłość. Jednakże postaram się jakoś z tego wybrnąć, bo lubię go :)
      No to oczywiste, że o smokach była najlepsza - wszakże to smoki! :D
      Dzięki za komentarz! :*

      Usuń
    2. Kocham gadkę szmatkę. Zwłaszcza jeśli potem bohaterowie dostają takie lanie, że na dupie nie mogą usiąść przez najbliższy miesiąc! :D
      Haha, pomyłka freudowska, podświadomość znów zadziałała. Trudno uwierzyć, że to kompletny przypadek. xD Wiedziałaś, że to niemieckie imię? Bo zawsze zastanawiało mnie, dlaczego fantaści w swoich książkach wykorzystują prawdziwe imiona, kiedy akcja dzieje się w kompletnie zmyślonym świecie. Nie potrafię podać przykładu, niemniej zawsze mnie irytowało, kiedy przewijają się jakieś obco brzmiące słowa, a tu wyskakuje nagle jakiś Jack czy Fred. Albo Zosia. Nie jestem w stanie tego pojąć.
      Możesz ją zmienić, w sensie - przeprowadzić staranną przemianę bohatera, pokazać, jak zmieniają go wydarzenia, albo przekuć te irytujące czytelników wady w cechy podyktowane sytuacją życiową, przez co sami będą dorabiać sobie wytłumaczenia, dlaczego ta postać taka jest, i pokochają ją właśnie za te wady! Haczyk, na który się błyskawicznie złapałam podczas lektury "Imienia wiatru" P. Rothfussa. Kocham tę powieść i Kvothe'a. <3 I nie martw się, nie tylko ty tak masz. Poza tym niektórzy nigdy nie pałają sympatią do głównego bohatera - nie polubią i basta, drugoplanowi lepsi. Może to ma związek z faktem, że pierwszoplanowy jest rozpisany na drobne kawałeczki, a drugoplanowemu można po swojemu dopisać historię, interpretować jego zachowanie?
      I dobrze, będę się upierać, że to źle wygląda. :P
      Bardziej miało to związek z faktem, iż prelegentka była przebojowa, otwarta na kontakt z publicznością i wyglądała na typowego mangozjeba, niż z tematem, bo mitologia Wikingów bardziej mnie ciekawiła, a wyszła marnie. :P Chłopaczyna nie wiedział, gdzie oczy podziać...

      Usuń
    3. Nie potrafię Ci powiedzieć, co mną kierowało, gdy wybierałam Gretę jako imię dla tej konkretnej postaci. Po prostu... przyszło mi do głowy i już! :) Nie skupiałam się szczególnie nad tym, skąd to imię pochodzi i dlaczego to, a nie inne. Najpewniej, gdy zdecyduję się na publikację, pozbędę się wszelkich powiązań z naszym światem, jak polsko brzmiące nazwy miejsc, które będą tylko potocznymi nazwami, nie prawdziwymi. Ale także pozbędę się właśnie tych współczesnych imion na rzecz wymyślonych przeze mnie :)
      Tak to chyba dlatego ludzie bardziej lubią drugoplanowych - nie są tak dobrze opisani, ich historia często jest owiana tajemnicą, a pierwszoplanowi to nudy na pudy, wiemy o nich wszystko i rzadko kiedy człowieka zaskoczą.
      Muszę się kiedyś w końcu wybrać na taki konwent, ciekawe rzeczy mnie omijają, kurczę!

