Ze
snu obudziło ją rżenie konia oraz chłód. Uniosła powieki i zamrugała kilka
razy, starając się przyzwyczaić do lekkiego półmroku panującego w niewielkim
pomieszczeniu, w którym spała. Ogień w palenisku dawno zgasł i jedynie tlące
się słabo węgle świadczyły o tym, że jeszcze kilka godzin temu płomienie wesoło
lizały językami suche szczapy, ogrzewając kamienne poddasze. Teraz do pokoiku
wdzierał się zimny, północny wiatr przez nieszczelne okienko, owiewając
lodowatymi podmuchami owinięte w skóry i koce ciało dziewczyny.
Podniosła
się i ziewnęła, szukając na oślep świecznika, by oświetlić drogę do małej
toaletki. Płomyk zatańczył na knocie i otulił zaspaną twarz, lekko ogrzewając
chłodne powietrze. Delikatny poblask padł na drewniane meble, igrając z
cieniami.
Dziewczyna
nachyliła się nad misą wypełnioną wodą i ochlapała twarz, lekko drżąc z zimna.
Podniosła wzrok i zapatrzyła się na swoje odbicie w rozbitym zwierciadle, z
trudem trzymającym się w ramach. Jeden z odłamków zdołał wypaść, więc niemal na
środku ziała czarna dziura zniekształcająca cały obraz.
Obserwowała
w milczeniu ciemne, fiołkowe oczy i długie, czarne jak węgiel włosy okalające
twarz. Małe, zaróżowione usta ściągnęła w wąską kreskę, przez co jej rysy
stwardniały. Po chwili odsunęła się i podeszła do starej komody z krzywą nóżką,
wyciągając z jednej z szuflad ciemne bryczesy i lnianą koszulę podszytą futrem.
Ciche
stukanie i szelest piór wyrwał ją z ponurych rozmyślań. Zasznurowała wysokie
oficerki do jazdy konnej i zarzuciła na plecy ciężki zimowy płaszcz, po czym
podeszła do małego okienka. Otworzyła je i już chwilę później mrużyła oczy
przed mroźnym wiatrem wdzierającym się do pomieszczenia.
Na
parapecie siedział młody orzeł. Na dźwięk skrzypienia zawiasów zaniechał czyszczenia
skrzydeł i spojrzał na dziewczynę jednym okiem, przekrzywiając głowę. Wysunął
nóżkę i rozchylił dziób; próbował zaskrzeczeć; z gardła nie wydobył się żaden dźwięk.
Dziewczyna
odczepiła od nogi ptaka list i rozłożyła go, odczytując niedbale nabazgrane
zdania. Uśmiechnęła się lekko i zmięła kartkę w dłoni, głaszcząc ptaka po
białej główce. Orzeł zaskrzeczał cicho i rozłożył skrzydła, wzbijając się w
powietrze i odlatując na najbliższy świerk, gdzie usiadł i znieruchomiał.
Zamknęła
okno i lekko zadrżała od zimna, ale na jej ustach wciąż igrał figlarny uśmiech.
Przeszła przez pokój i wrzuciła zmiętą kartkę do przygasłego paleniska, po czym
złapała za pogrzebacz i rozgrzebała niedopalone drewno, rozniecając na powrót
ogień. Niewielki płomień liznął pergamin i szybko rozbłysnął, by po chwili
zgasnąć zupełnie, gdy nie miał już czego strawić.
Zeszła
po drewnianych schodach do stajni i mocniej otuliła się płaszczem, czując
przenikliwe zimno wciskające się pod poły materiału. Wiedziała, że wpadła na
szalony pomysł, ale nie sądziła, że na dworze będzie tak zimno.
Dziewczyna
weszła do dużego pomieszczenia i ściągnęła z niskiego wieszaka siodło, po
drodze zabierając ozdobny czaprak obszyty futerkiem z lisa. Położyła rzeczy na
ziemi i przesunęła rygiel, który ustąpił z głośnym zgrzytem, wyrywając
stojącego w boksie konia z półsnu. Siwy ogier uniósł łeb i zarżał przenikliwie,
podchodząc do uchylających się drzwi. Szturchnął pyskiem ramię wchodzącej
dziewczyny i nastawił czarne uszy, oczekując smakołyka.
—
Escuduro, nie bądź bezczelny! — skarciła konia, odsuwając jego szaro-biały
pysk.
Zwierzę
parsknęło urażone i stanęło do niej bokiem, udając obrazę. Uszy nadal jednak poruszały
się to do przodu, to do tyłu, nasłuchując napływających dźwięków.
Z
małego worka, który wisiał zawsze przy wejściu do boksu Escuduro, dziewczyna wyciągnęła
szczotki i zaczęła czyścić siwą jabłkowitą sierść. Robiła to żywo i sprawnie,
nie zatrzymując się w żadnym miejscu chwilę dłużej, by zapewnić zwierzęciu choć
odrobinę pieszczot. Nie miała czasu, musiała działać szybko, nim wstanie pierwszy
strażnik zamku i zauważy nieobecność ogiera w stajni.
Zarzuciła
na grzbiet rumaka czaprak, a zaraz po nim skórzane siodło, podpinając szybko
popręg i poprawiając napierśnik. Ogier z ochotą przyjął metalowe wędzidło do
pyska, natychmiast zabierając się do żucia i pobrzękiwania nim. Czekał
cierpliwie, aż jego pani przytroczy do siodła łuk, a na plecy zarzuci kołczan
pełen strzał z kolorowymi lotkami.
—
Althea?
Zamarła
w połowie drogi do wyjścia ze stajni. Zatrzymała konia i zaczęła nasłuchiwać,
zakrywając zwierzęciu chrapy, by nie zagłuszało oddechem innych dźwięków.
Słyszała ciężkie kroki i skrzypienie śniegu pod stopami. W stronę budynków
szedł stary strażnik, stękając i oddychając z trudem. Najlepsze lata swojego
żywota miał już za sobą, a wielki brzuch powstały od piwa tylko utrudniał mu
życie. Był marnym strażnikiem, ale Greta trzymała go tutaj, by miał oko na
Altheę. Ale nawet tego rozkazu nie potrafił sumiennie wypełnić.
Althea
bardzo szybko podjęła decyzję. Wskoczyła zgrabnie na siodło i podciągnęła
mocniej popręg, co Escuduro skwitował położeniem uszu i mocniejszym tupnięciem
nogą, jednak dziewczyna nie zwróciła na to uwagi. Naciągnęła kaptur na głowę i
mocniej zacisnęła palce na wodzach, biorąc głębszy oddech.
Gdy
kroki stały się wyraźne, wbiła pięty w boki konia, pochylając się nad jego
grzbietem. Escuduro uniósł się na tylnych kopytach i skoczył do przodu,
wypadając ze stajni. Stary strażnik odskoczył przerażony i zachwiał się, tracąc
równowagę.
—
Althea! — wrzasnął, nim runął w śnieg jak długi, robiąc się cały czerwony na
twarzy.
Dziewczyna
zignorowała jego protesty i nie odwróciła się, gdy mężczyzna próbował wstać.
Galopowała dalej, mijając na dziedzińcu starą fontannę z kamienną figurą
przedstawiającą dumnego rycerza na wspinającym się rumaku bojowym. W czasach
świetności zamku rycerz ten trzymał powiewającą w podmuchach wiatru chorągiew z
herbem rodu władającego okolicznymi ziemiami. Z rozwartego pyska konia,
zamarłego podczas rżenia, wypływała czysta, źródlana woda, a między kopytami,
zanurzonymi w przezroczystej tafli, śmigały kolorowe, ozdobne rybki.
Teraz
jednak zamkiem władała stara wdowa po zmarłym lordzie – Greta – a cała budowla
podupadła i nie utrzymała wysokiej renomy wśród innych lordów i władców.
Fontanna przestała działać, kawał twarzy dumnego rycerza odpadł, a w basenie
utworzył się muł, każdej jesieni przykrywany nową warstwą brzozowych, zeschłych
liści. Althea kochała to miejsce, ale nie znała go od lepszej strony. Chciałaby
znów ujrzeć kolorowe rybki skubiące kamienne pęciny ogiera; chciałaby wspiąć
się na Wieżę Jasnowidza o północy i pooglądać gwiazdy przez dalekowidz starego
wróżbity Kalamhera. Greta nie potrafiła utrzymać tak wielkiego budynku, a jej
zrzędliwość i nieufność wobec pracowników doprowadziła zamek na skraj nędzy i
ubóstwa. Nikomu nie żyło się dobrze w Dolinie Smoka, a Althea wiedziała o tym
najlepiej. Była jednak więźniem Grety
od blisko dwudziestu lat i nie znała niczego innego prócz ciemnych kamieni
zamczyska i stada koni, którym się opiekowała.
Escuduro
galopował nieprzerwanie, tuląc uszy, a Althea mrużyła oczy przed ostrym
wiatrem, wyciskającym łzy na zmarznięte policzki. Gdy odwróciła głowę, nie
dostrzegła żadnych znaków świadczących o pogoni. Być może strażnik Heth zdołał
podnieść się z ziemi i pobiegł na krótkich, grubych nóżkach do zamku, ale
stchórzył i nie śmiał obudzić Grety. Gdyby to zrobił, naraziłby się na jej gniew.
Ale gdy jej tego nie powie, także nie skończy się to dla niego dobrze.
Althea
uśmiechnęła się i ściągnęła wodze, zwalniając konia. Zwierzę wygięło szyję w
łuk i parsknęło, ruszając stępem. Wjechali w las, a zimny wiatr, który hulał
pośród zniszczonych murów zamku, gdzieś zniknął zastąpiony śniegiem leniwie
spływającym z nieba. Otulił ją spadający z wolna biały puch i skrzypienie wydobywające
się spod kopyt Escuduro. Mijała czarne pnie nagich drzew, rozglądając się
dookoła, jakby czegoś szukała, jednak las był cichy i pusty.
Althea
jechała dalej, prowadzona przez orła, który zniknął jej z oczu zaraz po
wyjeździe z zamku, a odnalazł się dopiero teraz wśród powyginanych, nagich
gałęzi wyciągających swe drewniane palce ku poszarzałemu, zachmurzonemu niebu.
Śnieg
sypał coraz mocniej, przykrywając ich ślady, a dziewczyna parła dalej w głąb
wielkiego lasu otaczającego Dolinę Smoka. Althea kierowała się na wyżyny, w
stronę gór, gdzie liczyła na łatwy łup w postaci zbłąkanej kozicy lub samotnego
jelenia. Odpięła od siodła drewniany łuk, który kupiła kilka lat temu za ciężko
zarobione u Grety pieniądze. Dzisiaj oręż był już wysłużony i nie tak sprawny,
jak na początku, jednak Althea nie narzekała. Nie miała pieniędzy, by kupić
nowy łuk, nie marząc o lepszym i mocniejszym.
Złapała
wodze w jedną rękę i lekko przycisnęła łydki do boków konia, a Escuduro chętnie
ruszył kłusem. Dziewczyna rozglądała się dookoła, ale po zwierzynie nie było
ani śladu, jakby każdy jeleń w wielkim lesie wyczuł ich zamiary.
Najpierw
usłyszała łopot skrzydeł, dopiero potem ujrzała pikującego Wędrowca. Orzeł był
jeszcze młody, więc bez trudu mogła mu pozwalać siadać na ręku lub barku, gdy
tylko tego potrzebował. Teraz też ptak wylądował na jej wyciągniętym ramieniu,
zakleszczając rękę Althei w żelaznym uścisku łap. Odwrócił głowę w jej stronę,
po czym otrząsnął się i nastroszył pióra, mrugając co chwila. Dla niej był to znak,
że w pobliżu jednak czai się zwierzyna.
Dziewczyna
uniosła dłoń i zmusiła Wędrowca do wzbicia się w powietrze. Orzeł zaskrzeczał i
odfrunął ku niebu, przecinając smukłymi skrzydłami chmury opadającego śniegu. Zatrzymała
ogiera i zsiadła, zapadając się w śniegu do połowy łydki.