      Usuń
  3. Ja chyba nie umiem pisać obszernych wychwalających zalety i wytykających błędy komentarzy, ale jest jedna rzecz, o której warto wspomnieć. Niesamowicie podoba mi się postać Nocnej Furii to porównywanie jej do małego dziecka i kociątko, no i opis więzi. Bardzo przyjemnie się czyta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nocna Furia to moja perełka, chcę w najbliższym czasie napisać one-shota z nią w roli głównej - o tym, co się z nią stało, gdy była rzeczywistą postacią w grze :) Bo ona, skubana, kiedyś istniała i kochałam ją nad życie, dlatego tutaj staram się tą miłość przelać, so... jej opisy będą z pewnością baaardzo dokładne i szczegółowe :P
      A takie małe (małe?!) smoczątko to zachowuje się jak kocię, jak dziecko, jednakże gdy wstąpi w nią furia... no, to niedługo pewnie zobaczycie :D

      Usuń
  4. Nie, słońce, to ze mnie po prostu czepialska suka xD Nie przejmuj się, po prostu miałam humor do przypieprzania się do każdego zgrzytu stylistycznego, czyli nazi-Nerka attacks xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że tak powiem... Dobrze, że jesteś czepialską suką xD Dzięki temu sporo się uczę i wynoszę z tych poprawek :)
      Atakuj, atakuj, wiesz, że mnie możesz :D

      Usuń
    2. No pewnie się nie powstrzymam, no bo to jest dobra zabawa xD Mam nadzieję, że komentarze czytelnicze bardzo cię nie zabiły... xD

      Usuń
    3. Nie miałam czasu jeszcze usiąść do rozdziału i zacząć go poprawiać, ale jak patrzyłam pobieżnie na niektóre, to cóż... jęstę głupolę xD

      Usuń
    4. Etam, przesadzasz. Zawsze styl jest bardziej koślawy, jak nam się nie chce pisać xD A przy natchnieniu lecimy głupimi powtórzeniami.
      Taka nasza dola xD

      Usuń
    5. Ano chyba tak, taki już nasz los xD

      Usuń
  5. No! I akcja trochę przystopowała :) Jest dobrze.
    Ooo... widzę, że pojawia się kolejny bohater opowieści i coś mi mówi, że dość ważny. A czy to nie jest ten elf... Dobra. Powstrzymam się od zgadywania, ale mam rację? xD
    Czemu opowieść o początku smoczych jeźdźców była taka krótką? Znaczy pewnie była wystarczająco długa, ale dla mnie mogłaby mieć nawet 10 stron, opisywać wszystkie szczegóły, a i tak byłoby mi mało. Po prostu lubię takie, hmm... retrospekcje.
    Brakuje mi czegoś w tym rozdziale. Wydaje mi się, że jest nieco jakby wyrwany z kontekstu. Sama nie wiem. To tylko takie moje odczucie.
    Generalnie podoba mi się postać Altei (czy jak to odmienić), dobra, głównej bohaterki. Nie próbujesz udziwnić jej zachowania, bo jak to często bywa przecież bohater musi mieć coś charakterystycznego w swoim charakterze, ponieważ tak trudno opisywać zwykłe emocje i odczucia. Mam nadzieje, że wiesz, co mam na myśli :)
    A Irving też jest fajny. Tajemniczy starszy pan z przenikliwym wzrokiem - tak to mi się widzi przed oczami xD.
    Pozdrawiam, Shetani!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaak, akcja w następnych rozdziałach będzie już powoli zmierzać do przodu, nigdzie się nie spieszę (a przynajmniej takie ja odnoszę wrażenie).
      Imiona postaci mogą się pokrywać z poprzednią wersją, ale nie sądzę, by pokrywała się ich cała charakteryzacja - wiele rzeczy w nich samych zmieniłam.
      Opowieść o smoczych jeźdźcach jest stosunkowo długa, ale nie chciałam od razu wypalać o niej kilkunastu stron - wolę to podzielić, dawkować wiedzę, by czytelnik stopniowo oswajał się z tą wiedzą, a nie został natychmiast rzucony na głęboką wodę :)
      Może dlatego, że niewiele się w nim dzieje? Może kolejne rozdziały już nie będą się takie wydawać - chyba ;P
      Rany, moja beta jej nie lubi, ja w sumie też nie za bardzo xD Może dlatego, że ciągle coś u niej pieprzę, a potem siedzę i się śmieję sama do siebie, że taką głupotę potrafiłam pierdolnąć xD Mimo to cieszę się, że ktoś pała do niej pozytywnymi uczuciami - odzyskuję dla niej nadzieję xD
      Ja Irvinga lubię - mam nadzieję, że kreacja jego postaci choć w minimalnym stopniu mi wyjdzie ;P Bo mam w głowie zarys jego udziału i teraz pytanie, czy podołam zdaniu ;)
      Dzięki za komentarz! ;*