Althea
wyciągnęła z kołczanu strzały własnej roboty z czarnymi piórami kruka,
farbowanymi czerwonym barwnikiem na końcach lotek. Złapała za łuk i przycisnęła
drzewce strzały do oręża, brnąc przez zaspy. Escuduro szedł spokojnie za nią,
zatrzymując się zawsze wtedy, gdy stawała też jego pani. Nie próbował rżeć ani
uciekać – wiedział, że ma być teraz cicho, bo od ciszy zależało, czy polowanie
się powiedzie.
Althea
przytuliła się barkiem do starej sosny i wyjrzała zza niej, dostrzegając w
oddali powoli kroczącego jelenia. Zwierzę przystawało co chwilę, unosząc łeb i
zamierając, jakby słuchało otaczających go dźwięków. Pokaźne poroże pokryło się
świeżą warstwą nieprzerwanie sypiącego śniegu, tak samo jak grzbiet i zad.
Dziewczyna musiała wykorzystać szansę i upolować rogacza, inaczej Greta wymyśli
jej bardzo surową karę, a Escuduro sprzeda na najbliższym targu jako nauczkę
dla Althei, by nigdy więcej nie próbowała w ten sposób wymykać się z zamku.
Ustawiła
się pod wiatr i skryła za grubym pniem starego dębu, zostawiając Escuduro
poniżej wzniesienia, gdzie jeleń nie dostrzeże cierpliwie czekającego ogiera
grzebiącego kopytem w śnieżnej zaspie dla zabicia nudy. Przystanęła i
naciągnęła cięciwę, czekając, aż rogacz zbliży się na tyle blisko, by mogła
mieć pewność, że jej strzała dotrze do celu. Przymknęła oko i wycelowała,
ustawiając grot strzały na wysokości szyi jelenia. Jeden strzał i zwierz padnie
martwy nim zorientuje się, co dokładnie się wydarzyło.
Gdy
usłyszała charakterystyczny świst, na odpowiednią reakcję było już za późno.
Jeleń ryknął, śmiertelnie raniony strzałą, jednak to nie Althea zaatakowała.
Puściła cięciwę dla zasady, jednak grot wbił się w zad rogacza, jeszcze
bardziej go rozjuszając. Zwierzę kilka chwil później upadło i skonało,
wierzgając jeszcze niemrawo racicami. Dziewczyna westchnęła ciężko i pokręciła
lekko głową.
—
Althea! Olbrzym by cię ubiegł w upolowaniu tego jelenia!
Wesoły
głos postawił ją na nogi, a echo dotarło do najdalszych zakątków Doliny Smoka.
Dziewczyna odwróciła się, dostrzegając między drzewami dwa gniade konie z jeźdźcami
otulonymi w futra i zimowe płaszcze. Obaj okazali się być młodzieńcami oraz
najlepszymi przyjaciółmi Althei i to oni byli sprawcami jej porannej ucieczki z
zamku. Jak i każdej wcześniejszej od przeszło piętnastu lat.
—
Ron i Bron… Mogłam się domyślić — mruknęła i przypomniała sobie niedbale
nabazgrany liścik, który przyniósł jej Wędrowiec.
Wiedziała,
że to któryś z braci go napisał, ale nie sądziła, że zdołają ją tak szybko
wytropić wśród lasów Doliny Smoka. Bądź co bądź, dolina była ogromna i w większości
zalesiona. Spodziewała się ich przybycia, sami je zapowiedzieli. Wolałaby
jednak, żeby ten zabity jeleń zginął od jej strzały, a nie od tej Brona.
Podeszła
do powoli stygnącego ciała i wyszarpnęła z zadu swoją strzałę. Krople krwi
skapywały z grotu i barwiły świeży śnieg na jasną czerwień. Wytarła metal o
sierść i schowała broń do kołczanu, łuk przerzucając przez ramię. Kopnęła nogą
zwłoki i spojrzała na podjeżdżających braci.
—
Niezła celność, Bron. Ćwiczyłeś ostatnio strzelanie do beczułek po piwie? —
Chłopak zaśmiał się i zsiadł z konia, ciągnąc go za wodze w stronę stojącej
Althei.
—
Stary karczmarz miał mnie dość, muszę teraz ćwiczyć na kurach sąsiada — odgryzł
się i wyciągnął strzałę z gardła, wycierając grot o sierść.
Złapał
pewnie dłonią za poroże i pociągnął łeb do góry, oglądając pysk z bliska.
—
Pocałuj go, może to twój książę z bajki. — Ron poszedł w ślady brata i brnął
przez śnieg, nie zważając na słabe protesty starego wałacha, na którym jeździł
od lat.
Althea
znała Revoltona praktycznie od zawsze – odważny, choć leniwy, uwielbiający płatać
figle swemu właścicielowi.
Ron
i Bron wychowali się w małej wiosce u stóp Dziurawej Góry – najniższego w
paśmie górskim wieńczącym Dolinę Smoka. Althea jako mała dziewczynka i
podopieczna Grety musiała jeździć do miast na targi i pomagać w handlu
towarami. Tam też poznała dwóch największych urwisów – natychmiast podłapała
okazję i zaprzyjaźniła się z nimi, harcując między straganami, kradnąc ludziom
sakiewki i jabłka ze stoisk. Nie miała rówieśników w zamku, więc zadowoliła się
dwoma starszymi od siebie o kilka wiosen chłopcami, którzy nie oponowali przed
dołączeniem nowego członka do ich zbójeckiej grupki.
Wraz
z wiekiem zmieniły się ich upodobania do zabaw. Przestali kraść i doprowadzać
handlujących do szewskiej pasji samą swoją obecnością. Zaczęli zapuszczać się w
lasy, okalające wioskę i zamek Althei, szukając magicznych stworzeń z legend i
opowieści, jakie usłyszeli w dzieciństwie. Potem dołączyła jazda konna,
pierwsze próby strzelania z łuku, tropienie zwierzyny, ucieczki z domów. Byli
prawdziwym utrapieniem i nikt nie miał pomysłu, jak przerwać ten proceder.
Ron
i Bron wyrośli, Althea również. Ich przyjaźń także ewoluowała – wspólnie
polowali, wymykali się do karczm na traktach i pijali piwo. Planowali wspólną
przyszłość. Jednak na braci padło widmo rychłego ożenku i plany posiadania
własnego zamku przerodziły się w plan ucieczki. Żaden z nich nie był gotowy na
małżeństwo, a tego zaczęto po nich oczekiwać. Bron wzbraniał się przed tym
podwójnie – skrycie kochał Altheę i nie marzył o żadnej innej dziewczynie.
Wiedział jednak, że to tylko marzenia – nikt nie zaaprobowałby ich małżeństwa
ze względu na różnorodność ras. On był tylko człowiekiem, a ona… elfem.
Tak
naprawdę nikt o tym nie wiedział, ale ludzie wyczuwali, że Althea rożni się od
innych mieszkańców Doliny Smoka. Czarne, długie włosy, jasna karnacja i dziwne,
fioletowe oczy sprawiały, że nie wszyscy darzyli ją zaufaniem. Szpiczaste uszy
zawsze zasłaniała pasmami włosów, by nikt nie zauważył jej prawdziwej
tożsamości. Była chodzącym dowodem na to, że po ziemiach ich krainy stąpają
magiczne stworzenia, ale nigdy nie spotkali innego elfa czy chociażby
krasnoluda. Dolina Smoka była miejscem całkowicie pozbawionym jakiejkolwiek
magii i Althea czasami czuła się wśród ludzi bardzo obco. Ale wtedy na pomoc
przychodził jej Bron i Ron, i nie czuła już się samotnie. Wiedziała, że istniał
na tym świecie ktoś, kto się o nią troszczył.
—
Jeleń jest twój — oznajmiła, wskazując na martwe zwłoki zwierzęcia.
Bron
klasnął w ręce i przeczesał palcami przydługie, ciemne włosy opadające
delikatnymi falami na ramiona.
—
Co zrobisz z porożem? — spytała po chwili, gdy Bron i Ron próbowali wspólnie
podnieść ciało rogacza.
—
Powieszę je na ścianie — oznajmił radośnie mężczyzna, rezygnując z
przytaszczenia truchła do koni; podszedł do swojego rumaka i postanowił jego
przyciągnąć do martwego jelenia.
—
Albo przyczepisz sobie do głowy i będziesz paradować w nim nago po wiosce —
dodał Ron z charakterystyczną dla siebie złośliwością – wtedy każda cię zechce
w swoim łożu.
Po
lesie rozniósł się echem perlisty śmiech Althei i rubaszne przekrzykiwania
braci zapewniających siebie nawzajem o zaletach posiadania takiego poroża w
swoim domu. Śnieg nadal spływał nieprzerwanie z grafitowego nieba, a miejscami
zrywał się porywisty wiatr, podrywając z ziemi lekki puch. Dziewczyna
wykorzystała to i skryła się za jednym z drzew, lepiąc w pośpiechu śnieżną
kulę. Nawet jeśli mieli powyżej dwudziestu lat, nie zmieniało to w żaden sposób
ich zamiłowania do obrzucania się śnieżkami.
Martwy
jeleń patrzył niewidzącym, szklistym okiem w niebo, a szkarłatna krew wsiąkała
w świeżą warstwę śniegu, moczyła sierść zwierzęcia i powoli zasychała. Rozchichotana
grupka przyjaciół nie poczuła żadnej zmiany w powietrzu, żadnego napięcia
wkradającego się między ciemne pnie.
Escuduro
parsknął i zamachnął łbem, cofając się od ciała jelenia o kilka kroków. Revolton
Rona i gniady rumak Brona – Faramis – także stały się niespokojne, kuląc uszy i
wciągając głęboko powietrze przez rozdęte chrapy. Revolton zarżał przenikliwie
i rzucił się w bok, wpadając z impetem na Escuduro, który wierzgnął i kłapnął
zębami tuż obok szyi starego wałacha, by ostrzec kompana. Zwierzę odsunęło się
jak najdalej od gniadych koni i znów parsknęło, grzebiąc niespokojnie kopytem w
śniegu.
Althea
przystanęła i spojrzała bez zrozumienia na swojego wierzchowca, nie
wypuszczając z dłoni dużej śnieżki, którą zamierzała za chwilę posłać w stronę
zuchwałego i zbyt pewnego siebie Brona; nie omieszkał naigrywać się z jej
celności i koncentracji. Dziewczyna nie zastanawiała się jednak, jak to zrobi,
skoro mężczyzna schował się za zwalonym pniem starego buku i obserwował ją z
ukrycia. Zastanawiała się, co tak mocno zaniepokoiło konie, bo na pewno nie
mogły tego sprawić ich głośne pokrzykiwania oraz przyjacielskie wyzwiska. I gdy
już odwracała się, by odszukać wzrokiem braci, znów przystanęła.
Usłyszała
coś.
Dziwny,
ledwo uchwytny szelest podobny do łopotania żagla. Nigdy nie widziała statku,
ale niedaleko Doliny Smoka było ogromne jezioro, po którym pływały łodzie.
Jedna z nich posiadała malutki żagiel, który łopotał z charakterystycznym
odgłosem szarpania materiału. Ale przecież w środku lasu nie mogła przepływać
łódka z żaglem. To musiało być więc coś innego. Lub po prostu jej się
przesłyszało.
W
momencie, gdy chciała się zamachnąć i rzucić śnieżką w wychylającego się ze
swojej kryjówki Brona, Escuduro stanął dęba i zarżał, błyskając białkami oczu.
Coś wielkiego spadło na nich z nieba, wprawiając swym uderzeniem ziemię w
drżenie. Śnieg wzbił się w powietrze, wirując szaleńczo wśród nieruchomych pni,
a wśród tego zgiełku dało się słyszeć suche trzaski łamanych drzew. Althea
wrzasnęła i skoczyła w bok, boleśnie obijając sobie biodro. Kątem oka ujrzała
oddalającego się w pośpiechu siwego ogiera; zaraz za nim cwałował gniadosz
Brona.
Śnieg
opadał powoli, a w miarę jak mijały kolejne długie sekundy, Althea zaczynała
dostrzegać coraz wyraźniej kontury dużej, ciemnej bryły. Usiadła na ziemi,
ignorując z wolna moknące od śniegu ubranie. Odczołgała się kawałek dalej, ale
nawet to nie pomogło – nadal była zbyt blisko czegoś, co spadło z nieba.
Ron
i Bron podbiegli do niej i kucnęli, wyciągając zza pasków sztylety. Althea
miała ochotę na ten widok roześmiać się w głos. Ciemna bryła była bowiem o
wiele większa niż ich trzy konie i martwy jeleń razem wzięte – bracia nie mieli
więc szans w starciu z napastnikiem nawet z dwuręcznymi, ogromnymi mieczami
rycerzy. Ona natomiast posiadała jedynie łuk i strzały, ale coś czuła, że w tym
momencie tak słaby oręż nie będzie w stanie jej pomóc.
Nagle
usłyszeli rzężenie i urywane rżenie. Coś biło mocno kopytami w ziemię, a Althea
zakryła usta, by zdusić okrzyk przerażenia cisnący się jej na usta. Już teraz
wiedziała, co jej nie pasowało w obrazku, jaki ujrzała kilka chwil wcześniej.
Do lasu nie odbiegały trzy konie, a tylko dwa. Revoltona coś zaatakowało.
Ogromna
paszcza zaciskała się na ciele zdychającego konia, miażdżąc i łamiąc kości z
głośnym chrzęstem przyprawiającym o dreszcze. Długie zębiska zatapiały się w
stygnącym ciele, a spomiędzy warg skapywała ślina zmieszana z krwią, barwiąc
kolejne miejsca na różowy kolor. Martwy jeleń był gnieciony i rozrywany przez
długie pazury osadzone w potężnej łapie przytrzymującej zwłoki.
—
Bogowie… — wyszeptał zatrwożony Bron, wybałuszając coraz bardziej oczy.
Jego
ręce drżały, sztylet w dłoni chwiał się na boki, a nogi zamieniły się w
kamienne głazy. Nie potrafił ruszyć się z miejsca, ale nie potrafił też oderwać
wzroku od bestii.
—
Czy to…?
—
Smok. — Bron nie śmiał wykonać żadnego ruchu; ledwie poruszał ustami, by
odpowiedzieć na ciche pytanie Althei.
Póki
się nie ruszali, Bron mógł być o tyle spokojny, że gad ich nie zauważy.
Bardziej będzie zajęty zjadaniem wierzchowca Rona i jelenia, którego upolowali.
—
Musimy uciekać… — wyszeptał Ron, także wbijając przeszywające spojrzenie w zwierzę
nachylające się nad zwłokami konia, które upuścił na ziemię.
Ostatnie
pyłki śniegu opadły na ziemię wokół nich i smok ukazał się obserwatorom w całej
swej okazałości. Smukłe ciało gada pokrywały czarne, lśniące łuski. Wzdłuż
kręgosłupa wyrastały szpiczaste kolce; ogromne skrzydła złożył ciasno przy
sobie i czasami je rozchylał, wachlując nimi niecierpliwie. Klinowata głowa zwróciła
się w ich stronę, a błękitne ślepia przepełniała wściekłość. Czarne, kocie
źrenice wbite były prosto w ich kulącą się trójkę. Spomiędzy warg wystrzelił
długi, różowy język o rozwidlonym końcu, smakując powietrze. Po chwili zniknął,
a wargi na pysku uniosły się, ukazując białe kły; ślina spływała po nich i moczyła
futra zabitych zwierząt leżących na ziemi.
Z
głębi gardła wydobył się cichy warkot. Zaczął powoli narastać, a gdy już
wszyscy byli pewni, że gad zaryczy, on umilkł. Z oczu przestała bić czysta
wściekłość; zwierzę przekrzywiło lekko głowę i znów wysunęło język, postępując
krok w ich kierunku.
Althea
przestała odczuwać strach. Oddychała z trudem, ale pierwszy szok minął. Smok
fascynował ją, był żywym dowodem na istnienie magicznych stworzeń w ich
krainie; w ich Dolinie Smoka. Miała ochotę uścisnąć ten duży, klinowaty łeb
właśnie za to, że dzięki niemu nie była jedynym odmieńcem wśród rasy ludzi.
Dzięki gadowi odzyskała nadzieję na to, że kiedyś trafi między podobnych sobie.
Jeśli przeżyję.
Bestia
zapiszczała coś i znów postąpiła krok do przodu, wbijając spojrzenie błękitnych
oczu w skuloną sylwetkę dziewczyny. Była ciekawa tych krzykliwych, dwunożnych
stworzeń. Czuła dziwną chęć dotknięcia jednej z nich, posmakowania jej zapachu.
Wiedziała, że musi to zrobić – to był teraz jej jedyny cel.
Bron
i Ron zamarli w bezruchu, widząc wysuwającą się w ich stronę trójkątną głowę.
Obaj obserwowali z przerażeniem, jak różowy język wystrzeliwuje spomiędzy
zaciśniętych mocno warg, zatrzymując się tuż przed twarzą Althei. Dziewczyna
siedziała nieruchomo, niemal jak posąg, spoglądając ze strachem w oczy potwora,
a jej pierś falowała w rytm nierównego, ciężkiego oddechu. Bron wpatrywał się w
skupione błękitne oko niedostrzegające nikogo innego poza Altheą. Musiał to wykorzystać. Nie mógł pozwolić
na to, by w jego obecności elfce stała się jakakolwiek krzywda.
Z
dzikim okrzykiem na ustach zerwał się z miejsca i zamachnął sztyletem, celując
w pysk smoka. Gad odskoczył do tyłu, podrywając głowę, i zaskowyczał,
rozkładając skrzydła.
—
Uciekajcie! — wrzasnął do sparaliżowanych przyjaciół i złapał mocno dziewczynę
za ramię, podrywając jednym ruchem do góry.
Ronowi
nie musiał pomagać; jego brat podniósł się z ziemi i puścił biegiem w dół
zbocza, a tuż za nim biegła Althea z Bronem. Niemal zsuwali się w zasypaną
dolinkę, cudem omijając wystające przeszkody w postaci leżących gałęzi i
starych pniaków.
Ciszę
przerwał straszliwy ryk, jeszcze długo potem niosący się echem po całej Dolinie
Smoka. Gdzieś w oddali usłyszeli łopot tysięcy spłoszonych ptaków zrywających
się ze skrzekiem z drzew. Althea zatrzymała się i odwróciła do tyłu, próbując
ujrzeć pomiędzy pniami klinowaty łeb, jednak nic takiego nie zobaczyła. Las za
ich plecami ział pustką i tylko milknące echo mogło im udowodnić, że gdzieś tam
czaiła się krwiożercza bestia.
—
Smoki istnieją?! — zakrzyknął Ron, podbiegając do brata i szarpiąc go za ramię.
— Niech bogowie porwą tego i każdego następnego! Zabił mi konia! W dodatku był
wielki! Może zaraz mi powiecie, że cholerne jednorożce też istnieją?!
—
Nie wiem, Ron! — wrzasnął rozzłoszczony Bron, chowając sztylet do pochwy
przyczepionej do paska.
Spojrzał
w zielone oczy brata i ścisnął go za ramię.
—
Wiem, że musimy stąd uciekać, inaczej nas pozabija. Althea! Idziemy!
Althea
nadal stała w tym samym miejscu, rozglądając się dookoła. Nie mogła uwierzyć w
to, że zwierzę tak po prostu ich zostawiło i odleciało. Coś w jego spojrzeniu
powiedziało jej, że nie chciało im zrobić krzywdy. Ujrzała w tych błękitnych
oczach… ciekawość. I inteligencję.
Dlatego chciała dostrzec bystrym wzrokiem kołującą sylwetkę lub usłyszeć łopot żaglowych
skrzydeł. Czarny smok… Tutaj, w Dolinie Smoka. Nie sądziła, że wraz z
nadchodzącymi urodzinami jej życie tak diametralnie się zmieni.
Bron
stęknął i podbiegł do dziewczyny, ciągnąc ją za ramię. Althea syknęła i
spojrzała na niego z oburzeniem, ale nie odezwała się. Bron był najstarszy i
zawsze on przejmował rolę przywódcy ich małej bandy. Dlatego też
podporządkowała się jego woli i posłusznie ruszyła w stronę wioski, niemal nie
zauważając, że śnieg w końcu przestał padać.
—
I co powiem rodzicom? — żalił się Ron, patrząc w czubki swoich butów, jakby tam
miał odnaleźć odpowiedzi na wszystkie swoje pytania. — Że mojego konia pożarł
dziki smok?! Uznają mnie za szaleńca!
—
Ron, nie drzyj się tak! — warknął nieprzyjemnie Bron, ucinając tym samym
rozmowę.
Posuwali
się bardzo szybko, ale nie śmieli znów zerwać się do biegu. Młodszy brat nie
zwracał uwagi na otoczenie, klnąc pod nosem na dziką bestię, Althea rozglądała
się i szukała jej, a Bron mamrotał pod nosem coś o życiu i śmierci, chcąc jak
najszybciej wydostać się z głuszy. Gdy ujrzał prześwit w drzewach, znacznie
przyspieszył kroku.
Znaleźli
się na głównym trakcie, którym kilka godzin wcześniej jechała Althea. Jej ślady
zasypał śnieg, ale zastąpiły je nowe, całkiem świeże. Dziewczyna spojrzała w
bok i ujrzała Escuduro stojącego na baczność ze strzygącymi uszami. Gdy ujrzał
elfkę, zarżał głośno, jednak nie ruszył się z miejsca. Znów stanął dęba i
odsunął się, wpadając zadem na ciężko oddychającego gniadosza Brona. Mężczyzna
ucieszył się na widok konia i postąpił krok w jego kierunku z uśmiechem na
ustach.
Smok
spadł z nieba niczym ogromny głaz wystrzelony z katapulty oblężniczej, miażdżąc
długim ogonem i skrzydłami wielkie drzewa rosnące po obu skrajach drogi. Trzask
łamanych gałęzi spłoszył przerażone konie, które z dzikim rżeniem pogalopowały
dalej traktem, znikając przyjaciołom z oczu.
—
Uciekajcie w stronę wioski i zamku! — wrzasnął Bron, chowając się za drzewem.
Ron
jednak nie miał tyle szczęścia; gad odnalazł młodszego z braci i ryknął z
wściekłości, zamachnąwszy się ogonem. Impet uderzenia odrzucił Rona daleko w
las, a gdy upadał, do uszu Brona i Althei doleciał zdławiony jęk bólu. Dziewczyna
skryła się za krzakiem, dławiąc się przerażeniem. Widziała ze swego miejsca
ciało Rona. Mężczyzna próbował wstać, ale po kilku próbach zaniechał i
znieruchomiał. Elfka zdusiła chęć zwymiotowania. Nie jadła nic rano, a na samą
myśl o ciepłym posiłku jej żołądek zwinął się boleśnie w supeł.
Smok
zasyczał i złożył skrzydła, milknąc zupełnie. Szedł powoli między drzewami,
wbijając wzrok w jeden punkt – w krzak, za którym chowała się Althea.
Dziewczyna widziała, jak zwierzę kroczy w jej kierunku. Nie miała jak uciec,
nie była w stanie się też bronić. Każda wystrzelona strzała w kierunku gada
tylko by go rozwścieczyła. Nie mogła pozwolić umrzeć braciom z jej powodu. Dlatego
też postanowiła stawić bestii czoła.
—
Czyś ty oszalała?! — krzyknął Bron, gdy ujrzał, jak Althea wstaje i wychodzi
zza krzaka, stąpając niepewnie wśród zasp w kierunku smoka. — Życie ci
niemiłe?! Althea!
—
Przestań, Bron! — Pierwszy raz zabrała głos w tej sprawie, odkąd tylko natknęli
się na stworzenie.
Spojrzała
na niego przelotnie i spróbowała się uśmiechnąć, jednak wyszedł jej z tego
jedynie dziwny grymas.