      Usuń
    2. Rzadko kiedy przypadają mi do gustu główni bohaterowie, ale w sumie to dopiero drugi rozdział, może ją jeszcze znienawidzę xD. Nie no, bez przesady. Fajna jest!
      Noooooo, masz pole do popisu względem postaci Irvinga i rzeczywiście może wyjść zajebiście. Ooo, tak!
      Mój dziwny odbiór tego rozdziału może wynikać z tego, iż czytałam go tak z miesiąc temu i ciężko mi może, hmm... powiązać go jakoś z poprzednim? Tym bardziej, że jest jego bezpośrednią kontynuacją. Tak, jak tak sobie o tym myślę, to to nawet ma sens xD.

      Usuń
    3. A mi bardzo często w książkach, rzadziej w powieściach pisanych na blogu, ale u mnie to akurat często występujące zjawisko ;P
      To spory minus pisania i publikowania na blogu - z racji tego, że piszę długie rozdziały i potrzebuję zapasu przed klasą maturalną, są długie przerwy między publikacją jednego a drugiego, a co za tym idzie - czytelnicy tracą płynność czytania historii. Niestety akurat na to nic nie poradzę, mam tylko 3 rozdziały w zapasie i dopiero zaczynam pisać kolejny :c
      Ale jakoś to wszyscy przeżyjemy :)

      Usuń
    4. Ja wolę tych złych albo drugoplanowych zawsze xD.
      I tak jest dobrze, bo jakbyś publikowała rozdział od razu po napisaniu, to pewnie byłoby o wiele więcej czekania i zero płynności. Wiadomo, że brak czasu robi swoje, a Ty jakby co zawsze masz co "w zanadrzu" ;).

      Usuń
    5. Nie no, ja też zawsze potrafię upatrzeć sobie jakiegoś zajebistego drugoplanowego, a gdy zaczynam go niemal shippować, on ginie -.-' Albo autor go totalnie olewa, smuteczek ;ccc
      Dobra wiadomość jest taka, że dzisiaj wieczorem lub jutro wieczorem pojawi się tutaj rozdział 3, bo mam już 4 strony rozdziału 6. Zresztą czas najwyższy opublikować cosia, minął już miesiąc ;P

      Usuń
  6. W końcu zdołałam przeczytać rozdział. Nie ma to jak nudny dzień w pracy :P
    Rozdział o niebo lepszy od poprzedniego, może dlatego, że dokładniej wszystko opisałaś, a nie pędziłaś z akcją.
    Osobiście brakowało mi trochę emocji. Owszem, pisałaś o nich, ale nie w sposób, który sama mogłabym odczuć. Trochę płasko i właśnie "bez emocji", jedynie referując kto coś czuł. Dodałabym może jakieś mocno emotywne myśli bohaterów, to powinno trochę ożywić opis.