—
Gdyby chciał nas zabić, już dawno by to zrobił — oznajmiła spokojnie i stanęła,
nie ważąc zbliżyć się jeszcze bardziej niż to było konieczne.
Bron
stęknął i znów wyciągnął sztylet zza paska, ściskając go mocno w ręku. Zimna
rękojeść broni podziałała na niego jak kubeł lodowatej wody wylanej na głowę z
samego rana. Musiał zabić to zwierzę, nim ono zabije jego Altheę. A gdy już
będzie po wszystkim, powie dziewczynie, co do niej czuje.
Zerwał
się ze swojego miejsca, ale tak szybko jak wstał, znów wylądował na ziemi.
Czyjeś zaskakująco silne dłonie przytrzymały go w miejscu i zmusiły do
upadnięcia w śnieg. Bron odwrócił się i przeciął powietrze ostrzem, ale ktoś z
dziecinną łatwością zablokował jego cios i wytrącił mu sztylet z ręki.
Nieznajomy kucał przy nim w szarym płaszczu i pokazywał wyraźnie, by siedział
cicho. Kaptur miał tak głęboko nasunięty na twarz, że choć Bron wytężał wzrok,
widział jedynie wygięte w uśmiechu usta i srebrzystego wąsa na górnej wardze.
—
Nigdy nie przeszkadzaj w Naznaczeniu — ostrzegł go nieznajomy i wskazał palcem
zakrytym przez skórzane rękawice jeździeckie na stojącą Altheę, czekającą, aż
smok sam do niej podejdzie.
—
On ją zabije! — syknął zrozpaczony Bron, wyciągając głowę ponad ramieniem mężczyzny,
by odnaleźć wzrokiem odrzucony sztylet.
Nie
łudził się jednak, że go znajdzie – zaspy były na tyle wysokie, że pewnie
zniknął gdzieś na dobre i już się nie znajdzie.
—
Twoja przyjaciółka ma rację: gdyby chciał, już dawno by to zrobił. — Nieznajomy
odchrząknął i znów przyłożył palec do ust, nakazując ciszę.
—
Obserwuj to, bo być może już nigdy nie ujrzysz takiego widoku — wyszeptał z
dziwną żarliwością w głosie, przez co Bron spojrzał na mężczyznę zdziwiony,
jednak wolał przemilczeć tę kwestię.
Nie
potrafił jednak siedzieć cicho i bezczynnie, podczas gdy jego ukochana narażała
życie, stając oko w oko z bestią, którą do tej pory uznawał jedynie za legendę
i dobry symbol do straszenia dzieci na dobranoc!
Doskonale
pamiętał wszystkie opowieści babci, gdy przychodziła do ich pokoiku, wsparta o
laskę. Gdy na dworze robiło się ciemno, a jedynym źródłem światła stawały się
świece, starsza kobieta opowiadała im o smoczych jeźdźcach i czasach, gdy smok
oraz człowiek żyli ramię w ramię, by bronić krainę przed złymi mocami. Dzieliła
je na różne rasy, nadawała każdej bestii inny charakter; smoki władały licznymi
zaklęciami, a także mogły rozmawiać telepatycznie z każdą napotkaną osobą.
Opowiadała
im także o upadku rodu szlachetnych jeźdźców, o zapomnianej przez gady sztuce
ziania ogniem. Mówiła, jak bestie zaczęto postrzegać i zawsze podczas tych
historii roniła łzę z powodu zniknięcia tej i wielu innych szlachetnych ras z
powierzchni ziemi. Uwielbiał jej słuchać – wszystko opisywała tak autentycznie,
jakby sama brała udział w tych wydarzeniach. I wtedy zaczynał marzyć. O własnym
smoku i mieczu; o zbroi i osobistym herbie rodu, który by dumnie reprezentował
ze swoją Altheą. W snach ona kochała Brona; rodziła mu wspaniałe, zdrowe
dzieci, a mieszkali w ogromnym zamku nad brzegiem jeziora, otoczeni przez
bezkresne pola, łąki i lasy z widokiem na pasmo górskie i ośnieżone w oddali
szpiczaste szczyty.
—
Jeżeli to cię pocieszy, jestem w stanie powstrzymać smoczycę, gdy ta postanowi
jednak rzucić się na dziewczynę. — Nieznajomy znów się uśmiechnął i położył
dłoń na ramieniu Brona, lekko je ściskając; mężczyzna wyczuł w tym geście
ostrzeżenie.
Po
chwili zamrugał zaskoczony, w końcu zdając sobie sprawę z tego, co zakapturzona
postać właśnie mu powiedziała.
Smoczyca?
Althea
nie potrafiła powstrzymać drżenia nóg, gdy wilgotny język w końcu dotknął jej
policzka, mocząc jasną skórę. Bała się. Mimo wszystko czuła ogromny strach
przed stworzeniem, które widziała pierwszy raz w życiu. Nie wiedziała czy jej
przeczucie było słuszne. Mogła się mylić, a smok równie dobrze sprawdzał
jedynie czy nadaje się do zjedzenia. Przymknęła oczy, szykując się na
najgorsze.
Zamiast
nadejścia śmiertelnego ciosu usłyszała czysty głos:
Althea.
Spanikowana
otworzyła powieki i odskoczyła do tyłu, widząc z bardzo bliska wbite w nią
błękitne oko. Smok także uniósł głowę i zapiszczał, przestraszony tak nagłą
reakcją.
—
Spokojnie, Althea! To tylko jej głos! Nie bój się! — Althea gwałtownie
odwróciła głowę w bok, dostrzegając stojącego przy pniu, za którym chował się
Bron, zakapturzonego mężczyznę w szarym płaszczu.
Nie
wiedziała, kto to był i skąd znał jej imię.
—
Kim jesteś? — krzyknęła w jego kierunku, ale on potrząsnął mocno głową.
—
To teraz nieważne, naznacz smoka!
—
Naznaczyć… co?
W
tym samym momencie klinowata głowa znów zawisła tuż przed jej twarzą, a
błękitne oczy z czarnymi, pionowymi źrenicami były wpatrzone tylko w nią. Smok
oczekiwał jakiegoś ruchu, ale ona nie była pewna, co dokładnie ma zrobić.
Działając więc niemal instynktownie, uniosła rękę i powoli, bardzo delikatnie,
położyła dłoń na pysku zwierzęcia.
Wokół
niej zerwał się gwałtowny wiatr, porywając ze sobą śnieg i liście leżące tuż
pod nim. Szarpał jej płaszczem i włosami, ale Althea zdawała się tego nie
zauważać. Czuła, jak dziwne gorąco pełznie przez jej mózg, wzdłuż kręgosłupa,
rozchodząc się na poszczególne kończyny. Przymknęła oczy, gdy wewnętrzna lawa
przelewała się przez jej żyły, kierując się wprost do serca, gdzie nagle
zastygła i znieruchomiała. Trwało to jedynie ułamki sekund, ale dla dziewczyny
była to niemal wieczność – odczuwała bardzo dokładnie każdą część ciała, każdą
komórkę i każdą żyłę wraz z tętnicami. Jej serce biło nierówno, a żar rozgrzewał
ciało, dodając niejako otuchy. Gdzieś na krańcu podświadomości pojawiła się
dziwna macka, która z początku przypominała jej obślizgłą, natrętną glistę,
jednak szybko przemieniła się w miękkie futerko kociaka.
Ty jesteś Althea, a ja Nocna
Furia, dziki smok. Razem tworzymy jedność.
Elfka
poczuła się nagle niezwykle głupio, słysząc tak dziwną wypowiedź gdzieś w
swojej głowie. Głos ją przytłaczał; czuła się od niego ciężka i niezdolna do
jakiegokolwiek ruchu. Jednak mówił do niej smok, w dodatku znał swoje imię,
jakby to było coś niezwykle oczywistego.
Skąd…,
dziewczyna nigdy nie posługiwała się taką formą konwersacji, więc nawet nie
była pewna czy ktokolwiek słyszy jej myśli. Skąd
wiesz, jak się nazywasz?
A czemu miałabym nie wiedzieć? To
moje imię, muszę je znać.
Althea
otworzyła oczy i opuściła rękę. Łuski były twarde i lśniące, ale dziwnie
ciepłe, jakby skóra pod nimi ogrzewała ten naturalny pancerz. Smoczyca
wpatrywała się w nią z jawnym zainteresowaniem, siedząc na ziemi jak pies.
Elfka miała ochotę się roześmiać. Ta sytuacja była absurdalna! Na pewno jej się
to wszystko przyśniło; zaraz obudzi się w swoim małym pokoiku na poddaszu
stajni, a Wędrowiec zastuka w szybkę niewielkiego okienka, by go wpuścić na
chwilę do izdebki. To nie działo się naprawdę, a smoki nie istnieją.
Coś cię trapi. To przez moje
rozmiary?, smoczyca ziewnęła, ukazując rząd ostrych zębów. Althea
postąpiła krok w tył, co smok natychmiast zauważył. Będę jeszcze większa.
—
Pocieszyłaś mnie — mruknęła i stęknęła, uderzając się ręką w czoło.
Ona
rozmawiała ze smokiem! W dodatku powiedziała to na głos, co nie uszło uwadze
Brona, który wyskoczył z kryjówki, ale nie chciał podchodzić bliżej. Stał
jedynie i jej się intensywnie przyglądał.
—
Co to było? — spytał i odwrócił się do zakapturzonego nieznajomego powoli
wychodzącego zza drzewa. — Ej, ty — powtórzył głośniej, wskazując na mężczyznę
palcem — co to było?
—
Naznaczenie — odparł, krocząc pewnie w kierunku stojącej Althei, a poły jego
szarego płaszcza powiewały przy każdym kroku, zamiatając za sobą śnieg.
—
Naznaczenie? — Althea zamrugała, po czym nagle otrząsnęła się i spojrzała
gniewnie na człowieka, który nadal chował się w cieniu kaptura.
—
Możesz mi wyjaśnić, co tutaj się właściwie dzieje? — spytała z nadzieją w
głosie, choć w jej wypowiedzi pobrzmiewała też ledwo ukryta wściekłość. —
Jeszcze dzisiaj rano nie miałam bladego pojęcia o istnieniu smoków, a teraz
niby jestem posiadaczką jednego z nich? Skąd tutaj smok? I co to za
Naznaczenie? Po co…
—
Wiem, wiem, że masz dużo pytań, więc uprzedzając je wszystkie – odpowiem na to
w swoim czasie. — Złapał za krawędzie kaptura i szybkim ruchem zrzucił go na
plecy.
Althea
niemal od razu poznała człowieka, który przed nią stał. Bron nie zwrócił na to
uwagi, bo pobiegł do swojego brata i cucił go, pokrzykując przekleństwa i
rzucając klątwami na siedzącego smoka.
—
Sir Irving Lwie Serce? — zdziwiła się i przestąpiła z nogi na nogę, splatając
ręce na piersi. — A co pan ma z tym wszystkim wspólnego?
—
Więcej niż ci się zdaje, moja droga — odpowiedział z dziwnym błyskiem w oku i
spojrzał z zadowoleniem na smoka.
Błękitne
oko obserwowało go, ale smoczyca milczała.
—
Musimy zabrać twoich przyjaciół, nim wrócą do wioski — zaczął sir Irving,
drapiąc się po koziej bródce. — Pojedziemy do mojego domostwa, opatrzę rany
tamtego młokosa i odpowiem na każde twoje pytanie. A wiem, że na pewno masz ich
dużo.
—
Nie sposób zliczyć — przyznała Althea i westchnęła.
Z
tego, co słyszała, dom sir Irvinga był oddalony o pół dnia drogi od wioski, a
oni stracili konie, na których mogliby dojechać na miejsce. Ron nie był w
stanie chodzić, a ona i Bron zbyt długo nie dadzą rady brnąć przez wysokie
zaspy śnieżne w środku lasu. Pomysł wydawał się jej beznadziejny i z góry
skazany na porażkę. Ale nie mieli wyjścia – musiała dowiedzieć się, co się jej przydarzyło
i jakim sposobem jakiś smok ostał się w lasach krainy i dziwnym przypadkiem
stał się bliski jej sercu.
Ostatni
raz spojrzała na sir Irvinga i pobiegła w stronę klęczącego Brona, patrząc na wykrzywioną
bólem twarz Rona. Chłopak stękał cicho pod nosem, ale delikatny uśmiech zdobił
jego usta, co trochę uspokoiło przestraszoną dziewczynę.
—
Ron, wszystko w porządku? — spytała, dotykając jego ramienia, gdy Bron złapał
brata w pasie i podciągnął do góry, by usiadł na śniegu.
—
Nie mogę… oddychać… — wyszeptał ostatkiem sił, ale zachichotał; szybko
przypłacił to gwałtownym atakiem kaszlu i jeszcze większą dawką bólu.
—
Ma pewnie połamane kilka żeber — wywnioskował Bron, odgarniając przydługi
kosmyk włosów brata.
Popatrzył
na twarz Rona i westchnął cicho.
—
Sir Irving nam pomoże — odparła cicho Althea, patrząc w skupieniu na ponurego
przyjaciela.
Bron
podniósł głowę i spojrzał na nią dziwnym wzrokiem, od którego zrobiło się elfce
bardzo nieswojo.
—
Kto to w ogóle jest? — zaatakował niespodziewanie, przez co Althea niemal
skuliła się w sobie pod ostrzałem oskarżeń. — Skąd ty go w ogóle znasz? I skąd wiedział,
że tu będziemy? Skąd…
—
Myślę, że na te pytania znajdziecie odpowiedzi w mojej chacie. — Surowy głos sir
Irvinga postawił ich na baczność. — Nie ma potrzeby marznąć tutaj i narażać
naszego młodego przyjaciela na przeziębienie.
Althea
wstała i otrzepała kolana ze śniegu, unikając wzroku przyjaciela. Wysoki
mężczyzna stanął koło niej i spojrzał na nadal klęczącego Brona, jakby
oczekiwał od niego podjęcia słusznej decyzji. A gdy chłopak niechętnie mruknął
coś o cieple ogniska i gorącej strawie, sir Irving z ochotą podprowadził do
leżącego Rona swojego wierzchowca, by przetransportować rannego do
bezpieczniejszego miejsca.
Althea
ruszyła powoli za stąpającym koniem, czując na sobie przenikliwy wzrok
smoczycy. Po raz pierwszy od bardzo dawna znów zaczęła obawiać się
nadchodzącego jutra.
Ja Ci te dywizy poprawiałam na półpauzy, zły człowieku :<<
OdpowiedzUsuńA coś obszerniej jutro, dziś nie prowadzę mózgu już xD
Fuuuuck, już wiem, co miałam poprawić przed publikacją xD Widzisz, co dwie głowy, to niejedna xD
UsuńNo, Althea, która nie ma przyjaciela w dupie, wypada o wiele korzystniej od Althei, która ma przyjaciela w dupie xDD Ogółem moje zdanie znasz, ale nie chcę być milcząca, wiem, jakie to milczenie umie być frustrujące xD
UsuńI tak, nie czytałam drugi raz, plasiam :< Nie umiem tak. Nawet ulubionych książek nie czytam drugi raz, dziwna jestem. Musiałabym z rok odczekać, żeby to poczytać kolejny raz xD
Za to mam Złotą Radę Cioci Natalii - żeby nie być blokowaną przez błędy w rozdziałach, NIE POPEŁNIAJ ICH xD Nie wiem, jakim cudem tej szmatowatości u Althei nie widziałaś xD
Ewentualnie napisz fragment piątki, cofnij się do czwórki, podłub, wróć do piątki...
I już więcej pomysłów ni mom xD
Faktycznie, dziwna jesteś, ja lubię wracać do ulubionych książek po kilka razy, ale odstęp musi wynosić więcej niż sześć miesięcy :) Bo tak to bez sensu, ciągle czytać w kółko to samo.
UsuńPierwsza rada jest zajebista, będę się do niej stosować zawsze! :D Ej, wiesz, jak mam wizję, to piszę i potem jest taki szok, że tego nie zauważyłam xD Musisz się przyzwyczaić, że pewnych sytuacji nie widzę, bo jestem zaślepiona wizją kolejnych xD
Ale faktycznie zacznę pisać piątkę, potem wrócę do czwórki i dopiszę potrzebne fragmenty, by ciocia Natalia polubiła Altheę xD
Nie ma książki, którą przeczytałam kilka razy - co najwyżej wybrane fragmenty, które mi imponowały, żeby też się tak nauczyć poprzez opatrzenie z nimi xD Ale właśnie, może za dziesięć lat bym do czegoś wróciła xD
UsuńWiesz, mnie to tam bez różnicy, to Ty masz teraz problem, nie ja :3 Kiedyś też na coś takiego cierpiałam, jak napieprzałam wyrazy niczym karabin maszynowy, teraz nieco zwolniłam i zrobiłam się bardziej krytyczna, mniej sprawdzania później xD
Ja tego Althei nigdy nie wybaczę, więc mną się nie przejmuj xDD Ale no, głupio jest się czymś blokować, dlatego czasami można z obowiązkowości zrezygnować :3
Ja aktualnie cierpię na kupowanie wszystkich książek, które mają jakiś związek z fantastyką - taką biblioteczkę sobie robię. Idzie mi ciężko, bo nie mam kasy i jestem kompletnie spłukana, ale może za 20 lat uda mi się to xD
UsuńNo, mam głupie przyzwyczajenia, muszę się ich pozbyć, więc krzycz, gdy robię coś źle, to na pewno pomoże :)
Weź, ja zawsze mam tak, że w powieściach bardziej lubię mniej znaczące postaci niż te główne... Tutaj też - Bron to mój numer jeden aktualnie... Pfff, nie lubię tego xD
Nie no, dzisiaj chyba usiądę do 5 i nie będę patrzeć na 4, może w trakcie mnie olśni i uda mi się wszystko poprawić :)
Ja cierpię na blokadę czytania z powodu przebrnięcia przez wszystkie rozszerzone lektury - cholera, lubię czytać, ale kiedy czytanie jest obowiązkowe, nadzwyczaj mnie to męczy oraz zniechęca. A jeszcze Zwiadowcy to taka partia, co czytasz bez przekonania do 10 rozdziału, po czym już nie możesz się oderwać. Tylko dobrnąć do tej połowy... xD
UsuńKrzyczę cały czas, bo nie mam co robić xDD
To ja mam tendencję krzywdzenia tych, których lubię, żeby nie było, że którąś faworyzuję ._. W Legendzie to widać, ale najbardziej w Granicach - biedna Aithne, przesadziłam xD
Ja powinnam siąść do... siódmego Legendy. Ale coś mi nie idzie. Bitwa skończona, a ja lenia dostałam, skupiłam się na projekcie odręcznej książki, bez sensu xD
Weź, ja aktualnie próbuję czytać książki na rozszerzenie i o ile w maju miałam ogromny zapał, by to zrobić, tak teraz... wolałabym poczytać fantasy, póki jeszcze mogę... A tu nie... Jakoś nie czuję się na siłach do tego. Głupia ja, że chcę rozszerzenie z polskiego i angielskiego...
UsuńTy lepiej pisz Legendę, bo będziesz płakać potem, że Ci się rozdziały skończyły, nie masz co dodawać, a czasu brak, by pisać dalej! ;P
Nie pamiętam czy to pisałam, ale po przeczytaniu opisu historii (jest gdzieś w menu) skojarzyło mi się to z Eragonem, przez motyw smoczych jeźdźców jako dawnej zapomnianej historii.
OdpowiedzUsuńWracając do rozdziału, a w sumie przechodząc do niego... To bardzo dobre wprowadzenie i zapoznanie z bohaterami (w sumie zastanawia mnie czy któryś z jeźdźców jest człowiekiem? na razie oboje wspomniani to elfy, w sensie ten z prologu i Althea). Wprowadzony lekki wątek miłosny, mam czemu kibicować, wybacz jestem typową romantyczką, uwielbiam romanse <3 I tajemniczy, jak dla mnie, ser (czemu nie sir? ser jest zabawny)Irving, który odpowie na wszystkie męczące pytania.
Smoczyca wspaniale przedstawiona.
Taaaak, pisałaś to :) I tak jak mówiłam - "Eragon" nie jest szczytem wspaniałości w tych klimatach, dlatego zachęcam do lektury innych książek związanych ze smokami, jak i smoczymi jeźdźcami ;)
UsuńJeśli chodzi o smoczych jeźdźców to wszystko się wyjaśni z każdym kolejnym rozdziałem :) Wszystkiego od razu na tacy nie podam, nie ma ze mną tak łatwo ;P
Nie nastawiałabym się na jakieś wielkie romanse aktualnie, serio xD To że on ją kocha nie znaczy, że jakoś mocniej to zarysuję, choć jego uczucia będą mieć znaczący wpływ na wiele sytuacji.
Jeżeli decyduję się na pisanie po polsku, piszę też wszystkie słowa po polsku (nie licząc tych wymyślonych przeze mnie, wiadomo...). Dlatego też zdecydowałam się na wersję "ser", która jest tak samo poprawna jak "sir". Z taką wersją spotkać się możemy na przykład w książkach Martina. To jest angielski tytuł honorowy, a ja piszę po polsku, więc będę pisać tak jak się czyta ;) Wiem, że brzmi śmiesznie, ale tak już jest ;P
Nie wiem dlaczego, ale najbardziej zależy mi na dobrym przedstawieniu smoków w tej powieści - by pokazać ich wspaniałość. Chyba chcę, by czytelnicy zauważyli ich niesamowitość, którą ja widzę ;)
Dzięki za komentarz! ;*
Skleroza! xD Gdybyś mogła polecić mi tytuły byłabym wdzięczna.
UsuńOczywiście, byłam głupia łudząc się, że podasz wszystko od razu jak na tacy o smoczych jeźdźcach... Dla nawet malusi romans to powód do radości, uwierz. Będę cierpliwie czekać na coś więcej :D
Rozumiem, spolszczanie tego zwrotu jest śmieszne, ale to twoja decyzja i nie pozostaje nic innego jak się z nią zgodzić.
Uwielbiam smoki, w każdym wydaniu. <3
Pierwszą osobą, która napisała o smoczych jeźdźcach, była Anne McCaffrey, przez to nazywana później Królową Smoków. I to ona jakby popchnęła mnie do napisania tej powieści :)
UsuńA romanse będą - większe, mniejsze, ale będą ;)
Ano śmieszne, sama się śmiałam, pierwszy raz czytając "Grę o tron", ale potem przyzwyczaiłam się :)
Och, ja też, gryfy tak samo :D
Zacznijmy od tego..
OdpowiedzUsuń"ich kulącą się trójkę. " brzmi to co najmniej dziwnie, przynajmniej na mój gust. Po drugie, są też inne określenia na zwłoki, nie tylko "stygnące ciało", którego dość często używasz (wprawdzie tylko dwa razy, ale to jednak.. "zuboża" tekst, naprawdę nie wiem jak to inaczej nazwać ಠ_ರೃ).
To mnie najbardziej raziło w oczy. Niestety nie jestem w stanie napisać coś więcej poza tym, że jest to fajne, chociaż mnie strasznie męczą takie ilości tekstu, które muszę przeczytać gapiąc się w monitor laptopa/tabletu. No, może jeszcze dopowiem, ze panowie Bron i Ron wydają się być bliźniakami; są to naprawdę sympatyczne postacie, a ja bardzo lubię bohaterów, którzy jakby znają położenie w jakim ja się znajduję i byłby to dla mnie dodatkowy plus.