    No i kilka błędów:
    1. „Chciała z powrotem spokój i ciszę myśli” – dodałabym „odzyskać”
    2. „Nie codziennie wychodzi się cało w starciu z młodym smokiem” – ja bym dała raczej „cało ze starcia”
    3. „Elfka drgnęła i podniosła powoli wzrok na mężczyznę, który próbował się lekko uśmiechać, by dodać jej otuchy.” – dałabym „powoli podniosła”, a także zastanowiła się czy mężczyzna tylko próbował, czy może się uśmiechnął
    4. Zupełnie nie pasuje mi zwykłe imię Robert do świata, w którym sama wymyślasz imiona. Zupełnie zaburza mi to widzenie tego świata.
    5. „Gdy bitwa wydawała się być z góry przegrana” – nie cierpię takiej konstrukcji zdania. Może lepiej byłoby „Losy bitwy zdawały się przesądzone na niekorzyść króla. Robert Śmiały, by uratować swój ukochany lud, postanowił złożyć swoje ciało w ofierze bogom.” – nada to odrobiny dynamizmu.
    6. Bardzo blisko masz siebie: „królestwo”, „króla”, „królewskiej”, „królowa”, co trochę razi jako powtórzenia
    7. „Ron wydawał się być jeszcze otumaniony” – znowu ta brzydka konstrukcja. Może dałoby się to jakoś zmienić?
    8. „jakby patrzył na niewinną zabawę małego kocięcia” – może jednak lepiej po prostu „kotka”?
    9. „Althea wpatrywała się w ser Irvinga w takim szoku” – a co tu takiego szokującego? Przecież tortury i ich konsekwencje to powszechnie znana sprawa.
    10. „Jednak im dłużej obserwowała w poważną twarz Lwiego” – albo „obserwowała poważną twarz”, albo „wpatrywała się w poważną twarz” (to drugie bardziej mi pasuje)
    11. „. A cierpliwi zawsze zostają wynagrodzeni.” – żeby nie powtórzyć dokładnie tej samej odmiany słowa jak w poprzednim zdaniu, dałabym „Cierpliwość zawsze zostaje wynagrodzona”
    12. „Pewien czas później” – jesteś zbyt niepewna czasu w jakim coś się dzieje. Już lepiej byłoby gdybyś napisała „Kilka godzin później”, „około południa”, „przed zmierzchem” niż coś takiego. Narrator musi wiedzieć kiedy co się dzieje, bo inaczej zaczniesz mylić dzień z nocą (np. poszli polować w nocy, a za chwilę napiszesz, że oślepiło ich słońce)
    13. „jakby pomaganie brata” – bratu
    14. „— Jesteś naiwna, Altheo — powiedział ponuro Bron, a elfka zmroziła go wzrokiem — szybko przekonasz się, kto miał rację.” – przed drugim myślnikiem kropka, a potem wielką literą, bo to jednak jest następne zdanie, a nie kontynuacja poprzedniej wypowiedzi.
    15. „przyjrzeć się rozgrywającej się na” – zastanów się jak to zmienić, żeby nie było dwa razy „siek blisko siebie
    16. „skromny ubytek” – chyba raczej „dobytek”
    17. „odsunął się od światła, zanurzając się” – znowu powtórzone „się”

    No i to tyle. Na podsumowanie powiem jedynie, że idzie ci coraz lepiej.

    Pozdrawiam
    Delvila
    www.ksiegi-luain.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, dziękuję za komentarz i wytknięcie błędów! ;*
      Muszę się pilnować, by zacząć pisać bardziej spokojnie, nie pędzić z akcją na siłę (choć znając mnie jeszcze będę często tekst zmieniać, zanim zdecyduję się na coś więcej), bo aktualnie wygląda to średnio, ale nie tak, jakbym chciała. Ale spokojnie, pracuję nad tym! :)
      Okej, zapamiętam, żeby bardziej oddziaływać na emocje czytelnika, no problem :)
      Cieszę się, że widzisz progres - to sporo dla mnie znaczy, naprawdę! Sama odnoszę czasami wrażenie, że wcale nie jest lepiej, że jest średnio, wręcz poniżej moich możliwości, ale słynę z tego, że jestem bardzo krytyczna dla własnych tekstów ;P
      Dzięki! <3

      Usuń
  7. Skomentuje teraz, bo potem zapomnę. W pierwszym rozdziale było "sir" tu jest "ser" i chyba potem też używasz "ser", więc powinnaś poprawić to i w pierwszym rozdziale. :D

    OdpowiedzUsuń