Mam nadzieję, że zrozumiałaś coś z tego bełkotu ・ω・
Szukałam wielu synonimów, uwierz mi, było ciężko xD Ale poszukam jeszcze i spróbuję coś zmienić, by to lepiej wyglądało ;)
UsuńJeśli chodzi o pierwszy błąd - ja nie widzę tam nic dziwnego... Być może ma dziwne brzmienie :)
Niestety musisz się przyzwyczaić, bo inaczej nie umiem. Nie znajdziesz tutaj rozdziałów liczących dziewięć stron, tylko zawsze będzie to powyżej co najmniej 12 stron :) Tak już piszę, nie umiem oszczędzać, jeśli chodzi o fantastykę ;)
No, Bron i Ron są bliźniakami, ale nie widać w nich aż tak ogromnego podobieństwa, zresztą będzie to można niedługo zobaczyć na zdjęciach, jakie zamieszczę w menu :) Taki dodatek będzie, u know :)
Zrozumiałam, zrozumiałam i bardzo dziękuję za komentarz! ;*
W przedostatnim akapicie, jak tak zerknęłam, masz zdanie po zdaniu "Brona". Jednak się na coś przydaję także po sprawdzeniu tekstu, yay xD
OdpowiedzUsuńAch, Nereczka jak zawsze pomocna - dziękuję Ci, kochanie! <3
UsuńNo i przeczytałam :)
OdpowiedzUsuńFabularnie rozdział ciekawy, nawet pod koniec wciągnęłam się i przestałam zwracać uwagę na błędy. Po prostu czytałam. Poniżej lista znalezionych błędów, jedne mniej, inne bardziej rażące. Mam nadzieję, że się nie przerazisz ilością :)
Musisz dużo ćwiczyć i popracować przede wszystkim nad potocyzmami, ponieważ to nie jest język literacki i język "wydawalny". Z czasem pewnie się wyrobisz.
A oto i lista:
1. Pierwszy akapit – zbyt dużo identycznych struktur imiesłów + „się”: starając się, czającego się, tlące się
2. Następne akapity, może nie ma w nich powtórzeń, ale bardzo rzuca się w oczy, że wszystko jest małe: mała toaletka, niewielki płomyk, delikatny poblask, niewielka miska
3. „Obserwowała w milczeniu ciemne fiołkowe oczy” - albo „ciemnofiołkowe” albo „ciemne, fiołkowe” (przecinek)
4. „Zasznurowała wysokie oficerki do jazdy konnej i zarzuciła na plecy ciężki zimowy płaszcz, podchodząc do małego okienka.” - z tego zdania wynika, że wszystkie czynności wykonywała w trakcie podchodzenia do okna, czyli, że szła i w trakcie wiązała budy, szła i zarzucała płaszcz na siebie
5. „Otworzyła je i już w kilka chwil później mrużyła oczy przed mroźnym wiatrem wdzierającym się do pomieszczenia.” - zaburzony jest tu czas, kiedy otwiera się okno, od razu odczuwa się tego skutki, a kilka chwil później. Jeśli jednak chcesz tak zostawić to poprawniej by było „Otworzyła je i już chwilę później (bo ile też trwa kilka chwil?) zmrużyła oczy pod wpływem mroźnego wiatru, wdzierającego się do pomieszczenia”
6. „Na parapecie siedział młody orzeł, czyszcząc dużym, żółtym dziobem brązowe pióra na prawym skrzydle. Na dźwięk skrzypienia zawiasów zaniechał czynności i spojrzał na dziewczynę jednym okiem, przekrzywiając głowę.” - tak szczegółowy opis jest zbędny, bo akurat chyba nieważne do fabuły jest, że orzeł czyścił akurat prawe skrzydło. Można by to było znacznie uprościć, np. „Na parapecie siedział młody orzeł. Na dźwięk skrzypienia zawiasów zaniechał czyszczenia skrzydła....”
7. „Dziewczyna wyciągnęła stamtąd list „ - stamtąd czyli z gardła? Tak wynika z zdania poprzedzającego
Usuń8. „Cicho zamknęła okno” - a to zawiasy tym razem nie skrzypnęły?
9. „Przeszła przez pokój i wrzuciła zmiętą kartkę do przygasłego paleniska, grzebiąc pogrzebaczem między węgielkami.” - znów ten sam błąd co wcześniej: chodziła po pokoju i wrzucała list do paleniska przez cały ten czas trzymając pogrzebacz w ręce. Skąd w ogóle ten pogrzebacz się wziął? Z powietrza?
10. „Szturchnął pyskiem ramię wchodzącego człowieka” - z tego co się zdążyłam zorientować, to piszesz o Althei, a ona jest elfem, a nie człowiekiem
11. „Uszy nadal jednak chodziły to do przodu, to do tyłu” - czyli uszom nagle wyrosły nogi i zaczły sobie swobodnie hasać?
12. „Z małego worka, który wisiał zawsze przy wejściu do boksu Escuduro, wyciągnęła szczotki” - kto? W poprzednich zdaniach podmiotem jest koń.
13. „Nie miała czasu, musiała działać szybko, nim wstanie pierwszy strażnik zamku i zauważy jej nieobecność w stajni.” - chyba nikogo nie zdziwiłoby, że Althei nie ma w stajni, bo powinna być w pokoju, pewniej zdziwiłby ich brak konia
14. „Wskoczyła zgrabnie na siodło i podciągnęła mocniej popręg” - nie znam się na koniach, ale wydaje mi się, że popręgu nie na się poprawić, siedząc na siodle, bo sprzączki (czy jak to się tam zwie) znajdują się na brzuchu
15. „mamrotanie pod nosem strażnika doszło do jej uszu,” - przecież już 2 akapity wcześniej słyszała jego sapania
16. „Dziewczyna zignorowała jego słabe protesty” - czy wrzask to słaby protest?
17. „mijając starą fontannę na dziedzińcu z kamienną figurą przedstawiającą dumnego rycerza” - zmieniłabym tu kolejność na „mijając na dziedzińcu starą fontannę z kamienną...” odwróciłabym też kolejność akapitów. Pierwsze co widzi dziewczyna to stara zniszczona fontanna, która dopiero po chwili mogłaby wywołać wspomnienie o dawnej świetności, a nie na odwrót
18. „Była jednak więźniem Grety” - była więźniem i tak łatwo uciekła?
19. „Althea uśmiechnęła się i ściągnęła wodze, zwalniając konia.” - czyli koń stracił pracę? Może lepiej by było „ściągnęła wodze, dzięki czemu koń zwolnił”
20. „ zamku, gdzieś zniknął zastąpiony śniegiem leniwie spływającym z nieba. Otulił ją spadający z wolna śnieg i skrzypienie białego puchu pod kopytami Escuduro.” - powtórzenie „śnieg”
Usuń21. „niezwykle barwna grupa” - nie widzę tu ani barw ani grupy, tylko dziewczynę jadącą na koniu i ptaka latającego im nad głowami.
22. „ Nie miała pieniędzy, by kupić nowy łuk, nie marząc o lepszym i mocniejszym.” - nie rozumiem, dlaczego użyłaś tu imiesłowu, przez to zdanie jest niezrozumiałe.
23. „Escuduro chętnie ruszył kłusem.” - kłus to chyba dość szybki bieg, prawda? Althea jest w lesie, na ścieżce pełnym wystających korzeni, dodatkowo przykrytych śniegiem. Nie bała się, że koń złamie nogę na niewidocznej (bo pod śniegiem) przeszkodzie?
24. Coś się tak uczepiła tego języka orła? Niezwykle rzadko pisze się o językach ptaków (chyba nie wszystkie nawet mają) i bardzo trudno mi sobie to wyobrazić
25. „Dla niej był to znak, że w pobliżu czai się zwierzyna.” - ledwie akapit wcześniej pisałaś, że zwierzyny nie było
26. „Uniosła dłoń i zmusiła Wędrowca do wzbicia się w powietrze.” - czyli zeskakiwała z konia, co wiąże się z poruszaniem rękami i ptak nie odfrunął? a nawet jeśli nie odfrunął to powinien przynajmniej bardzo boleśnie wbić pazury w jej ramię (podejrzewam, że pewnie do krwi, bo młody czy nie młody, ale orły są silne i mają długie pazury), żeby się utrzymać.
27. „Złapała za majdan łuku i przycisnęła drzewce strzały do półeczki oręża, brnąc przez zaspy.” - mam wrażenie, że konstrukcję łuku czytałaś z internetu :P Niepotrzebnie skupiasz się na takich drobnostkach, a tak naprawdę nie wiesz jak takie strzelanie z łuku wygląda. Chodzi o to, że A) W łuku drewnianym starego typu (nie sportowy współczesny) cięciwę zakłada się chwilę przed użyciem. Cięciwa nie może być przymocowana stale, bo łuk się odkształca i jest niezdatny do użycia (traci siłę naciągu itd.) B) Strzałę nakłada się na łuk także tuż przed oddaniem strzału, ponieważ raz: chodzenie ze strzałą na łuku jest niewygodne i strzała zwyczajnie spada (ta cała podstawka niezbyt szczególnie mocuje strzałę do łuku), a dwa: łuk także się niszczy, trzy: dłuższe niż 2-3 sekundy celowania szkodzi celności
28. Nie wiem dlaczego nie odmieniasz imienia konia.
29. „Przyklękła i naciągnęła cięciwę, czekając, aż rogacz zbliży się na tyle blisko, by mogła mieć pewność, że jej strzała dotrze do celu.” - a skąd pewność, że akurat jeleń pójdzie w jej stronę? Druga sprawa, to dziewczyna musi mieć bardzo krótki łuk, skoro ma zamiar strzelać, klęcząc
30. „ Był zwierzęcą kopią Rona.” - czyli jest zwierzęciem?
31. „Ron i Bron wychowali się w małej wiosce u stóp Dziurawej Góry – najniższej w paśmie górskim wieńczącym Dolinę Smoka.” - Dziurawa Góra to w całości nazwa własna, więc powinno być: „u stóp Dziurawej Góry – najniższego w paśmie górskim wzniesienia...”
32. „Ron i Bron dorośli, Althea również.” - skoro dorosła to dlaczego wciąż piszesz o niej per „dziewczyna”, a nie „kobieta”
Usuń33. „scuduro parsknął i zamachnął łbem, cofając się od ciała jelenia o kilka kroków. Revolton Rona i gniady rumak Brona” - trochę po macoszemu potraktowałaś trzeciego konia, nie nadając mu imienia
34. „ich trzy konie razem wzięte wraz z martwym jeleniem” - poprawniej: „ich trzy konie i martwy jeleń razem wzięte”
35. „Ona natomiast posiadała jedynie łuk i strzały” - rzucała śnieżkami z kołczanem i łukiem na plecach? To dość niewygodne
36. „Ogromna paszcza zaciskała się na ciele zdychającego konia, miażdżąc i łamiąc kości z głośnym chrzęstem przyprawiającym o dreszcze. Długie zębiska zatapiały się w stygnącym ciele, a spomiędzy warg skapywała ślina zmieszana z krwią, barwiąc kolejne miejsca na różowy kolor. Martwy jeleń był gnieciony i rozrywany przez długie pazury osadzone w potężnej łapie przytrzymującej zwłoki.” - taki szczegółowy opis drobnostek, a jeszcze nie opisałaś całego zwierzęcia. Człowiek raczej widzi od ogółu do szczegóły, ty zrobiłaś odwrotnie, co trochę zgrzyta. Poza tym jak smok wylądował pomiędzy drzewami nie robiąc sobie krzywdy i nie łamiąc drzew (później na trakcie, gdzie lasu właściwie nie było, drzewa złamał).
37. „Póki się nie ruszali, mógł być o tyle spokojny” - kto mógł?
38. „Elfka zdusiła chęć zwymiotowania. Nie jadła nic rano, a na samą myśl o ciepłym posiłku jej żołądek zwinął się boleśnie w supeł.” - w tak przerażającym momencie myśli o jedzeniu
Trochę długie to było, aż nie zmieściło się w jednym komentarzu.
Zapraszam do mnie na prolog, który pewnie już czytałaś :)
Pozdrawiam
Kurczę, ja, jak tylko dostanę w łapy coś naprawdę dobrego i porządnego, już po kilkunastu akapitach przestaję zwracać uwagę na błędy, choć czasem jakiś rzuci mi się w oczy. Mimo wszystko cieszę się, że udało mi się to napisać tak, że ludzie odczuwają to samo - ten stan wciągania przez treść :D
UsuńJeśli chodzi o błędy: bardzo dziękuję! Zwróciłaś uwagę na wiele istotnych rzeczy, za co jestem Ci bardzo wdzięczna! <3
Jeśli chodzi o popręg: z siodła można podciągać zarówno popręg, jak i regulować swobodnie strzemiona. Owszem, w siodłach ujeżdżeniowych trzeba się schylić, bo faktycznie są dosyć nisko usytuowane, ale w siodle wszechstronnym wystarczy przesunąć nogę do przodu, odchylić tybinkę i podciągnąć popręg :)
Pamiętam, jak dawno, dawno temu strzelałam z łuku, jednak tej wiedzy zostało mi tyle, co nic, więc podpieram się informacjami zaczerpniętymi z Internetu. To na pewno widać i muszę wykombinować, jak to zmienić, ale dziękuję, że zwróciłaś na to uwagę ;)
Imienia konia nie odmienia się, a przynajmniej ja nie próbowałam.
W ogóle fajnie, że mi napisałaś o prologu, bo nawet bym nie wiedziała! *,* W wolnej chwili na pewno przeczytam ^^
Ja tylko wtrącę, że kłus nie jest pędem prędkości światła. Biegnący energicznie człowiek bez trudu utrzyma tempo roboczego kłusa, toteż nie widzę nic zdrożnego w jeździe kłusem przez śnieg.
UsuńOsobiście popieprzam szybciej, ale ja jestem nadzwyczaj chora psychicznie, tak jak i moje konie xD
I z tym zwalnianiem konia... to akurat normalne sformułowanie Oo A jak powiesz "zwolnić bieg", to też myślisz, że bieg trafi pracę? ._.
Jak pisałam: na koniach się nie znam, to tylko moje odczucia i przypuszczenia, więc dobrze dowiedzieć się czegoś nowego:)
UsuńZ tym zwalnianiem. Konstrukcja zdania wydaje mi się nieco dziwna.Zastanowiłabym się czy nie można by tego zdania napisać nieco lepiej, może bez użycia imiesłowów, dzięki czemu nie byłoby dwuznaczności. Poza tym "zwolnić bieg" i "zwolnić konia" to zupełnie dwie różne konstrukcje składniowe. W pierwszej masz rzeczownik odczasownikowy, w drugiej rzeczownik, a to się zupełnie inaczej ze sobą łączy w zdaniu.
Nie sądzę, by różniło się to aż tak bardzo - zwłaszcza że w żargonie jeździeckim jest to zupełnie naturalne, że konia się zwalnia, żeby przeszedł do niższego chodu. Rozumiem, że prości ludzie mogą tego nie wiedzieć (ale zastanawiam się, czy od razu by myśleli o koniach tracących pracę), jednak wychodzę z założenia, że jak się na czymś znamy, powinniśmy pisać tak, żeby nie wychodzić na kretynów ^^
UsuńMyślę, że ludzie nie mają skojarzeń związanych z utratą pracy przez konia xD Sądzę, że myślą podobnie do mnie: że koń zwalnia chód ;P Ale spróbuję to jakoś inaczej ułożyć, żeby nie było już jakichś wątpliwości względem tego ;)
UsuńA Ty wiesz, że ja też przymierzam się ostatnio do Twojego opowiadania? :P Ale tak jakoś nie było czasu, bo sesja, bo problemy zdrowotne i w sumie na długi czas odcięłam się od świata internetowego. No na gg siedzę średnio często, chyba łatwiej ostatnio złapać mnie przez maila, ale wiadomości żadnej od Ciebie nie dostałam :( muszę się temu przyjrzeć, bo ostatnio jakieś dziwne figle mi to wszystko płata, a to ktoś mi znika z gg, a to nie mam kontaktów w ogóle, albo nie mogę się zalogować. Nie wiem, zobaczę, co jest grane.
OdpowiedzUsuńMiło, że chcesz przeczytać, ale moja proza żadnych wysokich lotów nie jest, niestety bardzo dużo mam do poprawienia :P mam jednak nadzieję, że lektura będzie miła :)
O, fajnie wiedzieć ;D Ach, ta sesja, niedługo sama będę wiedziała, jak to jest z tą sesją...
UsuńCoś z tym GG musi być, ale co się dziwić, skoro aktualizacje jakieś są, coś nowego ciągle wprowadzają, to i cały komunikator głupieje.
Przestań gadać głupoty, że Twoja proza nie jest wysokich lotów, bo znajdę Cię i naklepię za prawienie takich bezsensów ;P
Sesja jest spoko. Dopóki nie masz czterech kolokwiów i egzaminu jednego dnia, wtedy przestaje być zabawie :P
UsuńZnaczy ja z AQQ korzystam, może to dlatego? 5100923, taki numer mam w każdym razie :P
No nie jest to najlepsze, co piszę, ale jest postęp, dlatego i tak się cieszę :D
Ano właśnie xD Z nią nie jest tak fajnie ;P Aż przypomina mi się pewien filmik, który obejrzałam na YT o sesji...
UsuńPierdzielisz gupoty, dobrze piszesz, o!
Zacznę od tego, że bardzo fajnie czytało mi się ten rozdział oraz prolog i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Może nie wciągnęłam się jakoś wyjątkowo mocno, ale to dopiero 1 rozdział, więc nic dziwnego. :) Znalazłam parę błędów, ale przepraszam, nigdzie ich nie zapisałam i teraz mi umknęły. :(
OdpowiedzUsuńSpodziewam się, że z naszą elfką będzie wiązała się jakaś ciekawa historia, mam nadzieję, że czymś mnie zaskoczysz. Bardzo polubiłam główną bohaterkę, chociaż nie potrafię jeszcze wyrobić sobie konkretnego zdania na jej temat. Czuję, że mało o niej wiem. To poznanie na pewno przyjdzie z czasem, wraz z kolejnymi rozdziałami.
Co jeszcze... Bardzo fajnie opisujesz świat przedstawiony, nawet lepiej niż bohaterów i ich emocje, przeżycia, doświadczenia... Mam wrażenie, że to trochę zanika wśród tych bogatych odniesień do miejsc, natury, pogody i wszystkich tych innych spraw.
Tematyka opowiadania trochę oklepana, jednak w moim przypadku smoków i elfów nigdy za wiele, oba motywy uwielbiam i biorę wszystko, co się z nimi wiąże. A dzięki barwnemu stylowi tworzysz historię, która zapowiada się świetnie. :)
Życzę weny! Chociaż masz już kilka rozdziałów gotowych, to weny nigdy za wiele i przyda się ona w przyszłości. ;)
To dopiero początek, na początku zazwyczaj wielkie akcje się nie dzieją, typu wojny, walki czy coś w tym guście, zresztą ja sama nigdzie się nie spieszę, więc można się zaczytywać w bogatych opisach, który jest tutaj na pęczki ;)
UsuńBłędy są, poprzedni czytelnicy już je wyłapali i na pewno będę je poprawiać wkrótce, jednakże ja zawsze mam tak, że gdy opublikuję rozdział, raczej staram się go nie ruszać aż do momentu publikacji następnego :)
Serio lepiej opisuję świat przedstawiony niż bohaterów? Hm, a właśnie ja mam największy problem z przelaniem obrazów w mojej głowie na klawiaturę komputera, bo opisanie całego świata przedstawionego jest bardzo trudne. Ale dzięki, że zwróciłaś na to uwagę, będę kombinować, co by tutaj to zmienić.
Tematyka opowiadania oklepana? W takim razie bardzo chętnie poczytam o jeźdźcach smoków, samych smokach, elfach, krasnoludach, gryfach, niziołkach, magach i innym tałatajstwie ;) Bo ja znam bardzo mało takich książek, mogłabym je policzyć na palcach jednej ręki ;)
Wena się bardzo przyda, bo stworzenie takiego rozdziału jest niezwykle pracochłonne i trudne ;P
Wiem, wiem, dlatego napisałam, że to dopiero 1 rozdział i jestem pewna, że później akcja się rozkręci. :) Na palcach jednej ręki mogłabym zliczyć książki, które przeczytałam i które rozkręcały się od pierwszych stron - jest ich bardzo, bardzo niewiele.
UsuńŚwiat przedstawiony jest u Ciebie opisany rewelacyjnie, aż chciałabym się znaleźć w tym miejscu, dotknąć go w jakiś sposób. Osobiście jestem nim zachwycona. :) Gorzej jest z bohaterami, bo nie czuję wobec nich praktycznie niczego - nie potrafię powiedzieć, czy ich lubię, czy może mnie irytują, bo są mi kompletnie obojętni. Oprócz głównej bohaterki, bo jak już napisałam wcześniej - polubiłam ją i mam nadzieję, że tak zostanie. :)
A co do tematyki to naprawdę nie jest dla mnie niczym nowym, bo w takich książkach zaczytuję się jak opętana. W ogóle fantastyka to całe moje życie, uwielbiam ten gatunek i żadne inne książki nie są mi potrzebne. :) Jeżeli chcesz, to na początek mogę podać Ci kilka tytułów, które traktują o takich motywach, jak np. smoki.
O "Eragonie" to nawet nie muszę wspominać, ale poza nim: "Kroniki Świata Wynurzonego" Licia Troisi (3 części), "Dziedziczka smoka" Licia Troisi (3 części), "Eon" i "Eona" Alison Goodman, cykl "Ziemiomorze" Ursuli K. Le Guin, "Kolor Magii" oraz "Straż! Straż" Terry'ego Pratchetta, książki Andrzeja Żaka, seria "Dragonlance" - tutaj autorów nie podam, po jest ich bardzo dużo, jednak wpisz sobie w wikipedii, bo tytułów jest cała masa. Tyle w kwestii smoków, reszty nie pamiętam, musiałabym poszukać w Internecie, żeby sobie przypomnieć te, które jeszcze czytałam. Z krasnoludów to chociażby: "Przygody Gotreka i Felixa" lub "Kłopoty w Hamdirholm". Nie będę wypisywać książek o elfach, magii, gryfach - polecam wpisać w google i znajdziesz całe mnóstwo tytułów o tej tematyce. :)
Nie no, ja też żyję tylko fantastyką, więc znam krocie książek, mam mnóstwo przeczytanych, ale chodziło mi raczej o takie książki, które posiadają w sobie wszystko w jednym. A takich jest mało. Bo gdzie można spotkać krasnoludy, elfy, smoki i inne stworzenia w jednej książce? Ano właśnie, takowych jest malutko.
UsuńTo prawda, mało takich książek. Dlatego mi nie chodziło o to, że oklepana jest mieszanka tych wszystkich magicznych stworów, postaci, tylko sam motyw smoków i elfów, powinnam była to uściślić. :) Ale, oczywiście, dla każdego coś innego, wiadomo.
UsuńCzy oklepany, czy nie, to się okaże niedługo, bo nawet najbardziej oklepany temat autor może opisać w nowy, ciekawy sposób :)
UsuńOczywiście, że tak, zobaczymy. :) Możliwe jest, że bardzo mnie zaskoczysz i na to liczę.
UsuńMam nadzieję, że zaskoczę samą siebie xD
UsuńW końcu i ja się przypałętałam, ha!
OdpowiedzUsuńSiedzę i dumam, coby tu napisać, i jak zwykle mam z tym problem, bo jedyne, co mi się nasuwa na myśl, to "zwolnij, zabijesz nas!". Tak serio - nie wyprułaś za szybko z tym naznaczeniem (i ucieczką z zamku też. Bo chyba to była ucieczka? Ale czemu?)? Ja wiem, że ciężko jest pisać o zwykłych, codziennych sprawach (moja największa udręka - rozmowy o niczym. Mogę spędzić tak całe godziny, ale napisać choć słowo bez wysiłku - ni cholery!), ale przecież takie "pierdolenie o Szopenie" wprowadza czytelnika w klimat, bardziej zespaja z zmianą sytuacji bohatera/bohaterki. Bo tu czytamy o sielance, spokój się nam udziela, wszystko fajnie, milutko, życie płynie swoim tempem, wszyscy zadowoleni, a tu NAGLE JEB! raj się posypał. Przynajmniej ja znacznie większą niechęć i zarazem ekscytację do zmian odczuwam, jeśli mogłam wcześniej liznąć czasów pokoju. Co innego, gdybyś od pierwszego akapitu pisała o ataku (hm, czy to dobre słowo?) smoka, wtedy byłoby wszystko w porządku, bo później można zastosować retrospekcje. Teraz miałam wrażenie, jakbyś pokazała mi babeczkę, po czym natychmiast ją schowała, jeszcze zanim zdążyłam poczuć choćby zapach.
Ale może tylko narzekam. Pamiętaj, że to wyłącznie moje odczucia.
Z innej beczki, zaczyna mnie powoli irytować, że co i rusz ktoś zestawia Wojnę z Eragonem, ja pierdolsztajn. Wybitnym dzieło Paoliniego nie jest, istnieje masa ciekawszych książek o smokach, a jak na złość wszyscy tylko o tej i o tej. O, choćby cykl "Imaginarium Geographica" Owena (chyba dobrze tytuł zapisałam), tak mi teraz przyszło do głowy. Jeśli nie czytałaś, to do roboty!
Jaaaaaj, opisy! <3 Ja kocham opisy, wielbię opisy, po stokroć powtarzam "Sienkiewicz moim bogiem!". I możesz to pamiętać jeszcze z Onetu, bo ja tę miłość wykładam gdzie tylko się da. W każdym razie, bardzo ładnie przedstawiłaś świat, otoczenie było jak żywe. Za to bohaterowie wyszli nieco zamazani i niesprecyzowani, w przeciwieństwie do prologu, ale tłumaczę to sobie, że przed nami jeszcze długa droga, więc wykładanie kart na stół, tj. charakterów nie miałoby sensu. W przeciwieństwie do prologu. No. Althea na razie jest najwyraźniejsza, pewnie za sprawą faktu, że jest główną bohaterką, duh, chociaż trochę mnie mierzi, że nie zareagowała na wielkie, latające bydlę jak jej towarzysze, czyli przerażeniem i spieprzaj-gdzie-oczy-poniosą. Chyba że to jakaś magia ją uspokajała?
Kończę, bo mam wrażenie, że głupoty gadam. Bless.
O rany, a byłam pewna, że już komentowałaś ten rozdział! xD Brawo ja i brawa dla mojego ogarnięcia ;P
UsuńTo dziwne, że wytykasz mi pędzenie do przodu, bo z kolei ja naprawdę baaardzo zwolniłam z akcją xD Owszem, mogłabym jeszcze mocniej, ale jeszcze nie umiem pisać tak zupełnie o niczym, wtedy wydaje mi się, że rozdział jest do dupy i go najczęściej kasuję i piszę od nowa. Muszę się tego nauczyć, może wejdzie mi to w krew podczas pisania tej kobylastej powieści - mam przynajmniej taką nadzieję, bo faktycznie brak pośpiechu w powieści jest zawsze dobry, a nie zaszkodzi w żaden sposób. Chyba że będę zanudzać, to wtedy lepiej krzyczeć xD
Szczerze? Mnie też bardzo... wkurwia (bo inaczej już tego nie nazwę), gdy ktoś mówi tutaj o "Eragonie". No sorry, ale dla mnie ta książka nigdy nie była, nie jest i nie będzie inspiracją właśnie ze względu na raczej niskie loty w swojej jakości. Już nawet nie trzeba szukać książek o smokach, bo każda inna będzie pod wieloma względami lepsza od jego historii. Ale cóż... naród nie wie, że są inne, lepsze książki z tego gatunku, to mówi tylko o tym, co zna.
O, dzięki, na pewno przeczytam! *,*
Jesteś już kolejną osobą, któa stwierdziła, że opisy świata są bardzo dobre, natomiast postaci trochę się w tym gubią... Ach, mam nadzieję, że to wrażenie zniknie w kolejnych rozdziałach!
Dopiero gdy czytam poszczególne opinie czytelników dostrzegam, jak ciężko jest trafnie ocenić własne dzieło. Ja swoich bohaterów znam, znam całą historię, ale Wy nie, dlatego tak bardzo liczę na szczere opinie. Zawsze ktoś zwróci uwagę na coś, co dla mnie jest oczywiste, bo przecież jestem na bieżąco...
Dziękuję za komentarz! ;*
Nooo, zawsze dobry to za dużo powiedziane, ale ja zdecydowanie polecam. Także dlatego, że uwielbiam patrzeć, jak bohaterowie z tych zwykłych szaraczków z początków powieści się zmieniają w bohaterów właśnie. Albo i nie. O zanudzaniu tu nie ma mowy, trzeba zachować rozsądne proporcje i wszystko będzie w najlepszym porządku. :3
UsuńWiesz, to może wynikać z narracji trzecioosobowej... Według mnie własnie taka jest trudniejsza (choć często słyszę inne głosy), ponieważ trzeba pamiętać, że jako wszechwiedzący i wszechobecny bajarz wiesz wszystko o wszystkim i umieć odpowiednio tę wiedzę przedstawić - nie ujawnić ani za dużo, ani za mało. W pierwszoosobowej jasnym jest, że bohater nie ma dostępu do bazy danych, więc może gubić się we mgle, może mylić się w ocenie towarzyszy; przez pryzmat doświadczeń bohatera można omamić czytelnika...
O, a jeszcze nawiązując do wcześniejszych komentarzy - całą rzeszę magicznych stworów i ras (także wymyślonych przez samego autora) w jednej książce można spotkać w wiedźmińskim cyklu Sapkowskiego. I jeszcze Tolkien. Nic innego nie przychodzi mi do głowy. xD Ale z drugiej strony preferuję raczej hmhm nowocześniejsze odmiany fantastyki (urban, sci-fi, cyberpunk, steampunk...).
UsuńTrzecioosobowa jest o tyle trudna, że wiesz o wszystkim i musisz to podać w taki sposób, by nie zdradzić zbyt dużo. Musisz odpowiednio wszystko dawkować, a czasem jest to ciężkie, bo nie wiesz, co trzeba podać, by sprawy nie spieprzyć. Z kolei pierwszoosobowej nie lubię - cholernie ciężko mi się nią pisze i z pewnością nie dałabym rady napisać w tej narracji niczego spod gwiazdy fantastyki. Oj nie, na pewno nie, zbyt trudny orzech do zgryzienia!
UsuńJa też wielbię urban fantasy! Ale z cyberpunk czy steampunk chyba jeszcze nic nie czytałam... Warto to nadrobić, tak sądzę :)
Dziewczyno spokojnie, nie szalej tak! Bohaterka ucieka, spotyka smoka i jebs, nagle są razem. Podobało mi się do momentu, kiedy w trójkę spotkali smoczycę, potem ucieczka i, na przykład, powrót, chwila zastanowienia... takie tam. Ale ja nie narzucam. Nie zmienia to faktu, że straaasznie pędzisz. Natomiast plus za opisy, są naprawdę świetne. Strasznie podobała mi się dokładna "charakterystyka" wyglądu smoka, a jednocześnie nie wgłębianie się w zbędne szczegóły, ja nigdy nie potrafię tego wyważyć. Ogólnie fajnie utrzymany klimat, naprawdę można wczuć się w sytuację i to jest bardzo dobre. Było parę powtórzeń, chyba dwa, więc w sumie to mało xD i nie podobało mi się jak w pewnym momencie, na chwilę tylko, zmieniłaś narrację z jednej strony na drugą. Opisujesz, co czują bohaterowie i tu nagle smok chcę zobaczyć, co to za istoty go tam na dole spotkały, w pierwszej chwili się zgubiłam w tym lekko. Na koniec mogę dodać, że widać Twój rozwój w stosunku do poprzedniej powieści i to chyba w tym wszystkim jest najważniejsze :)
OdpowiedzUsuńPodpisano: Shetani.
Dzięki za opinię - gdy będę poważnie myśleć nad wydaniem tego, gdy spiszę już całą powieść, zwolnię nieco akcję tutaj, na początku. Już niejedna osoba mi to mówi, więc faktycznie coś jest na rzeczy ;P Niestety ciężko jest to dawkować, a ja też jeszcze nie za bardzo umiem pisać rozdziały o niczym xD Ale postaram się zwolnić akcję w rozdziałach, które katualnie piszę :)
UsuńCieszę się, że się podoba, dziękuję za zwrócenie uwagi z tym punktem widzenia, poprawię się. A także cieszę się, że widać różnicę między starą wersją a nową - w pewnym sensie osiągnęłam już sukces i to mnie bardzo raduje :)
Dziękuję, kochana, za komentarz! ;*
O, długo czaiłam się opowiadanie na twoim blogu. najpierw zaintrygował mnie adres. POmyślałam; taak, coś o smokach, w końcu! Potem zobaczyłam śliczny szablon, lecz czekałam i czekałam na treść, a potem przybyła sesja, przybyło obowiązków, zapomniałam zaglądać. Całe szczęście, ze szybko zdołałam nadrobić. Co prawda tylko prolog i rozdział pierwszy, ale już wyrażam swoje skromne zdanko. Ujęłaś mnie wstępem, gdzie dokładnie opisałaś zgromadzenie, jego członków. Nie zdziwiły mnie elfy, chociaż w dobrej tonacji ich utrzymałaś. Najbardziej zaciekawiło mnie ostrzeżenie staruszka, przed...smokami. Smokami, które będą walczyć między sobą. Pomyślałam o walce smoków i jakiejś innej rasie, a tutaj proszę. ciekawie i tajemniczo. Nie spodziewałam sie takiej szybciej napaści, inwazji na zamek, lecz wiadomo. To prolog. I nagle, rozdział pierwszy. Spokojnie przenosimy się na wręcz wiejskie życie. Ucieczka bohaterki, polowanie z przyjaciółmi... Sienakowo. I burzy to...smok, a dokładniej smoczyca. Co prawda wyskoczyłaś z tym tak nagle, że zachłysnęłam się szybką akcją. Jak gdyby nigdy nic polizała dziewczynę, naznaczyła, i co dalej? Pojawia się nie wiadomo skąd mężczyzna, który chce pomóc i- zapewne pomoże. Althea nie wybrała sobe sama takiego losu, mimo że jest elfką. Według mnie, została przymuszona, a zaraz jawi sie w głowie obraz z Eragona. Mimo to, zaciekawiły mnie Twoje opisy, cudne i nieziemskie, wciągające i lekkie. Poczytam, bo zaciekawiłam się:)
OdpowiedzUsuńOdnoszę takie wrażenie, że mało jest blogów tutaj, które posiadają w sobie historię o smokach, gryfach i innych takich stworkach... Będę jedną z nielicznych, łu-huu! xD
UsuńAno muszę zwolnić akcję na początku, bo faktycznie nieco za bardzo się rozpędziłam, ale raczej tego już nikt nie ujrzy, bo jeśli już, to poprawię to przed wysłaniem tekstu do wydawnictwa, a to nastąpi za ładnych kilka lat, Jednakże dzięki, że zwróciłaś na o uwagę :)
Błagam, tylko nie znowu wzmianka o Eragonie! Ahrkhjsdkjghas! Nie lubię, naprawdę nie lubię...
Dziękuję za komentarz! ;*
Jestem naprawdę z całego serca zachwycona Twoim opowiadaniem! Czyta się to gładko i przyjemnie. Mam wrażenie jakbym czytała profesjonalnie napisaną książkę! :) Słyszałam, że ludzie bardzo porównują Twoje opowiadanie do Eragona. Cóż może faktycznie trochę podobne, ale bardzo fajnie napisane i uważam że będzie to coś całkiem innego niż Eragon. Czekam na następny rozdział i nie gniewaj się, że wspomniałam o Eragonie ;c
OdpowiedzUsuńOch, bardzo to mało powiedziane - co i rusz muszę tutaj czytać coś związanego z "Eragonem", jest to bardzo irytujące, bo ja w żaden sposób nie inspirowałam się tą powieścią wątpliwej jakości ;)
UsuńKolejny rozdział powinien pojawić się jakoś jeszcze w tym tygodniu i nie gniewam się, serio :)